niedziela, 15 maja 2016

Codziennik - majowo pozaogrodowo

 Nie samym ogrodem człowiek żyje, może i dobrze dla jego pleców i stawów kolanowych. W domu pełna rozrywka czyli mało mnie nie rozerwało ze złości, kiedy Dżizaas zafundowała sobie naprawdę solidne zapalenie płuc, takie z rzężeniem i niemożnością złapania oddechu.  Zafundowała bo zlekceważyła tzw. dobre rady całego najbliższego otoczenia ( czym potwierdziła mądrość twierdzenia "Mądry rad nie potrzebuje a głupi nie posłucha", he, he ) i "olała" zapalenie oskrzeli ( " Bo ja mam  tylko alergię" - zabrakło  tylko "zaprzysiężonych" zapewnień o samobadaniu się za pomocą stetoskopu, ale  było ponoć blisko ). Mam siostrę która jest niemal intelektualistką ale słabo u niej ze zdrowym rozsądkiem. No i teraz mały potwór dogorywa w swojej norce na górze, obstawiony antybiotykami, wziewkami, żarłem i czymś na kształt czułej troski. Nasz Tatuś sądzi że nic jej nie będzie ale to jest Tatuś, facet który twierdzi że osoba po badaniu izotopowym jest zawsze promienna. Ja głową kiwam i mam nadzieję że Dżizaas  doświadczony choróbskiem to już teraz na pewno będzie w stanie "po samobadaniu"  postawić prawie medyczną  diagnozę  że plucie ropskiem jednak nie jest zwykłą reakcją na alergen.  Znaczy liczę na to że w przyszłości bezsensowny odpór  dawany rodzinie,  przyjaciołom i przede wszystkim medycznym będzie mniej silny i Dżizaas nam nie padnie na jakąś  głupio zlekceważoną  chorobę ( którą,  jak w przypadku tej obecnej, zlekceważy głównie dlatego żeby pokazać że jej racja  jest "najmojejsza" ) .

 Dżizaas i koty mają podobny stosunek do działań medycznych uprawianych na ich osobach, przemywanie ślepek Sztaflika i kontrola podejrzanie wykrzywionego kła Lalusia przebiega z oporem porównywalnym z oporem na  Kielecczyźnie wobec działań niemieckiego okupanta. "Zadawanie" kropelek na kleszcze Felicjanowi skończyło się po raz kolejny pochlaniem mojej ręki i pobiciem kociego dupska. Do tego doszła dwugodzinna  ( znaczy do kolejnej michy ) obraza, która objawiała się pomrukami wydawanymi na mój widok i chodzeniem "na sztywnych łapach". Szpagetka zabiegi znosi z godnością, za to potłukła dwie filiżanki ( na kuchennym blacie i w szafce ).  W szafce sprawdzała czy aby na pewno  nic tam przed nią nie ukryłam ( zdarza mi się tam schować na chybcika  gorące mięcho, dawniej  chowałam w piekarniku ale na piekarnikowej rączce  Felicjan potrafił zawisnąć i piekarnik otworzyć ). Właściwie tylko o Okularii dałoby się napisać że zachowuje się jak na domowego kota przystało, gdyby nie to że sex kota ma świra na punkcie kocurów. Może to nie tak źle że  przynajmniej dwa  z moich pięciu kotów mogę bezproblemowo zakropelkować. W końcu mogły mnie  chlać wszystkie. No a poza tym mogło być gorzej bo mogłam hodować prawdziwe tygrysy.  Jednak dla kotów szykuje się spora zmiana, może nie tyle dla moich co dla odwiedzających - koniec zostawiania "czułych wiadomości" na drzwiach i nie tylko na drzwiach. Wiadomości jadą niemożebnie i nadszedł czas na repelenty. Proszę bardzo, odwiedziny na podwórku, w ogrodzie - nie mam nic przeciwko kociemu życiu towarzyskiemu, ale oblewania okolic domowych dłużej nie zniosę.


Teraz trochę o tych szkiełkach co są na zdjęciach.  Czasem mi się zdarzy robić wykopki po szopach, albo poszukiwania w dawnych spiżarniach w ramach tzw. radości kamienicznika. Zdarza mi się też wykopać dosłownie coś  z ziemi w ogrodzie czy tej podwórkowej ( różne  to bywają cymesy, nawet talerze z glinki ciężkiej jak czołgi ze  znakiem swastyki - Panzerteller? ).  Zdobycze ostatnio doprowadzone do porządku to dwa syfony szklane, aluminiowa kanka na mleko, dwie małe buteleczki z niebieskawego szkła. Po wyczyszczeniu te zdobycze archeologiczne ustawiłam na jednym z kuchennych blatów. W ramach samodogadzania kupiłam sobie buteleczkę "z ptaszkiem w kształcie korka" jak to określiła Małgoś - Sąsiadka i słoiko- kubek z niebieskiego szkła. Przyznaję że jestem happy, jakbym nie wiem jakiej  klasy martwą naturę ustawiła.



Postanowiłam też wyeksponować dawno temu namalowane "komunistki". Sezon taki komunijny, modlitewno - prezentowy i te "komunistki" w "niebiewskościach" pasują mi do syfonów i innych szkiełek. Nawet do srebrzystości aluminiowej kanki pasują.  "Komunistki" to nie są żadne dzieła sztuki, raczej "portrety pozbawione indywidualizmu" czyli pochwala białych sukienek. Moja przyjaciółka Pabasia twierdzi że już w młodości byłam paskudnie złośliwa czego dowodem mają być niewyjściowe twarze "komunistek". Uważam że przesadza, facjaty "komunistek" są po prostu nijakie, ale sukienki....... sukienki nadal mnie się podobią, he, he.




Ogród stara się wtargnąć do domu  - żniwa  tulipanowe mają się ku końcowi, w wazonie ostatki. Teraz w domowych pieleszach  nastał czas narcyzków i konwalii, walają się po wazonach jak to mawia Małgoś - Sąsiadka. Postanowiłam w tym roku  nie ścinać do wazonów gałęzi lilaków. Nie dlatego że szybko  więdną ( obieram gałęzie do łysego z liści, rozbijam końcówki tłuczkiem, osobno dostawiam pędy z liśćmi i jakoś  lilaki w wazonach się trzymają  ) ale dlatego że  bardzo obficie kwitną i  ich zapach wdziera się  do pomieszczeń. Chyba  nie dałabym rady gdyby jeszcze został wzmocniony "wazonowo". Musiałam też przyciąć podokiennego berberysa, bezczelnie zapomniał że jest karłowaty i wypuścił pędy zaciekawione życiem domowym. Żadnych  berberysów wchodzących do domu przez okno! Nie wiem co się z tym krzewem  porobiło od zeszłorocznego cięcia formującego. Przycięłam a ten mi teraz pędy wypuszcza nie w tym kierunku co trzeba i nie takie jak trzeba. Zielone atakuje dom! Choć w tym  wypadku zielone jest akurat czerwone, bo to czerwonolistna odmiana berberysu.




W ogrodzie pojawiły się kolejne lilaki, przyznaję bez bicia  że mam problem z odmówieniem sobie zakupu tych krzewów.  Ale do cholery - drzewko czy krzew zawsze lepsze niż połać  banalnego Tyrawnika, takie jest moje zdanie, howgh!  Tyrawnik jest ciężkoutrzymalny w naszym klimacie, wymagający tyrania i jeszcze mało ekologiczny. A taki lilak jest zielonolistny, cień dający i przez parę tygodni pięknie pachnący. Owszem walka z odrostami nie jest najłatwiejszą z walk, ale wolę sekatorować i wykopki urządzać raz na jakiś czas, niż co tydzień z kosiarką zasuwać. Dobra przedstawiam nówki - na pierwszej fotce poniżej mieszaniec lilak Syringa x chinensis 'Saugeana'. To mieszaniec  Syringa laciniata ( a tak naprawdę to Syringa x persica 'Laciniata' ) i Syringa vulgaris, dorasta na maksa do  3 metrów ( rośnie w tempie około 15 cm rocznie ). Pokrój zdecydowanie krzewiasty, pędy pięknie się przewieszają. Lilak z drugiej fotki poniżej to odmiana lilaka pospolitego Syringa vulgaris 'Belle de Nancy'. Z tego lilaka można zrobić drzewko, tak jak inne "pospolite" lilaki dorasta do  około 4 metrów, posadzony zatem został nieco z tyłu, na podwórku zalilakowanym do nieprzytomności rzecz jasna. Kolorek kwiatów  jedyny w swoim rodzaju - bardziej róż niż lila. Qrczę, miało być o wszystkim innym tylko nie o ogrodzie ale ja jak ten Katon wiecznie pieprzący o zniszczeniu Kartaginy - o czym bym nie zaczęła na ogrodzie kończę.



Jak już jesteśmy w ogrodzie to doniosę na Zygfryda - nie podobają mi się jego nowi koledzy. Wolałabym żeby zaprzyjaźnił się  z biedronkami albo złotookami, towarzystwo w którym obecnie gustuje może go tylko nauczyć pochłaniania irysowych kwiatów ( te małe muszelkowe "snailsy" są paskudnie  irysożerne ).


P.S. Zgadnijcie komu wypadł kieł i komu trzeba było pyszczydło okładać, bo nie pozwolił pańci interweniować kiedy jeszcze można było?!

8 komentarzy:

  1. Tabaziu,
    ależ Ci się kompozycja szklana udała. Podobne szklane wykopaliska - butelki po medykamentach znajdował często mój mąż podczas prac ziemnych wokół domu. Wszak on stary, przeszło 115 letni... nie mąż oczywista! ;) Bardzo lubię takie znaleziska. Bzy też piękne i wiosna po całości. Dzisiaj u nas Zośka zaszalała i wróciliśmy z działki wcześniej, można rzec wywiało nas - choć i deszczem i gradem także pogoniło.
    Pozdrówka serdeczne.
    Ps. Komunistki zaprawdę urocze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, archeologia ogródkowa ma urok. Rzecz jasna pod warunkiem ze nie wykopuje się nowszych śmieci tylko takie szacowne, sprzed paru dziesiątek lat. U mnie też Zocha przyszalała i kombinuje żeby jej towarzystwo to nie tylko wcześniejsi zimni ogrodnicy byli, tak coś koło 12 stopni na plusie ma być dzisiaj na maksa. Ponoć tak ma być do środy - przeczekam! Komunistki są radośnie prymitywne, stąd pewnie urok, he, he.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zygfryd z broszką, tylko mu się źle przypięła. Cudny jest!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Broszka chwilę później bezczelnie zaczęła wysuwać rogi.

      Usuń
    2. Może to Zygfryda przekona, że broszki w tym sezonie są passe i nawet najpiękniejszą ich kolekcję wypada schować do szuflady na czas bliżej nieokreślony ;-)
      A już zwłaszcza z tym motywem, ulubionym przez ogrodników, he he. Skądinąd, znalazłam na ravlu wzór na gadżecik włóczkowy w formie pomrowa 3D i chyba masochistycznie go sobie udziergam :D

      A miejsca na nowe lilaki zazdroszczę, oj, zazdroszczę...

      Usuń
  4. Przez moment wyobraziłam sobie Zygfryda w mantylce, tak na zasadzie prostego skojarzenia z broszką.;-) Pełna groza, he, he!Pomrów masochistycznie udziergany? Żadnych pomrowów, żadnych! Niczego co przypomina wrażego"sluga". Jak zobaczę krasnale z pomrowami to zawyję. Lilaki są cool, choć to tylko kwitnący maj. Ale za to jak kwitnący!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mantylka spięta pomrowem, albo lepiej ślinikiem luzytańskim (Zygfryd, nie słuchaj, bo się na kawałki rozpękniesz). Hmmmm... ;-)

      Usuń
  5. Ślinnika luzytańskiego w mantylce à la premierowa pomrowa sekatorem załatwię bez litości. Ku chwale host, rzecz jasna, he, he. Zygfryd z Manfredem uciapani opadającymi kwiatkami fotergilli, sprawdziłam - ślimaki nie odwiedziły krasnali.

    OdpowiedzUsuń