sobota, 13 kwietnia 2024

Codziennik - jak mucha w smole

Jak mucha w smole mła się porusza i to mimo zachęt własnych i cudzych. Żadna robota szybko jej  nie idzie, mła  by chciała i to i sio a tu jakby wydolność organizma jej padła i mła nie jest w stanie zrobić nawet połowy tego co sobie zaplanowała. Pocieszeniem nie jest dla mła fakt że Mamelon obserwuje u się podobne zjawisko, no bo te doniczki rozgrzebane, ta ziemia na stole i poza stołem, koty uznające że żwirek do kaktusów to aberracja, bo wszelki żwirek należy się kotom. No rozgrzeb jest u mła totalny, Cio Mary kiedy dziś weszła do chałupy mła to wydała z siebie tzw. jęk zduszony i mła po prawdzie wcale się temu jęczeniu nie dziwi. Mła jest w połowie mycia okien, w ćwierci przesadzania kaktusów, w jednej dziesiątej mycia podłóg, ogólny bardak, bordello i  nieogarnięty  mandżur. Groza domowa, kochani, groza. Tak wygląda chałupa a co dopiero ogród. Strach się bać. Mła jednak niedawno  doszła do wniosku że niektóre  sprawy musi mieć po prostu w czterech literach, bo grunt to żebyśmy zdrowi byli i nadzieję  mieli że Pasiak zechce do nas powrócić. To jest w sumie dla mła najważniejsze a nie tempo bizunowania domu i zagrody. Zrobi się kiedy się zrobi i wtedy będzie zrobione, pisząc w stylu kapitana Jacka Sparrowa.

Kaktusiarnia jak widzicie na załączonych obabrazkach nadal nadal w fazie rozgrzebu ale bliżej gotowości do ustawki na parapetach. Znaczy jeśli chodzi o większość gymnocalyciów, zwanych przez mła czule gymnolkami, to są one już w fazie żwirowania. Mła szczęśliwa bo mój ulubiony gymnolek czyli pampiak, wygląda przed sezonem naprawdę dobrze. Przed mła jeszcze zabawy z sukinkulentami typu haworsje i eszewerie, oraz przegląd aloesów. Mła musi pomyśleć o wystawianym na dwór stoliku sukinkulentowym, który w razie opadów  mógłby być  okrywany folią.  Tak mła się zdawa że dla jej roślin byłoby to idealne letnisko, o wiele lepsze niż parapety bo gwarantujące pełne oświetlenie. Dobrze by było żeby stolik miał wodoodporny blat, mła by się marzył kamienny  gdyby  nie wizja wystawiania ciężkiego jak diabli ustrojstwa do ogrodu  czy na podwórko. Mła pada pod ciężarem kawiaczka a co dopiero by było, gdyby musiała cóś większego z chałupy na lato  wystawiać. Całoroczne wystawianie stolika odpada, sprzęt sukinkulentowy może być kuszący a mła już kiedyś noga od kawiaczka  wywędrowała i mła ją do domu musiała sprowadzać za pomocą  zarządzenia ekspedycji karnej.  Nad stoliczkiem zatem mła musi sobie porządnie  pomyśleć i wykombinować cóś w miarę lekkiego, ładnego a jednocześnie słabo kuszącego.  No nie jestem pewna czy się uda.

W ogrodzie kwitną pierwsze irysy SDB, o pół miesiąca za  wcześnie. Mła jest tym nieco poirytowana, bo nastawiała się na majowe kwitnienia i tak sobie nawet uplanowała wyjazd żeby kwitnienia irysów SDB nie przeoczyć a tu siurprajz. Cóś mła się zdawa że w tym roku sobie mła kwitnień irysów SDB we własnym ogrodzie nie poogląda.  Tak to jest z tymi planami, tzw. czarne łabędzie człowieka  zawsze są w stanie zaskoczyć.  Hym... mła na pocieszkę nabyła do Alcatrazu dwie azalki japońskie, takie troszki wyższe i biało kwitnące. Odmiana 'Mémé' będzie rosła za dwoma starszymi krzaczkami azalii japońskiej 'Schneeperle'. Stanowisko to takie w rozproszonym słoneczku, mam nadzieję że słońca będzie na tyle dużo że azalki wytworzą odpowiednią ilość kwiatów. Po kwitnieniu magnolii i kalin chciałabym żeby to ich kwitnienie "robiło" Alcatraz, jakoś bardziej  do mnie przemawiają niż duże rododendrony. Wczoraj przyszła  paczka z lawendami, ale o tym napiszę więcej później. Cdn.

Przedwczoraj do Mamelona przyszła paczuszka z lawendami  i lawendynami, które zamówiłyśmy w marcu. Mamelon troszki do ogrodu a troszki chyba do doniczków a mła do nasadzeń na Suchej - Żwirowej. Mła wybrała na swoją rabatę głównie lawandyny a to z racji ich  postury . Po prostu na Suchej - Żwirowej wszystkie krzewy nieco podrosły, sadzenie mniejszych lawend nie dałoby takiego efektu co sadzenie lawandyn, mła potrzebuje półkrzewinek osiągających wzrost słuszny. Tylko takie będą się dobrze prezentowały przy wyższych roślinach. Mła starała się żeby kwiaty miały zróżnicowane odcienie, o różnych coolorach kwiatów  nie ma co marzyć, bo odmiany o różowych czy białych kwiatach to klasyczne lawendy i to raczej z tych niższych. Na razie czekają w doniczkach aż mła przygotuje im docelowe stanowiska,  mam nadzieje że posadzę je w okolicach majowego długiego weekendu.

Nie planuję wcześniejszego sadzenia bowiem nie mam siedmiu rąk jak hinduskie boginie ani daru bilokacji jak katoliccy święci. Mogę być w jednym miejscu na raz i robić co najwyżej dwie trzy  rzeczy jednocześnie i to z dużym trudem. Zatem nie ma co się napinać, tylko trza podchodzić ze spokojem starego pirata do gryplanów wszelakich. Wicie rozumicie, zrobi się, kiedyś tam. Oprócz suchej  - Żwirowej do roboty jest dosłownie cały Alcatraz, caluteńki. Mła będzie go oporządzać fragmentarmi, po prostu inaczej się w jej wypadku nie da. Najważniejszą sprawą w tym roku w Alcatrazie jest rozsadzanie roślin i walka z bluszczem, który spotworniał. Mła ma do przesadzenia, rozsadzenia i nasadzenia mnóstwo roślin podszytu, tych mniejszych i tych większych.

Brunnery, miodunki, stada ciemierników, fiołki różnych gatunków, kokoryczki, żywokosty, zawilce i inne ułudki. Do podziału  jest też dojrzałych parę paprociumów i trawa hakonechloa 'All Gold', moja ulubiona odmiana, która tak ładnie rozjaśnia cieniste miejsca. Qurczę, naprawdę jest co robić. Cóż, podobno jacyś ludzie zza kręgu polarnego wysunęli do UE postulat o przedłużenie doby o dwie godziny, no coś w tym jest. Dla mła doba za krótka, dziś znów  zrobiłam tylko część z tego co zaplanowałam, no nie ma lekko. Po wycieczce  do ogrodu przyłożyłam się na pięć minut bo Szpagetka kusiła i godzinka mła na chrapaniu minęła szybciutko, jak z bicza strzelił. Do cholery, w końcu jest niedzierla i mła ma prawo do popołudniowej drzemki  z kotowskimi ( jak się obudziłam  to koło mła było całe stado, z wyjątkiem wyszłego Pasiaka, nawet Okularia przyszła z mła pochrapać )! No dobra, to by było na tyle, fotki domowo - ogrodowe dla ozdóbstwa a w Muzyczniku orientalne,  wielorękie boginie.

28 komentarzy:

  1. Podpowiem, kółka są rozwiązaniem dla stolika z kolczakami. Takie od dziecinnego wózka juz by pasowały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry pomysł Romi. U mła w mieszkaniu progi ale to da się pokonać, mła myśli teraz nawet o kółkach stołkowo - fotelowych, tak dociapanych do spodów maszyny Singer na stałe. Czas znaczy szukać taniego blatu, dobrych kółek i wogle. To wogle dotyczy misy żeliwnej robiącej za poidełko. Taa... znów gryplanuje. :-/

      Usuń
    2. Miałam ja ongiś metalowy okrągły stolik, stal na balkonie i sluzyl jako kwietnik sporo lat. Niestetyż z czasem przerdzewiał, nożki mu się że rozeszli, i poszedł do wiecznej krainy skorodowanych , dziurawych stolików. Mam balkon kamieniczny,wystajacy,bez zadaszenia.

      Usuń
    3. Mła przewiduje tylko stanie letnie, no i zabezpieczenie nóżków czymś antykorozyjnym. Mła raz grilla zostawiła na zimę w ogrodzie, nie był to dobry pomysł.

      Usuń
  2. I u mnie przypływy albo odpływy siły i ochoty do roboty. To, co trzeba było zrobić na już zrobione a reszta niech czeka na swój czas. Nie biczuję się wyrzutami, bo życie od tego nie zależy. Teraz szykuje się zmiana pogody na deszcze i zimnicę - będzie wiec mozna sobie troche odpuścić. A potem jest nadzieja na dłuższy i intensywniejszy przypływ mocy! Jakąś nadzieję przeca trzeba mieć!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mła to nie ochota do roboty potrzebna, tych sił by się więcej przydało. Za szybko padam. Myślę że to dlatego że miniony rok mła solidnie emocjonalnie popieścił i teraz jakoś to fizycznie odreagowuję. Odpuszczam sobie różne rzeczy i sprawy bo tak po prawdzie to nie za bardzo mam wyjście kiedy sama sobie odmawiam posłuszeństwa. Ech... No ale jest ta nadzieja, masz rację Olu, że trza się jej trzymać.

      Usuń
    2. Też sobie tak tlumaczę, ale u mnie to może SKS coraz bardziej daje znaki.

      Usuń
  3. Hmm.
    Jakoś wszystkie my tu nie w formie?
    Życie daje popalić jednakowoż.
    U nas też pozaczynane i nieskończone, albo wręcz nawet niepozaczynane.
    W pewnym momencie człowiek zaczyna rozumieć, że wszystkiego nie uniesie, i czynności wydawałoby się niezbędne, stają się niekonieczne. Odpuszczanie to wielka sztuka.
    Gorzej, gdy nadejdzie moment, że już się nie da wybrać, co zrobić, bo zostało tylko to co zrobić trzeba, a człowiek jest jaki jest, doba za krótka, snu brakuje, itd.
    Pocieszam się oglądaniem azalii w komputerze.
    Oraz myślą złotą i pozytywną, że zawsze może być gorzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My są panie z lekka starsze, mamy prawo mieć cięższe dni czy nawet tygodnie i miesiące. W końcu my z bagażem, który życie nam na grzbieciki włożyło więc latania szaleńczego nie sposób od nas wymagać. Z ciemadanami trudno tańczyć latino, taa... Szlachetna sztuka odpuszczania ma niestety swoje granice, u mła jest baaardzo blisko ich przekroczenia - po przesadzaniu kaktusów podłoga przypomina klepisko a to dlatego że mła nie była w stanie wszystkich sukinkulentów wynieść na dwór by tam je poprzesadzać. Doszłam do wniosku że łatwiej mła umyć jedną podłogę, która i tak wymaga mycia, niż przenieść dziesiąt doniczuszek. Mła tyż się usiłuje pocieszać bo wyraźnie pocieszki jej trza. Na razie pocieszam się kawą.

      Usuń
    2. Robiąc dziś kawę pobiłam swój rekord roztargnienia.
      Najpierw wsypałam fusy do pojemnika ze świeżo umieloną kawą. Następnie wstrząsnęłam mleko w kartonie. Okazało się, że niedobrze zakręciłam zakrętkę.
      Dużo wycierania.

      Usuń
    3. Dopóki nie wlewasz wrzątku do kartonika z mlekiem albo pojemnika z kawą to nie jest jeszcze tragicznie. ;-D

      Usuń
    4. Ja ostatnio na łatwiznę idąc kupiłam w biedronce kawy 3in1 bo albo miniśmietanki mi znikaja albo mleko okazuje się zepsute. O mam dość.... Widzę że nie tylko u nas niemoc....
      Jak tu się ,motywować ?

      Usuń
    5. Cinżko będzie bo to cały klubik padniętych, chyba w napadach marazmu możemy się specjalizować i kursy urządzać pod tytułem "Jak prawidłowo rozwinąć w sobie niechęć do wszystkiego". Hym... mimo wszystko udało mła się dziś ugotować obiadek. Spoko, jednodaniowy, ratataouille mamy w menu.

      Usuń
  4. Jack Sparrow ma rację!
    Gdzie są zdjęcia piękności w ogrodzie? Mrutek odmeldowac się!
    U nas katar to i stos ciuchów mi leży i poczeka na przejrzenie - jak się wkurzę to wyniose i już.
    Albo jakieś rozdawanko zrobię.
    Mamy we 3 jakieś grypsko więc katastrofa bo nikt się nie garnie nawet do zmywania. Kubki się skończą zaraz.
    Zdrowia życzymy bo u nas fale jakieś słabe i choroba ziejące....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupka z dwóch kotów więc? :-)

      Usuń
    2. Te skoki temperatur sprzyjają przeziębieniom a jak człowiek zaziębiony to jakie guano wirusowe łatwo podłapać. Ostrożnie z kotami, coby nic nie przenieść na futra, tfu, tfu, tfu! Mrutek nie chce do ogrodu, uparł się ze mła sprzątać łazienkę w związku z czym już raz mało nie spadłam z drabinki. Mrutek zadowolniony , bo dzieje się a on lubi jak się dzieje. Jak nadal będzie usiłował mła namolnie pomagać to na niedzielny obiadek będzie zupka z kota. ;-D Chyba cóś się na dworze robi nie tak, bo Szpagetka właśnie ściągnęła z ogrodu.

      Usuń
    3. To będzie rosołek, bo właśnie wypełzł Włodzimierz.

      Usuń
  5. Zdecydowanie popieram Jacka Sparrowa. Ale czasem, wzorem Wałęsy, nie chcem, ale muszem. Właśnie ostatnio, w piątek i sobotę, musiałam. Posprzątać i ugotować obiad. Też jednodaniowy, ale za to zrobiłam ciasto, choć to robot kuchenny głównie się produkował. Teraz będzie trochę nicnierobienia :) Zresztą te moje zajęcia przy Waszych ogrodach, zwierzach i innych to pestka po prostu. A i tak mi się nie chce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hym... Ninko mła to nawet jak chce to czasem czuje że nie może i tak jej się od tego robi że już nic, qurna, nie musi. Dawniej mła to złościło, teraz nawet na to nie mam siły. Jeśli chodzi o zdjęcia to obiektyw jakimś cudem omija ten cały bardak wokoło. ;-D Sztuka kadrowania, he, he, he.

      Usuń
  6. Bez sensu te orientalne wielorękie. Czasem sobie myślałam że przydałoby się mieć parę dodatkowych rączek, ale tu wchodzi sprawa zarządzania nimi. Na pewno by się sprawdziły przy głaskaniu futer, wróć, jakie "na pewno"? Przecież i to wymaga jakiegoś sterowania, niby do głaskania nie trzeba wielkiego, ale futer nie chciałoby się zgnieść przy okazji pieszczoty, na przyklad. Wieloglowa i wieloosobowa wielorękość niby taka bardziej mądra a jednak tez nie, wykarmić toto trzeba, odziać, wygłosić orędzie co do robot do wykonania. I dopilnować. Postuluję wielorękość i wielogłowość jednostkową i jednoosobową, jeśli przy dodatkowych rączkach nie da rady już dodać dodatkowego mózgu, to moze jakiś tuning żeby ogarnął... Lub tylko tuning mózgu, bo on i te jedną na stanie parę rączek słabo ogarnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła wczoraj odczuła że bardzo by się jej przydała wielomózgowość, no przestaję ogarniać, za dużo tego dobrego jak na mła. I jeszcze koty się nad mła pastwią, szósty stopień rozbisurmanienia, nocne wycieczki a potem protesty kiedy mła chce wstawać a one chcą nadal spać ze m la w charakterze materaca i poduszki. Pyskowanie na całego i zalegiwanie siłą. Jakbym miała więcej rączków to bym im tyłki jednocześnie prała za nocne ekscesy i te poranne boje.

      Usuń
    2. A wiesz ze moja mala kamikadze wlasnie mi przywaliła w obojczyk miseczką z której na lodówce jadl Jacuś? Postawiłam mu tam jedzonko by zjadl w spokoju, bez Ryszardy wyżerającej mu z pyszczka, sama przysiadłam na kuchennym stołku. I łup! Trójka uczestnikow w szoku, Jacuś co nie pojadł, Ryszarda której nie udało się wskoczyć ale zabrać Jacusiowi papu już tak, no i ja walnięta, obolała i do natychmiastowego prania. Mokre jedzonko wszędzie, jedna saszetka a jest nawet na oknie, skorupy z miseczki z dużym rozbryzgiem poleciały. Rysia wlasnie przyszla z miną "ale narozrabiał głupek, nawet jeść nie umie. Bo to Jacuś wszystko. Albo Feluś. Na pewno nie ja, to jakiś inny kot"

      Usuń
  7. Wszyscy narzekajo na niemoc :)
    Ja zaś mocy posiadam trochę, ale usadziło mnie życie. Miałam dziś jechać do Ustki, ale Agatka (moja kotka) wizytuje kuwetę co chwila, sika po kilka kropelek. Znaczy zapalenie pęcherza. I zamiast do Ustki, jedziem do weta, bo sąsiadce, co miała dokarmiać, chorego kota nie zostawię. Bzikowy nic nie mówi...to zły znak ;)
    A już bylibyśmy w drodze...
    Jednak, kobiety, jeśli niemoc jest, to ona jest po coś i nie ma co się z nią bić, tylko wykorzystać należy. I tranu pojeść, tylko dobrej firmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Źwierzęta i bachores z luboscią chorują w tzw. momentach newralgiczno - strategicznych. No majo tak i nic się na to nie poradzi. Agatce zdrowia życzymy, Bzikowemu lepszego humoru i jednocześnie przypominamy że sam jest w wieku emerytalnym, w którym panowie często zaczynają ciurkać. Niemocy mła się nie może poddać bo chałupę trza sprzątnąć i już! Niemoc sobie muszę przesunąć na inszy czas. ;-D

      Usuń
  8. Katar u mnie, kaszel u Młodego, zapalenie stawów u Motylowej. ja się zabiję XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie próbuj, bo to by dopełniło listy nieszczęść. ;-D Zdrowiejcie.

      Usuń