niedziela, 24 czerwca 2018

Codziennik - gry i zabawy sąsiedzkio - kocie




Koty i sąsiedztwo z wielkim nakładem sił dbają o to bym się nie nudziła, ostatni sąsiedzki numer to zabawa w chowanego.  Jak wiecie w mojej  kamienicy  mieszkają tzw. panie starsze a nawet można  pokusić się o twierdzenie że mocno starsze.  Panie starsze mają to do siebie że przyciągają tzw. zdarzenia, no po prostu nie ma tzw. pań starszych którym nie trafiają się tzw. zdarzenia. Panie starsze wyposażone są w czasach dzisiejszych w telefony komórkowe coby rodzina i przyjaciele  mogli otaczać je dyskretną opieką.  Panie starsze z lubością grzebią we sprzęcie i pozwalają też grzebać spragnionym kontaktów z techniką wnukom i prawnukom. Skutek tego jest taki  że sprzęt zawodzi w chwilach o znaczeniu strategicznym. Z taką sytułejszyn mieliśmy właśnie do czynienia w czwartek - sąsiadka Gienia zwana Stasi zniknęła nam była z pola widzenia a rodzinie z pola słyszenia. Zważywszy na majowy pobyt  w szpitalu, przyduszenia i tym podobne Gieniowe przypadłości został ogłoszony  alarm pierwszego stopnia. Co prawda osoba zaginiona nie była widziana  tylko jeden dzień ale nasza kamieniczna banda jest czujna - zawiązano  "komitet blokowy" z honorowym prezesem czyli z ulubioną  chrześnicą Gieni, syn porzuciwszy obowiązki zawodowe  pędził do nas z inszego miasta do którego wysłała go firma, w jego domu odbywało się nerwowe poszukiwanie kluczy do  mieszkania Gieni i zaczęto rozważania na temat straż czy  ślusarz  gdyby klucz się nie odnalazł. No było ostro! Szczęśliwym trafem w to całe zamieszanie władował się  Włodzimierz, który jakimś cudem  się odmundialował i przytomnie stwierdził że widział Gienię pomykającą  bladym świtem z wózeczkiem zakupowym. Znaczy rano jeszcze  żyła jak stwierdziła scenicznym, słyszalnym na pół kamienicy szeptem Małgoś - Sąsiadka.  Mnie info zapodane przez Włodzimierza uspokoiło, rodzinę jakby mniej bo telefony  nadal nieodbierane. Jednak Włodzimierz tego dnia robił za zwiastuna dobrych nowin, zadzwonił do mła  że właśnie wychodząc do pracy spotkał był na przystanku niedoszłą denatkę i radośnie ją poinformował że  usiłujemy się włamać  do jej mieszkania,  w związku z czym niedoszła pędzi do nas z turbowózkiem bo nowy zamek  kosztuje. "Komitet blokowy" odstąpił od rozwalenia zamka, zadzwoniono  do syna coby go uspokoić i postanowiono ukarać krnąbrną, nieodbierającą telefonów  Gienię zabraniem zapasowego klucza do domu i zdeponowaniem go u mła ( taa, mam teraz kolekcję kluczy że ho, ho ). Gienia  była tak szczęśliwa  że nie rozwaliliśmy drzwiowego zamka  że  wyjątkowo jak na nią potulnie wykonała zalecenia  "komitetu blokowego". Za całe zamieszanie tak jak  przypuszczałam odpowiada  Kubuś, wnuczek Gieni, który postanowił zapoznać się lepiej z babcinym  telefonem. Skończyło się szczęśliwie na obietnicy wyrwania mu  odnóży o ile tylko  jeszcze raz zobaczy się jego łapięta przy jakimkolwiek telefonie. Małgoś - Sąsiadka "dyplomatycznie" poinformowała pół kamienicy że cieszy  się że nie będzie  pogrzebu bo nie miałaby co na siebie włożyć a ja udałam się do właściwych  obowiązków.



 

Teraz o kotach, w kamienicy pojawiła się  Fanta , tricolorka hodująca sąsiadkę.  Ma prawie  osiem lat, stanowczy charakter i wyrobione zdanie o innych kotach. Wychodzi na spacery na smyczy wzbudzając oburzenie mojego stada, szczególnie jego damskiej części. Owszem, "na górze"  mieszka  młoda ABBA czyli Frida i Agnetha i dwie inne kocie starsze panie ( dwunasto i trzynastoletnia ), mieszka też Dorka, suczka której moje koty cóś nie zauważają ( celowo, nie sobie nie myśli że się jej boją ). No ale  żeby na pierwszym piętrze ONA  mieszkała , tak blisko nich, taka podobna  do Rudego?! Hym... Felicjan jest swoiście zainteresowany, jakby problem naukowy rozwiązywał natomiast  dziewczyny są zwyczajnie zazdrosne.  W związku z czym są pultania, wydawanie pomruków a nawet przeciągłe wycie pod oknem  Fanty. Fanta ze swej strony nie pozostaje dłużna, ABBA się przyłącza i ponoć kocie panie starsze tyż. Dom mam  po kocio - babsku rozgadany. Felicjan na szczęście nie jest ryczący ale jako jedyny samiec  w tym sfeminizowanym gronie przechodzi w sułtańskich zachciankach samego siebie.  Muszę go rano nosić na sikanie pod kasztanowiec bo ryczy i wymusza ( znaczy jak go nie wyniosę to wraca do wyra i ma minę pod tytułem "I niech mi pęknie ten mój biedny pęcherz!" ).  Jak już wyleje cały  Ocean to wraca  o własnych siłach do domu, po drodze karcąc mniej zdyscyplinowane członkinie stada i strasząc gołębie. Nażera się do rozpuku, uskutecznia higienę i domaga się zainteresowania. Najlepiej okazywać mu to zainteresowanie kiedy on leży w wyrze ( w poprzek wyra ), jak się znudzi to chrapie ( z moimi palcami w  gębie bo mu się przysnęło podczas zabawy ). I tylko  by żądał smakołyków typu surowa wołowina czy kurczak gotowany a puszeczki to mają mieć pasztetowatą zawartość! Kiedy przychodzą do mnie moje Ciotki usiłuje  je wygryzać z domu a o ile  nie ustępują to sam się wynosi z chałupy ciężko obrażony ( no i wtedy mogę sobie gardło zedrzeć nawołując gada ). Ustępuję mu  i pozwalam na zachciewajki bo ma to swoje uczulenie i nie jest mu z tym lightowo, dużo śpi, ma zły humor i nie  ma się z kim "bawić" w swoje ulubione napady  i morderstwa. W przyszłym tygodniu czeka go wizyta u dohtora, mam nadzieję  że temperatura  będzie znośna bo transport  w upale to nie jest miła rzecz  zarówno dla człeka jak i kota. A poza tym jak temperatura niższa to koty cóś dla mnie słodsze, przytulania są, spanie cheek to cheek ( "Heaven,  I'm in heaven" ) i insze kocie karesy względem mła mają miejsce.




