czwartek, 25 grudnia 2014

Kocie gadki wigilijne - zeznania w sprawie przestępstwa


No niektórzy to sobie w ten  najnaj dzień w roku nieźle nagrabili. W wigilijny wczesny poranek obudził mnie łoskot. Oczywiście "kot, kot Pani Matko"!  Moja kocia ekipa a właściwie to paskudny gang, usiłował dobrać się  ( z  powodzeniem niestety ) do rosołkowego mięcha. Przygotowania do  przestępstwa miały miejsce dwudziestego trzeciego  wieczorem, niestety zlekceważyłam symptomy złego. Jak te dzikie rysie krążyły kociska wokół mnie, kiedy wczoraj przygotowywałam rosołowe produkty. Rzecz jasna nie o marchewkę  czy inną pietruszkę  tu chodziło, pożądliwe spojrzenia  były rzucane na wołowinę i indycze skrzydło. Felicjan tę dzikość serca przeżywał szczególnie silnie, drżał, odsłaniał zębiska  i w  ogóle rysiował na całego. Pozostała  czwórka zadowalała się  pomiaukiwaniami  i tzw. piskami proszalnymi. Cała akcja była trochę bardziej natarczywie przeprowadzana niż zwykle ma to miejsce przy przygotowywaniu  przeze mnie  posiłków zawierających mięso, ale  nie  była  aż tak ekstremalna żeby zapaliło  mi się w głowie ostrzegawcze światełko. Garnek z powoli dochodzącym rosołkiem przestał interesować koty  i moja czujność uległa uśpieniu. Stygnący rosół zabezpieczyłam solidnie odpowiednią pokrywką  ( znaczy taką  która nijak nie da się ruszyć kocim łapskiem ) i w błogim przekonaniu  że oto mam za sobą gotowanie rosołku udałam się przyciąć komara.

Godzina 6. 30 głośna pobudka! Wyrwana ze snu a jednak  natychmiast świadoma grozy sytuacji wbiegłam do kuchni bynajmniej nie jak słodka Wenus wstająca z rozkosznych pieleszy tylko wściekła jak  Hera, która po raz kolejny zorientowała się że jej mąż nie był w delegacji w sprawach Olimpu  u Posejdona czy  tam innego Hadesa,  tylko bezczelnie rwał jakąś nimfetkę. No blisko było greckiej tragedii, mord miałam w oczach i czułam że najwyższy czas załatwić te kocie harpie. Oczywiście na miejscu zbrodni żadnego winowajcy  -  gar wywalony, pokrywka hen,  hen, mięcho na podłodze i  odgłosy szybkiego połykania dochodzące spod stołu.  No i zaczęłam ten święty dzień od słówka, którym żadnego dnia lepiej nie zaczynać.
Koty od razu  wiedziały że  tym razem nastąpiło przegięcie trudnowybaczalne, mięcho i włoszczyznę zbierałam z podłogi bez  ich natrętnej asysty.  Na szczęście mam zwyczaj solić rosół dopiero po wyjęciu włoszczyzny i części mięs ( wtedy dodaję też korzenie ) bo  część mięska wrzucana jest na wrzący wywar z tzw. padlinki czyli mięsa typowo rosołowego, mającego nadać smak wywarowi  i zalewanego zimną wodą. Takie  niesolone wrzątkowe  mięso zazwyczaj dostaje się w sporej części kotom. W części, nie w całości!  Teraz banda załatwiła sobie super żarło na święta w dużej ilości. Mięcho przepłukałam, złośliwie zmieliłam z całą włoszczyzną ( to nie jest to za czym koty  okrutnie przepadają ) a potem z jeszcze większą złośliwością nasypałam do misek suchego. Mięcho ostentacyjnie schowałam do lodówki. Resztki wywaru zmyłam z podłogi  robiąc to bardzo szybko ( bezczelne dziewczątka  udawały że  usiłują mi pomagać zlizując rosół ).

Dziś w  noc wigilijną czekam na wyjaśnienia składane w ludzkim języku polskim  i absolutnie nie dam się przekonać  że  garnek wywaliły krasnoludki. Ani te  od Lennarta Hejle ani te ze starych książeczek nie miały z tym nic wspólnego.  Oczywiście  św. Mikołaj  przyniósł czworonożnym całe naręcze rózg! Nie mam w domu żadnych "Good cats"!

2 komentarze:

  1. U mnie w święta za sprawą najgrzeczniejszego z grzecznych Fabcia poleciał obrus, ze stołu na podłogę. Szczęściem w nieszczęściu było pozbieranie przeze mnie zastawy i wyniesienie do mycia tuż przed kocim atakiem. Został tylko prześliczny porcelanowy talerzyk z opłatkiem. Mam więc dwa kawałki talerzyka i rozglądam się za super klejem i wiedzą na temat napraw ceramicznych. Kot był tak przerażony i zaskoczony zdarzeniem, że nawet nie poleciał w jego stronę kapeć i niecenzuralne słowa. Córka skomentowała to tak: "jakby ktoś inny to zrobił, to byś się darła..." Fakt, do rudzielca mam słabość i uchodzi mu więcej niż innym, ale chyba świątecznego rosołu nie odpuściłabym.
    Warzywka na obiad - kara doskonała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te niby najgrzeczniejsze to są tylko porządnie zakamuflowane, grzecznych kotów nie ma! Takowe zwierzęta nie występują w przyrodzie. Dobrze że talerzyk tylko dwuczęściowy się zrobił, skleisz i będzie OK. U mnie cud, bombki jeszcze istnieją. Pewnie po warzywkach z mięskiem nie ma się takiego powera jak po samym mięsku. Kara musi być, jak mawiała Babcia Wiktoria w podobnych jak ta wigilijna sytuacjach.

      Usuń