środa, 28 października 2015

Mały koci szpitalik

No i się porobiło! Lalek wyzdrowiał za to zachorowały dziewuchy. Najbardziej trafiło Sztaflika, Okularia też usmarkana, Szpagetka jakoś się trzyma, choć  apsikuje. Szczęśliwie  Felicjan jak na dziś nie ma żadnych objawów i bardzo dobrze bo Felicjan choruje jak prawdziwy facet  - histeria i hipochondria należą do tzw. objawów współwystępujących z chorobą. Lekki katar u Felicjana zamienia się w ciężkie zapalenie płuc, którego nawet najczulsze vetowe ucho nie jest w stanie wychwycić przy użyciu najlepszego stetoskopu. Objawy łagodnieją w porach posiłków, potem się znów nasilają ( "normalnie" chore koty nie rzucają się na żarcie, raczej mało podjadają  za to dużo śpią ). Przynajmniej jedno zostało mi oszczędzone ( jak na razie ). Wokół  też tak się jakoś chorobowo  porobiło, chorują głównie znajome samczyki. Sławek i Lars dopadnięci przez różne przypadłości, szczęśliwie w przypadku Sławka przypadłości nie są poważne ( Lars sam sobie załatwił  poważniejsze ). Oczywiście wzorzec postępowania jak u Felicjana, normalnie choroba zaawansowana i ho, ho pacjent w stanie terminalnym. No i tak  sobie wegetuję zdrowo w tym otoczeniu siąpającym, kichającym, gorączkującym i podejrzewającym u się ciężkie zapalenia wszystkich narządów i przyrządów. Pogoda piękna, choć rano szroniasto było na dachach szopek. Zgniłe mżawki odpłynęły i słoneczko nieźle daje. Naprawdę fajna końcówka złotej jesieni by była gdyby nie to cholerne kocie grypsko, które nam się po domu miazmaci. Nic to, jakoś sobie poradzimy. Od paru dni wszyscy podchlewamy profilaktycznie tran ( w różnych dawkach rzecz jasna ), Lalek domaga się syropku uodparniającego ( ten kot mnie zadziwia swoim uwielbieniem dla rzeczy słodkich - nie daj Wielki Ciastowy zostawić choć kawalek drożdżówki, Pan Nielegalnie Buszujący natychmiast pożre i jeszcze będzie udawał że to nie on ). Muszę przygotować dawki lekarstw dla małych, robię za siostrę wstrzykującą. Lekarstwo  przygotowuję  tak żeby kociamberki nie widziały, Szpagetka tyle razy była kłuta że na widok strzykawki reaguje obrazą a potem  wyprowadzeniem się z domu. Na szczęście mam spory zapas "wołowiny przywabiającej", jakoś mam nadzieję tę akcję zastrzykową przeprowadzę bez zakłóceń. Eh, coś za mocno grypowa ta jesień tegoroczna!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz