wtorek, 28 czerwca 2022

Gduńsk, Gdańsk, Danzig - część piąta

W ostatnim gdańskim wpisie było o bawialni Głównego Miasta i przyległościach, dziś trochę będzie o budynkach w których przyjmowano gości. Nie mam tu na myśli zajazdów dla kupców czy tam inszych stancji dla takich sobie zwyczajnych podróżnych. Będzie o reprezentacyjnych siedzibach w których goszczono władców. Przejdziemy się gdańską Drogą Królewską, szlakiem którym najczęściej chodzą turyści. Parę ważnych miejsc na tym szlaku już poznaliście, czas na bramy. Zaczniemy jednak od ... środka  czyli gdańskiej siedziby królów Polski. Niby było tak  że polskim królom przysługiwała własna, niezależna kwatera, jednak  gdańszczanie przez długi czas uchylali się od obowiązku budowy królewskiej rezydencji. Monarchom przyznano ostatecznie budynek Bramy Zielonej, jednak ze względu na uciążliwości portowego otoczenia królowie na tę lokalizację się wypięli. Cztery kamienice, mieszczące się w zachodnim krańcu południowej pierzei Długiego Targu, naprzeciwko Dworu Artusa i Fontanny Neptuna,  od czasu wizyty króla Zygmunta III Wazy  gościły w swoich murach polskich królów. Dostosowano je do królewskich potrzeb tworząc w nich wewnętrzne połączenia, w sumie można było traktować je jak jeden budynek. Od koronowanych  osób  w nich pomieszkujących nazwano je Królewskimi  Kamienicami. Kiedyś w  nich nawet doszło  do królewskiego porodu, w kamienicy stojącej na parceli oznaczonej dziś numerem 2, królowa Marysieńka Sobieska wydała na świat potomka, królewicza Aleksandra. Podobno na górnej kondygnacji, wysoko coby zgiełk królewskich uszu nie drażnił. Tylko że zgiełku nie było. Z okazji rozwiązania Marysieńki zarządzono w Gdańsku ciszę.  Naprawdę się postarano - żadnego  bicia dzwonów, ruchu kołowego na Długim Targu a jak już musiał przejechać jakiś zaprzęg, to koniom na kopyta zakładano opatuchy z materiału coby nie stukały. Zatrzymano nawet ratuszowy zegar , bo wskazówki ponoć skrzypiały i przeszkadzały brzemiennej królowej.  Marysieńka to miała wymagania.  W kamienicy na parceli nr 1 zazwyczaj "stacjonował" fraucymer królowych,  w kamienicy posadowionej na parceli nr  3 mieściła się królewska jadalnia  i sala sądowa. Królewscy dworzanie a także medycy króla zajmowali kamienicę na parceli z numerem 4. Sień kamienicy nr 2  była na czas pobytu królów zamieniana w salę tronową. 

Dziś oglądając  kamienice królewskie oglądamy wariacje na temat, bo mła napisze szczerze - to nie jest zabytek. Ba, to nie jest nawet dobra rekonstrukcja. To jest makieta Kamienic Królewskich. Pozdrowienia z Sowietów które się dostały "niemieckiemu" miastu to jedno ale drugie to sposób w jaki podjęto konserwację tego co się jeszcze dało konserwować.  To jest zresztą temat rzeka, mła podejmie  go  "inną razą". Kamienice Królewskie odtworzono tak że nie przypominają za bardzo siebie z czasów świetności. Zacznijmy od kamienicy numer 1, której fasada została odtworzona  w klasycystycznej formie nadanej jej około 1800 roku.  Sąsiednią fasadę za to odtworzono, zresztą niezbyt ściśle, na podstawie ryciny Jana Karola Schultza, w kształcie  odmiennym nieco od znanego z dawnych fotografii. Różnice występują zwłaszcza w zwieńczeniu szczytu. Ta fasada przedstawia formy typowe w początku XVII wieku,  kiedy  wznoszono pierwotną elewację. Jedyną autentyczną częścią jest ta w bezporządkowym portalu. Elewacja kolejnej fasady jest  najokazalsza w całym zespole, fasada  zrekonstruowanej  kamienicy  numer 3 powstała około  roku 1680. Właścicielem parceli był wówczas  Paweł de Gratta - królewski poczmistrz i twórca drukarni mającej prawo wydawać wiadomości pocztowe - rodzaj pierwotnej gazety. Autorstwo elewacji przypisuje się często Andrzejowi Schliterowi młodszemu.  W końcu  wieku XVIII  dano elewacji nowy, klasycystyczny szczyt w formie zwieńczonego wazami trójkątnego przyczółka, którego tympanon opatrzono oculusem ujętym girlandami.  Powojenna rekonstrukcja przywróciła dawny kształt elewacji tylko częściowo, zdeformowano  wysokie  przyziemie, które podzielono na dwie kondygnacje, przy okazji dodając w licu fasady poziome pasy nagiego muru, zupełnie niezwiązane z resztą wystroju i zakłócające wyważone proporcje całości. Cóś podobnego zrobiono z elewacją  budynku nr 4, gdzie zamiast wysokich okien dawnej sieni zastosowano okna w dwóch kondygnacjach. Tu jeszcze w ramach bonusu  okna  nowego  piętra  ukształtowano tak jakoś mało proporcjonalnie. Na domiar złego  fasadę ozdobiono potężnymi ceramicznymi popiersiami w medalionach, które pasują jak pięść do nosa. Ani forma, ani rozmiary nie te. Więcej szczęścia niż same kamienice miały ich  przedproża, w których zachowało się wiele autentycznych fragmentów. Najciekawszym jest oryginalna płyta przedprogowa z 1577 roku zachowana,  jako jedyna z tego typu płyt w Gdańsku,  przed domem numer 2. Sorry jeżeli rozwiałam komuś złudzenia na temat zabytkowości zabytku.




W Gdańsku to jest tak że  budowle monumentalne: kościoły, ratusze czy tam  budynki inszej użyteczności publicznej, zachowały wiele zabytkowej substancji, kamieniczkom poszło cóś gorzej. Niestety  bramom wodnym, czyli zamykającym ulice od strony Motławy,  na ogół tyż. Brama Zielona Głównego Miasta,  Grünes Tor, czy też  z kaszubska Zelonô Bróma  również została mocno uszkodzona, jednakże nią mła się zajmie i opisze ze względu na jej znaczenie. Zielona Brama zanim została tak nazwana była Bramą Kogi. Jest prawdopodobnie  najstarszą z  bram wodnych Gdańska, wiadomo że istniała już w 1357 roku. Stała sobie  tak  nieruszana do połowy  XVI wieku, jednakże wobec zmiany sposobu prowadzenia wojen wiele średniowiecznych założeń obronnych stało się  bezużytecznymi i tej obronnej bramy to także  dotyczyło. Na najważniejszej ulicy Głównego Miasta jaką był i jest Długi Targ nie trzeba było fortyfikacji tylko czegoś imponującego i  modnego, np. budowli reprezentacyjnej, takiej  w pełni odpowiadającej  ambicjom gdańszczan. W październiku 1563 roku rozpoczęto rozbiórkę Bramy Kogi oraz, noszącego taką samą nazwę, mostu na Motławie. Jeszcze tego samego  roku ruszyła   budowa nowego mostu, do której użyto kamienia o zielonym odcieniu.  Stąd ponoć wzięła się jego nazwa, Zielony Most, niejako przeniesiona później na bramę, którą zaczęto wznosić  z początkiem 1564 roku. Nie wiadomo kto zaprojektował budynek  Bramy Zielonej, wielu podejrzewało,  twórcę między  innymi Domu Anielskiego, saskiego budowniczego Hansa Kramera. Stanęło jednak na tym że to nie on,  choć Wikipedia dalej mu tę budowlę przypisuje. Bardzo wyraźne piętno architektury niderlandzkiej mógł na projekcie budowli odcisnąć, pochodzący z Amsterdamu, mistrz Regnier, który był kierownikiem budowy, ale jego można uznać za twórcę bramy jedynie hipotetycznie. No wtrącał te trzy grosze jako kierownik budowy i pewnie projekt korygował po swojemu.
 
Zielona Brama jest amsterdamska jak sam Regnier, nie tylko forma  ale  nawet materiał użyty przy budowie, drobna cegła z Amsterdamu, są pochodzenia niderlandzkiego ( cegła została sprowadzona jako balast w ładowniach statków ). Ten budynek spoko mógłby stać nad amsterdamskimi  kanałami i gdyby nie swojski orzełek koronowany to nikt by go z naszym budowaniem nie powiązał.  Budowla została ukończona w  1568 roku. Cóś niejasna jest funkcja, jaką pierwotnie zamierzano nadać temu miejscu, ale już w 1570 roku, pod presją wysłanników Zygmunta Augusta, postanowiono oddać ją jako rezydencję polskim monarchom przybywającym do Gdańska. Po co i na co to królom Polski było tego nie wie nikt ( no chyba żeby gdańszczanom pokazać miejsce w szeregu,  nic inszego mła do głowy nie przychodzi ), bo pomieszkiwała tam jedynie Maria Ludwika Gonzaga, która  zatrzymała się tu jedynie przejazdem  jako przyszła  małżonka  królewska. Całe 9 dni pomieszkiwała w 1646 roku. Taa... To że monarchowie nie  korzystali wcale nie oznacza że budynek stał pusty, co to to nie. W  przyziemiu urządzono jeszcze w  roku 1567, wagę miejską, istniejącą w tym miejscu przez trzy dalsze stulecia. Formę nadaną przez budowniczych w XVI wieku  Zielona Brama  zachowała bez wielkich zmian do roku 1831, kiedy to niektórzy wpadli na głupi pomysł zlikwidowania dachu wraz ze wszystkimi szczytami,  coby zastąpić  je najmodniejszą klasycystyczną attyką zwieńczoną figurami na postumentach. Tak to dotrwało do lat osiemdziesiątych XIX wieku,  w roku 1883 przebito dodatkowy, czwarty przelot nadając mu formę znaną z trzech pierwotnych arkad bramy i ozdobiono go herbem Hohenzollernów, bowiem urzędnicy cesarscy poczuli że muszą  przykleić  cóś pruskiego obok jagiellońskich orłów. W roku 1886  postanowiono przywrócić budowli jej dawny wygląd
 
W XVII i XVIII wieku w murach Zielonej Bramy  urządzano biesiady, mieszczańskie uroczystości typu festyny czy  loterie, a nawet wystawiano tam sztuki teatralne. W latach 1746 do 1829 Zielona   Brama była siedzibą Towarzystwa Przyrodniczego, przechowywano w budynku bogate zbiory tej instytucji. Tradycję tę podjęło ulokowane tu w 1880 roku Muzeum Przyrodnicze, które istniało aż do II Wojny Światowej. Tak naprawdę muzeum nosiło przydługą nazwę Zachodniopruskie Muzeum Prowincjonalne. Po wojnie zaś odbudowany obiekt był siedzibą   Pracowni Konserwacji Zabytków, tyż jakby muzealnie. Dzisiaj brama mieści oddział wystawienniczy Muzeum Narodowego w Gdańsku i Gdańską Galerię Fotografii. Przez jakiś czas było tu też biuro ex prezydenta Lecha Wałęsy. Brama Zielona jest końcowym etapem  Drogi Królewskiej, tego ciągu komunikacyjnego zaczynającego się Bramą Wyżynną, biegnącego  poprzez Bramę Złotą, czyli dawną Bramę Długouliczną, ulice Długą i Długi Targ. Przedłużeniem tego ciągu była droga na Elbląg i Królewiec, poprzez Zielony Most, Bramę Stągiewną, Długie Ogrody i Bramę Żuławską. Dla historii Gdańska Zielona Brama jest ważna, to pierwszy przykład manieryzmu niderlandzkiego w architekturze miasta.
 

Złota Brama w Gdańsku vel Brama Długouliczna czy też  Brama ulicy Długiej, z niemiecka Langgasser Tor a z kaszubska  Złotô Bróma powstała na miejscu starej, jeszcze na gotyckiej bramy z XIV wieku.  Nówka sztuka została wzniesiona raczej nie w celach obronnych, choć trzeba uczciwie przyznać że jeszcze w drugiej połowie XVIII wieku miała po stronie zachodniej żelazne wrota, kraty w oknach i brony ograniczające dostęp do Głównego Miasta, lecz dla zaspokojenia ambicji  gdańszczan. W czasach jej przebudowy rolę obronną przejęła już Brama Wyżynna i średniowieczny, lecz z lekka przebudowany zespół Katowni i Wieży Więziennej. Skoro nie trzeba było się wysilać w kwestiach fortyfikacji to można bylo poszaleć ze zdobnictwem. Jakimś cudem jednak udało się absolutnie nie odlecieć w rejony manieryzmu rodem z krainy wiatraków i powstała chyba najbardziej związana z klasyką, znaczy z antykiem, publiczna budowla starego Gdańska. Nowa brama wzniesiona została w roku 1612 wg. projektu architekta Abrahama van den Blocke, syna sławnego Wilhelma, który pół wieku wcześniej zaprojektował Bramę Wyżynną. W budowie Bramy Złotej swój udział miał także Jan Strakowski. Mimo tego że historycy sztuki twierdzą że architektura jest utrzymana w stylu manieryzmu niderlandzkiego, to mła twierdzi że jest to manieryzm zmanierowany rzymskimi naleciałościami. Owszem jest  eleganckie wydłużenie proporcji,  typowe dla manieryzmu wyrafinowanie, złocenie murów - te klimaty. Jednocześnie jednak elewacje  bramy pełne są tzw.  szlachetnej prostoty. Do bramy przylega od strony północnej późnogotycki Dwór Bractwa św. Jerzego. W roku 1648 na zwieńczeniu bramy ustawiono rzeźby Piotra Ringennga. Posągi widoczne od frontu uosabiały: Pokój, Wolność, Bogactwo i Sławę, do których dążyć miał Gdańsk i jego obywatele. W  tym pomocne być powinny: Roztropność, Pobożność, Sprawiedliwość i Zgoda, których przedstawienia  stanęły po przeciwnej stronie budowli, zwróconej ku miastu.
 
Obie elewacje ozdobiono kartuszami z herbem Gdańska, umieszczonymi nad portalami środkowego przelotu oraz widoczną powyżej taką nieco zdziwną  dekoracją, typową dla stylu - manierystyczną formą przypominającą ulistnioną szyszkę. Dodano do tego  pękające jabłka granatu, które mogą stanowić symbol  obfitości jak i przypomnienie że Gdańsk to morska potęga, sprowadzanie  egzotów i wyprawy do ziem nieznanych to dla życia miejskiego  Gdańska przeca norma. Od 1803 do 1872 roku Złota Brama mieściła Szkołę Sztuk Pięknych, kierowaną między innymi przez wielbiciela  gdańskich zabytków Jana Karola Schultza. W kilka lat po wyprowadzeniu się uczelni zdjęto wieńczące budowlę posągi, które nie zachowały się do naszych czasów. Gdy uzupełniano wystrój zniszczonej częściowo bramy, posłużono się wzorami rzeźb w postaci ceramicznych kopii z 1878 roku.  Cała konstrukcja w 1957 roku została odbudowana i oddana do użytku Stowarzyszeniu Architektów Polskich, w latach 1995-1998 obiekt poddano remontowi, odtworzono złocenia i przywrócono figury na szczycie. Jednakże mła ma wrażenie że  architekci cóś jakby się nie przykładali. Od kiedy mła pamięta coś się zawsze ze Złotą Bramą działo. Tym razem mła zobaczyła siatki zabezpieczające i orusztowany przelot. Taa... Stąd zdjęcia  z Wikipedii.  Ochoty  na zdjęcia złoconych  niemieckich i łacińskich sentencji u mła nie było, ten remont cóś mła nie nastrajał. We fryzie na ścianie frontowej umieszczono cytat z Psalmu 122:  Es müsse Friede sein inwendig in deinen Mauern und Glück in deinen Palästen ( "Niech zażywają pokoju ci, którzy ciebie miłują. Niech pokój będzie w twoich murach, a bezpieczeństwo w twych pałacach!" ). Oczywiście pisownia szlachetna, bez umlautów i wogle.  Łaciński napis na bramie od strony ulicy Długiej głosi: Concordia res publicæ parvae crescunt - discordia magnae concidunt ( "Zgodą małe republiki rosną - niezgodą wielkie upadają'"). Warto zauważyć błąd ortograficzny w słowie "discordia", umieszczonego na bramie w formie "discordiae", tak jak go kiedyś wykonano. 
 


