niedziela, 29 marca 2020

Wiosenne intermezzo



W ramach odstresunku ( Małgosia miała  w  nocy  wysokie  ciśnienie i mła latała koło niej coby je zbić i karetki nie  wzywać,  zaczynająca się powoli panika zarzundu i przewodniej siły  narodu, która objawia się montypythonizmem wszechogarniającym, zmieniająca się na z lekka zimową pogoda ) mła zabierze  Was do Alcatrazu. Mój boszsz... jak  dobrze że po świecie  chodzą koty i że mła  ma  swój "więzienny", odgrodzony od  świata ogródek. Takie miejsce  gdzie w  słoneczne, ciepłe popołudnie może odciąć się od wszystkiego - od mendiów   wymyślających                     apokaliptyczne tytuły  ( mój ulubiony z ostatnich dni to "Ta zraza zmiecie wszystko!" ), od spanikowanych ludzi którzy z prezydenckich ust właśnie  byli  usłyszeli że zachorowania się  zmniejszają ale one ludzie widzą, słyszą a czasem to nawet już wiedzą że jest dokładnie odwrotnie i dopiero po  tym dysonansie poznawczym  przestają tak naprawdę jarzyć o co kaman i zaraz przestaną wiedzieć  jak się właściwie nazywają oraz jaki dzień mamy, miesiąc i rok, od  różnych takich  którzy nie  wiedzą na jakim świecie żyją ale im się wydawa że są kimś ważnym, od kłopotów dnia codziennego pod tytułem "Jak załatwić sprawy urzędowe w czasie kiedy urzędy albo nie pracują albo udają że pracują" ( nie znaczy że urzędnicy nie pracują bo leniwe so, wytycznych ni ma i bajzel się robi ), od wypraw do sklepu planowanych jak kampania wojenna, od wszystkiego  tego  co jakoś doskwierało mniej kiedy człowiek  nie musiał  się ograniczać z przemieszczaniem. Mła  się zastanawia jak te  biedne  chłopy pańszczyźniane mogły przeżyć całe  życie nie  ruszając  się ze wsi   i pana za ten stan rzeczy  nie obwieszając.






A w ogrodzie mimo nieustannie zapowiadanego przez mła końca sezonu krokusów, nadal  trwa ich kwitnienie. Może dlatego że ostatnich  zakupów krokusowych mła  dokonywała dość późno, rzuciła  się na  bulwki krokusowe  jak  dzika bo tanie  były i teraz te późno  wsadzone całkiem nieźle jeszcze kwitną. Druga sprawa to aura, końcówka  tygodnia tak  słodko  wiosenna jest  tylko krótkim słonecznym  intermezzo pomiędzy chłodnymi  dniami i  mroźnymi  nocami. Hym... bardziej  nocami mrozi wiosną tego roku niż mroziło  zimą, taka zdziwność się wzięła i  zrobiła. Mła  myśli że z  tych  powodów  może cieszyć się jeszcze kwitnieniem Crocus chrysanthus 'Prins Claus'.  Muszę przyznać że te kwitnące krokusowe kępki wraz z cebulicami i śnieżnikami to radocha dla oczu. Wicie rozumicie, szczęście z przyglebia! Takie szczęście z "pierwszego piętra" stanowią dla  oczu mła  ciemierniki. Co prawda mróz zważył  sporo kwiatów ( szczególnie źle zniosły go sadzone w  zeszłym roku i w  tym odmiany o pełnych kwiatach ) ale nadal większość z nich wygląda dobrze. W słoneczne popołudnie, odpowiednio oświetlone kwiaty "robiły ogród"! Mła przy okazji wczorajszej  wizyty w  Alcatrazie naszła  kolejne kwitnące ciemiernicze  siewki o bardzo  ciemnych kwiatach.  Rysuje się w jej umyśle nowa koncepcja nasadzeń  z  ciemiernikami w  roli głównej. Miejsce nasadzeń  to były Landryn. Niestety zanim mła posadzi na nim owe ciemiernicze siewki  czeka ją ciężkie  szpadlowanie. Ech...



Mła przyznawa że wizja pracy szpadelkiem na ciężkiej glebie jakoś jej specjalnie nie pociąga, pewnie  dlatego że odczuwa zmęczenie ( przeca na wakacje sycylijskie nie pojechała i  do  Rzymu w kwietniu wg. wszelkich znaków na Ziemi i Niebie też nie pojedzie, ma zatem prawo odczuwać zmęczenie codziennością, nawet jeżeli  ta  codzienność  nie jest pracą w kopalni na stanowisku górnik strzałowy czy jakoś tak ).  Może dlatego bardziej niż ciemiernikowe siewkowe niespodzianki kręcą ją te wszystkie drobne cebuliszcza kwitnące młodą wiosną. Śnieżniki takie  czy owakie, cebulice w różnych  formach, wyłażące błękitne  szafirki i  anemonki  greckie wabiące owady czy puszkinie które rozsiały się niemal po  całym  Alcatrazie. Mła spędziła  wczoraj sporo czasu klęcząc  na  swojej  piankowej "poduszeczce do pielenia"  , bynajmniej wcale nie pieląc a zadowalając  się obserwacją cebulowych maleństw. Do pielenia  nie miałaby  zresztą za wielu powodów, może  glistniki są  nieco bezczelne ale fiołki wonne rozrastając  się tworzą na  tyle gęsty dywan że pod drzewami, gdzie głównie wraz z nimi  sadzę rośliny cebulowe kwitnące  wczesną  wiosną,  za bardzo ni ma co pielić. O ile człowiek nie  zrobi jakiejś  głupoty, np.  w średniej wielkości ogrodzie którego uprawie może poświęcić w sumie niewiele czasu, nie posadzi pełzającej  trawki żubrówki, dywan z  fiołków wonnych jest  całkiem niezłą  zaporą przed innymi  niż one  same  chwastami, he, he,  he.



Mła uwielbia  czas  fiołków i  przylaszczek, chyba  żadne  duże wiosenne  byliny nie mogą się równać z fiołkami i przylaszczkami  jeśli chodzi o  wdzięk. No, może niektóre anemony czyli  zawilce pamiętające dziczyznę,  czyli życie na  łonie natury. Jakoś  tak  dziwnie  się  dzieje że im rośliny robią  się  bardziej ogrodowe, stają się odmianami o  zwielokrotnionej  liczbie płatków, dłuższym kwitnieniu czy większej ilości pąków  na  pędzie,   tym mniej w  nich uroku. Zyskują na urodzie tracąc na wdzięku. Przylaszczki o pełnych kwiatach czy malutkie pełnokwiatowe zawilce  gajowe są jeszcze miłe  dla oka  ale takie zawilce leśne Anemone silvestris, kwestia urody ich odmian o pełnych kwiatach jest  dla mła  sprawą dyskusyjną. Tak samo mła  ma jeśli  chodzi np. o pełne kwiaty  fiołków  wonnych,  mają jeszcze w porównaniu  do zawilców leśnych o pełnych  płatków kawiatach, sporo "dzikiego" wdzięku   ale  tak szczerze pisząc  to mła podobają  się najbardziej fiołki o prostej budowie. Za to podobie jej  się jak są nie  tylko w  klasycznie fiołkowym kolorze, mła żałuje że u nas tak cinko z odmianami Viola odorata. Czasem ogląda zagramaniczne strony z fiołkami i innymi roślinami uznanymi przez  większość ogrodników za niezbyt imponujące i godne ich ogrodów i ślinkę łyka. U nas miejsc  z odmianami  fiołków  wonnych jest malutko, szkółkarze się w nie "nie bawią",  no bo kto to kupi? Z przylaszczkami też nie jest  dobrze i nie mam  tu na myśli przecywilizowanych  japońskich okazów  dla kolekcjonerów co raczej dostępność  np. Hepatica acutiloba , całkiem  zwyczajnej przylaszczki  amerykańskiej.



Hym... znów  zaczynam  narzekać  a to  niezdrowe więc lepiej napiszę  wam o kotach. Mrutek kontynuuje po przerwie  bromans z Pasiakiem ( Pasiak  zbezczelniał  do  tego  stopnia że ryczy wyzywajaco na mła kiedy  ją  widzi na Podwórku i  włazi  do  domu ),  Sztaflik ma płukane ślepko bo się jej  brzydkość w  nim  zbierała, Okularia ma nowego adoratora którego przywabił  Epuzer ( piękny, bardzo  duży kocur - Okularia jest dumna i obnosi się  ze  zdobyczą ), Szpagetka wytresowała Ciotkę Elkę do  roli  odźwiernej. Ciotka Elka uległa bo jest słabowita, dohtorka domowa kazali jej nosić maseczkę. Źle się to  skończyło, Ciotka już jest po telefonicznym pulmonologu, któren się ponoć na nią wydarł  i zalecza objawy  co i niej  wzięły i  wystąpiły ( buzia jak u buldoga ).  Mła  całą  swoją siłą woli  stara się wobec  Ciotki Elki  nie używać wyrażenia "A nie mówiłam?".  Na wczorajszych  fotkach Sztaflik i  Okularia, Mrutka mła  się nie udało obiektywem uchwycić bo tak szalał a Szpagetka wlazła wysoko na  drzewo ( śpiewała na kasztanowcu ) i mła ją ciężko było  w obiektyw złapać  bo konary zasłaniali.



5 komentarzy:

  1. A teraz to w mieście Odzi leje, koty kłóco się o miejsce w wyrku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Leje, a ja z Gutkiem muszę wyjść na Jego wietrzenie. Po napawałam się widokiem kwiatków i ciut lepiej. Brrr, zapowiadają mroźne noce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wali drobnym śniegiem, ale gęsto, więc wietrzenie było krótkie. Wrrr

      Usuń
    2. Ja wietrzyć osobiście futer nie muszę, same się wietrzą. za to dziś miałam noc z Pasiakiem, który postanowił zanocować u Mrutka. Dobrze że Pasiak pełnoletni.;- Dziś zimno i tak jakoś paskudnawo że ta ciepła sobota wydaje się mła prawie nierealna.

      Usuń