niedziela, 30 kwietnia 2017

Podsumowanie kwietnia i leśny relaks

Mało ogrodowe bo większość miesiąca  była przymusowo spędzona w domowych pieleszach. Otóż kwiecień był coś mało kwietniowy a taki bardziej początkowo marcowy co pracom na łonie  natury nie sprzyjało. Znaczy nie dlatego w ogrodzie jak ta pszczółka nie pracowałam bo moje wrodzone lenistwo wzięło i ze mnie wylazło, tylko zimno i mokro było na tyle że prawdziwe pszczółki karnie w ulach siedziały, czekając na dokarmianie bo o oblotach w takich temperaturach nie było co marzyć. Teraz maj za pasem ale ogród jeszcze mocno kwietniowy, wegetacja zatrzymała się i oglądam kwitnące rośliny typowe dla połowy kwietnia. Na rabatach sasanki, szafirki, pierwiosnki kluczyki, moje drzewa owocowe czyli ozdobne jabłonie  wiśnie japońskie dopiero otwierają pąki,  śliwa  'Pissardi' powolutku zaczyna przekwitać, magnolie kwitną na całego ale ze względu na tzw. przejścia ich kwitnienie  w tym roku nie cieszy. Podsumowanie kwietnia wygląda tak - kwiecień się zatrzymał w Alcatrazie na ciut  dłużej niż zwykle i w związku z tym zatrzymało się nam ogrodowe życie we wszelkich jego przejawach ( znaczy moje latania ze szpadelkiem i sekatorem też  ). Obecnie wyczekujemy ( nadal ) cieplejszych dni i czegoś na kształt przyzwolenia Wielkiego Ogrodowego na przeprowadzanie robót na "świeżym" powietrzu ( świeże w cudzysłowie  bo w końcu to Ódź ). Do Dorofieji z prośbami ogrodowymi się już nie zwracam bo mimo palenia prawdziwego wosku zostałam wykukana i nawet nie mam gdzie zażalenia na brak działania świętej złożyć ( kto wie może ona też przemarznięta albo cóś, może i lepiej  że tego zażalenia nie ma gdzie złożyć ).




Postanowiłam przestać przejmować się tak bardzo przyrodą "domową" czyli ogrodem i  sobotnie popołudnie spędziłam w lesie na spacerze. Las taki bardziej miejski, znaczy domiszcza stare i nowe wypasione "wylle" się w nim znajdują, ale szczęśliwie drzew nikt na terenach "wyllowych" siekierą nie traktuje. Poza "wyllowymi" ogrodami też sobie porastają bezpiecznie, nie widać śladów wyrębów, być może szyszkizm zatrzymał się w odpowiednim momencie ( numer z deweloperami w tej części Odzi  mógłby się smutno skończyć dla władz miasta, już raz na biegu musieli szybciutko robić plan zagospodarowania w związku z łódzkim lasem na który deweloperka ostrzyła sobie wąpierze  kły ). Las mieszany, taki zwany grądem, grabowo  - kloniasto - brzozowo - dębowy, aż cud że rośnie wśród otaczających Ódź od południa sosnowych borów. W lesie ptocy ćwierkają, "wewiórki" pomykają, ślady po ryciu dzików się trafiają, no i  felicjanopodobne z domiszczy i "wylli" wyłażą i spacery łowieckie urządzają ( jednego takiego minęłam na ścieżce,  tuptającego  z gryzoniowym łupem w pysku - na mój widok przyspieszył kroku, jakby podejrzewał mnie  o chęć odebrania mu zdobyczy ). Ot taki zwyczajnie niezwyczajny podmiejski las, dwadzieścia minut spacerkiem od mojego domu położonego przy ruchliwej ulicy i pracującej niemal na okrągło fabryce.

Oj, potrzeba mi było takiego oddechu, zatrzymanego kwietnia w "okolicznościach przyrody". Nie roboty "na siłę" w zimnym  Alcatrazie ale szerszego spojrzenia na zielone. W końcu udało mi się trafić na jeszcze kwitnące zawilce ( co prawda "śpiące" ze względu na aurę ), pachnące czeremchy i cudowną zielenią młodziutkie liście klonów polnych. Niestety nie dodreptałam do pierwiosnków kluczyków ani nie dotarłam na łąki nad Nerem, gdzie kwitną kaczeńce. Sił nie stało po zakupach przed weekendowych. Szczerze pisząc gdyby nie promocyja na materace nic by mnie do centrum handlowego przed długim weekendem nie zagnało. Jednak kręgosłup domaga się dopieszczenia po katowaniu go  zbędnymi kilogramami i robotami fizycznymi uskutecznianymi "na szybko". No i dla zdrowia kręgosłupa i komfortu kotów wlazłam w  czeluść podziemnego parkingu załadowanego do maksimum samochodami, wjechałam na pierwsze piętro handlowego czyśćca ( o dziwo są tacy, którzy uważają to za niebo ) w którym grzesznicy poddawani są tzw. katordze tłumu, rzuciłam się w ów tłum  i zakupiłam byłam cud inżynierii sypialnianej dzięki któremu mój kręgosłup zrobi się dla mnie  łaskawszy ( znaczy koniec z napieprzaniem nocą i przymusowym ćpaniem przeciwbólowych, nie ma wytłumaczenia że się krzywo ułożył ) a koty przejdą na wyższy stopień zalegiwania. Ustrojstwo dziś przywieźli, zaraz je zamontujemy. Potem kręgosłup zostanie ponownie wyprowadzony na spacer  ( nadal zbyt zimno na zabawy ogrodowe ) a po spacerze  zaczniemy  robić hygge czyli dawać sobie luzik i popełniać szczęśliwość. Jeżeli w długi weekend pogoda się nie poprawi sporo czasu spędzimy  na nówkowym materacu, skandynawskie kryminałki czekają!



9 komentarzy:

  1. Zawsze zaskakuje mnie las swoim widokiem i tym czymś, co sprawia, że jestem zdziwiona, że jest tak odmienny od mojego codziennego otoczenia. Przecież wiem jak wygląda las... a mimo to... Taki spacer po lesie zawsze jest dobry :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo las to las a nie tylko "dżewa" jak to się niektórym wydaje. Dla mnie las jest magiczny, tajemniczy i żyjący po swojemu, nieokiełznany w stopniu o jakim mój złośliwy ogródek zapewne marzy. Las to byt, tak to odczuwam.:-)

      Usuń
    2. ,,Las to byt" i chyba właśnie to jest najlepsza definicja lasu jaka może istnieć na tym świecie :)

      Usuń
  2. Ubolewam, ale nie lubię lasu, bo działa on na mnie klaustrofobicznie. Niestety, nic na to nie poradzę, boję się, jak nie widzę otwartej przestrzeni, drażni mnie szum drzew i powoduje ogólny niepokój. Dlatego jeśli tylko mogę unikam lasu, za to bardzo lubię rzadsze skupiska drzew, zadrzewienia, wąwozy i parowy porośnięte drzewami, takie jak na Lubelszczyźnie w okolicach Kazimierza, Wojciechowa, Krasnobrodu itd. I mam swoich faworytów w rodzinie drzewnej - buki i jesiony, przebarwiające się jesienią w cudny, bajkowy sposób. I jeszcze jedno stworzenie drzewopodobne, bo to raczej krzew - to jest świdośliwa (Amelanchier lamarckii). Mam jeden egzemplarz, młodziutki i właśnie kwitnący. Odporny na mróz, śnieg, wiatr, choroby, szkodniki, a późnym latem pyszne, słodkie jagódki - takie jak bardzo słodkie, bez goryczki, aronie wielkości borówki amerykańskiej. Polecam, super roślinka. U mnie rośnie w formie drzewka, piękna, srebrno szara kora i białe kwiaty, jak święte, białe drzewo Valinoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie boisz się lasu tylko tego że nie ogarniasz horyzontu i zagrożenia nie wypatrzysz, znaczy łąkowa jesteś, choć bardziej właściwie byłoby to określić stepowa.;-) Lasy są różne, widne i chłodne, przepastne ciemne bory, wbrew pozorom dość ciepłe jak to lasy iglaste, piękne brzezinowe zagajniki, podmokłe olsy. Odpoczywam w każdym lesie, odpoczywam też na łąkach polach. Byle zielono było bo zieleń miastowość toksyczną ze mnie wypłukuje. Nie jestem też zwolenniczką wyłącznej dobroci wypoczynku górskiego czy nadmorskiego. I tu i tu mi dobrze, pełnia szczęścia to góry schodzące do morza, he, he. Świdośliwę posiadam i niestety nie rośnie u mnie za dobrze, przypuszczam że gleba jest zbyt ciężka i ma trochę zbyt dużo cienia. Na szczęście drzewko młode, dam radę przesadzić. :-)

      Usuń
  3. Ja uwielbiam mój las. Mieszkam blisko Ojcowskiego Parku, więc praktycznie w każdy weekend, chociaż jeden dzień muszę spędzić w lesie:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdraszczam prawdziwego lasu i to jak zazdraszczam!:-)

      Usuń
  4. A ja miałam las po drodze do przystanku. Miałam...
    Znaczy nie ja miałam, tylko właściciel prywatnej działki. No i wiadomo.
    Dobrze, że miasto zrobiło nam nowy autobus w nowym miejscu, chodzę w przeciwnym kierunku i
    nie muszę patrzeć na to, co zostało z lasu. Ostatnio jak szłam tamtędy, widziałam wiewiórkę na parkingu, na betonie między samochodami. Pierwszy raz od 20 lat, odkąd tu mieszkam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wewiórka" się wyniesie, ludzie zostaną. Zaleją co się da betonem, domiszcza wzniosą żeby pięknie było a potem będzie zdziwko że dzieci nie doceniają ( obecnie nie doceniają domków jednorodzinnych wznoszonych za Gomułki, no nie podobają im się te tarasy i cud elewacje ). Ludziska gupie so! Mają manię mania mienia i zapominajo że trumna nie ma kieszeni. Zostawiajo po sobie koszmary architektoniczne zamiast rzeczy naprawdę ważnych.

      Usuń