niedziela, 22 marca 2020

Musei Vaticani - co z tym zrobić? - część czwarta

Dziś nie  będzie za dokładnie o  tym  w  której  części  muzeów  co  się  znajduje, dziś  będą takie  tam "drobnice", które  Mamelon i   mła sobie oglądały  snując  się po muzealnych   wnętrzach jeszcze przed oficjalnymi  godzinami ich otwarcia.  Różne  takie "dary  dla  papieży",  zbiory  przedmiotów  wykorzystywanych  w  liturgii z okolic  bibliotecznych, arrasy  z  Galerii  Arrasów czy mozaiki i układane  we  wzory  kamienne podłogi bodajże  z  Galerii  Kandelabrów (  z  dedykacją  dla  Agatka ).  No  różności znaczy, misz -   masz  epok i  stylów, cóś  dla  każdego. Niby  nie  sztuka  przez  duże  S. Są  jednak  rzeczy na najwyższym  poziomie rzemiosła  artystycznego, jak  najbardziej  przyjemne  dla oka. Zaczynam  od  czegoś  co  nie jest specjalnie zapierające  dech ale  jednak kole  tego  kościółka  z  metali  (  fotka obok ) co  i  raz  któś  przystaje. Głównie po  to żeby oszacować  wartość  kruszcu (  takie czynione szacunki słychać w  wielu  językach, po   polsku to  jest "Jeny, myślisz że  to  złoto?!" ). Ten model architektoniczny wykonany z cennych kruszców przedstawia Basilica Pontificia di Sant'Antonio di Padova czyli Bazylikę św. Antoniego w Padwie. Św. Antoni zwany Padewskim po mojemu jest Lizboński a w ramach świętego patronatu dogląda Drochiczyna ( no, jeszcze wizyta w Forli i Tuluzie i okaże się że mła się włóczy śladami św. Antoniego ).



W   Bibliotece   Watykańskiej i okolicach mnóstwo   miłych  dla oka  rzeczy, w  trzecim  poście poświęconym  muzeom  mieliście troszki  fotek  szkiełek  rzymskich i freski, teraz mła  zamieszcza  fotki inszych artefaktów.  Barokowe figurki świętych  wyrzeźbione   z kości  słoniowej, taki   wyraz luksusowej pobożności wyższych  klas  społecznych. Gotyckie miniołtarzyki z figurami z tego samego  tworzywa i cud  urody płycinę, chyba pochodzącą z Bizancjum ( to ta  fotka obok ). Na fotkach poniżej macie zapodane urodne przedmioty wykonane w głębokim średniowieczu. Emalia z Limoges to żadna święta, tak nazywa  się  jedną z technik emalierskich. Polega ona  na  tym  że odpowiedniej  gęstości  szklaną pastą pokrywa  się  wyżłobiony mosiądz ( albo  droższe tworzywo, niektóre  relikwiarze to  złotko i  srebełko - najważniejsze  żeby  temperatura  topienia  pasty była  niższa  niż  temperatura topienia metalu ). To  wyżłobienie podkładu  różni  ją od  emalii  komórkowej tzw. cloisonné, w której pastę nakłada sie na ograniczone nałożonymi przegródkami tło ( tak jakby po wierzchu ). Dla tzw. lepszego efektu w technice emalii z Limoges wykorzystuje  się też  walory  niepowleczonego  szkłem  metalu, często zestawiano powierzchnie emaliowane z partiami pozostawionymi "na  goło". Takie  cóś  nosi nazwę rezerważu, przy czym istnieją dwie metody stosowania tego  sposobu: stosowano bądź dużo mosiężnego, złoconego tła, a postaci ludzkie emaliowano, albo  na odwyrtkę i  szczegóły ornamentacyjne na emaliowanym tle pozostawiano w metalu. Technika  emalii kładzionej  w  taki  sposób  nosi  nazwę  emalii żłobkowej vel champlevé.Najlepsze jej okazy pochodzą z XII - XIII wieku. Oczywiście  nie tylko  w  Limoges  wypalano  emalię, duże ośrodki emalierstwa  znajdowały  się nad Renem i Mozą.




Na   fotce powyżej macie  słynną złotą  różę papieską. Złote róże przekazywane są do  dziś kościołom, sanktuariom, władcom lub innym osobistościom jako wyraz szacunku i uznania. Zwyczaj ten jest  stareńki, bowiem sięga aż X wieku. Zaczęło  się od  tego że papieże poświęcali żywą różę w kościele pod  wezwaniem Świętego Krzyża Jerozolimskiego na wzgórzu laterańskim w Rzymie w niedzielę Laetare, jako jeden z symboli Jezusa Chrystusa. Pierwszą  różę  wykonaną w metalu papież Leon IX w 1049 roku , fundując klasztor Świętego Krzyża w Eguisheim, podarował jego kanoniczkom. Kfiotek  ze złota o wadze 2 uncji rzymskich nie  wiadomo  gdzie  był  wykonany, albowiem papież zlecił  albo  przesłanie gotowego   kfiotka albo ilości  złota potrzebnego  na jego  wykonanie. Wręczenie pierwszej złotej róży wiąże się z I wyprawą krzyżową w roku1096. Pierwszą osobą, o której wiadomo, że ją otrzymała jest Fulko IV hrabia Andegawenii. U nas złotych  róż  całkiem sporo, na  Jasnej  Górze mają  cztery.  Mamy też w  kraju taką  złotą różę jakiej nie ma nikt inny  - w Muzeum  Auschwitz -  Birkenau jest podarowana przez Benedykta XVI  papieska róża o  czarnych płatkach.



A to  są  wspominki  z  Galerii  Arrasów, Muzea  Watykańskie  bogate w tkaniny  z  Flandrii. Mła  się przyzna  że to  nie  słynne  "Rafaele" z Pinakoteki a właśnie arazzi z tejże  Galerii Arrasów zrobiły na mła największe  wrażenie (  zresztą  w Galerii  arrasów  też wiszą  takie wytkane na podstawie kartonów   atorstwa uczniów Rafaela z Urbino ) .  Może  dlatego że  mła  mogła  je  obserwować z bardzo  bliska, co  nie pozostało  bez  wpływu na ocenę kunsztu  tkaczy. Z  bliska  bowiem  widać  dopiero  maestrię z jaką  te  tkaniny  zostały   wykonane. Zważywszy na  ich  rozmiary to, mła której  proces tkania nie jest obcy trwa  w  zadziwieniu jakim  cudem  osiągnięto  taką  spójność obrazu ( każdy  tka inaczej, jakby  kto  nie  wiedział  to  czasem po  splocie można  rozpoznać  tkacza, oczywiście  specjaliści  rozpoznajo, nie mła i  insi laicy ) a te  arrasy są tak  jednorodne, jakby tylko  spod pary  dłoni wyszły (  co nie jest  prawdą ). Większość arrasów pochodzi z XVI wieku ( tzw. seria Nowej Szkoły, zamówiona przez papieża Leona X i utkana przez Pietera van Aelsta ), przedstawiają życie Jezusa, insza seria to epizody z życia Maffeo Barberiniego czyli papieża Urbana VIII ( te z życiorysem papieża pochodzą z końca XVII wieku ). Arrasy zostały zawieszone w Galerii za czasów papieża Grzegorza XVI, konkretnie to w 1838 roku.



Teraz  cóś  dla  Agatka -  fragment posadzki w jednej  z  galerii górnych, szczerze pisząc  to  nie pamiętam  już która  to  galeria była  ( natłok  wrażeń, wicie  rozumicie ). Lilia  królów  Francji ( irys  w  rzeczywistości )  nic mła nie mówi, zatem  ciesz  się  Agatku  obrazem nie  zlokalizowanej układanki  z marmuru. Na fotce poniżej  fotki podłogowej  jest jedna  z najbardziej  znanych  starożytnych mozaik, perełeczka  umieszczona na  ścianie  chyba  Galerii  Kandelabrów ( sorry, wspomniany  natłok  wrażeń ). Ta martwa natura z rybami, oskubanym ptokiem, owocami morza, szparagami i daktylami to mozaika rzymska, wykonana w II stuleciu naszej ery, pochodząca z willi Tor Marancia, znajdującej się niedaleko katakumb Flavii Domitylli.



Jedną  z  trzech  galerii  górnych (  dłuuugi  korytarz  którym  dochodzi  się  do  Kaplicy  Sykstyńskiej i  Stanz  Rafaela został  podzielony na  trzy  galerie, tzw. galerie  górne: Galerię  kandelabrów,  Galerię Arrasów i  Galerię Map - mła powinna o  tym  wspomnieć  kiedy pisała  o  tym  co  włazi w skład Muzeów  watykańskich ale ją  wzięło  i  przerosło ). Galleria dei Candelabri czyli Galeria  Kandelabrów zbudowana była pierwotnie jako otwarta loggia w 1761 roku przez papieża Piusa VII. Została zabudowana pod koniec XVIII wieku. Sklepienie pomalowano w latach 1883 - 87. Nazwa galerii pochodzi od marmurowego kandelabra z drugiego wieku, który wraz z filarami i łukami podzielił galerię na mniejsze części. Możemy tu znaleźć m.in. rzymskie kopie hellenistycznych posągów datowane od I do III wieku p.n.e. ( najsłynniejszy jest posąg Afrodyty, mła jak niemal zawsze jakoś nie zachwyciła się słynnością ). Oczywiście  mła  się  wgapiała  nie tam  gdzie  trza, kształty naczyń  podziwiała a nie  słynne posągi. Mła  z pokorą  przyjmie  wypominki że oto ona  tutaj  zamieszcza fotki jak  z  katalogów firmy  pogrzebowej  oferującej kremację wraz  z naczynkiem na popioły po  drogich  zmarłych ( nie wiem jakim  cudem  te naczynka są niewiele tańsze od wielkich w  stosunku  do nich  trumien, zapewne  tajemnica handlowa ). Tylko  wiecie, prędzej fotki  rzeźb  z  owej  galerii  zoczycie  w necie, niż  foty   tych garów, waz czy innych  mis.




No,  żeby  nie  było  że rzeźbków  nie ma to mła  wzięła i  zamieściła. Jest nawet   fotka  wielocycatej  Kybele a właściwie  kopii  posągu  Artemidy  z  Efezu ( ostatnia  fota ).  Dla mła jest pewną  zagadką dlaczego  akurat dziewicza bogini łowów i księżyca przejęła  atrybuty macierzyństwa, którymi tak obficie dysponowała  Kybele. Taa... takie zdziwności synkretyzmu religijnego naukowcy tłumaczą różnorodnie. A to że to wcale nie cyce matki karmicielki tylko ptasie jaja, a to jądra byków składanych w ofierze albo ( moja ulubiona teoria ) to taki naszyjnik z bursztynu, będący symbolem płodności u starożytnych boginii z Bliskiego Wschodu się wywodzących , albo że to kalebasy czyli tykwy. A te odniesienia starożytne do wielopierśnej Artemidy z Efezu to chyba tak tylko dla efektu. Co ciekawe rzymianie Kybele przedstawiali zupełnie inaczej, jako kobietę bliższą wzorowi matrony ale bez tych matczynych atrybutów. Czcili ją solidnie bo uważali się wszak za potomków Trojan a Kybele cieszyła się dużym poważaniem w Troadzie. Dla Rzymian też była Magna Mater, divinitas salutaris, o czym już kiedyś pisałam we wpisach o starożytnym Rzymie ( chyba ). Sorry że w tym wpisie nie ma do kompletu fotek z Galerii Map ale tam ich po prostu nie robiłam( zajęłyśmy się z Mamelonem śledzeniem weneckich posiadłości i jakoś się po aparat nie sięgnęło ). Dokumentacja galerii górnych znaczy nie kompletna ale mam nadzieję że cześć fotek bibliotecznych Wam to wynagrodziła.




4 komentarze:

  1. Ach!! Piękny ten kawałek podłogi :D Ja nad tkaninami wykonanymi przez tkaczy też zawsze długo medytuję jak im się to udało zrobić :D Ale ja w ogóle nie mam doświadczenia w tej dziedzinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła ma niewielkie doświadczenie jednak na tyle jej to doświadczenie dało w kość że z podziwem oglądała z bliziuteńka te arrasy. :-)

      Usuń
  2. łaaaał, no jest co podziwiać, a ta ucięta stópka w odzieniu, jakaś taka brrr, strasznawa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he, he, ja tam lubię takie anatomiczne fragmenta. :-)

      Usuń