poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Lombardia - Lovere perełka Lago Iseo

Jezioro Iseo nie jest tak znane jak jeziora Garda czy Como. Na szczęście. Dzięki temu jest tu znacznie spokojniej, nie przewalają się dzikie tłumy turystów. Nad Lago Iseo wypoczywają głównie mieszkańcy Italii, jest bardzo włosko. Miasteczko Lovere leży na północnym krańcu jeziora, na jego północno - zachodnim brzegu, u  wejścia do Valle Camonica, doliny  wyrzeźbionej piętnaście tysięcy lat temu przez lodowiec. To nie jedyna dolina w pobliżu, do Lovere jechaliśmy z matecznika w Trescore Balneario uroczą Val Cavalina, wzdłuż Lago Endine, oglądając widoki rzadkiej urody bowiem w tym miejscu doliny góry stykają się z brzegami jeziora Endine i jest dzikawo. Mła żałuje że gnani chęcią zobaczenia miasteczka za dnia nie zatrzymywaliśmy się po drodze by focić. Widoki z brzegów Endine godne najlepszych obiektywów. Lovere jest wciśnięte pomiędzy te dwie doliny, znaczy strategicznie położone. Rozciąga się na brzegiem  Iseo i pnie się  na wzgórze osłaniające jezioro. Na szczęście nie pnie się jakoś straszliwie wysoko, owszem jest zwiedzanie pod górkę ale nie jest to ciągłe latanie po schodach. Jak dla mła jest w sam raz, nie zasapałam się zbytnio skręcając z nadjeziornej promenady do historycznej części Lovere. Do "miasta" skręciliśmy przy Basilica  Santa Maria Assunta  in Valvendra.

Dlaczego w  Valvendra a nie w Lovere? Budynek znajduje się na północ od historycznego Lovere, niedaleko zbocz i potoku o tej samej nazwie. Jest świątynią szacowną, wiekową. Został zbudowany w latach  1473 - 1483, na imponującym sztucznym tarasie, na którym wcześniej znajdowała się  kapliczka, po odwróceniu i ujarzmieniu strumienia. Trzeba było  wykopać dużą ilości gruntu po stronie górnego biegu rzeczki i zamontować cokoły wspierające konstrukcję od strony jeziora, aby nadać kościołowi klasyczną orientację liturgiczną z apsydą od wschodu i umieszczeniem głównego wejścia na drodze miejskiej biegnącej w XV wieku w górę rzeki. Ludzie którzy robili takie rzeczy nie byli "szwagrami Staśka" zwołanymi do pomocy tylko profesjonalistami. Mła sobie wykumała po tej bazylice że okolice Lovere, jak i samo Lovere były niegdyś bardziej w centrum wydarzeń. To musiało być dość istotne i ważne miejsce, skoro budowano w ten sposób. Budowę  kościoła zlecili bogaci producenci sukna wełnianego z Lovere,  jako votum złożone  Maryi. Ci donatorzy to byli w zasadzie nuworysze,  świeżo wzbogaceni osiedlili się w nowym miejscu,  na wschód od starożytnej wioski, w obszarze zwanym Contrata San Martino, gdzie powstał też nowy rynek miejski. Nowe budynki były także magazynami towarów  wzbogaconych handlem  rodzin Alghisi, Barboglio, Bazzini, Bosio, Celèri, Gaioncelli, Lanze, Lollio, Dorgatti i Sbardelati. To one przyczyniły się do budowy wielkiej bazyliki, ku chwale Bożej i własnej, co widać  herbach znajdujących się w kościele. No  dobra, nie można też pominąć fermentu religijnego i wzmożenia duchowego  powstałego za sprawą dominikanów i franciszkanów.

Bazylika była zresztą pod opieką franciszkanów, którzy w XVI wieku dobudowali do niej klasztor. Jednakże pod konie XVII wieku franciszkanie i miastowi się pokłóciwszy w wyniku czego zakon wyleciał z klasztoru i kościoła z hukiem a ich miejsce zajęli barnabici, zakon lombardzki. Długo się barnabici nie nacieszyli, klasztor dekretem Senatu został zlikwidowany w 1769 roku. W 1779 roku administracja miejska wykupiła za 10 800 lirów zarekwirowany przez państwo majątek i początkowo założyła w dobrach exklasztornych akademię Brigenti a następnie seminarium diecezjalne, które zamknięto w 1820 roku oraz zespół szkolny gimnazjum z internatem.  Podczas najazdu napoleońskiego kościół był przez co najmniej sześć miesięcy stajnią, usunięto herby rodów szlacheckich i dopiero w 1800 roku konsekrowano go ponownie. Kościół po tych akcjach z końca XVIII stulecia był tak zniszczony że praktycznie przez dwa następne wieki  go odbudowywano. Dziś uchodzi za jeden z ciekawszych kościołów Lombardii, w jego wnętrzach są obrazy Moretto, choć mła uważa że lepiej prezentuje się z zewnątrz ( mła nie przepada za XIX wiecznym wystrojem kościołów ). Po minięciu bazyliki i XVI wiecznego Palazzo Bazzini wspinaliśmy się wyżej i wyżej w stronę Sanctuarium San Giovanni!

Zrezygnowaliśmy ze wspinania ponieważ na drodze ukazał nam się Znak. Z bardzo niezadowolnioną miną. Takiego Znaku się nie ignoruje, więc postanowiliśmy  zleźć do miasteczka i odszukać pierwszy kościół w Lovere, San Giorgio udokumentowany w mieście w roku 1252. Działanie rozsądne zważywszy na to że powolutku zaczynało się zmierzchać. Weszliśmy do starego Lovere, w którym panowała cisza, od czasu do czasu przerywana odgłosami normalnego życia mieszkańców. A to pies na balkonie zaszczekawszy na widok naszej grupki, a to ktoś nadzierał się do drugiej osoby przy otwartym oknie ( ta osoba wyraźnie nie chciała zrozumieć albo była dostępna tylko na łączach ), miejscami pachniało  jedzonkiem i to wcale nie w okolicach knajpek, których zresztą było mało, bowiem jak się mła zdawa życie oficjalne  Lovere toczy się przy promenadzie nadjeziornej. 

Wieżę kościelną czyli Torre Soca naszliśmy dość szybko. Tak po prawdzie to ona jest najbardziej interesująca z całej kościelnej budowli. Wieża zresztą tak naprawdę wcale nie była kościelna, pochodzi z XIV wieku, z czasu kiedy Lovere było wsią ufortyfikowaną. Pierwotnie należała  do rodziny Celeri, do kościoła włączono ją dopiero w 1485 roku. Kościół San Grigorio po przebudowie dokonanej w XIX wieku mało przypomina nie tylko budynek z XIV wieku ale i niewiele zostało w nim z XV wiecznej rozbudowy. Natomiast wieża jakoś się trzyma pierwowzoru, można choć z zewnątrz oblookując uświadomić sobie  jak wyglądał lombardzki domek zamożnej rodziny przygotowanej na wszystko. Na przykład na wizytę sąsiadów o nieco innych zapatrywaniach politycznych, w końcu mało gdzie jak w Lombardii gibelini tak tłukli się z gwelfami.

No wicie rozumicie, w czasach sporów  o inwestyturę a potem za czasów Fryderyka II Barbarossy polityka dla sporej części zamożnych mieszkańców Italii była czymś na kształt religii. Stosunek mieli do niej  jak współcześnie do piłki nożnej. Pamiątką po starciach gibelińsko - gwelfowskich  jest  kilka fortyfikacji, w tym wieże i fragmenty murów miejskich.  Wieże z  tamtych czasów nadal istnieją, mła oglądała trzy   takie ostańce: wspomnianą już Torre Soca , Torre degli Alghisi i rotunde Torricella, fragment starożytnych murów miejskich. Torre degli Alghisi, została zbudowana w XII wieku,  przeróbki miały miejsce w XIII i XIV wieku, należała do rodu gibelinów o tym samym nazwisku. Dziś stoi w centrum Lovere, niedaleko  Piazza Vittorio Emanuele. Najbardziej znaną wieżą Lovere jest wieża miejska. Ta  z wymalowanym weneckim lwem. Wenecjanie zaprowadzili tu spokój w końcówce drugiej ćwierci XV wieku, rozebrali sporą część fortyfikacji ale pod zarządem Serenissimy, a tak właściwie to jej oddziału w Bergamo miasto zaczęło się naprawdę dobrze rozwijać. Wreszcie ludzie zaczęli się dorabiać. Tak to czasem jest że potrzeba jakichś Longobardów, Franków czy Wenecjan żeby się uspokoiło i ludzie mogli normalnie żyć. Serenissima uchwaliła liczne ustawy mające na celu ożywienie gospodarki, Wenecjanie chcieli rozruszać miasto  i poprawić warunki życia mieszkańców, bo to gwarantowało spokój. Lata panowania weneckiego to lata godnego pozazdroszczenia dobrobytu, przede wszystkim dzięki kwitnącej produkcji Panno di Lovere, tkaniny wełnianej, na którą był wówczas duży popyt, dzięki której Lovere stało się znane w całej Europie. To z tej tkaniny bazylika i insze dobrutki.

Miasto przyzwyczaiło się do pewnego poziomu, miasteczko  pięciotysięczne z hakiem a w Galerii Tadiniego jest jedno z najstarszych muzeów w Lombardii. Trzon kolekcji to grupa dzieł Antonio Canovy a także obrazy artystów lombardzkich i weneckich, w tym Jacopo Belliniego, Francesco Benaglio, Parisa  Bordone, Giacomo Cerutiego, Giandomenico Tiepolo i Francesco Hayeza. Muzeum posiada też cenną kolekcję porcelany z fabryk w Sèvres, Miśni, Höchst i Capodimonte .W XIX wieku w mieście stawiano na  rozwój hutnictwa,  może dlatego trzeba było otworzyć Szpital dla Przewlekle Chorych i Nieszczęśliwych, znaczy Oasio Capitanio. Mła oglądała ten budynek, będący właśnie w remoncie, solidny i urodny, podobnie jak młodszy szpital w innej części miasteczka, Skąd dwa szpitale w małym miasteczku? W drugiej połowie XIX Lovere i okolice przeżyły boom demograficzny. Lovere dorobiło się nawet dwóch linii kolejowych. Oasi Capitanio nie jest szpitalem od 1923 roku, nie dało się go utrzymać, dziś jest tam ośrodek religijny. Jednakże mieszkańcy podkreślają historię tego miejsca. To w  końcu dowód cywilizacji, kiedyś byliśmy mieszkańcami miasta przemysłowego, cóś w  tym guście. Dziś Lovere inwestuje w siebie i  turystykę, choć jeszcze w XX wieku wydawało się że hutnictwo stali będzie dźwignią dla miasta.  Pozmieniało się, dziś Lovere myślą bardziej o zajęciu zacnego miejsca na liście najpiękniejszych miasteczek Italii, sezonu koncertowego, festiwalu Cortolovere niż ze spustu surówki. Sorrky za jakość zdjęć, wieczerzało a mój aparat ma kurzegopatrza jak i mła. Do matecznika wróciliśmy po ciemoku.

4 komentarze:

  1. Jakie bezludne to miasteczko, ulga po Bergamo😄. Chyba że bylo pelne bambini i POPATRZYŁAŚ😄. A poważniej, to bardzo a bardzo lubię jak miasto jest nad wodą, ma wąskie deptakowe uliczki, takie gdzie samochód ma problem, domy mają okiennice, balkoniki, uliczki bruk, i nic nie jest wylizane i lakierowane oraz podświetlone celem pokazania turystom. Ono rzeczywiście dla swoich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był jeden wielki oddech po Bergamo zapełnionym stadami bambini. Na nikogo nie trzeba było patrzeć. Nieliczni kręcący się po uliczkach starego Lovere jakby byli nieco zdumieni naszym widokiem o tej porze, ci z promenady bardziej zajęci wyglądem spacerujących psów, na promenadach nadjeziornych to wogle istne konkursy psich piękności, szczęśliwie kundelki tez biorą udział. Promenada ładna, bez zadęcia, taka jak Lovere. Mimo chłodu skusiliśmy się na lody pistacjowe. Bardzo dobre i w normalnej cenie, syndrom zarżnij turystę jeszcze do Lovere nie dotarł. Może dlatego że wielu turystów nad Iseo nie dociera, na wakacje przyjeżdżają tu głównie Włosi.

      Usuń
  2. Nie no Znak na pewno was uchronił przed nieszczęściem, ale jaki ładny ten koteczek...
    Zdjęcia cudowne, lece do poprzedniego wpisu ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znak na nas patrzał bardzo znacząco, trudno było zignorować. Tak w ogóle to Znak był nawoływany do domu, oczywiście starannie olewał nawoływania. ;-D

      Usuń