poniedziałek, 30 grudnia 2024

Serial brazylijski czyli ostatnia tegoroczna prasówka

Najsampierw bieżączka. Dzieje się tak że mła postanowiła  w popcorn zainwestować, akcje typu serial brazylijski. W Polszcze rwetes bo niewolnica Izaura zbiegła na Węgry, gdzie postarzały Cyganek postanowił był zbudować Panonio - Karpatię, bo się cóś wyraźnie nie mieści w swojej ojczyźnie. W Panonio - Karpatii będzie działał nasz zarzund na uchodźstwie. No i niech działa, nasz ostatni zarzund działał operetkowo w UK, dziś jakieś 90% społeczeństwa jak nie więcej,  jest święcie przekonane że twór ten przestał działać jeszcze w latach 40. Tymczasem "zarzundzał" nami do lat 90 i to będąc  rzeczywiście  zarzundem lege artis, bo przeca pierwsze wybory komusze były klasycznie po sowiecku sfałszowane. Nasz zarzund węgierski do zarzundu jakiegokolwiek pretensji mieć nie będzie, ot, złodziejaszki mykają, zamiast piać w telewizji Republika że przed sądem dowiodą niewinności. Hym... kiedy PiSdnięte wsadzali opozycyjnych za różności do więźnia to trza przyznać że  tamci nie mykali. Twardsza skóra, większe umiejętności skrytego wyprowadzania pieniążków albo najrzadziej czyste sumienie. No ale niezłomne bojowniki Zjednoczonej Prawicy jednak niczym takim nie dysponują i jest jak jest. 

 Mła najsampierw myślała że to jakaś wpadka służb albo cóś w tym stylu, teraz jednak sobie myślę że faceta, który pomógł wyprowadzić kasę z Funduszu Sprawiedliwości puszczono celowo. Tak samo sobie myślę że zarzuty RPO wobec działań prokuratury i służb nie pojawiły się tak sobie. Ktoś tu się zbiera do solidnej przemeblirowki wszystkich służb, tak żeby po wyborach prezydenckich tylko pociągnąć miotłą. Ucieczki unurzanych w tzw. byłe bezprawie są na rękę obecnemu zarzundowi, może nie wykazujo się sprawczościo ale jak uciekał to znak że coś mu udowodnić można było. To jest  jasne dla elektoratu. Hym... nieobecni mogo co najwyżej poszczekiwać zza granicy ale są wyeliminowani z gry politycznej tak samo jakby w pierdlu siedzieli. Nikogo nie trzeba delegalizować, wystarczy zarzut postawić, sąd prędzej niż później przyklepie, bo złodzieje zbyt jawnie kradli i dwie pieczenie się piecze na jednym ogniu - czyści się służby i pozbywa politycznej konkurencji, przy okazji dając elektoratowi imprezkę "Łapaj złodzieja!" w trakcie kampanii prezydenckiej i zwalając Cygankowi na głowę nasze wysorty polityczne. Dlaczego mła sądzi że to tak wygląda? Otóż  Tusk się nie wściekł a niby powinien.  Przy "bezpłciowości ogólnej" kandydatów na prezydenta igrzyska zostaną rozegrane na innym stadionie.

Jakby było mało obudziły się chłopaki z Episkopatu, cóś tam zaczęły z okazji świąt pitulić o bezprawiu w  szkołach. Oj,  oderwało się towarzystwo od bazy.  Większość społeczeństwa ma serdecznie dosyć naszych hierarchów, czego oni zdawa się nie zauważyli. Nie że to społeczeństwo laickie do bólu, nic z tych rzeczy. Jakoś przeca tam ludzie pospołu z księżmi żyją, lepiej, gorzej ale plebanie to jeszcze normalny widok na wsiach i w miastach. Natomiast chłopaki z Episkopatu to inna bajka, oni ludzi wkurzają i to bardziej niż politycy. No i w tym miejscu mła się nieco rozwinie i tak Wam zapoda swoje myślenie co też to będzie. Podatki idące na katechezę ludzi wnerwiają w sytuacji odwoływania zabiegów planowych w szpitalach. Do tego dochodzi apetyt biskupów na dile z klasą polityczną i wydawanie komunikatów, które mają świadczyć o wpływach politycznych KK.  Episkopat żyje najwyraźniej w latach 90 XX wieku a tymczasem ludzie już są inne i swoje wiedzą. Po pierwsze to że nie biskupi ustalają w tym kraju co jest a co nie jest prawem i wszelkie używanie słów takich jak prawo czy bezprawie hierarchowie KK powinni bardzo rozsądnie dozować. Po drugie konkordat nie zobowiązuje państwa do płacenia za katechezę i przymuszanie do niej a jedynie "Uznając prawo rodziców do wychowywania dzieci gwarantuje naukę religii ( na zasadzie dobrowolności ) w szkołach i przedszkolach prowadzonych przez administrację państwową i samorządową." Krótko pisząc ludzie wiedzą  że jak episkopatowe wkarwią swoją bezczelnością i oderwaniem od realu  rodziców,  to nie będzie żadnej katechezy.

Na razie rodzice w Cebulandii wypisują dzieci z religii i to rzekłabym dość masowo, dlatego że nie widzą z tego żadnego pożytku. Ich pociechy w pewnym wieku i tak wypiszą się same i jeszcze będą ujadały że mogły się w tym czasie który poświęciły katechezie angielskiego uczyć. No cóż, KK nie jest seksi i najwyraźniej nie zamierza uatrakcyjnić oferty, lenistwo jest w tej kwestii porażające. Moja cooleżanka, ex katechetka, twierdzi że wyboje zaczynają się w klasie  IV, z racji praw  biologii a podstawa programowa sprzed lat  prawie 15 wygląda tak jakby była sprzed lat 30.  Mła wierzy jej na słowo. Spytałam tej szczerej katoliczki czy widzi na to jakieś remedium a ona  odpowiedziała coś mało pokornie że najpierw "góra" będzie musiała wymrzeć żeby w ogóle cokolwiek nowego wprowadzić. Cooleżanka rzekła też mła coś smutnego "Wiesz, katecheza tak prowadzona nie ma szans zbudować morale człowieka, nie w tych czasach". Mła sobie pomyślała że to budowanie odbywa się już gdzieś indziej i jeszcze parę listów pasterskich w stylu ostatniego i problem prowadzenia katechezy w szkołach umrze śmiercią naturalną. Mam nadzieję że nie razem z tym dobrym, które nam chrześcijaństwo przyniosło. Słabo do mła przemawia tik - tokowa etyka. Tyle z naszego podwórka.

W Stanach też trwa  show, Ryży szaleje nadymając się coby udowodnić wielkość USA. Przejmuje Kanadę, Kanał Panamski i Grenlandię.  Prawdziwy gołąbek pokoju. Mniejsze kraje się denerwują, te solidniejsze olewają te popisy retoryczne. Ostatnio  "sojusznicy z NATO" puszczają mimo uszu słowotok dotyczący składek, w sojuszu najważniejsza jest stabilność zobowiązań a to jest zdawa się waluta, którą Ryży  słabo operuje i w USA  już wiedzą że z tego tytułu mogą być kłopoty, bo USA nie są już hegemonem w tym stopniu w którym były 20 lat temu.  Gospodarka głupcze, że zacytuję klasyka, rozwija się niby ale so wstrząsy, bo model redystrybucji  Stanach może ją szybko rozwalić. Jeszcze troszki takich występów Ryżego  i nowa administracja usłyszy od "sojuszników z NATO"  chóralnie zapodane czego by nie chciała usłyszeć. Mendia co prawda przekonują że politycy europejscy boją się Ryżego,  ale mła odnosi wrażenie że nie tylko się nie boją, oni zaczynają okazywać zniecierpliwienie. Pojedynczo odważne nie so ale w grupce to rosną im zęby i pazury. O dziwo, Ryży przywoływany do pionu dość szybko się pionizuje. W Stanach nadymanie i słowotok a na wyjeździe cóś oszczędniejszy w środkach wyrazu. W końcu tak grasz jakie dostałeś karty. Europejczycy podobnie jak kraje sojusznicze z Azji wysłuchały amerykańskich narzekań na temat bycia żandarmem świata i najwyraźniej postanowiły ten ciężar w jakimś stopniu zdjąć z umęczonych ramion USA. Niestety dla Stanów chcą go zdjąć razem z wpływami,  czego amerykańscy politycy są świadomi, stąd amerykański teatr i te przedziwne występy mające przekonać Amerykanów o świetności kraju jakby co. Ech...wojna na Ukrainie przetestowała nie tylko Rosję. Co się będzie działo w USA?

Zdaniem mła może Trump nie zjednoczy Amerykanów ale prawie na pewno będzie jego administracja kładła nacisk na uzdrowienie gospodarki. Za mocno dociskać nie mogą ze względów społecznych ale muszą iść w kierunku rozruszania inicjatywy i większego udziału w żarciu tortu zwyczajnych ludzi. Proste to nie będzie. Może w końcu  dotrze do rządzących w USA że jeżeli chcą eksportować a nie tylko na rynek amerykański produkować to powinni wymóc na producentach pewne standardy, bez tego nic nie zrobią, bo tanio i gówniano to już inni produkują  i to co sprzedaje się w USA na bardziej wymagających rynkach to tego ten. Paliwożerne samochody i tragiczne żarło, pogarszająca się oferta technologiczna vide produkty Boeninga, konkurencja rosnąca w temacie IT. Jest co robić, bo na samych surowcach się przeca nie pojedzie. Niby największe biznesy w USA ale innowacja i produkcja to już niekoniecznie. Oby się Stanom z tą gospodarką  udało, ostatnia rzecz jakiej  Zachód potrzebuje to leżąca gospodarka  w tym kraju. Bo przeca przez ostatnie 17 lat to Stany najbardziej się rozwijały, pod różnymi administracjami i to one teraz podczas podnoszenia się Europy po merkelizmie stanowią ekonomiczne zaplecze Zachodu. Ciąg znaczy w USA  jest, paliwko trza tylko na lepsze zmienić. Do opowieści Trumpa mła specjalnej wagi nie przywiązuje, zrobi co będzie musiał a że się przy tym nawrzeszczy i nadal będzie tworzył podziały w społeczeństwie w najgłupszych kwestiach? Amerykanie chyba to kupują, taka specyfika regionu. Oby się to do nas nie przeniosło, niektórym politykom europejskim to się podobie, niestety. Społeczeństwom średnio, w Europie i Azji wrestling się nie przyjął.

U Niemiaszków przed świętami tragedia, zamach na jarmarku świątecznym. Sprawa cóś śmierdzi i mła się nie wypowie, bo nie ma ochoty grać w cudze gry. Szczególnie takie w których karty trzymają służby. Trwa kampania wyborcza,  wszyscy coś tam usiłują dołożyć do pieca. Generalnie  Niemcy leżą a ich klasa polityczna nie poczuwa się do winy  z powodu horyzontalnej pozycji Reichu. Mła obawia się powstania kolejnej wielkiej koalicji po tych przyspieszonych wyborach a  to właśnie wielkie koalicje sprowadziły na Niemcy kłopoty,  lecz tę  prawidłowość jakoś mało kto chce  tam dostrzec. Wielka tęsknota za merkelizmem tam trwa. Niemcy są bardzo wyraźnie podzielone, byłe RFN  sobie DDRówek sobie, są jeszcze podziały północ - południe ale nie tak dające po oczach i uszach  jak ten podział na wschód i zachód. Jak wszystko wskazuje kanclerzem zostanie Fredzio Merz, facet jest powiązany z sektorem shadow banking, konkretnie to z firmą BlackRock, zatem nie należy spodziewać się w  Niemczech jakichś wielkich zmian - polityka wszystko pod korporacje będzie kontynuowana. Jeżeli  Merz z czegoś będzie wychodził to z zielonowalizmu, bowiem ekopolityka Makreli postawiła Niemcy a także Europę, za sprawą nadmiernego wpływu niemieckich polityków na Komisję Europejską, w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Jednakże reszta pozostanie bez zmian. Mła to uwikłanie Merza w tradycyjne dla niemieckich elit myślenie uważa za  piętę achillesową przyszłego kanclerza, to będzie przedłużanie trwania modelu, który się przeżył, w kraju, który potrzebuje solidnej przemeblirowki. Czy AFD jest w  stanie uratować Niemcy? Nie, ale jest je w stanie rozwalić, co zdaniem mła przysłużyłoby się wszystkim dookoła, jak i samym  Niemcom. Napakowani po uszy politpoprawnością, która  nosi wszelkie cechy cenzury, Niemiaszki mogą chętnie zagłosować w jakiejś części wg. porad Muska, faceta, który kulturę zapierdolu gwarantującą mu osobiste olbrzymie zyski, przedstawia jako remedium na wszystkie bolączki świata.

Z kiepskich politycznych notowań Niemiec na całego korzystają Francuzi i Włosi, Hiszpanie a nawet my cóś usiłujemy ugrać. Niemce nie bardzo kumajo co za tym stoi, uważają że za ich problemami gospodarczymi stoją wyłącznie wysokie ceny energii. Znaczy na połowę  przyczyn obecnych kłopotów są ślepi. Makaron bardzo chce robić za wodza przyszłej gwarancji użycia sił konwencjonalnych na Ukrainie ( Amerykanie majo dać parasol atomowy ), bowiem sobie umyśliły polityki że gwarancje powinny być krajowe a nie NATO wskie. Trochę to naiwne myślenie, gwarancje to Ukraina już raz kiedyś dostała, Ukraińcy na razie półgębkiem napomykajo jak sobie sami gwarancje zapewnio. Nie sądzę żeby to się na Zachodzie podobało ale powiedzmy sobie szczerze że wbrew temu co różne "eksperty" gadajo, to niekoniecznie lewary  nacisku na Ukrainę znajdują się wyłącznie na Zachodzie. Poza tym Zachód nie zawsze dobrze szacuje, vide padnięcie Ukrainy w ciągu tygodnia. Do stołu geopolitycznej gry w naszym regionie dosiada się coraz więcej graczy, np. Turcja już wskazała kogo popiera w  konflikcie wygryzając Rosję z Syrii, mła ma wrażenie że stosunki  Ukraina - Turcja  mocno się ocieplą. Turcja staje się mocnym graczem, Europa narzekając na autorytaryzm  rządów Erdogana będzie ochoczo korzystać z siły militarnej tego kraju do utrzymania spokoju w Lewancie. O ile Erdogan podoła, bo co innego rozwalać a co innego budować. Będzie jazda, bo interesy tureckie i izraelsko - amerykańskie nie są do końca zbieżne ale przeca Ryży stabilny geniusz dał swego czasu sygnał do odwrotu z tamtego rejonu, choć Pentagon płakał, więc niech nie narzeka tylko kontrakty  dla zbrojeniówki szykuje. Gołąbki pokoju zazwyczaj doprowadzajo do takiej sytuacji że zbrojeniówka się pasie. Tak nawiasem pisząc na miejscu Ryżego byłabym bardzo ostrożna w miotaniu opowiastek czegóż to Stany  nie zrobią na Bliskim Wschodzie, tam nieco inaczej licytują i sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana  niż się to przyszłej administracji amerykańskiej wydawa. Na razie wszyscy liczący się chcą wyeliminowania z regionu Bliskiego Wschodu Rosji i ograniczenia roli Iranu, co będzie potem nie wiadomo. Zdaniem mła Syria może się rozpaść.

Duże zmiany zaszły w tym roku na północy Europy. Powstało zrzeszenie państw nadbałtyckich do którego nie należą dwa kraje - Niemcy i Rosja. To dużo mówi o  obecnej pozycji Niemiec. Dania, Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Finlandia i Szwecja dojrzewają do decyzji o zamknięciu Bałtyku, sprawa przerwanych przez chiński statek kabli w tle. Niemcy, którzy ze względu na gazociąg  niby powinni być zainteresowani, zainteresowani oficjalnie nie są. To się akurat zdaniem mła po ichnich wyborach zmieni. Troszki. Mła sądzi że  zacznie się też odwrót od sprzedaży portów inwestorom spoza sojuszu, hamburski port  w chińskim portfelu robi się problematyczny. Po ostatnich wypadkach w Cieśninie Kerczeńskiej na Morzu  Czarnym, społeczeństwa zrozumieją. Obraz zwykłych Rosjan, nie wojska czy sił porządkowych, ratujących zwierzęta oblepione mazutem, zostaje w pamięci. Nikt tego nie chce powtórzyć, dlatego naciski na sankcje dla rosyjskiej floty cienia znajdą zrozumienie nie tylko na  Zachodzie ale,  o dziwo,  też w Rosji. Zamknięcie  Bałtyku czy blokada rosyjskich portów to jedno, ochrona infrastruktury to drugie. Ruchy Europy na  Bałtyku, powinny dać alibi administracji Ryżego w wywieraniu nacisków na panamski rząd w sprawie chińskiego zarządu portów nad kanałem. Tu trza robić a  nie wywrzaskiwać. Mła myśli że sytuejszyn na Bałtyku zostanie domknięta po niemieckich wyborach, zmieni to zresztą dość mocno sytuację polityczną w Brandenburgii, zdaniem  mła to będzie pierwszy niemiecki land byłego DDRówka, który mentalnie  obudzi się w XXI wieku. Im szybciej DDRówek będzie się budził z   specyficznego dla siebie  myślenia tym lepiej, nie że AFD i Sara Wagenknecht, problemem DDR było i jest słabe przerobienie niemieckich win i podatności na totalitaryzm. Zachodnie landy niby przerobiły lepiej ale temat kontroli zarzundu będą musiały jeszcze raz powtórzyć. No dobra ale o Niemczech już było.

Nas interesuje głównie nasza rola w tzw. sojuszu północnym, takiej grupce wyodrębniającej się zarówno w NATO, jak i w UE. Usiłujemy do tego sojuszu ciągnąć  Pepików, zdaniem mła słusznie, bo rejony w których grasują  Węgry, czytaj Rosja i duża część niemieckich elit politycznych, czyli Słowacja, Austria, w porywach Rumunia, w porywach Bułgaria i Grecja, to nie są rejony stabilne. Na ten przykład teraz na Słowacji i Węgrzech miotanie w  związku z odbiorem rosyjskiego gazu, znaczy z jego końcem ( zaraz będzie jazda z  tzw. gazem azerskim i z rozwaleniem systemu sprowadzania  jakiegokolwiek gazu z Rosji i ukróceniem marzeń  Niemiec o powrocie do  zasilania gospodarki gazem wiadomo skąd, Amerykanie będą tu dla nich ostrzy a wkarwiona na Niemcy Europa przyklaśnie ). Zdaniem mła dla nas ten sojusz jest wielką szansą i naprawdę powinniśmy się  do ochrony Bałtyku przyłożyć. Do wojsk na Ukrainie też się pewnie przyłożymy ale jako sąsiedzi Rosji bardzo rozsądnie pozwalamy UK i Francji brać na siebie pewne zobowiązania i nie wychodzimy przed szereg. Bez nas i tak  nic się nie uda, więc prędzej niż później zgłoszą się do nas z różnymi propozycjami główni rozgrywający. To  będzie czas na targowanie, mam nadzieję że z naszej strony będzie zero sentymentów i brania się na plewy o bohaterskim narodzie. Mła wolałaby żebyśmy nadal robili za hub dostaw towaru niż dostawcę wojska, wydawa mła się że lepiej skoncentrować się na flance północnej. No ale to mła się wydawa, cholera wie co utarguje zarzund.

Rosja - Rosja jaka jest każden widzi. Twarde  HET dla planu Ryżego zapowiedziane przez Wujka Wowę i przypomnienie żądań z 2021 i cofnięcia NATO do granic z 1997. Taa... Problem w tym że za Wujkiem Wową wisi lustro w którym karty widać. Sił starczy coby Donbas  średnio broniony jakoś ogarnąć, za to reszta się posypuje.  Nawet gruzińskie klany wyczekują, Armenia w osobie Paszyniana olewa, teraz jeszcze w związku z samolotem najprawdopodobniej zestrzelonym wkarw wśród Azerów. Dla mła wiadomością kluczową  było info o wycofywaniu się firm chińskich z Rosji. Zatem mła sądzi że to HET to pierwszy krok kadryla. Myślę że taniec będzie się  odbywał z figurami w postaci ewentualnego znoszenia części  sankcji, które  "nie działają". Gospodarka Rosji nie pozwala na dalsze prowadzenie wojny gwarantujące sukces militarny, o politycznym nie wspominam, bo na tym poziomie już nie ma czego zbierać, na co koronnym dowodem jest Syria. Jak pisałam, piszę i raczej będę pisać - Rosjanie są po złej stronie historii. Mła to wie od czasu latających bloków, zagazowanej publiczności teatralnej, rozwalonych w Biesłanie dzieci, uduszonych w "Kursku" marynarzy. Rosja za Wujka Wowy niszczy samą siebie, państwo, które tak działa nie ma szans przetrwać w dzisiejszych czasach jeżeli zdecyduje się na konflikt zewnętrzny z przeciwnikiem, który nie jest maleńkim kraikiem, pozbawionym sojuszy. O gospodarce i kleptokracji mła się nawet pisać nie chce. Czego nie zrobiła wojna, zrobi w Rosji pokój i Wujek Wowa jest tego świadomy, nie wróżę mu niczego dobrego w nadchodzącym roku, bo pieriedyszka jest Rosji niezbędna albo Rosja zacznie tracić grunt i to dosłownie. Teraz jest główkowanie jak ten "pokój" sprzedać i zachować władzę, bo Rosjanie zniosą wszystko tylko nie słabego cara.  Dodatkowo, w ramach urozmaiceń po Syrii  mła się spodziewa próby przejmowania "zagranicznych aktywów wojskowych" Rosji przez różnych nawiedzonych, będzie się działo.

Teraz niebieżączkowo. W Europie powoli dochodzimy do wypalenia się tzw. lewicowej agendy wartości. Zielonowalizm i transgenderyzm, po trosze tematy zastępcze, po trosze narracje mające zmienić nam obraz świata, zabrnęły na tyle daleko że opowiastki przestały być masowo kupowane. Hym... daleko odeszliśmy od krytykowania homoseksualności na podstawie imperatywu moralnego, No wicie rozumicie, determinizm biologiczny w służbie idei, często takowej  od biologii jako takiej się odżegnującej i na cudach opartej.  Znaczy celem seksu jest jedynie prokreacja a wszystko co do nie   prowadzi do owej  jest  złe i nie powinno być legalizowane. Społeczeństwo, nawet to polskie, ma na takie postawienie sprawy wylane, w związku z tym tzw. związki partnerskie i to kto może a kto nie może być nazywany małżonkiem raczej grzeje polityków niż zwyczajnych ludzi. Natomiast  szczęśliwie nam rośnie fala powszechnej krytyki współczesnego transgenderyzmu, która powstała nie dlatego że społeczeństwo przeżywa jakieś wzmożenie moralne,  tylko dlatego że ludzie sprzeciwiają się gremialnie negowaniu rzeczywistości. Tegoroczne igrzyska olimpijskie zderzyły  opinię publiczną z kwestią postrzegania rzeczywistości i problemami z tego wynikającymi. Granice indywidualnego postrzegania płci jak się okazało sprawiają społeczne kłopoty. Mła paczy na problem z kobiecego punktu widzenia, nie wiem jak Was ale mła wkurza coraz bardziej mizoginizm przebrany za transgenderyzm. 

Nie że mła nie współczuje temu promilowi osób mających prawdziwe problemy z identyfikacją płciową z powodów medycznych, wykluczanych społecznie, bo są kim są. Mła rozumie że stawianie takich ludzi wobec wyboru, który społecznie jest nieakceptowalny, jest traumą. Jednakże mła ma też świadomość że tranzycje płci stały się sposobem na ucieczkę od realu dla potężnej grupy ludzi zaburzonych. Z procedury medycznej dostępnej dla dorosłych  po szeregu badań stricte medycznych, przeszliśmy do wymuszania zgody na tranzycję dzieci, bez wyraźnych wskazań medycznych, opartej na postrzeganiu siebie przez nastolatków zalewanych hormonami. Dysforia płciowa dzieci i nastolatków to solidne nadużycie, ale jest też przestępczo - poczytajcie o WPATH i ustalaniu wskazań dotyczących standardów tranzycji osób nieletnich, w których redagowaniu miały udział osoby produkujące się na  forum dla miłośników małoletnich, na którym to forum marzenia o gwałtach i kastracjach to codzienna pisanina. Aprobata dla czyichś fantazji erotycznych ubrana w szatkę tolerancji, taa...  Trudno się dziwić że ludzie się wkurzyli. Problematycznie jest z tymi  dzisiejszymi wskazaniami medycznymi do tranzycji także z powodu podejścia hym... takich zwykłych mendycznych. Rany, akcje typu skierowanie na tranzycje po pierwszej wizycie. No i kasa w tle. Wynik to czternastolatka z wycinanymi piersiami. Sorry ale mła nóż w kieszeni się otwiera i rozumie wszystkich tych mających ochotę pogonić trans - aktywiszcza. Na temat  greenwashingu i pseudoekologii mła już się tyle razy wypisywała że sami wiecie. Jedyne co mła spędza sen z powiek to jest to żebyśmy odrzucając ten niby naukowy bełkot o wpływie codziennego bytowania ludzkości na globalny klimat, nie odrzucili od siebie świadomości dotyczącej konieczności ochrony środowiska. Ochrona Natury, utrzymanie jej dobrostanu to utrzymanie nas, będących jej częścią. Może na klimat globalny nie wpływamy ale na to co wokół  nas zielonego bezpośrednio to wpływamy na pewno. 


Mła o wielu sprawach bieżączkowych i niebieżączkowych nie napisała, pominęła to co robio i robiły w tym roku Chiny, obie Koree czy kraje Bliskiego Wschodu ale szczerze pisząc to mam dosyć taplania się w tym bajorku.  Mła śledzi bo sytuejszyn jej zdaniem jest taka że śledzić trzeba. Brzydko się dzieje u naszych północno - wschodnich somsiadów a u Niemców wcale nie lepiej, trza tu być czujnym. Dodatkowo na stołku w  USA zamiast pierdoły Józka narcystyczny showmen Ryży i jego ekipa niekoniecznie otrzaskana z polityką zagraniczną. Będzie się działo. Dla nas najważniejsze zadanie to pokumawszy się z inszymi wyjąć zarzund UE spod niemieckich wpływów i grając na Amerykanów poknuć solidnie w sprawie Ukrainy, szczególnie powinien nas interesować proces rzeczywistej westernizacji struktur tego państwa i budowania normalnie działającego organizmu państwowego,  do tego to oni będą potrzebowali ram bo sami z siebie to oni głownie korupcję potrafio produkować, nie mam złudzeń co do ichniej władzy i ludzi z jej okolic. To nie chodzi tylko o kasę a o  transfer realizacji idei.  Trza  graniczyć z kimś w miarę przewidywalnym. Myślę że to też czas na zaproponowanie czegoś Białorusi, widać że Baćka ma ochotę prysnąć z ruskiego miru. Troszki musimy ograniczyć nasze romantyczne podejście do polityki, więcej realu, mniej sentymentów. W kraiczku naszym kochanym to czym prędzej trza ukrócić możliwość podbierania kasy poza systemem przez służby specjalne. Na całym świecie to problem, z tym że nasz to już podrósł i ropą nabrzmiał tak że połapkowe miejsce po ropniu u Szpagetki to przy tym cud, miód i malina, bo u koty to nawet zarastanie jakby ruszyło. Ech... magiczne słówko rozliczenia, bez rozliczeń obecne rzundzące padną.

niedziela, 29 grudnia 2024

Codziennik - allelujnik świąteczny

Mła jest świeżo po  odmoczeniu strupa Szpagetki,  zdecydowałam się na wcześniejsze ściąganie , bo strup mocno stwardniał. Tym razem  bez skrzeków za to z łapówką - było żarte mięcho. Podczas zabiegu,  więc mła musiała  dokonywać cudów coby antyseptyka była zachowana ( przydała się długa pęseta po  św.p. Danieli, mamie Wujka Jo ). Przy podawanym mięchu bóli nie odnotowano. Taka jest Szpagetka! Oszustność i terror, oraz  paskudyzm charakteru. Nóżka wygląda tak se ale widać że dziurwa jakby zmniejszona, nie tyle że rozległość się zmniejszyła, tylko że głębokość jakby mniejsza. Dwie godziny po zdjęciu strupa mła  karmiła ponownie puszeczką wymieszaną z mikroelementami, które Szpagetka dostała w prezencie od Cioci Dżizaas. Mała franca popluwała i zjadła tylko połowę ( resztą tradycyjnie zajęła się Okularia, mikroelementy się jej przydadzą po tej sraczkowej przygodzie w Święta ). Po nakarmieniu bestii mła zajęła się własnym obiadem a tu niespodziewanka, Szpagetka wypełzła spod kordły  i zażądała "swojej" części mojej pieczeni. Mła ustąpiła  bo przeca ona chora, hym... pochłonęła połowę mojego mięcha. Chyba się ma na życie.  Po zeżarciu było zaprezentowanie rany i wpełznięcie pod kordłę, mła zaczyna podejrzewać że troszki tu któś sytuację wykorzystuje. Cóż, trza to wziąć na klatę. Reszta towarzystwa korzysta z tego że wyszło słoneczko i wypruła do ogrodu. Mła teraz wychodzi towarzysko, jak wrócę to jeszcze cóś naskrobię. 


Mła zainspirowana Agatkowym wpisem o nowych bombkach przedstawi swoje tegoroczne bombkowe świeżynki. Na pierwszy zdjątku koty inteligenty nabyte na początku tego roku po okazyjnej cenie wynoszącej 1/3 tej pierwotnej. Na drugiej fotce prezent od Gosi, Natalki i Piotrusia, koty w stosownych czapeczkach i cud szaliczkach. Tradycyjnie już zamierzam urządzić bombkowe łowy po święcie Trzech Królów. Do mła zdecydowanie mocniej przemawiają bombki  w cenie złotych pięciu do ośmiu niż wypasy przedświąteczne  w cenie złotych trzydziestu albo i powyżej. Na fotce obok okłaczone przez Okularię krzesełko ze świąteczną pocztą i Szpagetka w wersji emaliowanej, poniżej prezentowe słodyczki i pierniczki z kłakiem Okularii, która uznała że słodycz bez kociwłosa się nie liczy. Dobrze że Sztaflik i Mrutek nie czują się zobowiązane dokłaczać, bo mła mogłaby mieć problem z pilobezoarem.

Mła  z okazji Świąt została posiadaczką dwóch  nowych  wisiorków, które co prawda przylazły po Świętach, bo Mikołaj cóś się nie spieszył. To motylek i owoc granatu ( Mamelon odetchnęła z ulgą że nie bałwanek ani pierdonka ). Nowa biżu troszki słodzi czas poświąteczny, przydawa to się mła kiedy nawiedzają ją smętne myśli o Pasiaku. Ech... tęsknię za nim, choć pozostała czwórka robi co może żebym myślała głównie o nich. Dobra, to by było na dziś na tyle, jutro prasówka. W Muzyczniku nadal świątecznie.

sobota, 28 grudnia 2024

Codziennik - nadal w czasie świątecznym

Mła nadal funkcjonuje razem z kotami w trybie świątecznym, starając się ignorować chrapliwe odgłosy codzienności. Owszem, zmusiwszy się i zrobiwszy cóś na kształt prasówki ale jakby mła o wyspach  Hula Gula pisała - bez  zaangażowania. Może to i prasówce nawet na dobre wyszło. Szpagetka w fazie gojenia, za tydzień ściąganie i znów jazda. Na szczęście je jak powinna a nawet nie powinna, także z tej strony mła  nieco uspokojona. Sztaflik, Mrutek i Lucas przeprowadzają sparingi w Alcatrazie i świątecznie opustoszałej fabryce, nie mam siły do tych gadów. W Wigilię Okularia napadła na zapasy i pochłonęła jednorazowo około 850 gram. Była świąteczna sraczka, dzyń, dzyń, dzyń, dopiero od wczoraj normalnie je. Mła oczywiście robiła za toaletową, znaczy babcię klozetową. A tak poza tym to mła w Święta była rozrywana towarzysko a potem wypoczywała po tym rozrywaniu. Na stole w kuchni  robię sobie teraz w ramach wypoczynku własne Little Christmas pod klosz, jestem w fazie malowania kuchennego wyposażenia. Prezentuje Wam na fotkach odpowiednio biżu dla pani starszej, kotka com go od Dżizaasa dostała i zbierane zusammen z Mamelonem "spersonalizowane" charmsy, w sam raz odpowiednie dla damy w wieku tuż przedemerytalnym. Taa... wiecie, zatrute jabłuszka, muchomorki i tym podobne "przedszkolności".  Mamelon tradycyjnie załamana gustem mła. Dziś mła udawa się po nową ceratę na kuchenny stół, to też coś jakby prezent, od kotów dla mła. Znaczy uszczknęłam z ich żarciowego, bo dostały mnóstwo jadalnych  prezentów. W końcu to one ceraty niszczą nie mła, zabór kasy jest zatem usprawiedliwiony. Na fotkach mła zapodaje rzeczy o których pisze +  keks nasączany alkoholem, co to właśnie dojrzał do  konsumpcji. Keks znaczy, nie alkohol. Ponieważ trwają Święta w Muzyczniku dziś jeszcze kolędy.


wtorek, 24 grudnia 2024

Wszystkiego Najświąteczniejszego!

Dziś Wigilia, urodziny i imieniny Mamy mła, także mła czeka jeszcze wyprawa na cmentarz i podwójna wieczerza. Czasu mało, kordełka z czasu dziś za krótka i dlatego mła Wam tak bardzo króciutko życzy wszystkiego najlepszego na te nadchodzące święta Bożego Narodzenia czy tam innej Gwiazdki. Dnia przybywa i Jasne się rodzi, pasterze śpiewajo, bydlęta klękajo i tak dalej. 

sobota, 21 grudnia 2024

Przedświąteczny zdrowotnik

Tatuś przebadany, holter i te sprawy. Zmiana leczenia, bo serducho wali jak u koliberka, trza oszczędzać nerki  i wogle. Oczywiście Tatuś  stoi na stanowisku że już się nażył i olewa, Dohtorowej skarżył się  że ma problemy wychowawcze z córkami ( to było po tym kiedy go wkopałyśmy z okazji wywiadu lekarskiego ).  Generalnie usiłował ciemnić i przedstawiać się jako okaz zdrowia ale maszyny się nie oszuka i Tatuś nam  musiał "stanąć w prawdzie".  Rzecz jasna jest z tego faktu bardzo niezadowolniony! Nie porykiwałyśmy na niego za bardzo, niech się oswoi z nową sytuacją, w końcu ma się oszczędzać.  Tausiu to ciężko zrozumieć że on  na drabinie sprawdzający co tam na dachu,  to nie jest widok uspokajający jego córki i że czas zacząć poważne leczenie. Wicie rozumicie, mła nie pierwszy raz o tym pisze,  Tatuś to jest facet, który twierdzi że jak już  nic nie można robić to po co się męczyć życiem  i że to wstyd w trumnie zdrowemu leżeć. Chorobę traktuje jako naturalny proces starzenia się organizmu, w związku z takim podejściem Tatusia do zjawiska mła musiała wygłosić pogadankę pod tytułem "Jakość życia  w wieku schyłkowym", co mam nadzieję uświadomiło Tatusiowi że my nie mamy złudzeń w temacie regeneracja Tatusia i bieżnikowanie opon, chcemy po prostu żeby mu się bardziej komfortowo żyło.  Wiecie, podejście facet i komfort jazdy. Obiecałam że jak leki dobrze podziałają to może nawet sam pomaluje chałupę, bo mła wie że bezczynność może wykończyć tak samo jak nadmierny wysiłek. Jednakże teraz Tatuś ma odpoczywać i pozwolić działać lekom. Tatuś  stwierdził  że się zgadza  na wszystko ale tylko z tego powodu że ujadamy jak chihuahua ( Dżizaas ), zdezelowany  ratlerek ( Magdzioł ) i zapasiony mops ( mła ). Dobrze że ta wizyta lekarska wypadła o tej porze roku, da się Tatusia troszki w domu przytrzymać a wiosenną porą kuracja już powinna nieco mu  ulżyć. Bo mła nie ma złudzeń, przyjdzie wiosna i Tatuś znów nam będzie fikał. Mła się pociesza tym że Bob, tatuś Ewy, przyjaciółki Mamelona z lat szkolnych, jest jeszcze bardziej uparty od naszego Tatusia. Boba trzeba było podstępem z dachu ściągać kiedy w wieku lat 92 zapragnął sprawdzić jakość prac dekarskich. Starsi panowie majo jakoś obsesję na punkcie dachów. Bob był oczywiście tyż cinżko obrażony i nawet retorsje  za to ściągnięcie stosował. No nasz Tatuś to przynajmniej nie strzela focha jak primadonna. 

Teraz szybciutko mła Was zapewni że komentarze czyta i że na nie odpowie, jak tylko czasu na komp nieco więcej znajdzie, co powinno niedługo nastąpić. Trzymajcie się, bo przedświąteczny wir nadchodzi. W ramach ozdóbstw dziś stare kartki jamnicze a w Muzyczniku stosowna muzyczka. 

środa, 18 grudnia 2024

Grinchowanie

Wcale mła nieświątecznie. Zacznę od tego że Tatuś, który ma jutro wizytę u kardiologa,  zamiast przyjechać dziś  postanowił przyjechać jutro. Samochodem. Qarwa! No bo przecież   jeszcze nie skończył 81 lat. Wzięłam na uspokojenie, bo nie mogę sobie pozwolić na przemoc w rodzinie przed wizytą lekarską. Gienia w szpitalu na planowanym zabiegu, qarwa z komplikacjami! Obecnie jest już OK ale chyba trza szykować sprzęt ucieczkowy bo w szpitalu żółtaczka. Doglądam Gieniowego kanarka i kombinuję jak to będzie po jej powrocie. Irenka na szczęście zdrowa w miarę, więc się jakoś to wszystko rozłoży. Dżizaas dziś mła poinformowała  że się jej udało i dochrapała się operacji na NFZ. Termin w miarę, bo ktoś wypadł i Dżizaasa wcisnęli z tą jej szpotawą stópką. Na szczęście,  bo zapalenie co i raz powracało. Oczywiście termin operacji taki że nici ze wspólnych wakacji ale walić to, najważniejsze żeby jej tę nogę zrobili. Kolejną niemiłą szpitalną wiadomość dostałam mailem, bardzo solidnie trzymam kciuki bo naprawdę trza. Jakby było mało ludzkich nieszczęść mła się dziś dowiedziała  że zajadły russelek Gosi, taki wesoły Pacuś, bardzo chory. Ech... Nasza Szpagetka zarasta kolejnym strupem, za tydzień znów odmaczanie. Dziurwa Doktoru się nie podobała ale ogólny stan Szpagetki nie jest zły. Znów było łażenie po kilimku i ostrzenia na nim pazurów oraz została wykonana próba ucieczki przez okno, bo trza było iść na odsiecz Mrutkowi i Lucasowi nawalającymi się z fabrycznymi. Mła macki opadły, występuje z tym  balsamem Szostakowa a ona nic sobie z tej dziurawości nadmiarowej własnej osoby  nie robi. Porykiwania  były, znaczy skrzeki  bojowe. No a mła z instrukcją żeby koty nie  męczyć, odpoczynek, komfort i wogle. Ech... Dziś kocie obabrazki, jeden Miszy Askenazego a drugi zapomniałam czyjego autorstwa. Na komentarze pod poprzednim postem odpowiem jak się u mła medycznie przewali.

poniedziałek, 16 grudnia 2024

Prasówka w połowie grudnia

"Unia i ludzie w niej mają wizję do końca historii i uważają, że świat musi się dostosować. Afryka ma dostarczać ludzi, Ameryka Południowa produkcji rolnej, Azja - przemysłowej, Rosja - surowców, a Ameryka Północna - bronić. A świat na to europejskie lśniące miasto na wzgórzu patrzy jak na wioskowego głupka..."

 kapitanpajk - netokomentator 

Europejska gospodarka ma się tak sobie, nie tak źle jak wieszczo niektóre prawicowe mendia ale nie tak fajnie jak to z kolei przedstawiajo mendia lewicowe. UE zamiast pomagać nadal uprawia politykę niedostrzegania problemów, w tym tego głównego. Z raportu Draghiego wynika że problem został dobrze zdiagnozowany, ale niestety Draghi nie chciał zobaczyć jego źródła, czyli kierunku jaki obrała  UE w roku 2003.  Bez uznania tego błędu będzie ciężko znaleźć rozwiązanie. Tak,  polityka UE była błędna, delegowanie przemysłu za granicę, gdzie nie przestrzegało się żadnych cywilizowanych norm ochrony środowiska,  nie tylko nie poprawiło "sytuacji planety", o której tak dzielnie rozprawiają nam wszyscy niemal politycy, ta wyprowadzka wraca teraz do nas problemami z półproduktami do produkcji leków, tanimi do bólu, bo sponsorowanymi przez chiński rząd towarami, które rozwalają nam  wszelaki przemysł, a pośrednio to nawet cenami energii z kosmosu. A tu proszę, nowa Komisja Europejska brnie, jakby niepomna że pseudo ekologiczne szaleństwo zwane Zielonym Ładem nie spodobało się wyborcom. Drogi pseudo ekologiczny prąd jest kamieniem młyńskim u szyi gospodarki ale  co nam to, zamiast debaty energetycznej i debaty nad  Zielonym Wałem weźmiemy  podpiszemy  nową, śliczną umowę  o wolnym handlu z Ameryką Południową i będzie super. Wrócimy  do przeszłości.  Otóż nie wrócimy i wiedzą to chyba wszyscy poza  oderwaną od życia klasą polityczną z Reichu i Brukseli, w tej kolejności. Hym...  im mniejsze znaczenie mają niemieccy politycy w Brukseli tym UE ma się lepiej, należy zatem wszelkimi możliwymi sposobami ograniczać ich wpływ na tę organizacje, co już w UE zostało pokumane i wydawa mła się że będzie realizowane.  Niemcy zaczynają przejawiać oznaki demencji, dzień wczorajszy biorą za dzisiejszy.  Jak to pierdołowate dziadki wolą  grzać się w blasku minionej chwały albo opowiadać jakich to oni czynów jeszcze nie dokonają w przyszłości, bo to my silne Panie tego,  niż rozwiązywać problemy, które niesie teraźniejszość. Mniemanie, że w UE można będzie znowu produkować samochody i to taniej niż w Chinach, Indiach i kolejnych krajach, że stal produkowana w UE będzie tańsza niż importowana, że nawozy sztuczne będą tańsze niż rosyjskie i zboże też będzie tańsze niż to sprowadzane spoza  UE,  to są  urojenia. Co robi KE?  Tnie te urojenia, uzgadnia cła, śrubuje normy dostępu do rynku tam gdzie ceł nie wprowadza?  Nie, KE świętuje kolejne  wyprowadzanie przemysłu z UE i rozwalanie europejskiego rolnictwa. Robi to zdaniem mła po to by w Niemczech nie doszło do takiego wyniku wyborczego, po którym Chadecja  musiałaby się dogadywać z AFD, bo wtedy by się skończyło słodkie pierdzenie w stołki w Brukseli.  Kasa, która by płynęła  do UE uległaby bardzo znacznemu okrojeniu a wszechwładza KE przestałaby być wszechwładzą. UE boi się populistów ale ślepa jest na to że swoją durną polityką ich tworzy.  Taka ślepota jest wynikiem  nadmiernej władzy tej instytucji i nadmiernym wpływem na KE polityków niemieckich. Ech... Niemieckie polityki  to muszo pokumać że  czas zacząć przycinać zasiłki i nauczyć ludzi, że na pieniądze trzeba zapracować. Narzekania na deficyt są śmieszne w sytuacji w której państwo  niemieckie  rozdaje dochody gwarantowane, toleruje ludzi na wiecznym bezrobociu i sprowadza sobie nowych, na których najpierw trzeba wydać tysiące euro, zanim będą zdatni do zaistnienia na rynku pracy. Niemcy mają konkurencje na światowych rynkach i podpisanie kolejnych umów o wolnym handlu z kolejnymi kontynentami ich nie zbawi. Mam szczerą nadzieję że  umowa Mercosur upadnie i to z hukiem. Pewnikiem wtedy niemieccy politycy czym prędzej przystąpią do wmawiania swoim niemieckim wyborcom że to przez Europę tak źle  się dzieje, bo gdyby ten handel z Ameryką Południową wypalił no to w Reichu cud, miód i malina. Gówno nie malina, jak się  za Schrödera i Merkel spało i  zapewniało tani gaz, który uzależniał od Rosjan i powodował kłopoty sąsiadów, nie rozwijało się technologii, co najwyżej wykupywało  blisko znajdującą się konkurencję i zamykało jej fabryki, to teraz zdziwko że fabryki wyrosły gdzieś indziej, sprzedać ich  nikt nie chce, gazu nie ma bo wojna a sąsiedzi cóś wkarwieni. Jak się  Niemce  nie obudzą teraz i nie wymogą na swoich politykach zmian to nadal będą tracić na znaczeniu.  A zdaniem mła Niemcy niespecjalnie chcą się obudzić, merkelizm im się spodobał, społeczeństwo chce żyć w sadzawce ze stojącą wodą i nie widzieć fal oceanu, które się wokół bałwanią. Prędzej niż później pokuma to Bruksela i wraz z malejącym znaczeniem niemieckich polityków odejdą w niebyt ich cudowne pomysły.  A tak na marginesie - czy ekoludki protestują już przeciwko wielkoobszarowym gospodarstwom rolnym w Ameryce Południowej? Na ich miejscu bym się już przyklejała,  tym bardziej że w tym wypadku to jednak jest realny powód.


"Inauguracja Trumpa niczym otwarcie Notre Dame - i tu i tu zabytek dostał drugą szansę."

 mln79 - netokomentator

Ryży  gołąbek pokoju porzucił był właśnie 24 godzinny termin zakończenia przez się konfliktu ukraińsko - rosyjskiego. Może do niego dotarło że jak nie pójdzie na wojnę, niekoniecznie tylko handlową, która jest w zasadzie proxywar z Chinami,  to na pewno nie zadba o Amerykę.  Rosji na swoją stronę nie przeciągnie bo za duża rozbieżność interesów, no i Stany są teraz jednym z rozgrywających a nie głównym rozgrywającym. Chińczycy przeca nie będą czekali z założonymi rękami gdyby Rosjanie nagle zapragnęli zbliżyć się do Amerykanów a Europa ma swoje własne interesy, niekoniecznie zbieżne z amerykańskimi. Czas myśleć o nowych sankcjach, bo inszego lewara na Rosję  nie widzę. Poza tym sankcje pasujo do komiwojażera, jakim w  gruncie rzeczy jest  Ryży. Mła odniosła wrażenie że to co się stało w Syrii zaskoczyło ekipę  Ryżego, troszki to mła znerwowało,  przyszła administracja może być bardziej naiwna niż Demsy, co byłoby zdziwne,  bo w polityce zagranicznej to demokratyczne administracje błądziły we mgle. Mam wrażenie że Ryży i jego towarzystwo żyło w banieczce "potęgi Rosjan", tak naprawdę nie orientując się jak wygląda real. Problem nieco podobny do tego z niemiecką ślepotą, życie przeszłością. Mła ma nadzieję że znajdzie się tam w tej administracji któś na tyle przytomny, kto ogarnie obecną sytuację, która nie przypomina bajań Tuckera  Carlsona. Jak się nie jest na bieżąco i zaczyna się zawierzać to się ma kłopoty, prędzej niż później. Wicie rozumicie, prosty człek  z Środkowego Zachodu może sobie wierzyć że utrzyma swój poziom życia kiedy tylko USA zajmą się wyłącznie USA, polityk powinien jednakże wiedzieć że to tak nie działa i USA tylko dlatego jeszcze jakoś tam przędą, bo dolar jest walutą globalną, którą przestanie być z chwilą utraty przez USA mocarstwowości. Niby proste ale masowo to Amerykanie jakoś nie kumają, może przez dodatek fluoru do wody, fluor w nadmiarze obniża IQ dzieci. Polityk jednak powinien kumać, znaczy pić wodę butelkowaną. No i nie wierzyć w bajki krążące w mendiach, bo to któryś tam z  kolei  stopień do piekła.  Na razie Ryży ma miesiąc miodowy i świętuje, został Człowiekiem Roku magazynu "Time". Hym... W 1938 roku tak został wyróżniony  Adolf Hitler, w 1939 roku i 1942 roku ten sam tytuł dostał Józef Stalin, tuż po tym, jak razem z Hitlerem napadając na Polskę rozpoczął II wojnę światową. W 2007 roku Człowiekiem Roku został Wujek Wowa. Na miejscu Ryżego rozważałabym cinżką obrazę, he, he, he. Ślepy Józek pracuje na rosyjski lewar dla Ryżego, dobre i to, znaczy że któś tam może jednak czuwa ponad podziałami.


"To nie rusofobia tylko REALIZM"

 artau - netokomentator

Po trzech latach krwawej wojny druga armia świata utknęła w najbiedniejszym kraju Europy zajmując 20%  jego terytorium, bo nie była w stanie  zrealizować własnej doktryny głębokich uderzeń pancerno - zmechanizowanych. Taa...  Ostatnio kosztem około 100 tysięcy straconych istnień ludzkich przez prawie miesiąc przesunęli linię frontu na niekorzyść Ukrainy o nadzwyczajne około 20 do 30 kilometrów. Rosyjska armia gra głównie liczbą żołnierzy, ale ich  liczba też nie jest nieograniczona. Rosja to nie Chiny czy Indie, lecz kraj niezbyt ludny.  Ze społeczeństwa oficjalnie około 140 - milionowego ( w którym 30% stanowią inne grupy etniczne ) wytracono jak na razie cóś około 700 do 800 tysięcy młodych mężczyzn, jak dojdzie do miliona  to demograficzna katastrofa, zważywszy na to że paręset tysięcy dało z  Rosji nogę. Rosjanie zaczęli zdawać sobie  sprawę z problemu, stąd kretyńskie rozporządzenia mające rozliczać gubernatorów z dzietności w obwodach przez nich kierowanych. Całego pokolenia utraconego rozporządzeniami się nie odzyska. To jest cena za wyszarpanie Donbasu, którego nie będzie kim zaludnić. No i dochodzimy do tego o czym fani Rosji wiedzieć nie chcą,  ruska armia,  nie ukraińska,   zrównała z ziemią wiele miast na wschodzie Ukrainy. No tako majo taktykę wojskową. W  Ługandzie i Donbabwe, a nawet częściowo w Charkowskim większość cywilów, którzy ponieśli śmierć lub potracili dachy nad głową,  to tacy którzy czuli się Rosjanami. Chyba nie ma się co dziwić że sporej części tych co zostali  miłość do Rosji przeszła.  Mła już kiedyś pisała ale teraz powtórzy, ktokolwiek dostanie Donbas dostanie kłopoty, widać to już teraz i dlatego nie ma jakoś specjalnych po stronie ukraińskiej nacisków że robimy nowy Bachmut.  Przed wojną była to prorosyjska część Ukrainy, władze w  Kijowie zdawały sobie sprawę jeszcze przed 2014 rokiem z istnienia tam V kolumny. W związku z tym jest jak jest. Rosja tę idiotyczną wojnę  przegrała na własne życzenie, nawet jeśli jej wojsko zwycięży pod jakąś wiochą to nie odda to tego co Rosja w wyniku tej wojny utraciła. Za takie wiochy poświęcono pozycję na Bliskim Wschodzie, która dawała Rosji rolę gracza w polityce światowej! Utrzymanie baz w  chaosie wojny domowej w Syrii to sritu- pitu,  dziś teren kontroluje ten a jutro tamten, przeniesienie ich do  Libii jest problematyczne, bo zbyt wielu sobie ich tam nie życzy. Nie ma Bliskiego Wschodu to nie ma Afryki, koniec balu Panno Lalu.  Syryjska rozpierducha wkurzyła Chińczyków niemal tak samo mocno jak północno - koreański romans  Rosji, mają swoje problemy z gospodarką i już niemal  blisko zero ochoty na finansowanie rosyjskich wojenek. Gospodarka Rosji leży i kwiczy, nie tylko dzięki sankcjom.  Dołożył się Bank Centralny i przestawienie  gospodarki na tryb wojenny. Ogłoszenie zakończenia wojny tylko pogorszy sytuację,  co spędza sen z powiek Kremlowi. USA przez prawie dwadzieścia  lat siedziały w Afganistanie i wylazły stamtąd dlatego że było to bezsensowne, Rosja nie siedziała w Syrii dłużej niż dziewięć lat i zwija się bo ją  milicja wspierana przez  Turków pogoniła! Nie byli w  stanie obronić reżimu i negocjują pozostanie w kraju, który jest im niezbędny do utrzymania roli mocarstwa, z ludźmi, którzy za tydzień mogą nie mieć nic do powiedzenia . To pokazuje jaką wagę ma Rosja w chwili dławienia się Ukrainą. My musimy się teraz mocno nadąć, na tyle mocno by odstraszyć Wujka Wowę, ponieważ on będzie szukał kogo by tu. Najlepiej takiego, który zaraz padnie. Zdaniem mła może straszyć na Kaukazie ale na wszelki wypadek lepiej się nadąć - to nie rusofobia tylko czysty realizm. Jeżeli Ryży z Ameryki porządnie dociśnie sankcjami to mła myśli że Wujek Wowa zachoruje i odda władzę. Jak nie będzie chciał oddać, Ukraińcy będą nadal podgryzać, kasy nie będzie, to Wujek Wowa zachoruje na chorobę ostateczną. Siłowiki usuną go pospołu z oligarchami, coby Rosja się jeszcze nie rozwaliła, bo mła w przeciwieństwie do Witolda Jurasza widzi powolny  rozpad kraju kolonialnego a nie trwanie kraju w którym wszyscy czują się Rosjanami. Moment blisko zakończenia otwartej wojny będzie bardzo niebezpieczny, bo ekipa, która teraz  rządzi Rosją będzie grała o życie. Po wojnie trzeba będzie zachować nadal trzeźwe patrzenie na Rosję, bez rozczulań na temat rosyjskiej demokracji, bo takowa w Rosji nie jest znana. Rosjanie mili ludzie ale jakoś tak zawsze lubieją jak jaka twarda ręka nimi rządzi, nie muszą sobie wtedy głowy zawracać polityką. Raz na jakiś czas bunt albo rewolucja ale żeby tak prawdziwy parlamentaryzm to fuj. No tak majo i dlatego są cóś słabo przewidywalni.

piątek, 13 grudnia 2024

Sprawozdanie z kuracji

Mła ma z polecenia  dohtorskiego zrywać strup Szpagetkowy bez względu na wygląd rany, bo do procesu gojenia tej okropnej dziurwy po ropniu potrzebne jest powietrze. Wicie rozumicie - żadnej ropy pod strupem  i ostrożnie z antybiotykiem, bo szlachetny koci organizm i tak już był  faszerowany dwiema kuracjami w ciągu dwóch miesięcy. Mła pracowicie odmacza, rivanoluje, ściąga martwą tkankę, octeniseptuje a w dziurwę zapodaje balsam Szostakowa.  No i tak ma być dopóki się nie wygoi a raz na tydzień do Dohtora, bo tu trza oglądać i szybko działać jakby co.  Przed ściąganiem najgorszych strupów mła zapodawa sobie kielicha dla kurażu, bo dla niej to ciężkie ze względów emocjonalnych.  Technicznie to prycho, mła nawykła do opatrywania itd, ale każden ewentualny skrzek Szpagetki to nóż w serducho. Szpagetka chyba to wie, bo po pierwsze primo nie ucieka przed wielką akcją w wykonie mła, nawet układa się na boczku sama z siebie żeby mła lepiej szło grzebanie w ranie, po drugie drugo nie skrzeczy straszliwie  tylko lekko pomrukuje jak cóś nie tego i pobolewa,  mła dzięki temu  opracowuje ranę tak bardziej bezstresowo a zatem i dokładniej. Jak na razie  to mła zapodaje że Szpagutek raczy w miarę normalnie jeść, tfu, tfu, tfu, wyraża nawet zainteresowanie zawartością mojego talerza a także,  o zgrozo, mojego kubka z kawą. Hym... "Poświęcę się i wychlam" tak to wygląda. Niby dobrze ale mła ma świadomość że dopóki rana się nie zabliźni to stąpamy po cienkim lodzie. Pamiętam dobrze leczenie mojej Azuni, którą ktoś potraktował siekierą.  Były terapeutyczne  dołki, górki, ale na szczęście później całkiem dobre psie życie.  Jak widzicie staram się być optymistką mimo tego że jestem  posiadana przez  nadmiarowo dziurawą kotę. Za odzóbstwa wpisu robią prace artystki podpisującej się  nazwiskiem Leman, które zdaniem mła trafnie ilustrują mniemania Szpagetki o niej samej a w Muzyczniku dziś nietypowa świąteczna muzyczka. The Harmony Sisters to współczesny zespół nawiązujący do swingowego brzmieniem  lat 40 XX wieku.


środa, 11 grudnia 2024

Czarnogóra vel Montenegro - Kotor

Jest tak brzydko że mła postanowiła Was zabrać z tych grudniowych, oślizgłych ciemności do miejsca gdzie bywa naprawdę gorąco, do Kotoru z włoska Cattaro.  Miasto leży przy Zatoce Kotorskiej znanej też jako Boka Kotorska, ta zatoka to jest dla mła taki punkt, którego nie sposób pominąć zwiedzając  ziemię dawnej Dalmacji Weneckiej.  Boka Kotorska to jedna z najbardziej "wciętych" części Morza Adriatyckiego, bywa nazywana  najbardziej wysuniętym na południe fiordem w Europie, ale tak naprawdę jest to ria, dawna dolina rzeczna otwarta na morze, taka hym... zatopiona rzeka. Bokelj się ponoć ta zaginiona rzeka nazywała. Procesy tektoniczne i krasowe doprowadziły do ​​rozpadu tej rzeki, niekiedy po ulewnych deszczach echa rzecznej historii odzywają się w zatoce.  Pojawia się wodospad ze źródła Sopot w Risan , a Škurda, inna znana górska rzeka, przepływa przez kanion  Lovćen. Wokół zatoki rozciągają się   wapienne klify Orjen od strony zachodniej i Lovćen od strony wschodniej, wicie rozumicie Alpy Dynarski a z południa gdzieś tam widać  pasmo o wiele mówiącej nazwie Góry Przeklęte. Góry otaczające zatokę to nie są ułomki,  drogi w okolicach Boki Kotorskiej to tak na wysokości 1600 metrów n. p. m. U wejścia do zatoki znajduje się Prevlaka, mały półwysep który wg. dzisiejszych map leży w południowej Chorwacji.

Zatoka ma około 28 kilometrów  długości a jej linia brzegowa rozciąga się aż  na 107,3 ​​kilometrów.  Najwęższa część zatoki, cieśnina Verige, ma zaledwie 340 metrów szerokości w najwęższym punkcie, znajduje się  znajduje się między przylądkiem Św. Nedjelja a przylądkiem Opatowo i oddziela wewnętrzną zatokę na wschód od Zatoki Tivat,  której wody  położone są najbliżej Adriatyku, sąsiadując z jak najbardziej morską Zatoką Herceg Novi. Te wewnętrzne zatoki utworzone przez rzekę to Zatoka Risan na północnym zachodzie i Zatoka Kotorska na południowym wschodzie. Naturalny i kulturowo - historyczny region Kotoru został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1979 roku. No należało się, widok zatoki wręcz  zatyka, mła nie dziwią te wycieczkowce  cumowane u jej wybrzeży. Nie dość że Matka Natura wali po oczach urodą wód i gór to jeszcze na brzegach  istnieją dobrze zachowane średniowieczne miasta takie jak:  Kotor, Risan, Tivat , Perast, Prčanj i Herceg Novi. Do tego dodajcie liczne klasztory i sanktuaria, wiekowe a jakże,  które wyrastają na wyspach, półwyspach, wciśnięte w  górskie dolinki, wyniesione wysoko na zbocza. Mła tak sobie myśli że na zwiedzanie porządne to jednego dnia stanowczo za mało, Kotor i jego okolice zasługują na znacznie więcej czasu.

Cóż, mła tylko jeden dzień spędziła w  Kotorze, dobre i to, choć było to za mało żeby np. wleźć  na skałki nad  Kotorem, z których podziwiać można panoramę   całej zatoki. Dlatego niestety w tym wpisie nie ma widoczków z wysokości,  mła zajęła się bardziej starym miastem zamkniętym w obrębie weneckich   murów.  Rzeźba typu lodowcowego i krasowego łącząca się w coś unikalnego z krajobrazem nadmorskim, co jest dość unikalne w basenie Morza Śródziemnego,  na moich fotkach prawie niewidoczna ale za to miasto obfocone starannie, łącznie ze świątyniami, którym jednak poświecę osobny wpis. Mła zacznie od murów otaczających miasto, to  tzw. zintegrowany  system historycznych fortyfikacji, który chronił średniowieczne miasto Kotor, składający się z wałów, wież, cytadeli, bram, bastionów, fortów, cystern, zamku oraz pomocniczych budynków i struktur. Wicie rozumicie, nie jakiś tam kawałek plotka, to są  fortyfikacje. Niemcy cóś takiego określają mianem die Festung - twierdza. Stary Kotor takie sprawia wrażenie, miasto twierdza. Mury to taka składanka historyczna, rosły od czasu miast królestw iliryjskich,  rozwinięto je w czasach kiedy na Kotorem  pieczę sprawowało Cesarstwo Bizantyjskie, stały się tym czym są dzisiaj za sprawą weneckiego patronatu nad miastem a  w czasach panowania Austrii też nieco dołożono.

Kotor jest takim zdziwnym miejscem, które na Listę  Światowego Dziedzictwa UNESCO dostało się  jakby dwukrotnie,   fortyfikacje  wraz ze starym miastem i jego naturalnym otoczeniem zostały wpisane na listę  w 1979 roku ale drugi raz  ufortyfikowane miasto Kotor pojawiło się na takiej liście  w  roku 2017 jako część weneckich twierdz  obronnych z XV - XVII wieku, składający się z sześciu fortów bastionowych zbudowanych przez Republikę Wenecką na jej kontynentalnych domenach ( Stato da Terra ) i domenach morskich ( Stato da Màr ).  Jak  widzicie te mury są atrakcją samą w sobie, niezależnie od  miasta, które chronią.  Zalążek przyszłych fortyfikacji to jak już wspomniałam czasy illiryjskie. Szczyt góry świętego Jana był  ufortyfikowany w czasach illiryjskich królów. W VI wieku cesarz bizantyjski Justynian I przebudował twierdzę, dość gruntownie , bo czasy były niespokojne.  Justynian zbudował twierdzę nad Ascrivium, to dawna, rzymska nazwa Kotoru,  w 535 roku po wypędzeniu Ostrogotów. Nie do końca  się udało z tymi  bo Ascrivium zostało splądrowane przez Saracenów w 840 roku.  W związku ze związkiem dodatkowo ufortyfikowano część góry Świętego Jana za Konstantyna VII Porfirogenety w X wieku.

Jednakże największy wpływ na kształt fortyfikacji mieli Wenecjanie ( piszę z dużej litery bo Wenecja była nie tylko miastem ale i  bytem państwowym ). Kiedy w 1420 roku niezależna wówczas Republika Cattaro uległa rządom Wenecji, dość ochoczo, to jako  jako część tzw. Albanii Veneta, musiała być odpowiednio przez Wenecję  chroniona.  Państwo Osmańskie  czyhało nawet na skaliste wnętrze Półwyspu  Bałkańskiego a co dopiero na miasta portowe, które  traktowało jak diabetyk słodycze, zżerało z ukontentowaniem. W czasie kiedy fortyfikacje otrzymały obecną strukturę, miały miejsce dwa oblężenia osmańskie. Solidne prace przeprowadzono w latach 1538 - 1571 i 1657 - 1699.  Mury musiały być potężne nie tylko ze względu na osmańskie zakusy, region należy do tych nawiedzanych przez silne trzęsienia ziemi, które  co i raz uszkadzały fortyfikacje.

Najsilniejsze  wstrząsy miały miejsce w latach 1563, 1667 i ostatnio, w roku 1979, które to trzęsienie ziemi dla zabytków w południowej Dalmacji  Weneckiej było katastrofalne. Do utrzymania  murów rzucili się wtedy wszyscy, z agendą ONZ na czele.  Teraz ich konserwacje wspiera EU, wychodząc z założenia że Czarnogóra prędzej niż  później zostanie członkiem wspólnoty.  Jak te mury dziś  wyglądają?  Nadal imponująco, mimo wszystko: zębów czasu, katastrof naturalnych, drepczących turystów i nieregularnego dopływu kasy na konserwację i restaurację.  Średniowieczny Kotor położony jest na takim  trójkątnym cypelku, który jest ograniczony przez wody Zatoki Kotorskiej po jej południowo - zachodniej stronie, rzekę Skurdę na północy i górę świętego  Jana ( jeszcze dziś mawia się  tu o nim San Giovanni ) na wschodzie. Mury miejskie chronią miasto od strony wód, wzmocnione są bastionami, z których najbardziej w oko wpada wieża Kampana i cytadela ( to części z czasów przedweneckich, zbudowano je w XIII - XIV wieku ) w pobliżu miejsca, w którym rzeka wpływa do zatoki.  Nieopodal  tego  znajduje się Brama Morska ( znana również jako Główna Brama ) z 1555 roku. Do miasta prowadzą  jeszcze dwie inne bramy: Brama Rzeczna ( zwana  Północną Bramą ) z 1540 roku z pobliskim Bastionem Bembo z 1540 roku i Brama Gurdic ( znana też jako Południowa Brama). 

Ta ostatnia była wielokrotnie modyfikowana, nazwę otrzymała od tzw.  Bastionu Gurdic z 1470 roku. Bastion Bembo też został przekształcony.  W murach  były  niegdyś dwie dodatkowe bramy, jedna zamurowana na południe od Bramy Morskiej, druga, Brama Spiljarskia, w obrębie wałów zbocza wzgórza w kierunku starej drogi do Cetinje . Z Bastionu Bembo i Bastionu Gurdic mury wspinają się na górę Świętego Jana. Mury otaczają  miasto ale także są jego integralną częścią, w ich obrębie znajduje się sieć komunikacyjna, a także dodatkowe budynki, w tym Kościół Matki Boskiej Uzdrowienia z 1518 roku. Na górze za miastem na o wysokości 280 metrów znajduje się zamek San Giovanni,  który dominuje  nad wschodnią zatoką, systemem fortyfikacji i miastem.

Za wzgórzem zamkowym zamieszkana i górzysta okolica dalej wznosi się w kierunku Lovćen, ale to już inna bajka. Obwód zewnętrznego muru miejskiego wynosi 4,5 km, grubość murów jest różna -  od 2 do 16 metrów, wysokość to przeważnie  koło 20 metrów. Weneckie osiągnięcia inżynieryjne zostały docenione przez Austriaków, którzy od 1797 roku przejęli fortyfikacje wraz z innymi składowymi posiadłości weneckich. Co prawda  Habsburgowie musieli się troszki namęczyć, żeby spokojnie nad Kotorem panować, na przełomie wieków Francuzi szaleli po całej Europie, w ramach obrony rewolucji, której nie byli w stanie obronić w samej Francji. Taa... W 1805 roku Kotor został przydzielony państwu klienckiemu Cesarstwa Francuskiego, Napoleońskiemu Królestwu Włoch, znaczy Kotorem niby rządzili Włosi, z  tym że tacy bardziej francuscy. W związku z kiepskimi stosunkami francusko - rosyjskimi aż do podpisania pokoju  w Tylży w 1807 roku, Kotor  był okupowany przez wojska rosyjskie. Potem Francuzi przestali się przejmować  jakimś tam włoskim sztafażem i trzy lata później włączyli miasto do prowincji iliryjskich Cesarstwa Francuskiego, co z kolei spowodowało atak Royal Navy . To był zdziwny atak, bo nie od strony morza, brytyjski kapitan marynarki wojennej William Hoste dowodzący HMS "Bacchante" ( 38 dział do dyspozycji ), używając bloków i taczek przeciągnął działa brytyjskich okrętów   na pozycje nad miastem  i rozpoczął ostrzał. Zdobywanie miasta od strony zatoki, jeszcze na początku XIX wieku było zbyt trudne.

Tego numeru z jazdą na górkę nikt się nie spodziewał i  francuski garnizon poddał się po dziesięciodniowym oblężeniu.  Na mocy uchwał Kongresu Wiedeńskiego Kotor powrócił pod skrzydełka czarnego dwugłowego orła Cesarstwa Austriackiego.  Austriacy jako tako dbali o  mury  ale  przeca po porażce w I wojnie światowej  opuścili twierdzę.  Władze królestwa Jugosławii temat  konserwacji murów olały, inne problemy mieli na głowie. Czarnogórcy niczego do czego ręce przykładały Austro - Węgry nie tykali, wyjątkowo jakoś państwo Habsburgów nie cieszyło się sympatią tego narodu.  Podczas II wojny światowej Kotor został zajęty przez siły Osi, Królestwo Włoch  i wyzwolony w listopadzie 1944 roku, którą to datę  upamiętniono wykuwając ją nad Bramą Morską. Tyle o murach a teraz o tym co  w murach,  człowiek się natyka  na XV wieczny Kotor, powstały w  okresie przejściowym między tradycyjną adriatycką twierdzą a projektem alla moderna, tego złożonego i scentralizowanego systemu bastionów, murów i fos.

Nie jest znana konkretna data powstania miasta,  Według niektórych źródeł najstarszy zasiedlony obszar pochodzi sprzed dwóch tysięcy lat. Wiadomo że było miastem illiryjskim i tyle.  Miasto położone w tym miejscu wspomniane jest  po raz pierwszy w 168 roku  p.n.e., zostało zasiedlone w czasach starożytnego Rzymu. Jak już wyżej wspomniałam  nazywano je wówczas  Ascrivium lub Ascruvium, czy też  Acruvium. Miasto stanowiło część rzymskiej prowincji Dalmacja , było  jednym z bardziej wpływowych dalmatyńskich miast  - państw, początkowo z populacją romańską ( było jak w Starej Budwie, przez całe wczesne średniowiecze, a do XI wieku w Kotorze nadal mówiono językiem dalmatyńskim, z coraz większym wpływem słowiańskich elementów ), potem z populacją słowiańską . Nazwa współczesna miasta najprawdopodobniej wywodzi  się z okresu bizantyjskiego, wówczas to miejsce nazywano  Dekatera lub Dekaderon. Z czasem przekształciło się to w nazwę  Kotor, lub włoskie Cattaro. Nazwa na pewno nie ma nic wspólnego z kotami, natomiast ze względu na sympatyzowanie z sektą bogomilców  ludności z okolic Boki Kotorskiej mła się leniwie zastanawia  czy aby czegoś nie ma na rzeczy z tym Cattaro. Choć mądre ludzie piszo że Dekatera to zmienione starożytne greckie katareo, słowo, które oznacza gorąco.

Dzieje Kotoru podobne są do dziejów Budvy, szczególiki się różnią. W 1002 roku miasto doznało zniszczeń podczas okupacji Pierwszego Cesarstwa Bułgarskiego, a w następnym roku zostało przekazane Duklji przez bułgarskiego cara Samuela . Duklja, lub Dioclea, było wówczas księstwem wasalnym Bizancjum. Miejscowa ludność sprzeciwiła się paktowi i korzystając z sojuszu z Dubrownikiem, utrzymała autonomię. Duklja, największe księstwo serbskie w tamtym czasie, stopniowo robiło się coraz bardziej potężne  pod rządami dynastii Vojislavljevićów i ostatecznie uzyskało niezależność od Bizancjum w 1042 roku. Miasto pozostało autonomiczne aż do ponownego podporządkowania Duklji Bizancjum w 1143 roku. W 1185 roku Kotor został zdobyty przez Stefana Nemanję, władcę Wielkiego Księstwa Serbii i założyciela dynastii Nemanjićów . W tym czasie moasto był już biskupstwem podporządkowanym arcybiskupstwu w Bari. W  XIII wieku założono w Kotorze klasztory dominikanów i franciszkanów, po to by powstrzymać rozprzestrzenianie się bogomilstwa. Bogomilizm to był taki  pomost dla gnostycyzmu między wschodem Europy a zachodem. Ruch powstał w X wieku w Bułgarii, w odpowiedzi na prawosławną ortodoksję Konstantynopola. Bogomilcy przeciwstawiali się istnieniu kleru, oddawaniu czci świętym, władzy państwa i przywilejom dla elit.

Bogomilcy  odrzucali symbolikę krzyża, twierdzili że  świat jest dziełem niejakiego Satanaela, starszego brata Jezusa, odrzucali Stary Testament, kult Marii, odpusty, liturgię. Spowiedź uprawiali w grupach. Rozwój doktryny doprowadził do powstania albigensów i katarów.  Domyślacie się że  system ich nie kochał a władza robiła wszystko by ich zniszczyć.  Pod rządami Nemanjićów Kotor pozostał jednakże  częściowo autonomicznym miastem, cieszącym się wieloma przywilejami i utrzymującym swoje republikańskie instytucje, formatowanie dusz zostało zostawione duchownym. Nie doczytałam  żeby jakieś straszności w inkwizycyjny wydani miały w tych okolicach miejsce. Republikańskie ciągotki Kotoru potwierdza  statut z 1301 roku, który pokazuje, że Kotor miał status miasta sprzymierzonego z władcami serbskimi. W XIV wieku  Cattaro dorównywało Republice Raguzy, Dubrownikowi, przynajmniej jeśli idzie o handelek. Nic dziwnego że stał się pożądany przez Republikę Wenecką, która rozpoczęła zaloty . Kotor pozostał najważniejszym portem handlowym kolejnych państw serbskich: Królestwa Serbii i Cesarstwa Serbskiego, aż do jego upadku w 1371 roku. Po rozpadzie Imperium Serbskiego miasto zostało na króciutko przejęte przez Królestwo Węgier, po czym  w latach 1371 - 1384 wielokrotnie zmieniało patrona, zachowując jako taką samodzielność, by w  końcu dołączyć do  Republiki Weneckiej. Było długie intermezzo podczas  tego związku z Wenecją, w latach 1384 -1391, Kotor podlegał Królestwu Bośni pod wodzą Tvrtka I Kotromanicia.

Po śmierci Tvrtki w 1391 roku Kotor wybił się na niezależność prawdziwą, patrona nie było ale za to pojawiło się poważne zagrożenie - wspomniane wcześniej z okazji murów  Imperium Osmańskie. Kotor  czym prędzej przypomniał sobie o zalotach Wenecji i zwrócił się do Serenissimy o ochronę. Wenecja chętnie przygarnęła ludne miasto (w XIV i XV wieku nastąpił napływ osadników z obwodów Trebinje  i ziem Hum, co solidnie wpłynęło na miejską demografię) . Od 1420 roku, przez niemal cztery wieki mieszkańcy  Kotoru żyli sobie w  tworze  zwanym Republiką Wenecką. Dobrze  żyli, bo dominacja wenecka była naprawdę specyficzna.  W XV i XVI wieku zwyczaje lokalnej administracji Kotoru, takie jak prawo popolari do wybierania przedstawicieli miejskich, były niezmienione i tolerowane przez Provveditore miasta, pomimo weneckich praw zakazujących takich instytucji. No bo wicie rozumicie, Wenecjanie byli praktyczni, jak ktoś  umiał administrować to po co się było wtrącać. Handel się liczył  a nie wyciąganie z kolonii dóbr w stylu belgijskiego Leopolda II. W 1627 roku, podczas sporu między popolari a szlachtą Kotoru, prawo to zostało odwołane przez consultare Fulgenzio Micanzio, wzmacniając w ten sposób pozycję miejskiej elity miasta. Bardziej to było klasowe niż wenecko - kotorskie, choć w tle sporu na pewno "zweneczczenie" patrycjatu jest dość wyraźne.

Czasy  istnienia w republice Weneckiej nadały miastu typową bałkańsko - wenecką architekturę, która przyczyniła się do wpisania Kotoru na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Kotor to  jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych starych miast na wybrzeżu Adriatyku, no a to naprawdę  jest cóś. Gdzie człowiek wzroku nie zwróci tam zabytek.  Na dzień dobry Katedrala Svetog Tripuna czyli  Katedra Świętego Tryfona z jej skarbcem. Wg tradycji  poświęcenie kościoła odbyło się w roku się w roku 809, króla Popiela akurat myszy zjadały. Potem Trg od brašna  czyli Plac  Broni, rozciągający się zaraz za wejściem przez bramę Morską. Tam znajduje się między innymi pochodzący z XVII wieku Pałac Książęcy, w którym swego czasu  rezydowali weneccy zwierzchnicy Kotoru. W XVIII wieku budowla zmieniła swoją funkcję, był tu arsenał a także koszary dla  żołnierzy i strażników murów, umieszczono tam też areszt.

Na placu znajduje się Wieża Zegarowa, na której zegar pojawił się za sprawą Francuzów, na początku XIX wieku, oraz przylegający do niej pręgierze w kształcie umieszczonej na postumencie piramidy. Wież nieco odchyla się od pionu, trzęsienia ziemi nie sprzyjają trzymaniu pionu. Najważniejsze rody rządzące miastem wznosiły przy placu i w jego okolicach swoje pałace. Gotyckich, renesansowych  czy barokowych szaleństw nie ma się co spodziewać, ozdóbstwo jest z tych nie narzucających się, czyste bryły w których uwagę przykuwają ostrołukowe okno czy rzeźbiony portal. Za radość dla oczu robią jak najbardziej użytkowe balkony, także takie o długości 50 metrów,  czy jak najbardziej użytkowe coolorowe  okiennice. Ponad wyszukane zdobnictwo ceniono sobie na wschodnich wybrzeżach Adriatyku urok prostoty.  Kręcąc się  po starówce  mła napatoczyła się na te najbardziej znane pałace, należące do rodu Beskuciów i Bizantich.  Zdziwkiem  mła zareagowała na info że nad drzwiami tego pierwszego ( teraz w szacownym budynku mieści się  Hotel Marija ) zachował się rzeźbiony kamienny portal z herbem… tak, rodu Bizantich! Nikt nic nie wie, czeski film ale herb nie jest w tym miejscu co powinien, kto i kiedy  przeniósł go z sąsiedniej siedziby jest tajemnicą historii, o której nie wspominają przewodniki. Inne pałace mieszczańskie to barokowo - renesansowy pałac Prima, powstały w  końcu  XVI wieku Pałac Grubonja, należący niegdyś do noszącej to nazwisko bogatej rodziny, rodem z  Zadaru.

Niektóre ozdóbstwa tego zabytku  ( wąż, czaszka, mysz i szczur ) mogą wskazywać na prowadzoną tu działalność farmaceutyczną. Obok tego pałacu  znajduje się jedno z wejść na teren Twierdzy św. Jana, z zachowanym zabytkowym łukiem i łacińskim napisem informującym że znajdujemy się na głównej drodze do zamku na górze. Niedaleko  katedry świętego Tryfona znajduje się Pałac Drago, cud urody dla mła,  z zachowanymi elementami weneckiego gotyku.  Mła tradycyjnie dreptała szlakiem świątynnym, zachodziła do kościołów i cerkwi, do cerkwi, które były kościołami, do kościołów w których niegdyś obrządek  był sprawowany wg. wschodniego rytu. W mieście istnieje  kilkanaście "miejsc świętych". Na  Trg Svetog Luke stoi kościół świętej  Klary, niedaleko jest Crkva Svetog Luka, najprawdopodobniej najstarszy budynek sakralny w mieście, Crkva Svetog Nikole, wzniesiona na miejscu klasztoru dominikańskiego, kolegiata świętej Hosanny znana też jako Sveti Marije od Rijeke, kościół  Svetog Mihaila. Mła zaglądała gdzie się dało.

A teraz o kotach.  Kotor ma naprawdę dużą populację kotów, koty z Kotoru są słynne,  stały się wręcz symbolem miasta. Na Trg od mačaka czyli na  Placu Kota znajduje się Muzeum Kotów.  Wodę i jedzenie dla futrzaków można zobaczyć  wszędzie, michy są porozstawiane są po całym mieście.  Możecie się napatoczyć na budki i na tekturowe pudła, których nikt nie śmie ruszyć, bo tam przeca milusiński zalega. Koty są w różnym stanie, żyją na wolności, więc toczą walki, trapią je choroby itd.  Organizacja charytatywna Kotor Kitties została założona po to by  pomagać kotom z Kotoru,  sterylizują, kastrują, kiedy trzeba leczą i dożywiają. Dochody z kociego muzeum, zapłata  za kupione tam pamiątki, wspiera fundację w jej działaniach.

Skąd taka pozycja kotostwa w tym mieście?  Istnieje legenda o uratowaniu miasta przez koty w czasie Wielkiej Zarazy. Takie miasto jak Kotor, ściśnięte murami wręcz zapraszało zarazę w swoje progi. Zdarzało się że zaraz zabierała sporą liczbę mieszkańców, jak choćby pamiętna epidemia w 1572 roku.  Jednakże podczas epidemii dżumy szalejącej w XIV  wieku w Euro - Azji  miasto miało ponoć uniknąć hekatomby, będącej udziałem innych portowych miast. Podobno wszystko za sprawą kotów, których w czasie średniowiecza przypadało dwie sztuki na jednego mieszkańca. Jak powszechnie wiadomo koty to killery dla małych gryzoni, ku zgrozie ekologów znacznie ograniczają ich  populację. Znaczy gryzoni populację, nie ekologów, hym... niestety. Podczas wędrówek w poszukiwaniu nowych szlaków lądowych do Chin nieszczęśliwie skręcono nie w tę dróżkę i słodkie susełki podzieliły się z nami choróbką dla której  ich ciałka  są naturalnym rezerwuarem. Insze gryzonie, szczury  wędrowne stały się transmiterami  zarazy, bowiem żywiły zarażoną krwią pchły. Koty ograniczały liczbę szczurów a więc i pcheł żerujących na gryzoniach. Pchły kocie ponoć nas nie żrą, bo nie lubiejo naszej juchy i tak koty  robiły za zespoły sanitarne. Czy to prawda nie wiem ale coś w tym jest że drapieżnik jest w przyrodzie po coś, utrzymuje system w dobrej formie. Nieprawdaż?  No dobra, to by było na razie tyle o Kotorze.