niedziela, 16 grudnia 2018

Coroczne rozmyślania o świąteczności

Spadł  śnieg i przez chwilę poczułam zimową magię. Taa... ledwie przez chwilę bo  kocie problema dały o sobie znać. Szpagetka i  Okularia pociekły nie wiadomo gdzie,  Felicjan nie je tak jak powinien, znaczy ma ochotę na rzeczy  dla niego niewskazane  i zachowuje się zdziwnie ( plucie pasztecikiem i ostentacyjne chowanie  się przed własną miską z żarciem podsuwaną przed nos  a rzucanie  na jakieś potworne "kawałki do rozgryzania" w michach dziewczyn ), Sztaflik za to sprawdza jak szybko jest się w stanie przeziębić przenosząc się z rozgrzanego kaloryfera na śnieg i z powrotem.  Kiedy koty nie zachowują się średnio przewidywalnie zawsze podejrzewam że cóś zaraz srujnie i będzie się działo. Oczywiście najbardziej martwię się o Felicjana, najstarszego i po przejściach  ( z usuniętym dziąślakiem który ma tendencje do odrastania - jest się czego bać ) ale dziewczyny też potrafią nieźle zakombinować. Ot, dola pańci  wielokotnej. Ten grudniowy śnieg też tak po prawdzie mła  nie zadowala,  nie jest do końca taki  jak mła lubi, ciężkie to i ciapowate.  Gdyby nie lekkie mrożenie za dnia popłynąłby w trymiga. Lekki śnieg, taki suchy,  jakoś dłużej się  utrzymuje niż te śnieżne ciapy. No ale może ja malkontencę, w końcu jest śnieżnie a mogło nie być. Osuwam się pamięcią w czasy dzieciństwa, w których  tzw. gwiazdka nie zawsze iskrzyła bielą.  Hym... najfajniejsze  momenty grudnia wcale jakoś nie zależały od  śniegu, znaczy śnieg  świąteczny jest przeceniany.

Wszystko przez Binga Crosbiego i ten hicior o białych świętach. Ta stara piosenka Irvinga Berlina jest niemal zawsze śpiewana w okrojonej wersji, mało ludzi wie że  "I'm dreaming of a White Christmas" zaczynało się od zwrotki  o tym że na południowym zachodzie  Stanów zimy ni ma. Sam Berlin potem zwrotkę wywalił i  z piosenki ostał się tylko refren wyśpiewywany pierwotnie melancholijnym barytonem Binga. Marzenia o białych świętach  to była raczej tęsknota Berlina siedzącego gdzieś w Arizonie  czy inszej Kalifornii za domem, nie  mówię że za syberyjskim mroźnym Tiumeni ale za Nowym Jorkiem z rozkapryszoną pogodą  do którego Irving  przybył jako czterolatek.  Nie  o śnieg  tu chodziło a o domową świąteczność ( lekko  tylko zdziwne  bo rosyjscy Żydzi w Stanach lubili protestancką wersję świąt  Bożego Narodzenia ). Mła z przyczyn oczywistych ma spore szanse na śnieg w grudniu , choć po prawdzie nie jest on jej  niezbędny do grudniowych celebracji.  Mła rozsądnie  dawkuje sobie kolędy, sklepy wielkopowierzchniowe w okresie przedświątecznym odwiedza rzadko, ton żarcia do wywalenia bez pośrednictwa przewodu pokarmowego nie szykuje, okien dla Jezusa nie myje, na opady śniegu specjalnie  nie oczekuje i być może dlatego mła jeszcze jakieś nędzne resztki świąteczności odczuwa.  Najbardziej  świąteczność ją dopada kiedy pakuje prezenty, mła sobie lubi wyobrażać jak one prezenty są rozpakowywane i co poniektórzy mówią "Ach!" a inni "No nie, znowu skarpetki!".

Nie dla mła radości kulinarne wigilijnej wieczerzy, właściwie mła  już nie może patrzeć na śledzie, kapusty  kiszone w różnych wersjach i z różnymi dodatkami, oraz  pierogi,  uszka, barszcze, grzybowe oraz pierniczki. Wszystko przez Małgoś - Sąsiadkę która cały  grudzień uważa za jedną wielką wigilijną kolację i gotuje wyczynowo począwszy od pierwszego dnia grudnia wszystkie znane jej  świąteczne potrawy. Czuję że  w Wigilię znów będę  miała ochotę na sajgonki i kaczkę w pięciu smakach. A co z radościami pozakulinarnymi? Zasiadania uroczystego też nie lubię,  nie dla mła urok wspólnych posiłków "w szerokim rodzinnym gronie" bo po pierwsze : mła  nie jest aż tak szalenie rodzinna  żeby czuła  potrzebę przebywania w towarzystwie spokrewnionych i spowinowaconych których nie trawi ( tych których mła kocha to i tak mła odwiedzi telefonicznie - wiadomo rozmówki z siostrami to tak przynajmniej na trzy godziny bo jest sporo do  omówienia,  Tatusia tyż się dorwie,  Cio Mary  i Wuj  Jo to żywcem będą oblookani bo  Cio  ma nową  koncepcję strojniczą i będę uczestniczyć w zabawie ), po drugie zasiadanie  przy stole i dyskusje o doopie Maryni  przeplatane polityką mła nie bawią, po trzecie trzeba się zmuszać do żarcia żeby gospodyni padającej na twarz po przygotowaniu nieprzebranych ilości  jedzenia nie urazić.

Za to towarzystwo przyjaciół mła planuje na święta  ale to ma być  kawa jak zwykle a nie żadne proszone obiady czy cóś w tym guście.  Nie da się ukryć że nie znoszę hipokryzji prorodzinnej,  tych wszystkich kuzynów z  którymi człowiek nie ma nic wspólnego poza przodkami a z którymi wypada się spotkać z okazji  "świąt rodzinnych", przymusowej celebracji w ten a nie inszy sposób, sterty  żarcia które  mła nie odpowiada - no nie dla mnie ten  bal. Zacznę od  tego  że prawdziwe chrześcijaństwo męczy  bo wymaga, a teraz to i najpopularniejsze w Polsce chrześcijaństwo obrzędowe  zaczyna męczyć rutyną, ludzie mykają w inne klimaty i zostajemy na  święta  tylko z rodzinnością.  Niby wiadomo - rodzina w Polszcze rzecz święta, to  i Wigilia musowo z wszelkimi etapami do odhaczenia ( opłatek, zupka, pierogi, makiełki, wódka, pasterka ) i święta n bogato z rodziną i w ogóle  powinno być  piąknie. Ale jakby cóś nie jest. Od wielu lat uchodziłam w tzw. szerokim gronie rodzinnym za dziwadło a teraz się okazuje że ja byłam prekursorką nowego sposobu obchodzenia świąt. Tradycjonaliści sarkają ale młodsza część familii ma w nosie coroczny "świąteczny maraton wycieczkowo - kulinarny", chcą po prostu spędzać święta po swojemu - bez napieprzania się w kuchni lub zmuszania kogoś do tego napieprzania, bez wizyt u w sumie obcych ludzi będących jakimiś tam dalekimi krewnymi, bez przymusu. Wujek  Jo twierdzi że w familii z jego strony właśnie ma miejsce rewolucja ( Wujek Jo rzecz jasna jak ja od dawna w jej awangardzie ).


To źle?  No nie koniecznie. Co ta za magia świąt do której  jest się przymuszanym, przeca przymus  niszczy wszelką magię, zamienia radość w  obowiązek.  Święta opresyjne, babcie stosujące szantaż moralny i te coroczne ustępstwa dla świętego spokoju, które w końcu jak ta kropla wody drążąca skałę niszczą wszelkie rodzinne radości. Święta u babci raz na parę lat świetna sprawa ale coroczna mantra bożonarodzeniowa? No bo babcia sobie inaczej nie wyobraża! To już tylko  krok  do grinchyzmu wnuczków bo przeca nigdzie  nie jest napisane że świat jest dokładnie taki  jak babcia go sobie wyobraża!  Mła w tym przymusie, grozie celebry szablonowej,  podsycanymi przez komerchę wszechobecną  i przez upartą głupotę naszego gatunku egoistycznego nie tam gdzie trzeba a oportunistycznego aż do bólu  gdzie nie trzeba upatruje ostatnio głównej  przyczyny odświąteczniania się  świąt. I tak, komercha tylko to odświątecznianie wspomaga, nie ona jest główną przyczyną tego że coraz  więcej ludzi rodzinne święta wcale nie  cieszą. Forma przerasta treść a uwięzieni przez własną hipokryzję  czują jakby  paradowali w nieswojej sukience czy  garniturze. Puste obrządki, nieważne czy chrześcijańskie  czy rodzinne,  nie wystarczą.  Szeroko rozumiana rodzina nie jest tym samym  czym była dawniej, otwarty świat daje  większą możliwość wyboru sposobu życia - nie ma zmiłuj, święta się zmieniają. Kiedyś było mi żal tej magii, którą pamiętałam z dzieciństwa, świąteczności nie do odtworzenia.  Tylko że to tęsknota która w każdym z nas drzemie, tęsknota za dzieciństwem które ubogie, komusze  święta czyniło  czymś wyjątkowym.

 
Ach słodki czasie  miniony, bezpieczny i utrwalony.  Tak, tak słodycz dziecięcych lat a święta były jak dzisiaj w  wielu domach okupione staniem w kolejkach, gotowaniem wyczynowym i padaniem pań domu na twarz po porządkach domowych. Oszczędnościami bo chciało kupić się prezenty.  No i koniecznością podzielenia się opłatkiem z kuzynką której się nie znosiło i która w pierwsze święto obrabiała tyłek gospodyni wigilijnego przyjęcia. Społeczeństwo z przyczyn oczywistych było jednak bardziej niż dziś zamknięte, siły do życia szukano w najbardziej powszechnej tradycji.  No a dziś mamy wolność to i zaczynamy z niej korzystać. "Ech, tylko koni, tylko koni i  żal!" ale nie żal  że kuzynka M. poszła w odstawkę!


Dzisiejszy wpis  ozdabiają prace szwedzkiego malarza Lennarta Helje.  Urodził  się w 1940 roku w Limie ( nie peruwiańskiej tylko  szwedzkiej ). Kształcił się  w Berghs Reklamskola. Najbardziej znane są jego łobabrazki bożonarodzeniowe, takie w skandynawskich klimatach (  Helje wykonał kartki świąteczne dla Unicef,  a także stworzył serię znaczków świątecznych  i noworocznych ) .  Jak dla mnie urocze.

22 komentarze:

  1. O, widzisz i to są te krasnoludki, które zamieszkują nasz dom. Szwedzkie może lubią koty, a u nas tylko psica króluje. Czasem przemknie taki Gapciuś, albo Herbatek przez holik, tylko czerwona smuga w oczach zostanie:)
    Od paru lat w ogóle nie robimy świąt. Nawe3t stroika nie robię. Odpoczywamy dosłownie i ja się bardzo z tego cieszę, że czasy spędów rodzinnych minęły. I tych wigilijnych awantur przy stole, bo taką miałam rodzinę, że jak tylko razem zasiadała do stołu, to zaczynała się jazda. Ufffff... było... nie ma:)

    OdpowiedzUsuń
  2. I to się nazywa odnaleźć magię świąt! :-) Rodzina dobra rzecz ale nie w nadmiarze. A ci lubiący świąteczne awantury aż się proszą o dużą ilość tabletek na przeczyszczenie dodanych do którejś ze świątecznych potraw. Wtedy ma człowiek na głowie ważniejsze problemy niż grandy przy stole - pokój, poookój ludziom dobrej woli! ;-) Ze świąt to lubię strojenie chujinki i makowiec do kawy. Pakowanie prezentów lubię i przeglądanie moich staroci czynione pod pozorem porządków ( które nigdy nie dobiegają końca ) i szlus. W tym roku nawet Małgoś - Sąsiadka się zbuntowała, stwierdziła że ma 90 lat i w związku z tym święta jej nie obowiązują a dzieci mają się odczepić. Planuje jakieś zaleganie przed telewizorem z nielegalną Nutellą i uprowadzenia kota od mła.
    Ten mały w czapeczce to jest na bank krewny Odyna czyli Welesa czyli Mikołaja, gnom trollasty.;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ilustracje piękne! Boskie i w ogóle! Zahaczyło o moją dziecięcą magię świąt czyli stosowny rozdział Dzieci z Bullerbyn :) Jul Tomte jak żywy.
    Komusze święta były fajne, bo było na co czekać. Teraz się nie czeka... Pomarańcze na każdym rogu, a szynka choć nie na kartki nawet z wierzchu tamtej nie przypomina.
    Tatuś wkurza, ale z pozostałą geriatrią będzie u nas na Wigilii, bo nie wiem ile tych wigilii jeszcze przed nami, a i dystans do tego wkurzania się we mnie jakiś tam wyrobił. Już trójka mi ich została. Resztę dawno olałam. Jako najmłodsza i najbardziej śwarna oczywista to ja odstoję swoje przy garach. Ale chyba na swój sposób to lubię - masochistka ;) A potem dopiero zaczną się Święta! Nie przyznam się bez bicia ile książek zamówiłam na tę okazję ;P
    Żebym nie napisała w złej godzinie, ale weź Ty Felicjana do galopu, żebyś nie musiała spędzić Świąt ze swoim wetem. Dzieci i zwierzęta bez pudła zawsze się wstrzelą w taki moment!

    OdpowiedzUsuń
  4. Felicjan wyraźnie kombinuje w strzelniczym kierunku! Poznaję po jego spojrzeniach. :-/
    Co do ilości świąt ze starszakami przed Tobą - ekh...em... mama Wujka Jo w przyszłym roku będzie obchodzić dziewięćdziesiąte dziewiąte urodziny. Odkąd ją znam a będzie to z lat czterdzieści i parę to każde święta są jej ostatnimi. Wujek Jo parę lat temu ośmielił się był zwątpić i bezczelnie wyjechali z Cio Mary na wakacje świąteczne. Wbrew zapowiedziom mama wujka Jo przeżyła, za to fiknął jeden z kuzynów Wujka bo mu świętowanie nie posłużyło. Wujek teraz unika spędów jako grożących zdrowiu i he, he, he, zaraził tym podejściem mateczkę. Opłateczek i życzenia wzajemne owszem ale bez celebracji bo zdrowia trza pilnować.
    Co do stania przy garach - jak Cię cieszy i nie jest przymusowe to znaczy że jest OK. Jak przestanie być OK to zawsze możesz zaproponować postną zupę owocową, makaron z kisielem. Gwarantuję że potem uczestnicy kolacji będą odwodzić Cię wszelkimi siłami od stania przy garach. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie przyjemne, spokojne łobrazki. Takie nienasze.

    Nasze tutejsze święta już od dość dawna są bez napinki. Rodzina nieduża, to mi odpowiada, żarło tradycyjne przygotowuje rodzicielka i przywozi gotowe. My dajemy nastrojową miejscówkę oraz touch of madness do Wigilii, at o krewetki, a to sashimi, a to jakaś inna ryba z obcych kręgów kulturowych... Da się. Brzuch nie boli z przeżarcia, starsi bez zmrużenia oka wciągają dziwne dania i sobie chwalą. Prezenty, choinka, pogaduszki ze zwierzętami - przecież one mówią w tę noc.
    A, no i okien to ja nie myję z zasady ( jakieś zasady człowiek mieć powinien, nieprawdaż?). Żadne Boże Narodzenie ani Ukrzyżowanie mnie nie zmusi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też ten spokój urzeka, zaśnieżenie i cisza którą czuję oglądając te obabrazki. Bezzgiełkowość. :-)
      Pewnie że się da święta spędzać normalnie po swojemu, jak rodzina mało opresyjna to się zawsze da. ;-) Niestety niekiedy tzw. zdrowy egoizm jest odbierany jako zaprzaństwo, zamach na tradycję i chęć zabicia babci. Prędzej czy później kończy się to zmęczeniem materiału.
      Zasad się trzymaj!;-)

      Usuń
  6. oooo,tego mi było potrza,dawaj więcej!Takich obrazków,kojarzą się z Andersenem.
    Właśnie wczoraj wraz z pierwszym śniegiem wspominałam se dziecięcy światek,czyli gdy byłam małą Hanią..
    To grudniowe szczęście gdy poczciwy Mikołaj spełnia marzenia (Mikołaj przypadkiem w tatusiowych spodniach;),przystrajanie choinki,zapach mandarynek i jodły,szopka i nieznane Mirra i Kadzidło.Wyglądanie pierwszej gwiazdki w mroźnym oknie,zabawy na sankach,ferie i całodzienna mordęga na łyżwach;)To dopiero magia i wolność!
    Miałam nawet napisać okolicznościowy wierszy w stylu "czarną ziemię przykrył pierwszy śnieg,drzewa stoją w ciszy, na gałązkach białe czapeczki....";))
    Ale nie mam czasu na rymy,puszczę se kreskówkę Disneya.Pozdrawiam.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdemu święta jakie sobie wymarzy! Tradycyjne, półtradycyjne, w ogóle nic, albo jeszcze cóś inszego. Najważniejsze by się świętami cieszyć. Każdy sposób obchodzenia świąt jest cool o ile cieszy obchodzących, dopiero narzucanie innym jedynie słusznego kanonicznego obchodzenia świąt jest nie halo.
      A tak co do magii - no, tak byłaś małą Hanią. He, he, he, to magia dzieciństwa w tych wspominkach, prawie wszyscy tak majo. Tylko że to świąteczność przydana jest dzieciństwu a nie na odwrót. Ach, czasy dziecięce kiedy to człowiek naprawdę wierzył że mu aniołki choinkę ubierajo.;-)

      Usuń
  7. jak już ktoś wspomniał to te komusze święta miały atmosferę, zaczynały się od zwisających zajęcy za oknami bloków, potem trzepanie dywanów i w końcu zapalały się światełka na choinkach. na klatkach pachniało pasta do podłogi i pasztetem. w telewizorze leciał disney i hamerykanskie musicale. to wszystko kumulowało się w dwóch tygodniach a nie w miesiącach. czasem poprószył śnieg ale na ogol była chlapa jak to nad morzem. potem jeszcze w sylwestra panie z warzywniaka sprzedawały ziemniaki i buraki z ponura mina ale z posypanym brokatem tapirem na głowie i wracało się do szarej rzeczywistości czekając na kolejna Gwiazdkę.
    teraz święta są coraz częściej, mam już wrażenie, ze trzy razy w roku. przed, tygodniami gula mi chodzi gdy wchodzę do supermarketu i muszę patrzeć na te góry ptactwa, dziczyzny, ryb, flagrasow, owoców morza, etc, etc, które każdy francuz OBOWIĄZKOWO MUSI zjeść w 3 dni (Wigilia, Noël i sylwester). najchętniej wybyłabym na ten czas do jakiegoś kraju gdzie nie słyszano o BN ale obawiam się, ze to gdzieś w innej galaktyce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sweety filtr wspomnień lat dziecięcych złagodziły obraz świąt "po polsku". Wszak od dzieci nikt nie wymagał stania przy garach, wystawania w kolejkach po wszystko, pastowania podłóg i tym podobnych świątecznych radości. No i głównie dlatego tamte święta były takie fajne, byłaś dzieckiem a święta są dla dzieci jak mawia moja sister. Dziś już dziecięciem nie jesteś to Cię wkurzają bo widzisz ich drugą stronę, ten przymus wspomagany przez marketing. Narzekamy na brak magii a magia to sposób postrzegania świata przynależny dzieciom. Mnie w świętach oprócz przymusu ich obchodzenia najbardziej wkurza udawana dobroczynność, raz do roku zbieramy na cóś i szlus. Poczucia wspólnoty wszystkich ludziów ni ma a mam wrażenie ( być może mylne ) że kiedyś jakby było większe. :-)

      Usuń
  8. to wcale nie czysto dziecięce wspomnienia (tego w ogóle nie pamiętam oprócz wyciągania prezentów spod wielkiej choinki u sopockiego wujostwa), a nastoletnie gdy już czynnie uczestniczyłam w przygotowaniach wiec magii zero raczej. mój pokój obrabiałam osobiście, podłogi, okna. lepienie pierogów, smażenie karpia to tez byłam ja. matka robiła pasztet i sernik. miała tez zakaz stania w kolejkach, ponieważ mój ojciec cenił ponad wszystkie dobra "święty spokój" i "godność osobistom". wychodził zatem do miasta na dwie godziny przed zamknięciem sklepów w Wigilie i przynosił wszystkie upragnione dobra, które rzutem na taśmę trafiały do sklepów w trakcie ostatniej dostawy. i zawsze powtarzał jak nie dostanie nic to tez dziury w niebie nie będzie. było bezstresowo i spokojnie w domu rodzicielskim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nastoletnie to tyż jakby dziecięce, znaczy człowiek wspomina tzw. młodość. A z młodością to jest tak że nawet komunę obrzydłą co to się w niej żyło mile się wspomina. Więc dlaczego i świąt młodości, spędzanych z rodzicami mile nie wspominać? Każdy ma "I'm dreaming of a White Christmas" i ludzie masowo usiłują odtwarzać wspomnienia. Jednocześnie czują że odtworzyć się ich tak do końca nie da. Rozczarowanie świątecznością świąt wcale nie jest sprawą tylko naszego pokolenia, pogrzebawszy nieco - nieco i stwierdziwszy że za czasów młodości Babci Wandy to dopiero były święta, he, he, he. ;-) Potem to już tylko nijakowizna.

      Usuń
    2. obiektywnie podchodząc do problemu masz trochę racji, subiektywnie zupełnie się z Toba nie zgadzam bo swoje wiem :D
      a i zapomniałam napisać, ze pan Szfed odstawił piękną robotę, mniut na serce :) taka zimę to lubię, bez chuinek, bombek i merykrystmasów.

      Usuń
    3. Subiektywnie to każdy chce być optymistą a nie pesymistą czyli optymistą dobrze poinformowanym. ;-) W końcu święta są optymistyczne, więc się można wprawiać w nastrój ( byle nie przedawkować ).
      Ta Lennartowa wersja zimy jest terapeutycznie wyciszająca, skandynawski protestantyzm złagodził szaleństwa obchodów. U nas obecnie króluje polsko - katolicko - anglosaska tradycja, na dłuższą metę mieszanka męcząca. :-)

      Usuń
  9. Myślę sobie, że Mła powinna na święta pojechać sobie gdzieś gdzie pobędzie sobie sama bez mediów i będzie miała czas na podumanie. Ja tak zrobiłam kiedyś. Bardzo pouczający czas. W moim przypadku fajnie było na początku -cisza i spokój. Cudowny moment. Miałam nawet telewizor ale to były inne czasy...chociaż może i na jedno by wyszło, bo wtedy niewiele co było programów, a teraz nastra...e jest programów ale tez nie ma co oglądać. W każdym razie w którymś momencie wylądowałam w oknie i patrzyłam sobie na ludzi śpieszących się do kogoś na Wigilie... potem radosnych rozchodzących się. Miałam bardzo dużo przemyśleń a przede wszystkim możliwość spędzenia czasu samej ze sobą i dogłębnie zastanowienie się co mi tak naprawdę leżało na wątrobie. Polecam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, mła jest za stara i spędzała swego czasu wigilie przy młowej Mateczce w pracy jako wolontariusz gdzie została skutecznie wyleczona z wiary w to że po wieczerzy wigilijnej wszyscy rodacy rozchodzą się pełni radości. W ten piękny wieczór ludzie robią bliźnim takie same świństwa jak w wieczory zwykłe, jedyne co tak naprawdę odróżnia wigilie to fakt że większość ludzi lądujących tam gdzie nie powinni ma nadzieję że "będzie inaczej". Zazwyczaj szybko ją tracą. Kula w płot z tą wątrobą bo to nie jest też tak że ja cóś muszę koniecznie przemyśliwać bo ja już mam jasność co do tego co lubię a czego nie lubię - szczerze pisząc gdyby nie koty i tzw. łobowiązki to mła już dawno by bawiła w krajach o cieplejszym klimacie i kto wie czy nie innej kulturze. Od dwudziestu lat z haczykiem mła się opędza od takich co to koniecznie chcą z nią święta obchodzić i już dawno przestała udzielać grzecznych odpowiedzi na głupie pytania dlaczego nie bo mła lubi skuteczne działanie a te grzeczne odpowiedzi cóś były za mało skuteczne. Czy są media czy ich nie ma to akurat dla mła tyż ma niewielkie znaczenie bo mła jest jedynie znetowana, łuna nie ma telewizora ani radyja. No a w necie ma możliwość wybrania tylko tego co ją interesuje a nie pulpy świątecznej. Mła obstaje przy tym że świętować niech świętuje kto lubi, kto chce mieć po prostu wolne to niech ma. Nie można jednego rozmiaru butów wszystkim na siłę wciskać. Był czas ze tzw. rodzinne święta musiałam ze względu na tzw. okoliczności spędzać w pojedynkę ( i tu pada musiałam ) ale nie wspominam ich jako traumy nie do przeżycia. Szczerze pisząc to całkiem nieźle się bawiłam, zdaje się że tak jak moi najmłodsi kuzynie teraz mają zamiar się bawić. No i git. :-)

      Usuń
    2. To skoro Mła jest taka stara i wiedząca co chce to czemu nie siedzi sama w święta i ma spokój? Niech to zrobi. Co do wątroby to było o mnie. Kiedy coś komuś proponuję czy rzucam jakieś hasło potem opisuję swoje przeżycie jako wytłumaczenie propozycji czy myśli, ale to nadal jest tylko i wyłącznie kawałek moich wspomnień. Twojej wątroby nie znam ale jak o niej to życzę jej zdrowia.
      Ciepłe kraje... ja też tak myślałam... ale ciepłe kraje to i te wszystkie insekty itd... i jakoś tak... ale nadal wydaje mi się, że są takie ciepłe miejsca gdzie tego dziadostwa nie ma... to znów trzęsienia ziemi itd... Jak Mła ma jakieś trafione miejsce to niech sie podzieli tą wiedzą, bo ja na obecną chwilę stoję z biletem in blanco na lotnisku i zastępuję posąg :P

      Usuń
    3. Nie przejmuj się mła, jej się po prostu ulewa. Mła ma w tym roku zaproszenie do przyjaciół, których bardzo lubi ale kolacja rodzinna jest zbyt ciężkim przeżyciem dla mła i ona się wymiksowała. Ma wyrzut sumienia ale z drugiej strony mła ordynarnieje, chamieje i w ogóle bo mła nie znosi przymusu. Nie żeby była wolna jak ten wiater ale ona ma swój sposób na święta i solidnie jej bulgocze kiedy z najlepszymi intencjami uszczęśliwiają mła na siłę. Mnie od paru lat marzy się Hameryka, ta jej cieplejsza część. Na razie jest zbierana kasa bo to nie będzie tania wyprawa ale właśnie zimą, poza sezonem huraganów, chcę zrealizować to marzenie. Jak bliżej to polecam Portugalię, tę najbardziej południową część albo wyspy, jestem zauroczona tym krajem a trzęsienia ziemi to mogą być i w Bełchatowie. Wątroba mła ładuje się nad Oceanem, pewnie z powodu nadmorskiego dzieciństwa. Twojej wątrobie życzę jak najlepiej, niech się dopieszcza jak lubi i jak może. Insektów nie ma się co Agatku bać, co ma człowieka dopaść to i w polskim lesie dopadnie. Natentychmiast przypominają mi się insektowe przygody Doro na Cejlonie i w Tajlandi i to że w moim własnym ogrodzie użarł ją kleszcz zarażony borelią. Taa...w Odzi! :-O Trzy tygodnie z antybiotykiem i dwa lata sprawdzania czy aby się nie ukryło i nie czyha. ;-/ Zdrowiej i nie przejmuj się starą rurą czyli mła.

      Usuń
  10. Jak slysze slowo "magiczne", to mi sie scyzoryk w kieszeni sam otwiera. Jakie k... magiczne? Napchane erzacami, podkrecane obca kulturowo muzyka, bez sniegu juz od dawna, i te prezentki masowo wytwarzane przez male raczki Chinczykow, czy innych malych ludzikow. Tony jedzenia wyrzucane po swietach do zsypow, male pieski ladujace w schroniskach (lub jeszcze gorzej...).
    Jak sobie przypominam, byl krotki okres w moim dziecinstwie, kiedy swieta byla swietami: przyjezdzala ciocia Jadzia z dziecmi na dwa tygodnie ferii, lepila z nami piekne ozdoby na choinke, z: wydmuszek, papieru, wloczki i zbieranych wczesniej "zlotek". Powtarzane przez pare lat dalo piekny zbior ozdob choinkowych :)
    Ciasta piekla mama i ciocia, nikt nie sprzatal, bo w przeladowanym domu sie nie dalo, moglam siedziec w kacie i czytac, czytac, dostawalam wtedy pod choinke duzo ksiazek :)
    I to sie skonczylo i bylo jak u innych: wiorkowanie i pastowanie parkietow (moimi raczkami, a jakze), kolejkowe stanie po cos tam, za duzo bombek, za duzo rumoru, za duzo wszystkiego! No i zaczely sie glupie prezenty (czyli np. kosmetyki, ktorych nie uzywam, albumy, ktore sluza tylko do ozdoby stolu), bylam zmuszona tolerowac rodzine, ktorej serdecznie nie znosilam, a najgorsze dla mnie bylo siedzenie przy wigilii, gdzie nie bylo dla mnie nic do jedzenia (nie tolerowalam ryb, miesa, klusek makowych, bigosu). Zjadalam talerz barszczu z uszkami i.... godzine czekalam na "wety". Zjadalam sernik i babke (makowcow nie jadam) i... czekalam dwie godziny, zeby sie to posiedzenie skonczylo i zeby goscie sobie wreszcie poszli! Wtedy musialam jeszcze posprzatac i okolo polnocy pasc do lozka i odespac stres.
    Teraz jestem wreszcie szczesliwa, bo nic nie szykuje, dni sa takie same, az do znudzenia :), spokojne, ciche i mile.

    Wesolych swiat wszystkim swietujacym!!! :)))

    OdpowiedzUsuń
  11. To nie były święta magiczne tylko czysta groza! Poza tym to jest niebezpieczny sposób spędzania świąt.;-) Siedzenie przy stole z ludźmi którzy są twoją rodziną ale są z innej bajki w imię tzw. wartości rodzinnych spowodowało u mła weryfikację owych wartości. Mła odkryła że rodzina wcale nie jest najważniejsza, choć tak jej od zarania do łba wciskano. Rodzina jest bardzo, bardzo ważna ale w prywatnej hierarchii mła tłoczy się na podium z innymi sprawami, które też są dla niej nie mniej ważne. Poza tym mła jest częścią czegoś rodzinopodobnego, tak sobie ułożyła i jest jej z tym dobrze. I mła zgadza się z Tobą - za dużo wszystkiego a jednocześnie najważniejszego za mało. Mła tylko teraz dojrzale ( we własnym mniemaniu ) sądzi że to filtr z wiekiem zanika i widzi się rzeczy takimi jakimi one są a nie takimi jak je sobie wyobrażamy. :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. "Niestety strona szukana przez Ciebie w tym blogu nie istnieje." pogrzeb i napraw, Tabaazo. Tę następną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie istnieje bo wczoraj robiłam tylko obrazek do wpisu i mnie się klikło nie tam gdzie trzeba. Na razie mnóstwo roboty i chora Ciotka Elka do kompletu, nie wiem kiedy mła się uda cóś wklikać z sensem. Postara się ale nie gwarantuje. ;-)

      Usuń