niedziela, 23 sierpnia 2020

Roma - utartym szlakiem i troszkę w bok

O Rzymie już kiedyś pisałam ( Roma przyswojona  ), tylko że o Rzymie to tomiszcza można pisać, znaczy mła ledwie musnęła temat. No bo tego wszystkiego dużo  i to dobrego, wicie rozumicie - molto bene, ciężko to w jednym poście upchnąć.  Jest państwo w państwie czy Vaticano, jest zewsząd wyłażąca starożytność, są XV wieczne palazzo w których nadal toczy się życie. Po prostu kipi, wszytko w tym mieście kipi życiem, zarówno tym przeszłym jak i tym  które wciąż się toczy. Wszystko kipi,  nawet cmentarze. Rzym oblegany przez turystów jak na razie uniknął losu Wenecji, może dlatego że jest stolicą? Mła wam zaprezentuje dziś foty, z miejsc obleganych jak i takich gdzie  turystę rzadko uświadczysz. Powinnam zacząć  od  dzielnicy która przylega do Watykanu, od rione Prati, jednej z dwóch starych dzielnic znajdujących się poza  Murem Aureliana ( druga to Borgo, w starożytności okolice  Watykanu to zadupie było ). Głównie dlatego że  mła  w niej mieszkała, jednakże tak się jakoś składało że największą atrakcją tej dzielnicy dla mła  był Mercato Trionfale, znacie słabość mła do rynków. Hym... mła fociła głównie rynkowo, za nic mając wysokie kamienice na Via Ottaviano czy urocze schody prowadzące do Musei Vaticani. Mła lepiej od razu przejdzie do  uroków Watykanu.




Watykan to przede wszystkim wprost przerażająca pięknem Bazylika Świętego Piotra, a właściwie to cały zespół wraz z placem przed bazyliką i kolumnadą Berniniego. Tak,  to  jest piękno przerażające, wynikające jak to zazwyczaj w Rzymie ma miejsce, z przeskalowania. Szczerze pisząc  na mła większe wrażenie wywiera bazylika widziana z zewnątrz niż jej interior. Monumentalne piękno w  odcieniach beżo - szarościo- bieli bardziej działa na mła niż ociekające złotem  i lśniące od wypolerowanych marmurów wnętrze. Mła docenia skalę, doświetlenie, harmonię barw, nagromadzenie zabytków itd. ale z pięknem zewnętrznym tego obiektu jego wnętrzu  zdaniem mła  nie ma się co mierzyć.  Mam nadzieję że na moim zdjęciu widać  że  bazylika leży na wzniesieniu a plac opada w stronę  Tybru ( zdjęcia  telewizyjne jakoś tak wypłaszczają obraz i wydaje się że to wszystko takie,  Panie tego, równiutkie ). Za bazyliką ogrody, które mła chciała zwiedzać w kwietniu tego roku,  niestety nasz minister zdrowia wówczas wypłaszczał to czego wypłaszczać wcale nie trzeba było. A i Włosi  zidiocieli i mła się obeszła smakiem. Takie widoczki jak te powyżej to chyba każden turysta foci, taki obowiązkowy fotnik z Watykanu ( mła i tak jest słabo  łobowiązkowa, tego okna  nie sfociła - zresztą mła w Rzymie nie widziała papieża, hym... nawet się nie starała zobaczyć bo co innego jej myśli zaprzątało ).



Po wydostaniu się z z części placu św. Piotra zamkniętej owalem  Kolumnady Berniniego jakoś tak naturalnie ludziska spływają w stronę miasta jedną z najsłynniejszych ulic świata - Via della Conciliazione. To stosunkowo młoda ulica jak na Rzym, bo jej ostateczny kształt nadano po podpisaniu Traktatów Laterańskich ( przebudowa trwała od 1936 roku do 1950 roku ). Hym... jest tak  bardzo w stylu ery Mussoliniego, szeroka, prosta, w sam raz na paradę, choć uzbrojona  w  chodniki na których można w deszczowy dzień wychlastać sobie zęby. Przed przebudową to 500 metrów dzielące Plac św. Piotra od Zamku Świętego Anioła wyglądało zupełnie inaczej. Od ostatniej dużej przebudowy rione Borgo w XV wieku, miejsce którym biegnie dzisiejsza Via della Conciliazione, przez prawie 500 lat pozostawało zabudowane. Papieże cóś tam usiłowali kombinować  ale koszty wyburzenia połowy dzielnicy były zastraszające i na usiłowaniach papieskich się kończyło. Ostateczny sprawę załatwiło zjednoczenie Włoch w XIX wieku, Rzym został stolicą państwa i zaczęła się przepychanka polityczna która skończyła się za czasów Mussoliniego podpisaniem Traktatów Laterańskich, regulujących status i  posiadanie Kościoła katolickiego w Rzymie. Znaczy impuls do budowy drogi miał przede wszystkim charakter polityczny, trza się było  pokazać   a właściwie pokazać komuś. Mussolini zwrócił się do swoich ulubionych architektów, Marcella Piacentiniego i Attilio Spaccarelliego,  no i mamy Via della Conciliazione. Hitler zazdraszczał!

Z owej sławnej ulicy trafiamy pod jeden z najbardziej znanych zabytków Rzymu, Zamek Świętego Anioła. Nie jest celem tego wpisu dokładne przedstawienie  tej budowli. Mła zatem tylko nadmieni że Castel Sant’Angelo to tak naprawdę jest starożytnym Mauzoleum Hadriana. Budowę owego przybytku zakończono w 139 roku, przez ponad sto lat pełnił funkcję grobowca cesarzy rzymskich. Pochowano tu Hadriana i jego żonę Sabinę, Antonina Piusa z żoną Faustyną Starszą, Lucjusza Aeliusza, Lucjusza Werusa, Marka Aureliusza, Septymiusza Sewera, Julię Domnę, Getę i Karakallę. Z czasem życie wymusiło inszą koncepcję użytkowania budowli, włączono ją w system murów obronnych i zmieniła się  w twierdzę. Pod koniec VI wieku papież Grzegorz I Wielki przemianował budowlę na Zamek św. Anioła, aby upamiętnić ukazanie się podczas zarazy anioła chowającego miecz na znak końca epidemii. W 608 roku papież Bonifacy IV na szczycie budynku wzniósł kaplicę Świętego Anioła w Niebie. Różne rzeczy jeszcze do tej budowli dodawano, przebudowywano ale ciągle jest to starożytna konstrukcja.  Cóś jak piramidy Azteków z katolickimi  kościołami na szczytach.





Koło Zamku Świętego Anioła przez Tybr przerzucony został most zwany dziś Ponte San Angelo, kiedyś to był Pons Aelius, tak cóś kole 134 roku. Tak, tak, mostek jest starawy. Co prawda przebudowano go w 1892 roku ale trzy środkowe przęsła pamiętają czasy Hadriana. Wielu turystów sądzi że most jest młodszy a to za sprawą figur aniołów dłuta Berniniego i jego współpracowników, które ustawiono na moście na polecenie papieża Klemensa IX w XVII wieku.  Pod mostem przepływa  Tybr który nie ma w sobie nic  z majestatycznej  dużej rzeki. Nie wiem czy to bliskie kontakty z Cloaca Maxima czy insze okoliczności ( cembrowinka straszliwa zbudowana  pod koniec XIX wieku )  sprawiły że rzymski odcinek  Tybru nie robi na mła, mieszkance nadwiślańskiej  krainy,  specjalnego wrażenia. Ot, rzeczka  taka, z tych szerszych, trochę jak kanał w Cambridge do którego wpychają się wzajemnie studenci z okazji dnia urodzin królowej. No mła  wie że do tej rzeki wrzucono trupa Cezara Borgii a i różne sławne prochy spływały jej wodami ( najczęściej za karę ), jednakże w tej toczącej dość leniwie wody rzeczce trudno mła się było dopatrzyć powiernika złowrogich tajemnic czy  narzędzia sprawiedliwości. Duchy z burzliwej rzymskiej historii nie unoszą się nad  wodami, pewnie nie śmiałyby startować ze straszeniem do podmostowej społeczności. Podmostowiaki by pogoniły!







Kiedy przekroczymy  most i znajdziemy się na drugim  brzegu Tybru to jesteśmy w "prawdziwym" Rzymie. Wkraczamy w starożytne rejony miasta ( żadne  tam podmiejskie rekreacje jakie kiedyś znajdowały się w Watykanie,  jesteśmy po wielkomiejskiej stronie Tybru ). O ile teraz zboczysz z utartego szlaku trafisz w niesamowite miejsca w których nie ma zatrzęsienia turystów. Znaczy zamiast na Piazza Navona można dojść do Via Giulia, jednej z najciekawszych rzymskich ulic. Kiedyś obszar zwany Campus Martius wraz z nastaniem średniowiecza rozwinął się w jedną z najgęściej zaludnionych dzielnic Rzymu. Komunikacyjnie to był jeden wielki chaos więc pod koniec średniowiecza zaczęto poważnie myśleć o przebudowie dzielnicy. Juliusz II stwierdził że o ile Rzym ma dobrze funkcjonować jako centrum chrześcijaństwa ( pielgrzymki ) konieczne jest nałożenie regularnej sieci drogowej ze środkiem ciężkości nadanym przez rzekę na nieuporządkowany zestaw budynków, jakim był średniowieczny Rzym. Ten środek ciężkości koło Tybru to dlatego że papież skłócony z rzymskimi rodami kombinował jakby tu centrum Rzymu przenieść z okolic Kapitolu bliżej Watykanu. Około 1508 roku Donato Bramante na zlecenie papieża rozpoczął wywłaszczenia i związane z nimi wyburzenia ( w Rzymie nadano mu przydomek Mastro ruinante ). Po śmierci Juliusza II w 1511 roku budowę nowej ulicy kontynuował jego następca, papież Leon X de' Medici. Szczególny nacisk położył na rozwój w północnej części drogi,  między niedokończonymi ruinami Palazzo dei Tribunali a dzielnicą bankową. Po prostu papież z florenckiego rodu chciał tam osadzić florenckich kupców coby w razie czego mieć własne stronnictwo. Zresztą florentczycy to nie jedyna kolonia pochodzących z innych włoskich miast mieszkańców, okolice zamieszkiwali sieneńczycy, neapolitańczycy czy mieszkańcy Bolonii. Ba, były nawet kolonie angielskie czy szwedzkie. Wszystkie one miały ambicje posiadać własne "narodowe" kościoły. Stąd mnóstwo kościołów w rione Regola i rione Ponte. Na tym obszarze działali wówczas artyści tej miary co  jak Rafael Santi i Antonio da Sangallo Młodszy, kupowali działki lub budowali imponujące pałace. Działo się, jednym słowem a właściwie dwoma.



W XVII wieku Via Giulia to był jeden z najbardziej  prestiżowych adresów w Rzymie. Promenada, miejsce urządzania  procesji, festynów i inszych uciech ( czasem nawet zalewano ulicę coby efektowniej było ) . Mnóstwo  palazzo: Farnese, Falconieri, Cisterna, Ricci, Varese, Doanarelli, Sacchetti, Medici Clarelli. Z kościołów na mła największe wrażenie zrobił kościół San Giovanni dei Fiorentini. W 1519 r. "naród" florentyńczyków otrzymał od Leona X przywilej budowy kościoła parafialnego pod wezwaniem  San Giovanniego Battisty . Kościół ten stoi na północnym krańcu Via Giulia, w tzw. dzielnicy florenckiej. Kościół swoją wielkością odzwierciedla wpływy rodziny Medici, która kiedyś była właścicielem budynku tuż obok kościoła. Uwierzcie mła, to były wpływy potężne, kościół jest olbrzymi! Budowa kościoła, największego i najważniejszego na Via Giulia, została rozpoczęta początku XVI wieku, trwała ponad 200 lat. Niestety od połowy XVIII wieku ulica zaczęła podupadać, jej charakter zmienił się. Zaczęło się tu osiedlać sporo rzemieślników a bardziej majętni mieszkańcy odpływali w lepsiejsze rejony miasta.  Nic  nowego, gentryfikacja z tradycją. Dziś ulica odżywa, restauracja budynków z okazji 500 lecia ulicy spowodowała  że znów adres Via Giulia dobrze wygląda.


11 komentarzy:

  1. O Borze Zielony, jakie fotografie!! Fotografię, nie cykanki. Jakieś takie miłe i nie obraziłabym się za taki widoczek w formie pocztówki, a dwa chętnie powiesiłabym na ścianie w formie obrazka. Ten z życiem toczącym się pod przęsłem mostu to na pewno. Zazdroszczę.

    I dobrze, nawet bardzo dobrze że piszesz o Rzymie. Sama byłam tam bardzo, bardzo dawno jako szczeniak bezlitośnie przeganiany przez przewodniczkę dragona - baardzo energiczną zakonnicę w spódniczce za kolanko. Różne widoczki z tego pobytu walają mi się po pamięci, ale w pamięć wbił mi się na stałe filmik krótkometrażowy z kotem na aksamitnej podusi, lśniącym i zadowolonym. Cała w skowronkach podbiegłam by pogłaskać śliczność i dostałam z liścia zawiniętą w pięść łapką. Czyżby to był kot kardynała Rattingera? Blisko budynku straży Szwajcarskiej to było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hym... ja nie jestem dobrą focistką, jedyne co potrafię jako tako zrobić to kadrować ( jako tako bo nie zawsze mła się udaje ). Technicznie to w ogóle tralala, ale to nie jest kwestia sprzętu tylko ten problem który kiedyś jeden mój znajomy tak ładnie ujął w rymowankę - "Nie pomoże sprzętu kupa gdy fotograf dupa.". Most na fotkach jest właściwie jeden - Ponte Vittorio Emanuele II, nowizna oddana do użytku w 1911 roku, taka budowla z cyklu "coby papież sobie nie myślał".
      Co do przewodników pielgrzymek, bo siostra "za kolanko" sugeruje mła że to była pielgrzymka. Nie dziw się dragoństwu, mła zna opowiastki osoby która pilotowała pielgrzymki. Po tych opowieściach doszła do wniosku że przewodnik powinien nie tyle być wyposażony w parasól czy tam inszy kyjek z lisim ogonkiem ale w bat elektryczny. Dziś na szczęście wszystkich pielgrzymujących oznaczają co i tak nie zapobiega zaginięciom ludzi nieznających żadnego języka poza rodzimym, często starszych i często takich dla których jest to pierwsza daleka podróż. Mła widziała taką pielgrzymkę w samolocie, tresura się już tam odbywała bo zdaje się że byli z małej miejscowości i przewodnik miał stracha. Ci przewodnicy na miejscu to głównie uprawiają bieg po Watykanie, to jest ciągły przerób, grupa za grupą - nie ma to nic wspólnego z normalnym zwiedzaniem bo to przeca pielgrzymkowanie.
      Co do kociątka w aksamitach - a czegóż Ty się spodziewałaś bo obiekcie sakralnym? Ty do Jej albo Jego Boskości z profańskim głaskaniem, bez czołobitności, propozycji ofiarnych ( choć odrobinkę suchego ) i ciamkań wstępnych? Do kota watykańskiego?!;-)

      Usuń
    2. Nie, to nie była żadna pielgrzymka. To był pseudoharceski trzytygodniowy pobyt we Włoszech w roku 80. Dla dzieci VIP-ów, na który fuksem i w ostatniej chwili wepchnęła mnie Mama. Stałym obozowiskiem była przestara i przeurocza willa pod Bolonią dzielona z takimż samym pseudoobozem z NRD. Jako "opiekun" było kilka niespodziewanej, wpisała się np. Pani Halina Gryglaszewska. Objazdowe to było częściowo, stąd Rzym, Ferrara, Wenecja, Orvieto, Rawenna. Na Rzym był jeden dzień spędzony w charakterze zwierzyny pędzonej nagonką po Watykanie i reszcie.

      Usuń
    3. No to są wyrazy współczucia za ten Rzym, natomiast willa pod Bolonią wygląda mi kusząco. Tak w ogóle to mła uważa że wycieczki jednodniowe do Rzymu czy Wenecji powinny być zakazane z mocy prawa - nic tak naprawdę człowiek nie zobaczy a tłum się robi. :-/

      Usuń
    4. Nie zgodzę się tutaj. Tak, byłam w Rzymie kawałkiem turystycznego tłumu. Ale w pamięci mam wyryte obrazki bezcenne dla mnie. Jak niezwykła jest Michało Aniołowa Pieta - żadna na świecie fotografia nie odda tego pełnego czułości żalu, trzeba zobaczyć naocznie i już. Jakimś fuksem trafiło nam się, że dragon-zakonnica zapędziła nas do właściwie pustej sali z Sądem Ostatecznym, świeżo oczyszczonym, i to też mam wyryte w pamięć. Fontanna do Treści, schody Hiszpańskie na których teraz nie wolno siadać, zakonnik tak podobny do brązowego żuka, że ludzką twarz miał przez niedopatrzenie. I jeszcze kilkadziesiąt innych obrazków, a nie było by ich bez tej jednodniówki.

      Usuń
    5. Wrrrr. Fontanna di Trevi. Chamydlo. W zapisywaniu zmienia.

      Usuń
    6. Fonatanna di Treści mła się podobie, chamydłu się udało bo to jest fontanna treściwa. ;-D Ten tłum turystyczny z początku lat 80 to prycho absolutne w porównaniu z tłumem epoki bookingu, Włosi z turystów żyją a Rzym żyje z nich od niepamiętnych czasów, więc skoro w Rzymie wprowadzajo obostrzenia ( przed covidem wprowadzali ) to znaczy że było bardzo źle bo rzymianie nie barcelończycy. Jednodniowi turyści zorganizowani to nie jest najgorsze co się dzieje, jednodniowe czy weekendowe wycieczki były i jakoś nikt nie narzekał a Rzym choć widziany na chybcika robił wrażenie i jak sama wiesz zapisywał się trwale w pamięci ( mła uparcie twierdzi że absolutne minimum to dwa dni z hakiem ). Niestety nastała era weekendowych obsiadywaczy i to jest groza. Nie dopchasz się do Fontanny Treściwej bo wokół niej godzinami zasiadają ludzie ( niektórzy spędzają tak cały dzień ). Jeszcze w zeszłym roku nie mogłabyś przejść po Schodach Hiszpańskich nie tratując zasiadających całodniowo a często i całonocnie turystów. Ci ludzie nie oglądają Rzymu, oni przyjechali aby w nim być. Jednodniowa wycieczka po głównych atrakcjach to jest przy tym zaawansowane podróżnictwo. Tacy obsiadający turyści stanowią problem bo korkują miasto, mało z nich przychodu i jeszcze śmiecą na potęgę i wydłubują te starożytności, w Rzymie na turystów otwartym od dawna kombinują jak to ukrócić i coraz głośniej o tym że indywidualny najem to na więcej niż dobę ( hoteli ma to nie dotyczyć ) bo zauważono jakąś korelacje pomiędzy krótkim wynajmem a obsiadywaniem. W latach 80 w mieście były pory dnia w których ruch turystyczny zamierał, teraz ich nie ma. :-/

      Usuń
  2. Nie bywszy i nie będziewszy, zatem oglądam chętnie i wyczytuję mądrosci, bo taka bezpośrednia relacja to nie to co by się w mundrych ksiązkach czy przewodniksch wyczytało.Zdjęcia cudnej urody i też po Romance powtorzę, nadsja się na łobrazki w zscnych ramkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zapieraj się że nie będziewszy bo to nigdy nie wiadomo, he, he, he. Tym bardziej że jakby przerzedziło się turystycznie ( jedyna z nielicznych dobrych rzeczy covidopochodnych że masowiznę ucięło ). ;-) Co Wy z tymi obrazkami?! :-O

      Usuń
  3. Nie zapieram sie, po prostu wiem😁

    No lubimy obrazki a Ty masz talenta w prezentowaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na całe szczęście jesteśmy ponoć igraszką losu, he,he, he ( "...ta karczma "Rzym się nazywa" - jak pisał wieszcz ). ;-) Hym... wystawiennictwo znaczy z tymi łobrazkami. Może i racja. :-)

      Usuń