sobota, 19 października 2024

Codziennik - weekendownik październiczy

Trwa słoneczny weekend, na szczęście mimo dobrej pogody Szpagutkowska odpuściła jęczenie na temat wyjścia. Pewnie dlatego że mła opchała kotę do wypęku. Mrutek z Okularią pilnują żeby Szpagetka nadmiernie nie korzystała  na dobrutkach z okazji choroby, Sztaflik lata po dworze razem z Lucasem a mła usiłuje sprzątać, mając jednocześnie oko na tych w domu i tych co łażą po ogrodzie. Mła postanowiła że jeszcze dzisiaj popilnuje rekonwalescentki w chałupie, jutro może na troszeczkę zabiorę ją do ogrodu. Będę musiała mieć oczy z tyłu głowy żeby nie było sprucia i łażenia z raną gdzie nie trzeba. Porządkując  kuchenny stół mła dojrzała że jej mała dynia  piżmowa chyba nie doczeka święta dyni. Ponieważ mła nie przepada za potrawami z dyni postanowiła upichcić  z niej dżem. Na razie dynia  się rozgotowuje a mła zaczyna przy herbatce z kubka  grzybowego popijanej, szukać przepisów.  Na wszelki wypadek kubek z liskiem naszykowany jako miara  do dyniowej pulpy, cukier trzcinowy i goździk tyż w pogotowiu. Mła myśli jeszcze o kandyzowanych orzechach włoskich i cytrynie. Teraz  tylko ile czego dodać żeby to się dało jeść.

Fotki domowe, zdziśki znaczy. W Muzyczniku nastrojowo Kalina i "Zmierzch".

Mła jednak nie zrobi mustarda mantovana ponieważ nie posiada - jeszcze - oleju musztardowego. Ten przepis dopiero wykona po nabyciu onego, czyli za jakiś czas. Teraz do przecieru gruszkowo dyniowego mła dodała dodała korzeń imbiru i musi pilnować żeby za ostro  się jej w garze nie zrobiło. Ma być posmaczek a nie  pieczenie. No i poszła polowa soku z cytryny, mła się zastanawia czy nie za mało. Wicie rozumicie, pulpa sama w sobie  jest bezpłciowa, mimo dodania łychy miodu gryczanego. Meldunek z frontu będzie wieczorkiem zapodany.

Kiedy mła się troszki obrobiła domowo to postanowiła rozpocząć tegoroczny grobing. Mła ma sporo starszych ciotek, które bardzo przywiązane do zwyczaju odwiedzania mogiłek, natomiast wiek już im nie pozwala na tzw. obrabianie. W związku ze związkiem mła doszła do wniosku że zastosuje działania wyprzedzające, znaczy polezie na te wszystkie cmentarze i co trza obrobi. Dzisiejsze popołudnie było w miarę ciepłe, więc mła spakowała sprzęt obróbkowy, cmoknęła chrapiące poobiadkowo koty i ruszyła na pierwszy z cmentarzy. Lazła na piechotkę, także mogła dobrze przyjrzeć   się naszej miejskiej, przykurzonej jesieni, która jest taka cóś mało jesienna. W okolicach naszej  river to i owszem, liście na drzewach i krzewach dorodne i pięknie przebarwione ale wystarczy popatrzeć na miejsca od  rzeczki odlegle i widać taką jesień jak na południu  Europy. Liście poschły i spadły, nie zdążywszy się przebarwić. Taki zaschły październik, oka nie ma na czym zawiesić.

Mła oczywiście trzymała się jak najbliżej wody, jesienny spacerek bez widoków to taka se przyjemność, spacerek  z widokami na coolorowe liście i jesienne owocki to insza inszość.Co prawda nie wszędzie jeszcze złoto, spore połacie olszyny porastającej brzeg river nadal zielone. Złociste są jak na razie liście lip drobnolistnych i dębów krótkoszypułkowych, powolutku nabierają cooloru liście klonów. Za to owocki dają po oczach. Na mła szczególne wrażenie zrobiła owocująca trzmielina Fortune'a Euonymus fortunei  odmiany 'Sunspot', wypełzła z jednego z ogródków na dziczyznę. Obsypana uroczymi różowo, pomarańczowymi owockami wyglądała przepięknie. Znacznie lepiej niż widziane po drodze owocujące krzewy ogników, które w tym roku prezentują podeschnięte owoce. Niedaleko  ogrodu z którego wypełzła trzmielina mła naszła ogrodowego strażnika a właściwie to strażniczkę. Na widok mła strażniczka rozpruła sznupę i mła od razu wiedziała że trza głaskać.

Strażniczka tak ryczała aż zaniepokojona kocimadka wyszła. Potwierdziło się to co mła sobie pomyślała na widok drącej sznupę, kocimadka zapodała że kota wychodzi i żąda hołdów. W związku z  tym że ludzie są różne, kocimadka musi stale kotę monitorować. Cóż, nie tylko mła ma kocie łobowiązki. Po miłym spacerku mła wzięła się za obróbek  grobowy, po czym via Mamelon podreptała do domu. Hym... dzisiejsza niedzierla to był dzień czynnego odpoczynku. Mła jest troszki zmęczona, zamierza obłożyć się teraz kotami, puścić sobie jakiś miły kryminałek i przymknąć oko. Koło dwudziestej czwartej muszę jeszcze Szpagetce zapodać co trza a potem to już wizyta w krainie Morfeusza. Może się w końcu wyśpię, ostatnimi czasy było ze snem krucho. Po pierwsze Szpagetka, która nie chce spać w kołnierzu i której nie sposób zaufać w sprawie zostawienie w spokoju ranki, po drugie pełnia cud urody. No i to by było na tyle.  Fotki to tradycyjne zdziśki a w Muzyczniku Magda Umer i "Koncert  jesienny".

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Mła nabyła w czerwcu, na pamiątkę Tego z Pudelka, znaczy Posrywka. Z Wietnamu on, także cena była znośna.

      Usuń
  2. Wieczór jest. Marmelada lub dżem już w słoiczku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie tam! Gienia wysłała mła na poszukiwanie zniczy, mła dopiero pół godzinki temu do domu przylazła. Dynia dostała do towarzystwa gruszkę a mła sobie przypomina smak tortelli alla zucca, mantuańskich pierożków z dynią. Dodatkiem do nadzienia jest mostarda di mele albo mostarda mantovana. Mła właśnie studiuje przepis z wersją dyniową tego specjału. Cholernych małych jabłuszków do klasycznej wersji mła przeca nie dostanie.

      Usuń