Brama Wyżynna, zwana dawniej Bramą Wysoką,  Hohes Tor, czy z kaszubska Wësokô Bróma rozpoczyna Drogę Królewską w Gdańsku.  W 1571 roku po długich i gruntownych przygotowaniach  powierzono wspomnianemu już w tym  wpisie Hansowi  Kramerowi,  Saksończykowi  pracującemu niegdyś  przy budowie drezdeńskiego zamku, a od 1565 r. zatrudnionemu przez Radę Miejską,   budowę umocnień wzdłuż zachodnich krańców miasta. Były to nowoczesne, czyli zgodne z ówczesną sztuką budowania fortyfikacji,  założenia bastionowe. Prace trwały pięć lat, wybudowano między innymi nową bramę umieszczoną w tzw. kurtynie wałów na wysokości ulicy Długiej. Oczywiście brama wjazdowa do miasta musiała wyglądać a nie tylko stanowić punkt obrony jakby co.  W roku 1588  Wilhelm van den Block oblicował ceglaną budowlę okładziną kamienną, a całość ozdobił bogatą dekoracją rzeźbiarską. Forma bramy, zachowana w zasadzie do czasów współczesnych  nawiązywała do wzorników Hansa Vredemana de Vries, a także do bram miejskich Antwerpii ( Sint-Jorispoort - Brama świętego Jerzego z 1543 - 45, Kipdorppoort z 1550 ), które opierały się z kolei  na wzorach włoskich. Zapatrzenie na flandryjskie budowanie nie powinno dziwić, wszak  mistrz  Wilhelm był Flamandem z pochodzenia, gdańszczaninem z wyboru. Dekoracje rzeźbiarskie  bramy są z tych bajkowo imponujących -  herby w bogatych kartuszach i dwóch podtrzymywaczy. Pośrodku dwaj aniołowie prezentują herb Rzeczpospolitej, w którym orzeł nosi na piersi herb Ciołek - rodowy herb króla Stanisława Augusta Poniatowskiego dodany, rzecz jasna,  za jego panowania. Po bokach umieszczono herb Prus Królewskich trzymany przez dwa jednorożce i herb Gdańska ujęty łapami lwów. Cudność. Na zwieńczeniu lew ryczący.  No jest na czym oko zawiesić.
 
Są też stosowne napisy - "Sapientissime fiunt quae pro Republica fiunt" - "Najmądrzej dzieje się wszystko, co się dzieje dla Rzeczypospolitej", "Iustitia et Pietas duo sunt Regnorum omnium FundamentaI" -  "Sprawiedliwość i pobożność to dwie podstawy wszystkich królestw", lub też jeśli przeczytamy tylko dolną linię - "Rum omnium Fundamenta" - "Rum podstawą wszystkiego", co jest przykładem dowcipu gdańskiego, he, he, he,  "Civitatib. (us ) haec optanda bona maxime Pax Libertas et Concordia" - "Dobra najbardziej dla państw pożądane to pokój, wolność, zgoda".  W roku 1807 przez nią wkroczył do Gdańska Napoleon Bonaparte wraz z trzydziestosześciotysięczną armią. W tym czasie istniały jeszcze porośnięte trawą wały i fosa, panorama Gdańska widzianego z zachodu wyglądała inaczej. Do 1895 znajdowała się w otoczeniu naturalnym, ze tak rzecz ujmę, w  ciągu szesnastowiecznych fortyfikacji, pomiędzy Bastionem św. Elżbiety i Bastionem Karowym,  stanowiła główną bramę wjazdową do miasta.  W 1861 fasada została poddana pracom restauracyjnym. W 1878 postanowiono zwiększyć przepustowość przejazdu, w związku z czym  wyburzono  bramę wewnętrzną zbudowaną przez Kramera, po obu stronach bramy van den Blocke’a wybito w wałach dodatkowe przejazdy. Na tym się nie skończyło bowiem nastał czas "uwalniania miast  europejskich z okowów murów".  No i niestety zaczęto uwalniać. W przypadku bramy wyglądała ta rewolucja urbanistyczno - architektoniczna  tak że most zwodzony nad fosą zastąpiono stałą groblą ( przed bramą drzewiej znajdował się most zwodzony a potem to trzy kładki: środkowa szeroka i dwie boczne, węższe ). W 1884 oblicowano całość bramy rustyką,  która wcześniej zdobiła tylko  elewację zachodnią i dodano fryz z herbem Cesarstwa Niemieckiego na wschodniej elewacji - urzędnicy  czuwali, he, he, he. W 1895 wały zostały całkowicie zniesione, a fosa zasypana. W 1903 do Bramu Wyżynnej  przeniesiono odwach i w związku z tym zamknięto przejazdy. Po demilitaryzacji Gdańska w 1920 pomieszczenia po odwachu zajęło biuro podróży Norddeutscher Lloyd. W 1945 uszkodzony został głównie wystrój rzeźbiarski bramy, co jest niemal cudem. Naprawy i konserwacje prowadzono przez następne dwadzieścia lat. Dopiero w 1966 zrekonstruowano brakującą figurę lwa w zwieńczeniu. Jakby nawiązując do przedwojennej tradycji pomieszczenia bramne użytkowało Polskie Biuro Podróży "Orbis". W 1952 ponownie otwarto przejazd, pozostawiając zamknięte przejścia boczne. W 2002 brama została przejęta przez Muzeum Historyczne Miasta Gdańska, a 22 maja 2012 otwarto w niej Pomorskie Centrum Informacji Turystycznej. 
 


Dobra, tak mniej więcej turystycznie przelecieliście Gdańsk z czasów największej potęgi miasta, znaczy Królewską Drogą drepcząc wirtualnie całkiem inaczej niż reszta bo od Ratusza Głównego Miasta , Dworu Artusa, domów Ław, poprzez trzy bramy i Katownię i Wieżę  Więzienną. Teraz wypadałoby  żeby mła się zajęła kamieniczkami ulicy Długiej i Długiego Targu a może nawet z okazji kamienicznej wylazła na insze ulice Głównego Miasta. Tylko że to proste nie będzie z tej przyczyny że stare  miasto to wcale nie jest  stare miasto i że zanim  do dawnej historii przejdziemy to trza się przebić przez historię nowszą, bez której pewnych spraw zrozumieć nie sposób. Mła zatem musi wymyślić jak tu zgrabnie ująć i powiązać historię miasta i jego zabytków, które nie do końca są zabytkami. Taa... Naprawdę proste nie będzie więc mła najpierw poględzi Wam jeszcze o takich tam różnych gdańskich sprawkach z czasów dawnej świetności. A tak w ogóle mła się uśmiała jak  norka czytając że Gdańsk  to   kaszëbskô stolëca. Taa... może tysiąc lat temu, tylko że wzmianki o Kaszubach to z XIII wieku są a książęta tytułowali się dux Slauorum et Cassubie. Pomorskie miasto, polskie miasto, niemieckie, teraz Kaszubi się poczuli że kaszubskie. Gdańsk nie był i nadal nie jest kaszubskim miastem, jak już to jest miastem pomorskim, choć po prawdzie  to jest Gdańskiem  przynależnym do siebie.  Taka jest jego historia że jest każdego po troszku i nikogo absolutnie do końca. Ani prakaszubski,  ani prapolski, ani praniemiecki.  Pragdański jest. Czy to się komuś podoba  czy nie językiem Gdańska był język polski a potem przez dłuuugi czas język niemiecki. Dokumentów miejskich po kaszubsku nie pisano. A  kaszëbskô stolëca  to leży na zachód  od Gdańska.

12 komentarzy:

  1. Pragdanski ? Pragdanski ! bardzo mi sie to okreslenie podoba.👌 A gdzie to Taba wyczytala o kaszebskiej stolicy? Kaszubom cus sie chyba pomylilo z Kartuzami :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitteczku mła się usta otworzyły i żuchwa niemalże na biust sztucznie uniesiony jej opadła jak sobie poczytała to co teraz Tła zacytuję - " Na Kaszubach mówiło się “miasto” i pisało to słowo z wielkiej litery, mając na myśli Gdańsk, póki nie powstała Gdynia. Było to przecież jedyne liczące się miasto w regionie. Drugi wątek jest współczesny - wszystkie najważniejsze instytucje kaszubskie są zlokalizowane w Gdańsku: Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko - Pomorskiego, redakcja “Pomeranii”, Klub Studencki “Pomerania” - to są wszystko już instytucje z historią (zrzeszenie powstało w 1956 roku). W Gdańsku mamy także Instytut Kaszubski oraz etnofilologię kaszubską i całe kaszubskie środowisko akademickie związane z Uniwersytetem Gdańskim. Są tu też nasze główne media, w Radiu Gdańsk mamy zaś audycję po kaszubsku. Trzon życia intelektualno - organizacyjnego Kaszubów także jest w Gdańsku. Dla nas nie ulega wątpliwości - my czujemy się u siebie, a jeśli chodzi o stołeczność, bywają na Kaszubach różne opinie." Takie zdanka padły z ust prof. Cezarego Obrachta Prondzyńskiego. Taa... mła się tylko chowała wśród Bëlôcë, dobrze pamięta takich którzy walczyli o to żeby język kaszubski nie zaginął i po prostu wie że ci ludzie traktowali Gdańsk jako byt niekaszubski a osobny. Mła nie jest profesorem tym niemniej jednak wiedzę ma, nawet wspartą jakimiś tam marnymi akademickimi podchodami w kierunku etnografii. Poza tym mimo braku akademickich tytułów mła nie jest ślepa widzi tzw. pęd emancypacyjny wśród mniejszości jaką są Kaszubi. Mła paczy i niby rozumie ale nie rozumie. Na cholerę Kaszubom sadzenie się na wiekową miejskość, przeca nie w tym ich siła i nie w tym ich wielkość. No ale tak to już jest, kompleksy niektórych Kaszubów wobec polskości czy niemieckości wymagają tworzenia bajek z mchu i paproci. Wyobraź sobie że istnieje projekt Gedania Cassubia, hym... mła cóś przypomina to propolskie, propiastowskie wzmożenie wśród niektórych historyków za czasów Gomułki. Gdańsk naprawdę był multi kulti ale to się pewnie teraz nie będzie sprzedawać. Lepiej postawić tablice jak to Gduńsk stolica Kaszub wita. Taa...

      Usuń
    2. Juz pryndzej Gdynie mogliby zawlaszczyc, nota bene ja tam urodzona , wiec etnicznie tez jestem Kaszubka:)) Zaskoczylas mnie tym profesorem, popatrz pani jaka chrapke na Gdansk maja niektorzy:)) Pamietam jak mnie kiedys Tata odpytywal i wlasnie zapytal : a co jest stolica Kaszub? A ja na to dumnie : Gdansk! No i trza mi bylo wysluchac pogadanki historycznej. Faktem jest, ze przed wojna Kaszubi rowniez w Gdansku mieszkali , ale kto tam nie mieszkal ...:)

      Usuń
    3. Raczej geograficznie i to tyż tak na siłę, bo w Gdyni kaszubskiej wioski to już w latach 40 XX wieku mało zostało. Gdyby tak baaardzo grzebać to trza zauważyć że w tytulaturze książąt pomorskich najsampierw było dux Slaorum et Cassubie, Cassubiorum pojawiło się późno i powiedzmy sobie od razu że w księstwie pomorskim a nie wschodniopomorskim. Jednakże dla niektórych potwierdzenie XIII wiecznej odrębności etnicznej, która do dziś istnieje, to widać za mało. Nawet mła się nie chce przytaczać co jej Ciotka Basia ze starym kaszubskim nazwiskiem na temat takiego sadzenia się mówiła, zresztą i dobrze bo Ciotka Basia się zapalała i słowa niecenzuralne padały. A co do Gdańska - no właśnie, przedstawiciele różnych nacji w Gdańsku pomieszkiwali. Cinżko narodowe pieprzenie polityków Gdańsk tyle kosztowało że jak mła widzi następnych chcących wmówić że mąka to już ciasto i to słodkie samo z się i jakoś zdziwnie wyrośnięte to jej macki opadajo.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Kartuzy Agniecha, Kartuzy 😊

      Usuń
    2. Samozwańczą stolicą Kaszub są Kartuzy ale poszczególne regiony miały swoje miasta główne - Puck, Wejcherowo, Kościerzynę, Lębork,Bytów. Z tymi miasteczkami i miastami związana jest ludność kaszubska, bowiem albo je tworzyła albo do nich migrowała ze wsi. A Gdańsk od zawsze był wieloetniczny.

      Usuń
    3. Clear as mud jak nowia Anglicy:) i zamacilas Agniesze jeszcze bardzij. :)) Oficjalnie stolica sa Kartuzy , ale widzisz, bo sa dwa rodzaje Kaszub : Kaszuby morskie , i te skupiaja sie wokol Pucka i Gdyni , i Kaszuby ladowe:) tam jedziemy wglab ladu na Koscierzyne i Karuzy :)) I oba te regiony mowia z lekko innym narzeczem kaszubskim, i nie zawsze sie jedni z drugimi rozumia :) Bardzo sa to ciekawe kwiatki lingwistyczne , mnie bardzo ciekawia wszelkie odmiany i wtracenia z nimieckim , podobnie jak na Slasku. No nie da sie uciec od jezyka - on przenika wszelkie granice, miesza sie i modeluje. Mnie ostatnio ciekawi bardzo mocno skad wzial sie akcent amerykanski , bo przeciez najsamwpierw nie bylo w Ameryce Amerykanow tylko Irlandczycy, Anglicy, Francuzi, Niemcy, Holendrzy , Szkoci i cala reszta Europy. Jak im wszystkim udalo sie wypracowac ten charakterystyczny akcent z tego tygla - to dla mnie zagadka stulecia 😁

      Usuń
    4. Mła Tobie zapoda cóś jeszcze śmieszniejszego, o mały włos a Amerykanie mówiliby po niemiecku. Tak przynajmniej głosiła plotka bo prawdą to nie było, choć ludność Pensylwanii w XVIII wieku rzeczywiście w dużej mierze była niemieckojęzyczna. Akcentów w Stanach od groma, my tego nie wyłapujemy choć angielskojęzyczni tak. Owszem amerykańską wersję języka angielskiego tak ale żeby pokumać jak to jest z amerykańskimi akcentami i naleciałościami regionalnymi to trza być na co dzień w języku zanurzonym. Mła się wydawa z nasłuchu że southern accent w Stanach jest śpiewny, przeciągany, w ucho wpadający. Mła jednakże nie odróżnia czym różni się akcent z środkowego Teksasu od reszty akcentów południowych w takim zwyczajnym codziennym języku, niefilmowym, nieprzerysowanym. Prędzej wyczai że mówiący po angielsku chyba w Szkocji mieszka niż odróżni southern accent od zaśpiewu teksańskiego. Może sobie stare westerny w kółko oglądać a nie wyłapuje tej różnicy kiedy zwykli ludzie gaworzą. Natomiast kaszubski jako język w którym mła się w dzieciństwie taplała jest dla niej w odmianach regionalnych nadal bezproblemowy, pewnie dlatego że półwysep ze swoją gwarą jest odjechany. Im dalej na południe tym kaszubski mniej dla polskojęzycznych niezrozumiały.

      Usuń
    5. Tak ten pucki jest mocno odjechany, ten ladowy mniej:)) Taba, ja rozrozniam amerykanskie akcenty, poludniowy, teksanski, luizjanski czy te wschodnie nowojorskie. Caly pic w tym, ze one wszystkie sa amerykanskie i absolutnie inne od angielskich, od razu do rozpoznania. Pennsylvania Dutch jest do dzis uzywany przez Amiszow , to ich unikatowy dialekt. W dalszym ciagu nie rozumim , jak oni wytworzyli taki ladny amerykanski akcent na bazie tych innych jezykow - bardzo mnie to nurtuje i chetnie pogadalabym z jakims jezykoznawca. W dodatku mieli na to tylko jakies 200-300 lat:))

      Usuń
    6. Jak piszesz, to nie jest jeden amerykański akcent - ich jest od cholery. Jak wytworzyli? - Odległość zapewniająca izolacje od innych anglojęzycznych, niewielkie grupy osadnicze + migracja nieanglojęzyczna. Tak samo jak wszyscy insi wytworzyli sobie i akcent i własne słownictwo - Australijczycy, Nowozelandczycy czy Kanadyjczycy.
      Kiedy mła słucha Radio Kaszëbë, które przeca wyrosło na gruncie kaszubszczyzny północnej, to ma wrażenie że usiłuje się ujednolicać język kaszubski poprzez zanik odmienności regionalnych. Mła czasem słucha bo melodia języka jest jej bliska, jakby sobie "Fale Dunaju", którymi ją w dzieciństwie wczesnym usypiano odtwarzała. No a poza tym to zawsze jakie pludrë z miejsc mła bliskich posłucha.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń