poniedziałek, 2 sierpnia 2021

Katedra w Sandomierzu - w krainie okrucieństw

Jak wiecie mła ma lekką dewiację katedralną, kiedy gdzieś  jest na wyjazdach to ją po  najważniejszych świątyniach rzuca. Może to przez te lekcje religii w salkach przykościelnych, które mła pobierała skuszona wizją białej, pierwszokomunijnej  sukienki książniczkowej? Zapadł we mła głęboko katolicyzm, choć mła  mocno niedowierzająca to nie da się ukryć że z niej  katoliczka  kulturowa. No, może mniej katolicka niż typowi katolicy kulturowi, ale to  już kwestia kundlizmu mła i tych przodków różne wiary wyznających.  Hym... choć z drugiej strony jako praprawnuczka  księdza to mła jest chyba   bardziej katolicka  niż reszta katolików, wszak praszczur poświęcony był, poślubiony i wogle i mła jakby trochę krewna Najwyższego. Nieważne przodek czy sukienka,  mła podreptała w Sandomierzu do katedry, tym bardziej że w katedrze miłych chłodek starych murów a na zewnątrz upał okrutny panował. Katedra w Sandomierzu znana, choć sława to  nieco kontrowersyjna. No dobra, zaczniemy jednak  od początku. Pierwsza wzmianka  o świątyni pochodzi z roku 1148, dotyczy fundacji Bolesława Krzywoustego ( choć około roku 1120 pojawia się już wzmianka o kościele w bulli papieża   Eugeniusza III ). W roku 1191  Kazimierz Sprawiedliwy nadał kościołowi prawa kolegiaty, której  pierwszym prepozytem  został Wincenty Kadłubek, kustoszem natomiast Czesław Odrowąż. Kościół  został wówczas "poważną" świątynią, na tyle  że ponad sto lat później, w roku 1303 kolegiata była jednym z kościołów ograbionych podczas małopolskiej wojny domowej. Rabunku dokonano z  podpuszczenia biskupa Jana Muskaty, stronnika czeskiego władcy z rodu Przemyślidów na tronie polskim i zażartego przeciwnika Władysława  Łokietka.  Biskup był z tych ostrych, nie dość  że na mszach wysiedzieć nie mógł bo nudy  nie cierpiał,  nie dość  że żył w cinżkim  grzechu z niejaką Gerussą,  to jeszcze twierdził że najlepszym "kluczem św.  Piotra" do otwierania kościelnych wrót jest topór. Taa... a dziś tylko narzekania na biskupie  krycie przestępstw seksualnych i machloje finansowe. Drzewiej było bardziej krwawo. Za syna Władysława  Łokietka, Kazimierza III, nazwanego Wielkim,  w Małopolsce zbudowano lub rozbudowano sporo kościołów. Powstały  jako ekspiacja ( czyli żal i zmazanie winy ) za utopienie w 1349 roku, z polecenia króla, wikariusza krakowskiego Marcina Baryczki. Poszło o kasę, król nałożył na dobra biskupa ( mocodawcy  Baryczki ) obowiązek świadczeń na rzecz państwa. Biskup się zapultał i przypomniał sobie że król zawarł nowe małżeństwo zanim doszło do anulowania poprzedniego, no i tak jakoś poszło że Marcin Baryczka czy to za krytykę króla  czy za niewinność  ciemną nocą został utopiony. Wybudowanie wielu kościołów nastąpiło w zamian za zdjęcie w 1350 roku przez papieża nałożonej na króla klątwy, którą biskupowi krakowskiemu udało się załatwić.

Przyjmuje  się że w roku  1360 rozpoczęto budowę gotyckiej kolegiaty w Sandomierzu,  co oznaczało dobudowanie gotyckiej trójnawowej hali. W ten sposób stary, wczesnogotycki kościół stał się prezbiterium nowo powstałej ceglanej budowli ozdobionej detalami z białego kamienia. Wykonano ostrołukowy otwór w ścianie zachodniej, który połączył przestrzeń dzisiejszego prezbiterium z częścią nawową. Przypuszcza się że ciosów z rozebranej ściany użyto do budowy filarów dźwigających sklepienie głównego korpusu świątyni ( dla architektonicznie nieobeznanych - ciężkie kamienne sklepienia wywierają nacisk zarówno w dół jak i na boki, z tego  względu  ściany wzmacniano dodatkowo widocznymi z zewnątrz skarpami ). Świątynia sandomierska jest budowlą halową  ( wysokość naw jest jednakowa ) zrealizowaną na planie bazyliki, który wyróżnia podział wzdłużny na trzy trakty różnej szerokości: środkowy (nawa główna) – szerszy oraz boczne – węższe. Po osobnych dachach naw, maswerkach i inszych gotyckościach  mało co zostało. Dzięki notatce sporządzonej na karcie czternastowiecznego mszału, dowiadujemy się o konsekracji kolegiaty przez biskupa krakowskiego Jana Radlicę w 1382 roku. Znaczy że   świątynia musiała być w tym czasie ukończona. Jednakże dobudowano  poligonalnie zamkniętą absydę co  musiało nastąpić przed rokiem  1426.  Skąd  znamy tę datę?  Z powodu królewskiego ślubu - Władysław Jagiełło  po raz pierwszy przekroczył próg sandomierskiej kolegiaty zdążając do Krakowa na swój ślub. Z jego fundacji około 1423 roku powstały w prezbiterium wspaniałe freski namalowane w kanonie sztuki bizantyjskiej. Freski trza było na czymś namalować, nieprawdaż?  Z dziejami kolegiaty związana jest postać kardynała Zbigniewa Oleśnickiego, będącego wychowankiem szkoły kolegiackiej, scholastyka sandomierskiego i sekretarza królewskiego. Gdzieś  tak w połowie XV wieku od strony południowej prezbiterium dobudowano kaplicę mansjonarzy z zakrystią, zaś od strony północnej rozbudowano zakrystię o pierwotny kapitularz. Na tych działaniach zakończył się średniowieczny okres budowy kolegiaty. Do połowy XVII wieku   kościół zachował gotycki wygląd.   Rok 1656 gdy w Sandomierzu pojawili się Szwedzi był tragicznym  dla miasta. Nieszczęście nie ominęło i kolegiaty. Podczas wycofywania wojsk Karola Gustawa wysadzono  w powietrze zamek królewski. Wzniecone wybuchem pożary uszkodziły  blisko usytuowaną kolegiatę. Pożar zniszczył dach , szczyty zachodnie i znaczną część sklepienia prezbiterium.

Na szczęście ogień nie strawił wnętrza kolegiaty. Mimo że z kasą było krucho bo Sandomierz leżał i kwiczał po najeździe szwedzkim, postanowiono szybko naprawić szkody.  Przy okazji zmieniono  konstrukcję dachu na dwuspadową.  Naprawiono posadzkę i okna,  jednakże nie odnowiono malowideł. W latach 1670-1674 przebudowano fasadę zachodnią, dobudowano kruchtę z kolumnowym barokowym portalem i wzniesiono pilastrowy szczyt z niskimi wieżyczkami. Znaczy zbarokizowano  budynek. W roku 1712 zmieniono pokrycie dachu na miedziane. W  ciągu XVIII wieku dobarokizowano  ją że ho, ho ale prace dotyczyły  przede wszystkim wnętrza kolegiaty i nadawały jej jednorodny wystrój.  Z tych czasów pochodzi  posadzka, nowy ołtarz główny, ołtarze boczne, ściany naw otrzymały boazerię z okrutniastymi obrazami, postawiono nowe konfesjonały, zmieniono wystrój wnętrza kaplicy mansjonarskiej. Znaczenie kolegiaty wzrosło przez erygowanie sufraganii w 1787 roku ( w 1717 roku przeniesiono parafię z kościoła jezuickiego św. Piotra do kolegiaty ).  Pomimo, iż remont kolegiaty wymagał dużych wydatków ze strony kapituły, pieniążki jakoś  się znajdowały.  Zresztą nie tylko na remonty, członkowie kapituły w 1769 roku złożyli datek na rzecz Konfederacji Barskiej, w 1794 roku po ogłoszeniu przez Tadeusza Kościuszkę "Uniwersału" w Połańcu,  kapituła przekazała kosztowności kolegiackie, a wśród nich złote kielichy i srebrne antependium ołtarzowe, mimo tego że  Kościuszko to mało kościelny  był.  W czasie wojen napoleońskich kolegiata znów  miała pecha,  działania wojenne prowadzone w 1809 roku częściowo uszkodziły kolegiatę. W roku 1818 kolegiatę Najświętszej Maryi Panny bullą Piusa VII, podniesiono do godności katedry, zaś kapituła kolegiacka została przekształcona w katedralną.  Po tym awansie zrobiono  w tzw. dobrej  wierze rzecz paskudną  - w 1828 roku postanowiono otynkować budynek.  Gotycka ceglana świątynia w bielutkim tynku - koszmarek. Dopiero  w latach osiemdziesiątych XIX wieku przywrócono dawny wygląd i wyzwolono gotycką cegłę spod  tynku. W tym  czasie barokowe kruchty od północy i południa, jak również dawna zakrystia mansjonarska, zostały ozdobione neogotyckim kamiennym detalem a na  dachu wystawiono neogotycką sygnaturkę. Taa...  teraz było dla odmiany "prawdziwie gotycko". Dalsze prace restauracyjne dotyczyły wnętrza katedry   ale na szczęście nie zmieniono  układu przestrzennego, ani  kształtu jej bryły.

W 1913 roku po raz pierwszy zdecydowano się odsłonić  część "bizantyjskich malowideł" w prezbiterium. Trwające prace nad drugim przęsłem przerwała I wojna światowa. Dopiero w latach 1932-1934 odsłonięto całość wczesno XV wiecznych polichromii.  W 1980 roku dokonano przebudowy chóru. Wymienione zostały drewniane belki na stalowe ( dziś  to by  raczej nie uszło ), a chór poszerzono. Z kolei W 1983 roku dokonano restauracji podziemia katedry, gdzie pochowani są biskupi sandomierscy i urządzono tam kaplicę Błogosławionych Męczenników Sandomierskich. W roku 1960 papież Jan XXIII wyniósł świątynię do godności bazyliki mniejszej  Jak już mła wspomniała w  XVIII wieku ściany naw bocznych obudowane  boazerią z obrazami.  W latach  1708–1737 Karol de Prevot, taki sobie prowicjonalny malarzyna, stworzył cykl nazwany „Martyrologium Romanum", w którym przedstawił wszelkie pastwienie się nad  katolikami dokonane przez innowierców. Hym... drastycznie i wiernie, z ludowym wdziękiem i niemal  tabloidowa zajadłością. Namalowano rzeź mieszkańców Sandomierza przez Tatarów, wysłanie do nieba błogosławionych mnichów, paskudność  w wykonaniu Szwedów i tzw. "Mord rytualny" czyli  żydowską nikczemność  na dziecięciu.   No i z tym ostatnim obrazem jest problem bo o ile  przedstawianie rzezi ludności Sandomierza przez Tatarów czy wyrąbanie zamku w powietrze przez Szwedów co zaskutkowało śmiercią  wielu sandomierzan to fakty historyczne,  o tyle zabójstwo dwuletniej Małgorzaty w celu pozyskania krwi przez ludzi mających religijne zakazy z nią związane to już cinżkie zmyślenie. Choć proces Aleksandra Berka był jak najbardziej  rzeczywisty. No tak to jest z tymi obrazami antyżydowskim  po czasach  Holocaustu  że cóś jakby wstyd je wystawiać. A motywy antyżdowskie były w malarstwie religijnym dość popularne, choćby słynna "Leggenda dell'Ostia profanata",  którą namalował Paolo Ucello. Jeżeli takie rzeczy malował twórca pierwszoligowy, że tak to określę, to ile takich obrazków namalowali twórcy tej  klasy co Karol de Prevot? Strach się bać. Motyw profanowania hostii krwią niewinnego dziecięcia wywodzi się z końcówki antyku, w Syrii w 415 roku w wyniku oskarżeń o mord rytualny wybuchła fala rozruchów która doprowadziła do spalenia lub konfiskaty wielu synagog, konfiskaty majątków Żydów oraz przymusowej ich konwersji na chrześcijaństwo pod groźbą wypędzenia.

Pierwsze średniowieczne udokumentowane oskarżenie Żydów europejskich o mord rytualny miało miejsce w 1144 roku w Norwich, w  kochanej starej Anglii. Czeladnik, ponoć ofiara morderstwa,  został przez lokalnego biskupa ogłoszony świętym jako święty William, lecz kult tego świętego bez aprobującego stempelka wyższej hierarchii pozostał lokalny i po pewnym czasie wygasł.  To nie był koniec zabaw  w "niewinną, świętą krew". Jeden z najbardziej niesławnych epizodów miał miejsce w mieście Lincoln, gdzie w roku 1255 za śmierć ośmioletniego chłopca o imieniu Hugh obwiniono miejscowych Żydów, aresztowano ponad dziewięćdziesiąt  osób z  których  osiemnaście skazano na śmierć. Później "Mały św. Hugh" zaczął być uważany za męczennika ( choć oficjalnej  kanonizacji  nie było ) a wokół jego pamięci rozwinął się kult, w tym popularna osiemnastowieczna ballada ludowa, która jest nadal znana w świecie anglosaskim. Ironią losu wydaje się fakt że zanim chrześcijanie zaczęli oskarżać Żydów o mordy rytualne, sami byli o nie oskarżani. Taa... "Chrześcijanie dla  lwów, Lwów dla chrześcijan!". Kiedy fala oskarżeń na zachodzie Europy zaczęła zanikać u nas dopiero wzbierała. XVI  i XVII wiek to był  w Rzeczypospolitej czas powszechnych oskarżeń o wykrwawianie niewiniątek w celu profanowania  hostii, do tego stopnia że w 1576 roku król Stefan Batory zakazał wnoszenia bezpodstawnych oskarżeń o mord rytualny  pod karą śmierci.  Czujecie bluesa? Skala zjawiska musiała się zrobić zbyt duża skoro władca dbały o interes ekonomiczny państwa postanowił karać  na gardle bajania o niewinnej krwi.  Nawiasem pisząc  Żydzi dlatego tak chętnie osiedlali się w średniowiecznej  Polsce gdyż  Statut Kaliski z 1264 roku nie tylko  skodyfikował dobroczynny zbiór praw dla Żydów dzięki którym mogli jakoś tu  funkcjonować w ramach prawa, ale zawarty w nim też został  zakaz oskarżeń o zniesławienie krwi. Naprawdę nieźle się musiało  od tego czasu pofyrtać skoro król tak ostro interweniował.


Jaka była postawa Kościoła wobec mitu  niewinnej krwi? Różna, generalnie przypominano sobie od czasu do czasu że w celach  politycznych dobrze jest wskazać słabego wroga, któremu można  dokopać w celu rozładowania napięć. Zdarzali się papieże tacy jak Innocenty IV i Grzegorz X, czy niektórzy papieże XIII wieczni, którzy przeciwstawiali się  trwaniu  mitu, jednakże nie  należy mieć tu złudzeń  że  była to postawa powszechna. Nie była, lokalni biskupi lubili temat profanacji  hostii krwią niewinną.  Co gorsza część  papieży też, Sykstus V w 1588 roku  kanonizował Szymona Trydenckiego, dwuletniego chłopca, który został rytualnie zamordowany przez Żydów sto lat wcześniej ( dopiero Paweł VI w 1965 roku usunął go z grona świętych ) a Benedykt XIV  w niby oświeconym wieku XVIII, w roku 1755 nie tylko zaaprobował kult Andreasa z Rinn ale też stwierdził że Andreas  i Szymon zostali "zamordowani w najokrutniejszy sposób… przez Żydów z nienawiści do wiary chrześcijańskiej". Ta postawa robi się nieco bardziej zrozumiała gdy popatrzy się z czym walczyli obaj papieże - jeden z rozlewającym  się po Europie ruchem reformacyjnym, drugi bezskutecznie walczył z ruchem oświeceniowym. Obaj usiłowali zawrócić Wisłę kijem  a zwycięstwo nad słabą mniejszością było jedynym jakie ich Kościół mógł odnieść ( nieco później KK musiał przełknąć  gorzką  pigułkę w postaci ruchy komunistycznego, który  usiłował zakląć przy pomocy  hasła  żydokomuny nie spodziewając się że rozwali go coś  zupełnie innego, co zresztą  KK uparcie hodował jak Hamerykanie talibów ).

Sandomierz nie różnił się zbytnio w kwestiach żydowskich  od inszych miast Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Żydzi mieszkali w nim obok a nie z i w razie problemów stanowili zbiorowego "chłopca do bicia". No a problemy były. W XVII wieku miasto upadało i co gorsza pojawili się w nim najeźdźcy. Żydzi byli tradycyjnie między młotem i kowadłem, podobnie jak w czasie wojen kozackich obrywali od dwóch stron konfliktu.  Do dziś  historycy zastanawiają się kto wymordował więcej   żydowskich ofiar  - Szwedzi zdobywający czy Polacy odbijający miasto? W  tym powszechnym  "Bić  Żyda!" nie dziwi  historia która zdarzyła się czterdzieści lat i parę wypraw wojennych Rzeczypospolitej później. Tym razem nie było  mowy o profanowaniu hostii tylko o wykorzystywaniu  krwi na macę paschalną  ( znaczy gdzieś dzwoniło tylko nie  w tym kościele, albo prawo o hostii trza było obejść albo ludziom żyjącym  blisko Żydów maca czyli pieczywo bez kwachu słusznie kojarzyło się z Sederem i ostatnią wieczerzą ). W kwietniu roku 1698 w kostnicy kościelnej w Sandomierzu  złożono zwłoki dwuletniej Małgorzaty. Jej matka, wezwana do wyjaśnienia śmierci dziecka, zeznała  że dziewczynka zmarła z powodu choroby. Jej wyjaśnienia zostały zaakceptowane przez sąd, który wymierzył łagodną karę za niezapewnienie prawidłowego pochowania ciała dziecka. No i tu się zaczyna coś  dziwnego dziać. Biskup krakowski odrzucił ten wyrok i wszczęto śledztwo. Torturowana matka zmarłej dziewczynki stwierdziła że ​​we wtorek przed Niedzielą Miłosierdzia Bożego oddała zwłoki Małgorzaty Żydowi Aleksandrowi Berkowi. Zaznaczam że zwłoki a nie żywe dziecko. Jednakże  Berek twierdził że o żadnych  zwłokach nic  nie wie a w ogóle to go nie było w Sandomierzu na co ma świadków i to wcale nie  Żydów  tylko bogobojnych  chrześcijan.  Po kolejnych torturach matce dziecka  przypomniało się że to nie był wtorek tylko czwartek a w ogóle to dziecko jeszcze żyło. Trybunał Koronny w pobliskim Lublinie, do którego sprawa została przeniesiona, wpadł na  genialne rozwiązanie żeby  niespójności w zeznaniach jakoś wyjaśnić - zastosowano  więcej tortur. Matka pozostała przy wersji  czwartku i żywej dziewuszki  a Berek ni cholery nie chciał się przyznać, mimo okrutnych tortur.


W dodatku  Berek zaczął się upierać że Żydzi nie mogą wykorzystywać krwi dzieci do celów rytualnych bo religia im zabrania a mord rytualny w celu dodania krwi chrześcijańskiego niemowlęcia do macy wypiekanej na Paschę jest w ogóle  nie  do pomyślenia  bo przeca  Żydzi wykrwawiają zwierzęta  coby koszerne były.  Hym... sędziowie  wiedzieli swoje, cóś tam Żydzi z krwią robią inaczej ale wiadomo "żmijowe plemię", znaczy kłamią.  Skończyło się jak się skończyć  musiało -  matka Małgorzaty jak i Aleksander  Berek zostali uznani za winnych i skazani na śmierć,  przy czym głowę  Berka nadzianą  na pal i części  poćwiartowanego ciała  powieszono w miejscu   publicznym  ku przestrodze.  Żeby  było jasne, Berek nie był pierwszym sandomierskim Żydem, który padł ofiarą  zarzutów o wykorzystywanie  niewinnej  krwi i nie był ostatnim - dwanaście lat później, kiedy odkryto ciało innego dziecka, Jerzego Krasnowskiego, o jego śmierć obarczono winą miejscowego rabina. Za rzekomy udział stracono trzech Żydów, a wielu innych, w tym rabina, zamęczono podczas śledztwa. Jak pisałam wcześniej, Sandomierz nie był miastem wyjątkowym, takie rzeczy działy się w całej  Polsce i działy się za sprawą katolickiego kleru. Nie chce być inaczej, źródła tak pieczołowicie przez Kościół gromadzone świadczą  teraz o nim jak najgorzej.  W XVIII wieku spośród opublikowanych w Polsce  antysemickich traktatów odnoszących się do rzekomych  żydowskich mordów rytualnych, większość była dziełem duchowieństwa rzymskokatolickiego.  W roku 1758 Żydzi mieli tak dosyć katolickiej miłości bliźniego w  wykonaniu duchownych polskich że  skierowano petycję do papieża, prosząc o ochronę przed "nękaniami, więzieniami, wymuszeniami, mękami i śmiercią", z jakimi spotykali się w wyniku oskarżeń o mord rytualny. Powoli zaczynała  mieć tego też dosyć polska szlachta i tak naprawdę to stało się przyczyną ograniczenia kościelnych akcji. Panom Braciom przestało się podobać bo z tumultu łatwo inny tumult zrobić i w drugiej połowie wieku biskupi już nie mogli tak szaleć jak w przypadku "mordu sandomierskiego".

A teraz poznajmy ludzi winnych, tak  z i mienia i z nazwiska. Obraz "Mord rytualny" został  zamówiony w XVIII wieku ku chwale własnej przez Stefana Żuchowskiego, osobę wpływową nie tylko w Sandomierzu ale również w Kościele małopolskim. Był to ksiądz, który odegrał znaczącą rolę w śledztwie Aleksandra Berka w 1698 roku a dwanaście lat później objął wiodącą rolę w inicjowaniu i prowadzeniu procesu o morderstwo rytualne po śmierci Jerzego Krasnowskiego.  Karierę prawdziwą na tych  przypadkach uboju niewiniątek zrobił, wydał książki ten temat, które miały wpływ na sianie i  utrwalanie wiary w zniesławienie krwi w Polsce i które wręcz zachęcały do dalszych oskarżeń przeciwko Żydom. Żuchowski został nagrodzony za swoje starania, mianowany przez diecezję krakowską komisarzem do spraw żydowskich, co pozwoliło mu prowadzić dalsze sprawy przeciwko Żydom. Nie  on jeden zrobił karierę na tym temacie, wiele wyższych rangą osobistości kościelnych była wyraźnie zaangażowana w falę spraw o wykorzystanie niewinnej  krwi, które nawiedziły Polskę w pierwszej połowie XVIII wieku. To się po prostu opłacało. Krakowski biskup Kazimierz Łubieński sugerował podczas sprawy Jerzego Krasnowskiego, aby w celu odnalezienia winowajców torturować wszystkich sandomierskich Żydów, biskup łucki  Antoni Wołłowicz  odegrał kluczową rolę w zapewnieniu ponownego procesu i skazania na podstawie zeznań wymuszonych torturami, rzekomego żydowskiego mordercy dzieci, którego początkowo uniewinniono. Wołłowicz radośnie informował nuncjusza papieskiego w Warszawie, że jest "wiele i wielkich dowodów okrucieństwa wobec krwi chrześcijańskiej… w tym królestwie przez perfidny naród żydowski".  Kajetan Sołtyk, katolicki biskup Kijowa, będącego wówczas w granicach Rzeczypospolitej,  nadzorował proces o rytualny mord, w wyniku którego dokonano egzekucji dwunastu Żydów, oraz był odpowiedzialny za publikację  dzieł wiekopomnych  o autentyczność zniesławienia krwi. Taa ... Kościół polski  w XVIII wieku nie tylko tolerował mit o krwawym zniesławieniu, ale też go wspierał jak papież Benedykt XIV przykazał.

Wszyscy mamy jakieś czarownice, których pamięć cóś niepokoi sumienia i potrafi zniszczyć urok miejsc pięknych. Jak to swego czasu  ładnie ujął Huzinga, zapach róż i krew, ba, morze krwi.  Niekiedy uroda kwiatu  przesłania człowiekowi tę wiedzą o gnoju w korzonkach ale nie zawsze, mła tak ma w przypadku sandomierskiej katedry. Nie tylko za sprawą jednego  obrazka, co to to nie. Dla mła cała katedra skażona jest jakimś sadystycznym uwielbieniem dla okrucieństwa. Te obrazy martyrologiczne po prostu porażają szczegółami. Mła miała wrażenie że ściga ją mętne i spod przymkniętych powiek rzucane spojrzenie męczennika któremu właśnie odpiłowują głowę.  "Błogosławiony Sadok i  48 Męczenników" oraz "Mord rytualny" to nie są jakieś szczególnie okrutne przedstawienia, pozostałe obrazki cyklu wyglądają za to jak zbiór praktyk Genocidum atrox. Gosia w pewnym momencie zauważyła że putta z późnobarokowego wystroju są jakby cóś dziwne. Mła się zgodziła bo  pierwsze jej skojarzenie po  oblookaniu onych było takie że aniołki mocno turpistyczne,  wyglądają jak nieświeże zwłoki dziecięce. Wiecie, klimaty sekcyjne - a to łepek jakby kto pokrywę czaszki zdjął, a to skóra zaczyna się zsuwać z mięśni z powodu rozkładu i zaczynają być widoczne żebra ( a zaraz będą widoczne przez skórę organy wewnętrzne ).  Gdzie  im tam do utuczonych, zdrowych puttciąt  baroku i rokoka znanych  mła z inszych kościołów.  Postaci świętych niby słodko rokokowe  ale na niektórych twarzach widoczny mocny niedobór jodu w dzieciństwie. Hym... wystrój kościoła jakby niepokojący, w jakiś sposób perwersyjny.  Może było by lepiej żeby tych wszystkich barokowych poprawek nigdy w tym kościele nie zrobiono, żeby ostała się w nim tylko ta w bizantyńskim stylu malatura z XV wieku i piękna gotycka konstrukcja.  Bliżej Najwyższego by było.

13 komentarzy:

  1. Matko Mrutka!??? Tabazelllo jedna!!!
    To nie jest, mam nadzieję, obiekt zakochania???!!! Ta nieszczęsna katedra znaczy..
    Dobrze że wpis powstał, dobrze że historia nie zmiotła historii, sama wiesz, często przecież jest tak, że czym prędzej się maskuje kompromitującą dobre imię sztukę. Mogło tak być, ale nie było, bo przez wieki niczego niestosownego nie widziano. I to jeszcze bardziej przerażające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten obiekt jest tak daleko od obiektu w którym mła się zakochała jak zieleń Veronese jest daleka od tego zielono -szarego brązu którym malarze posługują się do odtwarzania nadgniłych zezwłoków. Co do maskowania, wiadomy obabrazek był swego czasu zakryty, teraz jest odsłonięty i obok niego tabliczka wyjaśniająca, jakby kłamliwa, bynajmniej nie z lekka. Znaczy misterium krwi be i nieprawda ale po za tym to wszyscy ważni byli w porządku. Śmieszne bo informacje o tym kto i co każdy chcący poznać sprawę łatwo znajdzie. Czasem mam wrażenie że ten upierdliwiec Giordano Bruno to sam się spalił.

      Usuń
  2. Ale dałaś popalić.
    Może te putta to portrety dzieciątek bezkrwistych? Faktycznie nieprzyjemne jakieś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam jest dużo rzeczy bardzo mało przyjemnych a jednocześnie piękne fragmenty. Bardzo dziwne, "nierówne" miejsce.

      Usuń
  3. Taki to jakiś mega klimatyczny post, nie wiem, ale czuję też lekki niepokój, ale nie taki zły. No nie wiem, jak to opisać. haha No, ale post mega klimatyczny i jeszcze chcę napisać, że bardzo podoba mi się drugie zdjęcie, ładny kadr. :))) Pozdrawiam cieplutko. :)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła nie zamieściła najpaskudniejszych fragmentów obabrazkóa bo za ciemno było a mła nie robiłaby zdjęć oświetlanych fleszem nawet jakby było wolno ( bardzo to szkodzi starej farbie ). Mła nie jest najlepszą focistką ale cieszę się że fotki Ci się podobią. Dobrze że znów się blogowo odezwałaś, znaczy na swoim blogim. :-)

      Usuń
    2. O właśnie też muszę zajrzeć ale to jutro

      Usuń
  4. Wiesz, Tabazo, pomyślałam, że chyba zacznę sobie wydrukowywać Twoje reportaże z podróży (także tych dawniejszych, bo, a jakże, czytałam, czytałam, czytałam !) i będę miała świetny i wspaniały bedeker :)).
    Rabarbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła się wydawa że ona zawsze jeździ w miejsca już dawno odkryte i takie o których nie napisze nic o czy by wcześniej insi nie pisali. Tak sobie czasem myślę że jakbym na Księżyc poleciała to tam bym naszła McDonalda albo cóś w tym guście. :-/

      Usuń
    2. :))
      Przecież wiesz, że te odkryte przez licznych "kogoś" okrywamy inaczej dla siebie.
      A Twoje pisanie o odczuciach, własnych wrażeniach, drobnych szczegółach, daje (mnie na pewno!) możliwość porównania z własnymi wrażeniami, czasem nawet pokłócenia się w myślach ;)), że to nie tak albo zbyt mało. I dla mnie to jest to, co tygrysy lubią najbardziej, nie lubię suchych, skondensowanych przewodników, czasem wolę nie wiedzieć nic, tylko patrzeć.. :)). A potem dopiero czytać co jest co i kto.
      Ech.... pojechałabym gdzieś, gdziekolwiek ..... ;)). A tu już sierpień, padać chwilowo przestało i widać ile roboty na człeka czeka ...
      Pogodnego dnia i głaski dla kociej drużyny :)
      Rabarbara

      Usuń
    3. Za mało!!! Ostatnio mła Ciotka Elka opitoliwszy że za dużo! Mła tyż tak czasem woli że nic nie wie i sobie łazi, ale zauważyła że jest czuła na atmosferę - miejsca które mają ciekawą historię ale paskudną ( jest takich od zarąbania, czasem mam wrażenie że większość tzw. zabytków jest przesiąknięta ludzkim paskudyzmem ) bywają dla mła przygnębiające ( vide Koloseum, przeca urodne co cud ale dla mła klaustrofobiczne i to wcale nie dlatego że chrześcijanie których akurat tam nie katowano, to konstrukcja przypominająca klatkę ). Możesz się wykłócać ze mła w myślach do woli, możesz nawet przelać na klawiaturę, he, he, he. A tak w ogóle to mła musi zawsze o historię zahaczyć bo bez historii zapodanej to niektóre z podróżnych wpisów w ogóle byłyby cinżkie do zrozumienia. Z kolei jak mła się zacznie historycznie zagłębiać to się musi pilnować żeby to czytliwe dla ludzi było a nie że zapaska to się od fartucha różniła albo inne głupoty dla nawiedzonych. Kocia drużyna czeka w ogrodzie, mła musiała przerwać roboty wszystkie bo znów z niej jucha nosem poszła. Ech...

      Usuń
  5. Tak tego Baryczki na początku pożałowałam. Ofiara rozgrywek bogatych idiotów. Ale reszta mnie trochę przerosła. Choć podejrzewam, że większość kościołów w Polszcze ma podobną historię. Aż duszno się zrobiło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z perspektywy państwa patrząc to król miał rację. Mła tak sobie myśli że cwany Bodzanta żadnego głupka cinżko naiwnego do króla nie wysłał, tylko podobnego sobie karierowicza o ostrym języku. Kto wie czy nie spokrewnionego, bo nepotą był strasznym a wikariusz i kaznodzieja katedry krakowskiej to była fucha. Jakoś się ten kult Baryczki, mimo tego że promowany ostro przez Kościół, nie przyjął powszechnie czyli lud wiedział swoje. Nie wszystkie kościoły są takie turpistyczno - martyrologiczne, na szczęście. W Sandomierzu są i insze świątynie, jedna nawet starsza, w których nie ma takiej atmosferki niemiłej mimo tego że i kult męczenników i wogle. Myślę ze to nagromadzenie olbrzymich "de Prevotów" + urodność aniołków tak na mła podziałało. Przeca są katedry o historii własnej jeszcze krwawszej a takiego dusznego wrażenia na mła nie zrobiły.

      Usuń