sobota, 2 października 2021

Codziennik - przyjemna październikowa sobota

 
Miało  być o zarazie ale jak tu może być o zarazie kiedy Mruti wnosi do madki pretensje o niedokarmianie. No bo wiecie Mrutkowi wyszło że 400 gram to powinna być porcja  jednorazowa a nie to co kotek może zjeść w ciągu dnia bez robienia sobie prezesa na grzbiecie i zwisów brzusznych.  Madka usiłuje  tłumaczyć ale Mrutek coś głuchy na tłumaczenia, skutkiem czego pożera jedzonka pół kilo dziennie ( z wykradunku ) i nabiera ciałeczka. Madka do niego  - Opanuj się  Mruteczku! Mrutek do madki - Rabladory tyle jedzo! A powinny jeszcze wincyj! Madka zresztą nie powinna narzekać, kot żre znaczy zdrowy. W temacie  Kochasia bez zmian, mła napisze dopiero wówczas kiedy konkrety będą. Szpagetka wraz z babim latem rozpoczęła jesienne szlajanie się. Wczoraj wróciła o wpół do dwunastej w nocy i zażądała żarcia i cud  że to nie było żądanie żarcia na wynos.  Nie wiem kogo czy czego ona tam w ogrodzie pilnuje ale twardo patroluje Alcatraz.  Może to  tak na wszelki wypadek żeby sytuacja  z Kochasiem się nie powtórzyła. W patrolach towarzyszy jej Sztaflik, ale nasza wojownicza księżniczka nie jest  tak zajadła jak Szpagetka, parę razy ogród  obleci i parapetuje a trójnóg  nadal na patrolu. Rano czarnule dosypiają po szopkach i późno konsumują śniadanie. Mruciu, Pasiak i Okularia śpią kurtularnie w domu i śniadanko spożywają  wcześnie, Mruti usiłuje  śniadaniować nawet bardzo wcześnie - ciemno na dworze  kiedy głód  go budzi. Taa... madka daje odpór, we Mrutku budzi się nachalność i jest przemoc łóżkowa.  Na szczęście madka tak się potrafi zanaleśnikować w kołdrze że Mrutku zostaje jeno poszewki podgryzać. Śniadaniuje zatem nasz największy kot  dopiero z Pasiakiem i Okularią. Po czym natychmiast wybywa  bo sprawy o znaczeniu międzynarodowym wzywają.


Mła się nie dziwi bo jesień pokazała tę swoją miłą stronę.  Drzewa zaczynają się przebarwiać, marcinki kwitną jak szalone a nad nimi fruwają stada fruwaczy, słoneczko przygrzewa i ogród wabi. Młą się  nawet jako tako czuje, Zielenica zrobiła swoje.  Mła wystarczy troszki klimat zmienić  coby akumulatory naładować, mła zgadza się z Gosią że przynajmniej raz na kwartał należy choć na dwa dni wyjechać tak wakacyjnie żeby  się podładować. Nie wiadomo jak długo mła tak sobie  będzie mogła jeździć.  Hym... mła dziś czytała w portalu pod tytułem Onet o cudownych wizjach paszportu środowiskowego. Taa... to już ekototalitaryzm  zdaniem mła,  przywiązywanie ludzi do miejsc kojarzy się jej jak najgorzej. Ze zniewoleniem. W ogóle jakoweś dziwne rzeczy wyczytuję, wiecie że teraz prawa obywatelskie nazywają się swobody? Hym... może dlatego że swobody cóś łatwiej odebrać niż prawa? Ze wszystkich politycznych ruchów mła najbardziej nie lubi tych które usiłują uszczęśliwiać ludzi na siłę. Zazwyczaj  się doczepiają do jakichś naprawdę oddolnych ruchów społecznych  i szpikują je wizjami o których twórcom  tych  ruchów  w ogóle się nie śniło. Mła odnosi wrażenie że obecnie zarówno ci po prawej  jak i ci po lewej  mają tendencje do lepiejwiedzizmu,  w jakoweś skrajności ludziska popadajo. Mła jednakże optymistycznie wierzy że się wzajemnie ci uszczęśliwiacze nasilni pozżerają w myśl zasady że moja prawda jest najmojejsza. Znaczy odpiendrolą  się od  normalsów bo te ichnie rewolucje zaczną pożerać własne dziatki. Oby jak najszybciej. 


Bo świat mimo działań korpo i paskudów politycznych wypuszczających na ludziów  covida złego bywa miejscem bardzo miłym, słonecznym jesiennie i takim z fruwającymi motylami. Każdy z nas ma jakieś  kłopoty ale w takie słoneczne dni one jakby troszeczkę  się zmniejszają. Czasem tylko o tyci, tyci bo nasz chory cóś tam raczył zjeść albo lepiej oddycha, czasem bardziej  bo możemy wyleźć na świat i popatrzeć w ciepełku, bez wiatru smagającego i deszczu siekącego  na to co wokół. I w ogrodzie popracować.  Mła docenia, nawet bardzo bardzo. Dziś co prawda mła dużo nie zrobiła w ogrodzie bo u Mamelona proszony  obiad ( pomagałam komponować menu ) a jak proszony obiad to później pogwarki w miłym towarzychu. Małgoś też ma swoje szczęśliwe chwilki, pogwarki z Gienią o zaćmie ( koty oczywiście na kolanach ) z kawą i ciastem.  Ciotka Elka i Włodzimierz szykują się na przyjęcie  u ciotczynej wnuczki, Dżizaas ma tyż proszony obiad u Teścichy.  Co prawda Cio Mary  i Wujek  Jo niby w domu ale Wujek  Jo udał się do garage ( mła podejrzewa że tam  może oczekiwać na niego Waldemar z  piwkiem i nową koncepcją naprawy mechanizmu  okiennego w autku ) a Cio Mary zasiadła  do telefonu z tzw. listą pogwarkową. Życie towarzyskie nam kwitnie! I dobrze bo do takiego  ładnego dnia towarzystwo pasi. No i wino!
 

Na fotce wyżej  jedna z pocztóweczek które mła dostała od Kocurrka, hym...wzrok jak u Szpagetki, portretowy. Mła prezentuje tyż nową doniczkę niebiewską i aloesa któren się zwie  Aloe brevifolia. Aloes wsadzony w garnuszek któren mła nabyła po znacznej przecenie ( chętnych nie było a za osłonkę spoko robi ).  Pozazdrościwszy Dorze mła nabyła tyż dwie miseczki za grosze, bo cóś ją nosiło nabywczo i sama niebiewska doniczka jej napadu zakupoholizmu nie nakarmiła. Na dole macie jesienne obabrazki ogrodowe.

W muzyczniku dziś VV, mła powoli zapada na Violetto Villasizm. Stada kotów jej się śnią! I  mła  z dziesięciolitrowym garem nakładająca łychą do mich. Violetta śpiewa arię Violetty, taką w sam raz pasującą do wstawienie się lekkiego mła na tym obiadku u Mamelona.

20 komentarzy:

  1. Jaj, jakie fajne niebiewskości, oj obkupiłabyś sie w klamociarni tej największej, a tsm takie nkebiewskie michy i dzbanki, csly komplet mozna uskladać, ale że to gruba ceramika, to cieżkie,ja stwierdziłam, że nie potrzebuję, corcia Mlodsza tez nie i zostały, moze kto przygarnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła ostatnio się robi mocno napalona na tzw. toporne niebiewskości ( np. ogląda staroegipskie figurki jeży i hipków wykonane z turkusowego fajansu ). Wyraźnie rysuje się faza!

      Usuń
  2. Te niebieskości jak stworzone specjalnie dla kłujaków i sucholubów, i do "toskańskich" ścian też. A może ściany były "weneckie"? Nieważne, pasują bardzo.
    Mrucio przecie labladoruje, czyż nie? A jak tak, to MUSI mieć paliwo, tak jak niektóre baleriny, one spalają tyle energii, że żrą jak drwale.

    Prawda, sobota była przyjemna i prawda że życie towarzyskie potrafi uprzyjemnić życie. Prawda też że fruwające motyle jakby życiowego ciężaru unosiły ze sobą. Też u mnie było miło, posadziłam część zielonego. Część, bo zaspałam, ekspresem zbierałam się do Bobusiowa, namoczone roślinki zabrałam, nie dało się nie zauważyć w wannie miski z nimi. Irysy zostały na przyszłą sobotę. Może dobrze, bo dziś bym za nic z nimi nie zdążyła..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie one są stworzone pod ściany pizzeri, he, he, he. Mła wie że Mruciu musi mieć energię bo jest prima baleron, mła się nawet pytała czy u niego wewnętrzny złodziej łakotek i dobrutek nie grasuje, choć Mrutek wygląda na ostatnią osobę z takimi gośćmi. Mła usłyszała z dohtorskich ust że posiada kota łakomczucha ( Mrutek się oczywiście obraził jak mu mła powtórzyła ). Nawet na szalejącego kota rasy europejskiej żarciucho w ilości powyżej 60 deko może być przepisem na kłopoty. Tym bardziej Mruciu to tylko mokre i do tego jeszcze miąsko surowe.
      Życie towarzyskie odtrutka na u mła na czarnowidzenia. Bardzo mła Bubusiem zmartwiłaś, jakoś u mła Bobuś podpada pod zmartwienia kotowe a nie ludzkie a wiesz jak to u mła z to wrażliwościo jest. Psiankowatymi a raczej ich brakiem w diecie się nie dziw, moja Mama tyż miewała takie zakazy ze względu na pracę nerek ( na szczęście czasowe ). U mła prace ogrodowe idą jakby nie szły. Za to mła chadza i ogląda. Nawet tylko oglądanie ją cieszy. To najważniejsze, więc cóś w tym ciężarze serdecznym odlatującym ze skrzydłami motyli jest.

      Usuń
  3. Mruteczek ma rację. Ma zapadnięte policzki. Widać! Nie żałujcie Mrutkowi!
    :)
    Resztę przeczytam jutro, bo już padam.
    #teamMrutek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy piszesz o pyziolach? To zwróć uwagę na drugi podbródeczek pod panterzą buzią. Pantery nie majo pyzioli ani podbródeczków, cały czas to Mrutiemu tłumaczę. Zwisów brzusznych i prezesów na grzbietach tyż nie majo. Pantery ani nawet rabladory nie wyglądają jak balony na wysokich łapkach. Mrutek jak mu opowiadam jak pantery i rabladory wyglądajo odpowiada że ja gupia jestem i te niewłaściwe oglądam. ;-)

      Usuń
  4. Jesień już jest. A za nią zima. Każdy kot musi tłuszczyku nabyć. I to jest prawda ponadczasowa. Karmić i już.
    https://dziennikzarazy.pl/2-10-kowidki-miedzynarodowe-czyli-szczepionka-jako-cola/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=2-10-kowidki-miedzynarodowe-czyli-szczepionka-jako-cola
    Masz, pośmiej się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła wie że każdy musi tłuszczyku nabyć ale to nie ma być tona smalcu! Mła wypiski inszego trzeciego sorta zrobiły dzień, "syndrom niespokojnego odbytu" ją tak ucieszył. Mła niestety zrozumiała że on zarezerwowany tylko dla mężczyzn. Co za seksizm, do cholery! O Mruciu właśnie, po czwartym śniadanku ( obiadek musi być większy ) włśn ei przyszedł na kolankowanie. Z tej szczupłości Mrutkowej to mła będzie musiała mięśnie ud wzmacniać! ;-)

      Usuń
  5. Niebieskości zaiste prześliczne!
    Proszę nie głodzić Mrutiego, bo żadnego więcej kota ode mnie nie dostaniesz, o! Chce Mruti być Blablador, znaczy idzie ciężka zima i się Mrutiemu blabladorowanie należy. A zima faktycznie może przyjść ciężka z tego, co się na świecie wyprawia. Szybko idzie ta akcja chwytania ludzi krótko przy pyskach, za szybko. Skojarzenia z latami 30-tymi jakoś same się narzucają i nawet obśmianie tych manekinów w pościeli na oddziałach kowidowych jako tło dla przedstawienia odgrywanego przez ministra choroby i nagłej śmierci, nie jest w stanie tych skojarzeń przytłumić.
    Piśnij o Kochasiu, jak tylko coś wiedzieć będziesz. Mi już minęła pierwsza panika i histeria w związku z Kapslem, teraz zostało przygnębienie i nastawienie się na długoterminowe działanie. Wmawiam sobie, że przyniesie ono efekty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młą się nie mogła powstrzymać, zakupoholizm cudem przez koty na łańcuchu trzymany w niej się odezwał. Mam nadziję że Mrut nie będzie mła przeliczał doniczek na rarytetne i mniej rarytetne saszetki. Chyba nie jest obrażony bo właśnie na mła zalega i mruczy aż się ściany trzęsą! A madka co i raz głaszcze te zaczątki prezesa na grzbieciku. Mrutek na pewno nie jest głodzony, toż on nie z tych co się głodzić pozwolą ( mła znów musiała odbyć rozmówki sąsiedzkie bo Mrutek jako wytrawny naciągacz preferuje odwiedzanie pań starszych ). A widziałaś jakie smutne miny przybiera do fot? To teraz sobie wyobraź co on wyrabia z babciami!
      Cóś się narracja covidziana kruszy, chwytanie za pysk się skończy, pytanie tylko czy w sposób cywilizowany czy gdzieś komuś nerwy nie puszczą i będzie po rumuńsku. Jak miło się dowiedzieć że jedną panią z Antypodowa wypiendrolili za korupcję. To tę co najgłośniej wrzeszczała o czepionkach powtarzanych tyle razy ile trza będzie. Z Kapslem się trzymaj bo to że mu nie wykryto ropnia jest dobra wiadomością. Przynajmniej tam nie ma stanu zapalnego, trza popatrzeć z inszej strony, świeżym okiem. Najważniejsze że on je i nawet usiłuje na tych rozstawionych łapkach chodzić. Jakby na życie szło. Z doświadczeń kotowych mła wychodzi że najważniejszy w leczeniu neurologicznych zmian jest czas, więc uszy do góry!

      Usuń
    2. Mruti wie, jak wykorzystać urok osobisty, żeby skubnąć pyszotek tu i tam. A im więcej Ty będziesz babcie przekonywać, żeby Mrutiego nie karmiły, tym bardziej one będą przekonane o Twoim paskudnym charakterze i chęci głodzenia kota. Przecież kot by tak nie patrzył głodnym wzrokiem, gdybyś go nakarmiła, no nie? Mojej znajomej troskliwi sąsiedzi tak podkarmiali psa trzustkowego, im bardziej prosiła i tłumaczyła, tym bardziej oni wiedzieli lepiej, a nawet raz wezwali policję, bo on taki chudy.
      Kapsli jeść je, łazi niemal prosto, ale się przewraca, jak trzepie głową - a trzepie, bo mu ewidentnie coś przeszkadza, co wskazuje, że jednak jakiś stan zapalny być może - łeb ma przekrzywiony w lewo, szyję wygiętą również w lewo - kręcz; nie wiem co widzi, bo coś na pewno, nie wiem na ile słyszy. No i nie wiadomo, jak ten jego móżdżek przetwarza te bodźce. Chyba dość kiepsko. Ponieważ dostaje już korby zamknięty w pokoju, wzięłam go dzisiaj w szelkach na chwilę do ogrodu. Dziwnie było. Leciał na oślep, przewracał się, czegoś się bał, zawąchał się w trzmielinie, a potem wyrwał przed siebie. Kręcił się w kółko, jak pierwszego dnia (bo w domu już się nie kręci) No zupełnie nienaturalne zachowanie.
      Boję się, że nie odzyska sprawności, a inaczej sobie nie poradzi...

      Usuń
    3. Przecież to dopiero pierwsze wyjście, dużo bodźców na raz. Pokój to on ma opanowany, na dworku jest sporo do nauki bo tych bodźców znacznie więcej. Wygląda jak padaczka a tu przyczyną może być wszystko od krwiaka począwszy. Przy zapaleniu cinżkim neurologicznym by nie jadł, to cós przewlekłego i być może "mechanicznego" ( o uraz mła chodzi ). Albo skutki toksyny, wtedy dłuugaśne leczenie. Nic to, pierwsze koty za płoty i wyciągnął Cię na spacer. Najważniejsze by tej sprawności na tyle osiągnął żeby sobie w miarę swobodnie egzystował ( problem Kochasia ) a człowiek się nie martwił że się gdzieś tam stworzenie zaszyło i odeszło w cichości. Takie inwalidztwo na pół gwizdka to koty swobodnie żyjące mogą znieść. Nie martwiaj się zawczasu, będzie co ma być. Uszy do góry!

      Usuń
    4. No i mój miły weekend właśnie się skończył, odebrałam wiadomość że niewydolność nerek Kochasia posuwa się w szybkim tempie i zmienia taką z zaprzestaniem jedzenia i picia i wynikami mocznika i kreatyniny poza skalą. Płukanie nic nie dało, szło dalej mimo działań, tego obfitego nawadniania . No i nie mamy już Kochasia, nie wróci do nas. Był jak się okazało wiekowy, mocno starszy koci pan. Mła usiłuje się pocieszać myślą że usnął w cieple i przy ludziach. Ponoć już dość odjechany się zrobił bo mu się po prostu na odfrunięcie z tej Ziemi miało. Dobrze że go Okularia przyprowadziła, dohtory powiedzieli że on szukał dobrego miejsca na zejście. Dziwili się że przy tych parametrach jeszcze jadł ( mła się wydawa że to z grzeczności, nie chciał żebyśmy się czuli urażeni ). Ech..

      Usuń
    5. Wieści hiobowe. Ale płukanie przynajmniej ograniczyło jego cierpienia i jednak życie chyba miał nie najgorsze w Twoich okolicach, skoro wieku słusznego dożył jako kot wolno żyjący. No i nie zwijał się tygodniami w bólach na nowotwór jakiś paskudny, tylko odszedł z tego świata z powodów dla kota naturalnych (nerki - najsłabsze kocie ogniwo -siadają u wszystkich kotów z powodu diety o wysokiej zawartości białka). Co nie zmienia faktu, że chyba wszyscy Czytacze sekundowali Kochasiowi, bo w naszym blogowym kółeczku przydałaby się teraz jakaś dobra kocia wiadomość jak nigdy, a tu czarna seria :(
      Trzymaj się Tabs, bo Twój on czy nie, to i tak będziesz się gryzła.

      Usuń
    6. Prawda. Hiobowe wieści. Ale jest szansa, że koniec, więcej takich nie będzie. Trójkami chodzą dziady. Więcej nie będzie, przynajmniej na razie.

      Usuń
  6. Och,nieee, żegnaj Kochasiu,biedulek taki schorowany juz był, dobrze, ze chociaz nie zmarl w samotnosci gdzieś , a jednak w cieple i z zyczliwymi przy sobie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ważne, że sobie pożył. Mój Amber żył niecałe 4 lata i już nerki poszły. 4 urodziny miał już chory na plukaniach i kręceniu nosem na saszetki renal. Nikomu nie życzę. To były 4 miesiące wycięte z mojego życia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieję, że się spotkali i sobie tam z Jagusiem na łące leżą. I mruczą. I na nas patrzą. Ja właśnie z Sherlockiem na mojej podusi odpływam w sen. Może listopad będzie dla nas lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojej, ojej. No to smuteczki krążą. A jesień taka piękna. Nie pasuje.
    Oby już dość tych kocich i innych niedobrych wieści.
    Radosne jakieś by się przydały. W rodzaju Mrutek wcale nie jest za gruby tylko w ciąży... Chociaż, po co Ci jeszcze 6 małych kotków.
    Ach, ten świat jest zadziwiający.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła też ma nadzieję że to już koniec złych wieści i koniec kocich kłopotów. Potrząsnęło nią choć przeca Kochaś niby tylko dochodzący i krótko znany. No ale już nasz, od nas pojechał na leczenie, znaczy domownik choć z przyczepki i na pół etatu. One, koty, wiedziały o co kaman. Stąd takie wywalanie Kochasia do szopki, żeby w domu się zejście nie zdarzyło. Bo Kochaś jakoś tak wbrew kocim zwyczajom w ostatnich dniach żywota coraz mniej bał się ludzi ( przeca w ostanim dniu pobytu na Podwórku był tak słabiutki że mła mogła go wziąć na ręce a on już nie miał siły uciekać tylko sobie powarkiwał na mła, tak na przemian z mruczeniem ) i wyraźnie chciał zalegać w cieple. Teraz co do tego starszeństwa, około dziesięciu lat to dla kota żyjącego na wolności jest wiekiem matuzalemowym, dla takiego kota pięć lat jest już osiągnięciem. Kochaś był na pewno dziko żyjący, musiał być swego czasu potężnym kocurem, z wiekiem się tak obkurczył ( kotom domowym zdarza się to po piętnastym roku życia ). Trudno, skończyło się jak skończyło, mła tąpnęło bo liczyła na insze zakończenie ( Kochaś na Podwórku, obłaskawiany i coraz bliżej domu ). Dobrze że przynajmniej Kochaś miał ciepło i próbowaliśmy go leczyć ( mła tyż się pociesza że choć ulga była ). Oby sobie gdzieś z kosmicznymi kotami Kochaś biegał i kosmiczne motylki łapał. No, mentalnie jej dało, ubiegły tydzień był naprawdę paskudny! Końcówka września tyż taka zatruta. Mła w nocy spać nie mogła tylko koty międliła ( w końcu Mrumi miał już dosyć i stwierdził podgryzając mła "Nie ma dyndolowania!" ). Okularia nie spała w domu, wiadomo, prawie wdowa. Mła tyż by chciała jakichś radosnych info, choć akurat to z Mrumim ciężarnym specjalnie by jej nie ucieszyło.;-)

      Usuń