niedziela, 11 czerwca 2017

Alcatraz w czerwcową niedzielę

Troszkę odpoczynku od irysowania  ( tylko na blogim, w realu znaczenie odmian, kolejne plany wysadzkowe, roszady, macanie nasienników SDB i tym podobne radości ), powolutku wchodzimy w czas róż. Niestety w tym roku róże są mocno żarte, byłam solidnie w maju zajęta i przegapiłam czas oprysku truciznami domowymi, po chemię ostrą nie chcę sięgać więc jeszcze trochę potrwa zanim domowizna nabierze mocy i będę mogła podtruć z prawie czystym sumieniem skoczki, niszczylistki i inne tałatajstwo. Na rabatach podwórkowych odliczają się kolejne róże dla  których  Alcatraz nie był zbyt łaskawy. Jak na razie wzrost niezbyt imponujący po  ostrym przycięciu w zeszłym roku ale pojawiły się kfioty. Znaczy róże mają się dobrze i zaakceptowały przeprowadzkę. Cieszę się bardzo z tych  kwitnących w odcieniach ciemnej czerwieni ( choć bardziej  właściwie byłoby to określić jako bardzo ciemny róż, no może  magenta i szkarłat blisko purpury ), jednak już widzę  że   jeden tylko miskant o jasnych liściach to stanowczo za mało żeby róże wyglądały dobrze. Trochę się pocieszam że w porze ich kwitnienia  czadu powinny dawać kolkwicje posadzone w pobliżu. których kwiaty trochę rozjaśnią ten zakątek rabaty. Jeszcze ten kawałek jest taki "niedorobiony", główne  "składniki" siedzą w gruncie ale proporcje pomiędzy nimi to tak nie do końca ustalone.




Taa,  miało być bez irysów bródkowych ale po prostu się nie da. Kłują w oczy te "blythy", "keppele" i  "blacki". W tym roku zakwitły porządnie polskie odmiany - "kilimniki" i  "piątki" co bardzo mnie cieszy bo wreszcie poznałam sporo odmian znanych mi tylko ze zdjęć. W lipcu czeka mnie z bródkami mnóstwo roboty, mam nadzieję że znajdę tyle czasu  żeby ogarnąć zarówno  irysy jaki i Alcatraz. No, w tym drugim wypadku będzie to raczej próba  ogarnięcia, jestem realistką. Oprócz irysów, róż i bodzichów na podwórkowych rabatach zaczął się czas goździków. niziutkie toto a wonieje że nos urywa. No tak, całkiem sporawo u mnie kęp goździkowych a myślę jeszcze o powiększeniu "areału  upraw" ( Pan Andrzejek był na tyle słodki że samodzielnie, bez kierownictwa - wszystkie roślinki  z pogranicza rabaty żyją - usunął kolejną połać darni ). Na przyszopiu stoją w doniczkach przyszli lokatorzy tych nowych terenów do zasiedlania, jednak muszą jeszcze troszkę poczekać bo podwórkowe podłoże wymaga wzmocnienia kompostem. Może w nadchodzącym tygodniu uda mi się uskutecznić obsadzenie nowych ziem. Jednak boję się konkretnych planów bo ostatnio jak cóś uplanuję to dupanda po całości!  Napiszę zatem że mam nadzieję na przyszłotygodniowe sadzenie, ot żeby losu nie kusić.




A co w samym Alcatrazie? Samemu  Alcatrazu to będę musiała poświęcić osobny wpis, rozwija się po swojemu, w innym tempie i w inny sposób niż reszta zielonego wokół mojego domu. Muszę zacząć uważać z funkiami, potężnie się rozrastają a ja nie chcę żeby Alcatraz zamienił się w uprawę japońskiej sałaty. Znaczy mniej funkii a więcej paproci i innych cieniolubów .


 Na zakończenie fotki różnych takich podejrzewanych o szkodnictwo ( szczególnie wkurza mnie ten zdeklarowany szkodnik dewastujący kępę rozplenicy,  wyleguje się też na kwitnących kępach  "poduszkowców" - te niekwitnące teraz, jak np. floksy szydlaste omija i lezie wprost do  goździków! ).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz