środa, 24 stycznia 2018

O polskiej tradycji ogrodu ozdobnego

Miało  być o skalniakach i tam innych alpinariach ( zdjęcia już zdążyłam wkleić ) ale Wilczyca wywołana z lasu mnie myśl podsunęła na całkiem inszy temat - jak to jest z tą tradycją ogrodniczą w Cebulandii? Uwaga będzie długo i zawile! Przypomniane zostaną wiadomości ze szkół i postawione zostaną tezy, he, he, he. Będzie przemądrze a nawet przemądrzale, więc jak  ktoś  nie przepada z tzw. dywagacjami to śmiało  może pominąć ten tekścik


Kraj  Kwitnącej Cebuli jak długi i  szeroki ogrodowo tują stoi, do do tego  że żywotnik ulubionym drzewem  Polaków nikt kto choć trochę po kraju jeździł  nie ma wątpliwości.  Narzekania profi od zieleni tego  nie zmienią, tym bardziej że profi  sami tujaczą aż miło ( albo i niemiło ).  Jednak co takiego się u nas stało że egzot jakim jest   żywotnik  zawitał w okolice strzech, skąd nagle taki wybuch mniłości narodu do nie najpiękniejszego z wiecznie zielonych drzew. Czy drzemało to uwielbienie  w przeszłości  i nagle wybuchło, czaiło  się gdzieś  we wsiowych przedogródkach, wychynęło z przydomowego warzywniaka? Wszak w Polsce spłachetki  ziemi jakie na ogrodowanie "ozdobne" przeznaczała większość  ludzi nie były traktowane jak "lasu czar" czy też "egzotyczny park dworski".  Ogród ozdobny to był ogród kwiatowy a nie las,  a na wiecznie zielonego egzota jakim jest czy raczej był żywotnik, przerażająco  przeważająco wielkiej części społeczeństwa nie było  po prostu stać.


Ogródki nasze powszechne, uprawiane ku  uciesze oczu, czasem nosa to stosunkowo  świeża  sprawa.  Nadymamy się podczas rozczytywania o ogrodach Anny Wazówny,  duma nas  rozpiera że ta księżna Izabella i te jej  Powązki,  duma przemienia się w pychę że ta   córka księżnej  Izabelli,  księżna Maria ogrodniczyła teoretycznie - boszsz... jaka to tradycja. Taa, tradycja uprawy roślin dla uciechy oka przypisana do ułamkowej części procenta narodu, absolutnie obca pojęciowo   ogółowi społeczeństwa mniej więcej do połowy XIX wieku.  Nie da się pisać o tradycji ogrodniczej nie babrząc się w historii ekonomii kraju, nie ma  zmiłuj.  Teraz  będzie  przynudzanie. Chłopstwo pańszczyźniane, które było największą grupą społeczną na ziemiach polskich aż do  połowy XIX wieku,  w dupie za przeproszeniem  miało radość dla oka tworzoną własnymi rękami. Chłopstwo uprawiało w okolicy zagrody głównie to co pozwalało mu przeżyć a i tak przednówek w czasie kryzysów  zbierał gorzkie  żniwo. Napakowani przez dominujący w kulturze przekaz o  sielskości dawnego  życia w polskich dworach i dworkach, zapominamy o tym  że ten dworkowy stajl życia nie dotyczył  grubo ponad trzech  - czwartych społeczeństwa. Ani mieszczaństwo (  ze  względów urbanistycznych ), ani chłopstwo ( ze względów ekonomicznych ) nie uprawiało własnych ogrodów ozdobnych. Takowych  nie uprawiali też polscy  Żydzi.  Ogrody ozdobne były jedynie rozrywką magnaterii, importowaną z zagramanicy jako cóś modnego, wicie rozumicie  - must have.

Dworkowym powszechnie wystarczał wirydarzyk, przekształcony z  czasem w ogród kwiatowy, luźno  oparty na nowinkach kompozycyjnych  z wiktoriańskiej  Anglii  i szlus, radością dla oka  był sad, warzywnik czy "łąki umajone", "bór przepastny"  itd.  Na tle Europy do końca XVIII wieku  nie wyróżnialiśmy się za mocno,  prawie wszędzie było podobnie jak u nas.  Nawet  w ciepłej, niby sprzyjającej ogrodnikom  strefie  basenu  Morza Śródziemnego ozdobne ogrody nie były powszechne, prędzej można było spotkać  plantację róż czy lawendy z których pozyskiwano korzyści wymienialne  na  pieniążki.  Ogólna bida nie sprzyjała uciechom oczu, uciechy  żołądka a tak naprawdę jego potrzeby były ważniejszą sprawą.  Dopiero ich zaspokojenie pozwoliło na wytworzenie się  chęci uprawy  roślin sprawiających człowiekowi przyjemność jedynie  swoim wyglądem,  wśród coraz bardziej głębokich warstw społeczeństwa.  Na ziemiach polskich ten czas przyszedł kiedy zniknął obowiązek pańszczyźniany, koniec półniewolnictwa oznaczał więcej czasu którym warstwa chłopska mogła rozporządzać.

Brak przymusu pańszczyźnianego spowodował powstanie zainteresowania sztuką wszelaką wśród ludności wiejskiej, znaczy tej  jej części która nie musiała  za chlebem udać się do miast i zamienić w  tzw. klasę robotniczą. Co bogatsi chłopi przyswajali zewnętrzne atrybuty wyższej warstwy społecznej  po uprzednim ich przetworzeniu.  Stąd na ten przykład reminiscencje strojów XVIII wiecznego mieszczaństwa  w strojach ludowych ( tzw. przepływy kulturowe były leniwe jak ja  w listopadzie ) .  Z przyswojeniem charakterystycznego dla dworu sposobu urządzania ogrodu ozdobnego było znacznie ciężej, raz  że taki ogród był jedynie elementem całego założenia w które wchodził sad, parki itd. , a które to założenie warstwa ziemiańska traktowała jako niepodzielną  całość, sprawiającą wszelkimi elementami  radość oczom ( patrz opis ogrodu w "Panu Tadeuszu", te wersy  o Zosi skarmiającej marchewką chłopskich młodocianych i "Był sad" ), dwa z powodu szczupłości miejsca jakie na ogród ozdobny  można  było  przeznaczyć  i ilości czasu  potrzebnego do jego uprawy bez znacznego uszczerbku dla sytuacji materialnej chłopa.  Przyswojono i przerobiono  zatem coś co można nazwać ogrodem kwiatowym, złożonym z bylin i roślin jednorocznych, czasem też  z warzyw czy drzew owocowych ( jak dobra gleba to trza wykorzystać ).

To ogrody kwiatowe, jak najbliżej chałupy położone to  reminiscencje po dworkowych klombach, "ściągniętych" do dworkowych ogrodów z  zagramanicznych wzorów ( bo i u nas przeca wydawano książki o  ogrodnictwie, na ten przykład "Malowniczy ogrodnik czyli nauka zakładania malowniczych ogrodów w nowym stylu i gustownego przyozdabiania ich kwiatami" autorstwa Hermana Hetzscholda, wydano to w Wilnie w roku 1855 ). Gdzieś po drodze  z dworku  do  chałupy wyleciała  altanka, cudnie pnączem obrośnięta ale za to  pojawiły się piwonije i co lepsiejsze "pańskie kfiotki". Takie wiejskie kwiatowe  ogródki, coraz powszechniej powstające od połowy XIX wieku to tak naprawdę "naszość". Dlaczego to jest "naszość"? - bo to było najpowszechniejsze, rozlewało się po kraju. To co było  tragedią polskiego ziemiaństwa XIX wieku czyli  jego dość szybka pauperyzacja, przymusowa przemiana  w tzw. "inteligencję miejską", konieczność szybkiego  odnajdowania się w systemie kapitalistycznym w fazie  dzikiej,   nie pozwoliło na wytworzenie się znaczącej społecznie warstwy na tyle dobrze uposażonej  że byłaby zainteresowana zakładaniem  ogrodów jedynie dla przyjemności,  nie wykluł się zatem bo nie mógł charakterystyczny dla niej typ założenia ogrodu ozdobnego.  Uwięziona w micie dworkowym wąska  grupa społeczna nie stworzyła ani w oparciu o ten mit ani w kontrze do niego  żadnego nowoczesnego a odrębnego od innych nacji sposobu planowania ogrodu,   który byłoby w stanie przeniknąć do szerszych  kręgów. Nie sądzę że tę ogrodową jałowość twórczą się da zwalić na sprawę zaborów, przynajmniej  nie bezpośrednio. Mniemam sobie że dojrzewanie do  wytworzenia zjawiska pod tytułem "Ogród taki  i siaki"  wymaga znacznie więcej czasu, całej ery bogatego, sytego społeczeństwa w którym niemal wszystkie warstwy społeczne zdążyły w jakiś sposób, w mniejszym lub większym stopniu  skorzystać na systemie . Zapóźnienie ekonomiczne jest tu pojęciem  kluczem bo o brak oryginalności nikt nas  raczej posądzić nie może ( do cholery, stworzyliśmy własny strój narodowy ).


To mniemanie  mnie się  wzięło i  wlazło w łeb kiedy zastanawiałam się nad tym dlaczego Brytyjczycy stworzyli aż tyle typów ogrodów nazywanych angielskimi. Uwaga, będzie solidne przynudzanie o historii  GB. Zaczęło się od tzw. rugów chłopskich które w Anglii na przełomie  XV i XVI wieku spowodowały wzrost ludności miejskiej, wskutek czego Anglia znalazła się wśród krajów, które i owszem trzeba  było dokarmiać ( naszym zbożem na ten przykład ) ale gdzie  nie rozwinął się system oparty na folwarku, jako podstawie dobrobytu państwa. No plantacji nie było z niewolnymi bo folwark  w istocie plantację przypominał (  przypominał bo chłopi mieli swoje prawa, które nieraz całkiem sprytnie wykorzystywali przeciwko panu ). Plantacje  to wyspiarze zakładali w koloniach w czasach kiedy istniała już  GB ( brytyjskie plantacje w Ameryce a szczególnie na Karaibach były właściwie  obozami koncentracyjnymi,  w  połowie XVIII wieku długość życia niewolnika od momentu przywiezienia na plantację wahała się od trzech miesięcy do pół roku, więc  jednak znacząco różniły się od polskich  folwarków ),  w samej Anglii a potem w  Wielkiej  Brytanii podstawą dobrobytu  był  handel  i troszkę później  przemysł.  Można sobie wysnuć mniemanie że nie mamy wielkich ogrodowych tradycji bo swego czasu zamiast na kapitał postawiliśmy na stary, sprawdzony system feudalny, z prawie całkowicie zniewoloną siłą roboczą  w roli głównej.  Wszędzie tam gdzie postawiono na folwark pańszczyźniany najpierw był okres wielkiej prosperity, gospodarka folwarczna przynosiła ogromne dochody, później wywołała kryzys. Tak sama z się, bo sprzyjała stagnacji przez zbyt łatwe pozyskiwanie pieniądza.

W  Wielkiej  Brytanii nie dość  że namiętnie rugowano to szybko wprowadzono system czynszowy, który jako system mniej socjalny ( tak, folwark zapewniał socjal, kosztem wolności ale trudniej w razie czego było zdechnąć z głodu ) wymusił na ludziach znalezienie innego sposobu utrzymania a tzw. inny sposób utrzymania poprzez tworzenie nowych warstw społecznych rozwalał stary feudalny porządek.  Brytyjczycy uchodzący dziś za najbardziej klasowe społeczeństwo Europy u zarania powstania  GB byli społeczeństwem w którym bardzo łatwo było pokonać barierę klasową, pieniążki ten cud  czyniły czyli kapitalizm ze wszelkim dobrodziejstwem i niedobrodziejstwem inwentarza wkraczał na scenę.  Oczywiście kapitalizm wszędzie zaczynał się krwawo, zmiany ustroju tak majo, ale mniej więcej od końca XVII wieku zapewnił nieustający wzrost gospodarczy na Wyspach. Ten jakże niesprawiedliwy system pozwolił przetrwać kryzys jakim był bunt amerykańskich  kolonii, zniósł zniesienie  niewolnictwa i spowodował że w XIX wieku Wielka  Brytania była największym ze światowych mocarstw ( a sprowadziło  ją ponownie do poziomu niewiele znaczącego państwa nic innego jak konserwowanie XIX wiecznego modelu "który się sprawdzał" - to tak gwoli bajaniom o "przywiązaniu do tradycji" -  może być nadmierne  ).  Prawie  trzysta lat wzrastającego dzięki systemowi kapitalistycznemu dobrobytu coraz szerszych kręgów społecznych +   ponad stuletni okres bez wojen na Wyspach + sprzyjający  klimat  = przepis na angielskie podejście do  ogrodnictwa. Taa, a teraz sobie przypomnijmy jak z silnego państwa, będącego regionalnym mocarstwem zostaliśmy, tak naprawdę z powodów ekonomicznych ( słaba ekonomia = słaba polityka ) częściami składowymi innych państw i przestańmy się dziwić że nie stworzyliśmy aż do końca XX wieku klasy średniej, która byłaby  społecznie znacząca i pozwalała sobie na ogrodowanie dla przyjemności. Dobrze  że stworzyliśmy inteligencję, he, he.


Teraz będzie  konkretnie  o ogrodach -  oglądając pokazowe ogrody w GB oblookujemy najczęściej to co powstało na przełomie  wieków XIX i XX, ogrody mocno zamożnej części społeczeństwa. Ich utrzymanie  było na tyle kosztowne  że dla ochrony zabytków budownictwa i ogrodów powołano taką instytucję jak National  Trust. Społeczeństwo  bogate mogło w czasach największego rozkwitu cóś takiego powołać, bowiem wytworzyło warstwę usiłującą chronić stworzone przez nią dobra kultury materialnej. Dobra zostały udostępnione za niewielką opłatą do zwiedzania wszystkim którzy chcieli je zobaczyć i to uważam za jedno z większych  kulturalnych osiągnięć  Brytyjczyków w minionym wieku.  Z roli konserwatora pomnika pewnej klasy społecznej National  Trust stał się z czasem strażnikiem wartości kultury wspólnych dla wszystkich  Brytyjczyków, (  głównie tzw. aspirującej warstwy średniej, której powstanie zawdzięcza się paskudnemu i niesprawiedliwemu kapitalizmowi ). Planowanie ogrodów uznano za wartość godną nazwy narodowej , ba, zrobiono z ogrodowania niezły biznes.  Uprawianie ogrodu w GB, choćby to były spłachetkowe ogródki , sprawia że włączasz się w długą tradycję. Uprawiasz ogrodnictwo jak lady Vita w Sissinghurst albo pani pastorowa,   skromny domek na przedmieściu staje się castle a ty jesteś  Brytyjczykiem - tak można by to  opisać. Oczywiście ogrodowanie nie jest powszechne. Wbrew wyobrażeniom reszty Europy Brytyjczycy nie uprawiają ogrodów i ogródków chętniej niż tacy Niemcy na ten przykład.  Stworzyli jednak  cały przemysł ogrodniczy, podkreślam słowo przemysł,  opierający się na  resentymentach.


W Cebulandii resentymenty zwiększają sprzedaż koszulek z  żołnierzami wyklętymi, piknie rzezanych szkatułek z  Zakopca i wódki wyborowej (  wspomnienie przymusu  propinacyjnego, he, he ).  Polskie założenie ogrodowo  - dworkowe nie przekłada się na współczesność a ogródki przy wiejskich  chatach nie mogą być wzorem bo są "wiejskie" a w tym kraju wiejskości się wstydzimy bo przypomina nam że my wszyscy z wyjątkiem jakichś tam śladowych części procenta to z "chamów" się wywodzimy.  Brytyjczycy stworzyli country garden lub cottage garden,  typ ogrodu uprawianego na wsi ( głównie przez klasę średnią ), silnie związanego z krajobrazem kulturowym a my stworzyliśmy coś co da się nazwać tujizmo - tyrawnikowacizną stosowaną, która ma za zadanie zatrzeć  ślady naszego "nieodpowiedniego"  pochodzenia. Nie wiem ilu pokoleń jeszcze trzeba  by w kraju w którym mit wartości warstwy szlacheckiej jest dominujący w przekazie kultury,  powstała klasa społeczna która  wreszcie   pozwoli sobie na sięgnięcie po spuściznę wsi. Najprawdopodobniej wystarczą trzy pokolenia względnego dobrobytu, może mniej  bo informatyzacja czyni cuda,  by wytworzyła się klasa  średnia na tyle silna, że nie będzie  odczuwała straszliwych kompleksów związanych z pochodzeniem z uboższych warstw  społecznych.  Może wtedy sięgniemy po "naszość" a może i nie, wszak unifikacja pozwala łatwo pozbyć się wszelakich  kompleksów.


I to by było na tyle mniemanologii stosowanej na temat polskiej tradycji ogrodowej.  Wracam do nieszczęsnych tuj.  Olśniło mnie swego czasu że było to dżefko  które w czasach komuny robiło za  rarytet sadzony w tzw. zieleni miejskiej. No i jest  odpowiedź na nurtujące wielu ogrodników pytanie - "Dlaczego  większość polskich  ogrodów przypomina zieleń miejską?". Odpowiedź  ma  w sobie  coś z  prostoty urządzenia zwanego cepem -  "Żeby uciec ze wsi utożsamianej z biedą.". Nie żeby to było świadome, podskórna to sprawa, przykrywana dla niepoznaki chęcią oszczędzenia sobie pracy w ziemi.  No bo jakże to tak pracować ręce glebą brudząc, pany się nie brudzo.

Dzisiejszy wpisowe ozdóbstwa to przełomowe, znaczy z przełomu  XIX i XX wieku,   malarstwo polskie i brytyjskie o tematyce  ogrodowej ( no dobra, te ule Stanisławskiego to bardziej sadowe ).

19 komentarzy:

  1. Podobne mam przemyślenia, chociaż to może w moim przypadku za duże słowo (przebłyski wśród chaosu może lepiej), jeżeli chodzi o nasz narodowy styl ogrodowy czyli jego brak oraz przyczyny tego. Dzięki za uporządkowanie tematu.
    Upraszam o podanie autorów obrazów nr 1, 4 , 6. Pomimo, że zaliczyłam historię sztuki, to nie potrafię odnaleźć twórców w swojej jakże dziurawej pamięci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pierwszym i 4 oraz 2 to ten sam ogród :). Nie jestem specjalistką od Mehoffera, ale tak mi się w oczy rzuciło.

      Usuń
    2. dwa Mehoffery i jeden Malczewski :)

      Usuń
  2. Czytam sobie właśnie dzieło o polskim ogrodzie na razie jestem w klasycyzmie. Po części Twoje wywody są zgodne z teoriami w dziele zawartymi. Na pewno polskie ogrody wywodzą się z ogrodu kwaterowego; w jakimś sensie najpierw użytkowego, potem powiązanego z ozdobnością (np. łąka) i wypoczynkiem (gaj, zwierzyniec do polowań).
    A w wiejskich ogrodach tradycja kwaterowości trwała bardzo długo, w zasadzie ja ją jeszcze pamiętam.
    Ogród nie był tożsamy z ogrodem ozdobnym - i ta idea mi się podoba i bym ją kultywowała jako polski ogród. Z ciekawostek: moja podlaska koleżanka zakłada co wiosnę ogród. Oczywiście jest to warzywnik. A z rozmowy zorientowałam się, że zakładanie ogrodu co roku jest tam powszechne.
    Co do tuj - z lat szkolnych (Technikum Terenów Zieleni za Gierka) nie pamiętam aby tuja była szczególnym rarytasem. Raczej begonie były wtedy :). Tuje w formie żywopłotów na posesjach - i to raczej nieliczne. Celebrytką stała się chyba w latach 90., a jeden szkółkarz ma taką teorię, że Smaragd stał się przebojem po wizycie papieża w Radzyminie, gdzie były szpalery z tej odmiany właśnie.
    Wspominasz Ogród malowniczy, ale nie zapominajmy o Sztuce ogrodniczej Siarczyńskiego, Postaci ogrodów Sierakowskiego dziełach Czartoryskiej, Morskiej, Józefa Strumiłło. Na każdą tezę można znaleźć przykłady.
    Cyba nie będzie nadużyciem jak dam link do Ogrodnika https://polona.pl/item/malowniczy-ogrodnik-czyli-nauka-zakladania-malowniczych-ogrodow-w-nowym-stylu-i,MzI1ODMyOA/4/#item
    albo do korespondującego z Twoim mojego dawniejszego wpisu blogowego http://www.ogrodyewy.pl/polski-ogrod-gra-w-skojarzenia/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Linków do wiedzy nigdy dosyć, dawaj ile możesz. :-) Ja tak do ogrodów po miejsku podchodzę, znaczy rozumiem że przy szeregowcu to trudno o ten borek, sadek i w w ogóle o wszystkość. Jednak między Wielkim Ogrodowym a prawdą chyba prędzej zniosłabym wszystkość niż tujo - tyrawnikizm po całości. Kwaterowość to ja też pamiętam i nie uważam żeby było to takie paskudne, jak to mi się kiedyś wydawało. Po prostu nie było w tym dla mnie wówczas nic ciekawego bo fascynowało mnie brytyjskie podejście do tematu. Przerobiwszy, dojrzawszy, normalka. Gdybym miała ogród na wsi to dziś zastanowiłabym się solidnie nad koncepcją ogrodu użytkowego _( spokojnie, nie żeby zraz kartoflisko i masowa uprawa korzeniowych ) przechodzącego w kwiatowy i nad uporządkowaniem przestrzeni poprzez wyznaczenie kwater. Nawet dżefka owocowe by się pojawiły, choć może słowo dżefka nie jest odpowiednie bo jabłonków niskopiennych to ja cóś nie tego. Zakładanie coroczne przy użytkowym jakby wymagane, no nie ma że nie ma ale za to na pewno nie są to ogrody nudne jak te tuje z tyrawnikiem. :-)
      Co do tuj to z mojej perspektywy to łóne się pojawiły jako możliwe do dostania bezproblemowego w latach 90. Mamelon swoje stare egzemplarze zdobywała podstępem w latach 80, zdrowo kombinując. Wyposzczeni tujowo byliśmy w naszej okolicy, ale za to teraz nadrabiamy ze ho, ho! ;-)

      Usuń
    2. no właśnie, u nas na wsi na DŚ tak samo postrzega się ogród- jako ogród użytkowy zakładany co roku.

      Usuń
    3. A w Centralnopolsce bywa różnie, są wsie gdzie nie uświadczysz ogrodu "w starym stylu". Mam wrażenie że co roku coraz mniej coroczni9e zakładanych ogrodów użytkowo - ozdobnych pojawia się w podłódzkich okolicach. :-/

      Usuń
  3. Jedynkę i czwórkę popełnił Józek Mehoffer a szóstkę Jacuś Malczewski. Na tle słodzizny z Wysp ( 7 - 11 ) to widać że insza liga, ciekawsza. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. jesssu, już się więcej nie odzywam

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeżeli chodzi o tuje w ogrodzie, to mam je w formie żywopłotu, ale nie z tej przyczyny, że mi się podobają, ale że stanowią świetną barierę dla wiatrów nadmorskich. Dzięki nim w moim ogrodzie mogą rosnąć wrażliwe rośliny. Jeżeli chodzi o przestrzeń publiczną to nie rozumiem sensu ich sadzenia np. nad stawem wiejskim :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej wsi powstaje park ze stawem i powiedzcie jak wyperswadować Sołtysowi "tuje nad stawem wiejskim".

      Usuń
    2. Nie da się. My już próbowaliśmy :(

      Usuń
    3. Wszystkim naraz odpowiadam.:-)
      Tak mnie te tuje nadstwaowe wkarwiły że się zaplułam i wpisu na tematy kretynów którzy mają pojęcie o krajobrazie dokładnie takie samo jak szczególnie słabo widzący kret, wzięłam i dokonałam. Czytanka na temat parku we Wrocku też do uspokajających nie należała, boszsz... widzisz i nie grzmisz!
      Fafik strasz sołtysa upublicznieniem "piąkna nadstawowego" w necie i możliwością rozlepienia na tablicach ogłoszeniowych w okolicy co ładniejszych netowych komentarzy.
      Wietrzyku co inszego żywopłot w tworzywa dostępnego i twór pod tytułem ogród, a co innego tujo - tyrawnikizm! W przestrzeni publicznej chyba by trzeba zakaz sadzenia żywotników wprowadzić żeby upiększacze krajobrazu zrezygnowali z możliwości tujkowania. Po prawdzie to nie mam złudzeń że czegoś cudnego by nie wymyślili, na ten przyład "łany srebrnego świerka", albo coś w tym guście. Wszak nie o sadzenie żywotników tak naprawdę tu chodzi co o bezmyślność nasadzeń z nimi w roli głównej ( żywotnik dobrze posadzony jest wszak dżefkiem miłym w odbiorze ).
      Wilku możesz spokojnie wyć i się po wilczemu odzywać, nawet o Dowton Abbey!;-)
      Ten dworek Mehoffera to w Jankówce, skarpka z kfiotami, sad pod skarpką. Bardzo po dworkowemu. Mam wrażenie że on jest chyba przedstawiony na wszystkich trzech "Mehofferach". :-)

      Usuń
  6. Tabciu nie wkarwiaj się i nie pluj na komputer, bo ci jeszcze padnie, jak mój swojego czasu i co będziemy czytać.
    Straszenie S. (celowo z dużej litery, bo pan ma tak rozdęte ego, że nie wiem, czy wszystkie bukwy nie powinny być duże) nie ma najmniejszego sensu. W naszej rzeczywistości społeczno-geograficznej obowiązuje parafraza znanego porzekadła: "sołtys na zagrodzie równy wojewodzie". Weź i takiego strasz. Opinię tak zwaną publiczną ma gdzieś, sam dla siebie jest opinią :).
    W końcu to jednak tylko stary facet. I tylko stare dobre metody, a nie lincz wirtualny się sprawdza. Używam swego podstarzałego kobiecego wdzięku (w granicach werbalnych oczywiście) i pomalutku indoktrynuję dziada. Sztuka by moje przekonania przyjął za swoje, a wtedy zrobi po sznureczku co należy. Miał zamiar wyciąć wszystkie stare drzewa (u nas jesiony) i zakładać tujowe szpalery. Dzisiaj już zaakceptował ich obecność w przestrzeni parku. I jeszcze jedna dobra wiadomość: kadencja kończy się za rok, a realizacja parku przeciągnie się w czasie z powodu ograniczonych funduszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dżizuu, dziadek nadgrobny urobiony przez Szeherezadę! Fafik litości nie masz. ;-) Jednak fuckt, na S O Ł T Y S A akcja w stylu "To moje własne przemyślenia są, uświadomiłem Pani Joli jak ważne jest..." może okazać się tym co skutecznie powstrzyma szpalerkowanie tujowe.;-)

      Usuń
    2. Dokładnie. Odbierasz telepatycznie :) Przemyślenia w sprawie jesionów już się wykluły... Teraz: adin, dwa, tri,... przeforsujemy wierzbę płaczącą. A co tam, niech sobie zapłacze nad ogrodowaniem w stylu wiejsko-nowobagackim.

      Usuń
    3. Dobre knujstwo zawsze się sprawdza, he, he.;-)

      Usuń
    4. tylko straszne jest to, że trzeba uciekać się do takich działań. A prawilny sposób zagospodarowania zielenią powinien być wpisany do planu miejscowego, a nie tak wicie rozumicie po uważaniu sołtysa...

      Usuń
    5. Jakiego planu miejscowego, Meg nie rozśmieszaj bo mam zajady! Cud by to był gdyby plan istniał, taki na 100% a nie szczątkowy. O wpisie konkretyzującym gospodarowanie zielonym to w ogóle głucho, bo wiadomo że takie wpisy to głównie na Marsie są potrzebne. Ech... :-(

      Usuń