No to teraz do gospodarskich domowych sprawek.  Po raz kolejny nadejszła wiekopomna chwila na  odgruzowanie  chałupy co mnie zawsze  źle robi na jestestwo.  Porządki tradycyjnie zaczęłam od zmiany dekoracji, no bo wiadomo to w porządkach najważniejsze, he, he, a nie  jakieś tam szorowania okien czy fug. Znaczy  zaczęłam od  schowania  zajęcy  w kaloszkach, żegnam wiosnę co to jej  nie było i witam smętną  dla mła  prawdę że najdłuższy dzień w roku  już za nami, wyciągnęłam tzw. przaśne gary czyli kamionki  i z nich ustawiam dekory. Niektóre dekory nie są  tylko dekorami, małosolne ogórki kiszone w kamioneczkach  pożeramy z Małgoś - Sąsiadką w ilościach hurtowych.  Ogórki  to taki typowo letni dekor,  zapachniają dom  jak ten  bukiet lewkonii w maju.  Jak ogórki to koper, stoi w lepsiejszej ( znaczy mniej  topornej niż gruba kamionka ) ceramice w towarzystwie rumianków i cykorii podróżnik tudzież   takich   inszych "poluchów". Poszukawszy chabrów bławatków ale  nie w łanach zbóż bo tam je  wysuszyło a na ryneczku, wśród innych ogrodowych kwiatów. Ustawiwszy je na kuchennym stole coby sielskość jak z akwarelek Masłowskiego sobie zafundować.  Może w ramach tej sielskości, żeby znaleźć wymówkę na nierobienie porządków wezmę  się za jakiś dżemik albo cóś. Hym... pichcenie dżemików jest  bardziej twórcze niż ogarnianie chałupy, porządki są nudne i robi mi się od nich melancholijnie! No  nie jest to ciężka depresja ale konieczność szorowania po raz enty czegóś tam sprawia że odczuwam zmęczenie materiału czyli mła. Takie zmęczenie tą powtarzalnością. I znów mi się tęskni za tym żeby damą być, jak ta Madame Rose. A stanie przy garach  z potworną ilością owocowej pulpy, słoikowanie tego pulpiastego  jakoś mnie nie męczy. Mogę smażyć owocki wyczynowo, tako jak i  kiszonki  robić, bez narzekania i smęcenia że po raz kolejny, że znów i w kółko  bez końca.


No i tyle codziennego - fotki to okołoódzkie okolice i domowe dekory, w tym te jadalne. Ten Masłowski cóś się we mnie zalągł, idylla czyli sielsko wiejskie klimaciki mało co wspólnego mające ze wsią naszą prawdziwą. Ot, takie wspominki wakacyjne z podświadomości wypełzłe. Obiektyw kieruję na tzw. łany a w domu chata łowicka ( nieposprzątana ).

20 komentarzy:

  1. Piękne te fotki!
    Uwielbiam Twoje relacje sąsiedzko - kocie. Takie miłe, swojskie i ciepłe:)
    Ja się nasprzątałam do upadłego jeszcze początkiem czerwca i padłam. Nalatałam się na tych ścierach, mopach i odkurzaczach i... śladu po tym nie ma. Okna zasrane przez muchy - wszak to wieś, a po podłogach toczą się wełniste barany, bo całe zwierzę mnie teraz się leni. Także porządki możesz sobie spokojnie odpuścić. Nie uciekną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze sprzątania guzik wyszło los tak chciał. a teraz to mnie łapa boli bo Felicjan się bardzo źle zachował. Muszę z nim poważnie porozmawiać o laboratorium testującym leki uspokajające na kotach. Może coś do tej świni dotrze! Mam siniaki i ślad po zębach, wstyd przed ludźmi! Tydzień miałam paskudny a ciepło opisywane sąsiedztwo jeszcze się postarało i starannie zaliczyło glebę. Te moje tzw. miłe i swojskie opowieści zamienią się kiedyś w kryminał - zamorduję krnąbrnych sąsiadów! ;-)

      Usuń
  2. Takie widoki przywołują wspomnienia i jakoś cieplej na duszy się robi. Na szczęście moja okolica jeszcze bardziej rolna niż mieszkaniowa i jeszcze mam podobnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie niestety industrialnie do bólu ale na szczęście do zielonych pól nie tak daleko. :-)

      Usuń
  3. Bardzo lubię te Twoje dekoracje dopasowane do pór roku czy aktualnych świąt. Może zabrzmi zbyt górnolotnie, ale porządkują życie w codziennym biegu. I po raz kolejny powiem, że Wasze kamieniczne relacje sąsiedzkie są do pozazdroszczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, lubię ja robić dekory! :-) Moje kamieniczne relacje chyba powinny ulec zmianie, znaczy obudzę w sobie makiawelizm w najczystszej postaci zanim słodkie sąsiedztwo wlezie mi na głowę. ;-)

