piątek, 1 stycznia 2016

Całkiem Nowy Rok

Nowy Rok i wszystko będzie nowe. Cud, miód i malina! Za stara jestem żeby uwierzyć, będzie tradycyjnie po staremu tylko w noworocznym przybranku z nadziei. Po staremu będziemy narzekać na pogodę, bo dla ogrodników aura nigdy nie jest tak absolutnie doskonała, zawsze jest coś nie tak - za sucho, za mokro, za mało słońca, zbyt słonecznie. Jak niby wszystko jest cool,  to okazuje się że nie w tym terminie co trzeba - za wcześnie to ciepełko albo za późno. Prawdziwy ogrodnik ma zawsze jakieś "ale" do pogody, rozmowy o niej mogą mu bardzo po angielsku wypełniać czas. No cóż, prognozy długoterminowe jak wiadomo nie są  wyrokiem w ostatniej instancji, często metereologom trafia się tzw. babol a nie porządna prognoza. Od paru lat jednak amerykański instytut "kosmiczny" prognozuje nam na poziomie nieźle zarabiającej wróżki. Przyznam że o ile prognoza zimowa jest z tych w miarę mi odpowiadających, o tyle letnia, wieszcząca upały i suszę napawa mnie  niemałym lękiem. Ubiegłoroczne upały były dla mnie przeżyciem, jeżeli powtórzą się w tym roku to należy liczyć się z jeszcze większymi przeżyciami. Większymi bo będzie bardziej sucho, ubiegłoroczna susza plus tegoroczne upały może dla ogrodowych  oznaczać przestawienie się na uprawę rojników, rozchodników i ostnic. Niby irysom bródkowym też za wiele wody nie potrzeba, ale głównie latem wymagają suchych nóżek. Sucha i bardzo ciepła wiosna wcale nie jest dla nich taka bardzo dobra.

A ja tu ,qrczę, planuję bardziej cienisty Alcatraz - funkie, paprociumy, magnolki i ciemierniki, takie klimaty. Te zapowiadane upały i susze tak mi do tych planów pasują jak pięść do nosa. Może tym razem Amerykanie nie będą tak dokładni w tej letniej prognozie, wszak to rok w którym ma występować efekt El Niño. Klimatyczne boskie dzieciątko ma to do siebie że rozwala nawet najlepiej skonstruowane prognozy, mając wszelkie dane służące do wyciągania meteo wniosków za nic i  kapryśnie rozporządza aurą po swojemu. Pozostaje mieć nadzieję, jak to w pierwszy dzień nowego roku, że nie będzie z tą pogodą najgorzej i braci  ogrodniczej uda się porządnie zaogrodować. Gdyby tak wszystko pogodowo ułożyło się po mojej myśli, roboty alcatrazowe ruszyłyby już w marcu. Przede mną wykończanie trawki żubrówki bezczelnie atakującej co się da na byłym Ciepłym Monstrum ( w planach to jest Kremowo - Magnoliowa, he, he  ). Bardzo się boję że bez chemii nie dam rady żubrówce, tym bardziej że nie ma opcji kartonowania, które tak ułatwia rozprawianie się z chwastami ( no wicie rozumicie, drzemy kartony i układamy grubą warstwą na zachwaszczeniu po choćby pobieżnym odchwaszczeniu zachwaszczenia, he, he ). Z tą żubrówką walczę już od paru lat i nie da się ukryć że sromotnie przegrywam ( podobnie rzecz ma się ze skrzypem i podagrycznikiem w innych częściach ogrodu ). Raczej wolałabym nie działać  w stylu Chemicznego Alego, ale muszę wymyślić coś naprawdę skutecznego zanim żubrówka zarośnie cały Alcatraz.

Będę też miała sporo roboty z uciążliwymi chwaściorami wieloletnimi, których nasionkami obdarzało mnie telekomunikacyjne sąsiedztwo. U nich teraz przebudowa, odchwaszczają koparkami i spychaczem ( kawiaczek w związku z nieznanymi mi robotnikami budowlanymi nadal w domowych pieleszach, powtórka "odzysku z meliny" mogłaby mnie tak wkurzyć że nie wiadomo czym to by się skończyło ), ja będę pozbywała się nawłoci i ostów bardziej tradycyjnymi i mniej radykalnymi metodami. Życzyłabym sobie w "dzień noworoczny" żeby chwaścidła nie dały mi w tym roku za mocno w kość, to takie mało wydumane życzenie, bezekscesowe że się tak wypiszę, ale naprawdę takie że człowiek chciałby żeby się spełniło. A co z innymi, poza alcatrazowymi życzeniami. Z zeszłorocznej podróży do Paryża guzik wyszło, boję się miejsc gdzie wariaci biegają z bronią ku większej chwale ich wersji religii. W związku z tymi biegającymi zrezygnowałyśmy też z Mamelonem z planowanej na ten rok  tygodniowej wyprawy do Rzymu, ku mojemu wielkiemu żalowi. Oczyma duszy już widziałam się na Zatybrzu, czy w innej mało turystycznej dzielnicy wiecznego miasta, popijającą espresso. Takie jakie tylko Włosi są w stanie zaparzyć ( to chyba magia miejsca że kawa we Włoszech smakuje inaczej, w końcu dobre ekspresy stoją w barach i kawiarniach całego świata, szczególnie tych prowadzonych przez Włochów, he, he ).

No oczywiście życzę sobie tradycyjnie zdrówka, zresztą nie tylko sobie. Żadnych choróbsk w rodzinie i wśród przyjaciół. Szczególnie opiece opatrzności powierzam koty ( choć one na ogół opacznie mnie rozumieją więc może lepiej byłoby powierzyć je opiece opaczności, he, he ).  W tzw. nawiązaniu do kotów, to tegoroczne "noworoczki" są starymi kartami pocztowymi z życzeniami noworocznymi. Motyw koci jak widać był bardzo popularny. Karty z początku XX wieku prezentują często kociambry w przebraniu. Stroje nawiązywały do okazji - kot kominiarczyk, kot we fraczku, kocie damy z kwiatami. Normalnie tylko brakuje kotów przebranych za świnki, krasnoludki i muchomorki, bo ustrojone ostrokrzewem, w maseczkach typu Zorro i przybrane czterolistnymi koniczynkami i pastwiące się nad biedronkami siedmiokropkami to znalazłam. Oprócz przebierankowych kocich karteczek trafiały się takie na których koty nie prezentowały się w ubrankach, za to wykonywały  dziwne czynności ( jak na pierwszej  karteczce poniżej ). Bywały też karteczki z normalnymi kocimi zachowaniami, o ile wyżeranie z filiżanek czy napad na konewkę jest tak całkiem w normie. Jednak moim ulubionymi karteczkami są dwie ostatnie niemieckie pocztówki. Ta z zabawą sylwestrową jeszcze mnie tak nie kładzie, ale ta z ryczącą kotką z mufką już tak. Wypisz wymaluj Felicjan ze Sztaflikiem ( ksywa Misialda ) i ryczącą Szpagetką. Może grymasy sznup nie do końca odpowiadają rzeczywistości radosnych harców Felka i Sztaflika, ale szpagetkowa "dziewczyńska" wściekłość przypomina real. Słodkie to.
Do siego roku Kochani!





6 komentarzy:

  1. :))))) Mój wrodzony optymizm w którymś momencie kazał się skupić na nazwach roślin i zachwycać ilustracjami, blokując przekaz słowny. Dlatego nie do końca wiem o co chodzi ale ilustracje są wspaniałe. Ja nie wiedzieć czemu zawsze wyróżniam ten pierwszy dzień roku spośród dni kalendarza, nie wiem dlaczego. Nie robię sobie jakiś nadziei po prostu wprawia mnie w dobry nastrój, ale to może właśnie ta złudna nadzieja? Pozdrawiam bardzo gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he, wpis jak czeski film. Głównie chodzi o to Agatku żeby ogrodnikom w tym roku pogoda dopisała, bo w zeszłym była nie bardzo. Tak sobie noworocznie pożyczyłam.

      Usuń
  2. Niech Ci się wszystkie noworoczne życzenia spełnią i nawet takie niewypowiedziane, a najlepsze.
    Inne wróżki pogodowe czytujemy, bo moja wieszczy ciepło i mokro. Dlatego więc, zgłębiam wiedzę o opryskach ekologicznych na grzyba i mam zamiar zakupić preparaty (tak, tak, zaawansowaną ekologię to się preparatami chemicznymi robi, a nie pokrzywą, chi, chi) i wagę taką na gramy i miligramy chcę kupić i już naraziłam się na śmichy chichy, że ja na stare lata zakazane substancje będę odmierzać. To jeszcze raz chi, chi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rany, strach się bać! Już widzę gumoleony czyli rękawiczki lateksowe, maseczka na twarzy i czuła waga. Normalnie Narcos,he,he ( natychmiast przypomniała mi się wizyta w Twojej szklarence panów smutnych, sprawdzających czy aby to na pewno kloniki japońskie uprawiasz a nie Cannabis sativa - nie pamiętam czy to było przed czy potem kiedy ochrzciliśmy Twoją starą szklarenkę "na forumnie" Maryśką ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chrzciny szklarenki miały miejsce kilka lat po tej przygodzie. Obśmiana, wyszydzona budowla zaczyna mnie niepokoić - ząb czasu podgryza ją bezlitośnie, a taka pożyteczna wciąż. Choćby w te mrozy skrywa wiele dobrodziejstw. Kiedyś pewnie ustąpi nowej, oby tylko zbiegło się to z napełnionym portfelem - cha, cha, ale się rozmarzyłam. Nie chciałabym, żeby straszyła podparta sękatymi kołkami. To by dopiero był styl.

      Usuń
  4. Stara Mańka podparta kosturami, a co tam! Grunt że stoi i funkcję spełnia!

    OdpowiedzUsuń