      Usuń
  4. Wspaniałe tereny, cudownie sielsko u Ciebie. Prześliczne zdjęcia. Jacy Wy jesteście zgrani, jak to się przyjemnie czyta. Właśnie takie relacje powinny być. Przecudny post, balsam na duszę. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ludziom wieś podmiejska nie pasi, żadne to dla nich miejsce na wakacyjny wypoczynek. No wiesz, bud z rybkami smażonymi nie ma, ani sklepów w których można kupić górala zatopionego w bursztynie. ;-) Co do kamienicy to powinno być inaczej - rano apel i odliczanie i to samo wieczorem. A w piątek po południu szorowanie schodów! I wszyscy majo mieć takie same firanki, żeby estetycznie było. ;-D

      Usuń
  5. Dlaczego chaberki nie sa chabrowe???? Protestuje!!!
    Malgos, ktora "cieszy się że nie będzie pogrzebu bo nie miałaby co na siebie włożyć" jest cudna :)
    A najbardziej wsrod dekorow zachwycil mnie kamien, obciazajacy ogorki! Czego to Taba Aza nie wymysli :)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja lubię te ogrodowe bławatki, dłużej stoją w wodzie nie tracąc barwy. Kamienie domowe dobrze malować, nikt do ogródka nie wyniesie "No bo po co ci ten kamień?". ;-)

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. A mnie się coraz ciężej pisze, pewnie przez zmęczenie. Nic to, trza po prostu odpocząć to i wena wróci.:-)

      Usuń
  7. A po co sprzątać chałupę w porze roku, którą w większości spędza się w ogrodzie? Przyjdzie zima, to sobie posprzątasz, albo i nie..., bo komu by się tam chciało cokolwiek robić zimą.:)
    Teraz już lepiej smaż te dżemiki i pochwal się, co upichciłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hym... a jak się przykleję do podłogi i ani kroku w tę i we wtę? I co wtedy? Albo jak nie zobaczę kota przez to szybopodobne? Na razie daję na luz, wymęcona jestem. Relacja z pichcenia ( króciutka )w następnym wpisie. :-)

      Usuń
  8. Ja tak muszę częściami, ale lubię :)
    Jesteście wspaniałą zgraną grupą mieszkańców z ogromnym sentymentem wręcz tkliwością przeczytałam wątek o zaginionej sąsiadce bo ja wychowałam się w podobnym blokowym sąsiedztwie. Jesteście cudowni :D Dwa pierwsze zdjęcia to wyglądają dla mnie jak malowane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powtórzę za przedmówczynią - uwielbiam Cię czytać :)
      Ciągle myślę o tej ,,kamienicy". Myślałam, że mieszkasz w jakimś domku z ogrodem, to gdzie ty masz ten swój cudny ogródeczek?
      Nowa dekoracja cudna, szczególnie kamionka z ogórasami i tym cudnym kocim kamieniem :D
      pozdrawiam :)
      Widzę, że mam dużo zaległości ale na szczęście przed nami weekend to mam nadzieję, że nadrobię :D

      Usuń
    2. Agatku to taka zwykła, nieduża ódzka kamieniczka. Ludzie się znają od wczesnego dzieciństwa, moja geriatria pamięta jak młodsi sąsiedzi szaleli na "komunijnych" rowerkach ( uwielbiam jak Małgosia ćwierka o dzieciństwie Pana Andrzejka, statecznego sześćdziesięciolatka ). Przy kamieniczce jest sporo wolnych terenów które kiedyś zajmowały szopy składowe ( niedobitki jeszcze stoją ), coś co kiedyś szumnie było zwane domem towarowym a obecnie jest ruiną ( ach, ci współwłaściciele ) i plac w którym "od zawsze" był ogród. Tak to wygląda. :-)

      Usuń
  9. Zmieniłaś miejską przestrzeń w oazę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hym... od czasu wizyty zwierzyny płowej uważam że chyba cóś jest na rzeczy.;-)

      Usuń
  10. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń