piątek, 13 września 2024

Twarde lądowanie

Miało być pięknie i cudnie, Mamelon i mła zażerające  mule i grzebiące w wysortach , wieczorkiem zamulone piwem i oglądające łupy. No cud, miód i malina! Zamiast tego wkurw nieziemski ( wczoraj wieczorkiem po tych przejściach padłyśmy po jednej lampce wina wypitej pod kaszankę, oceńcie grozę sytuacji ). Przedwczoraj  na parę minut przed północą wysłano do mła maila, którego odebrała  dopiero wczoraj o 7 rano, bowiem nocą słodko spała, śniąc o radościach wysortowywania. Pracownicy lotniska postanowili właśnie urządzić sobie strajk tego dnia kiedy mła wylatywała, w związku z czym mła nie miała gdzie wylądować. Grozę sytuacji potęgują następujące okoliczności: linia lotnicza  jedynie zwraca kasę za lot odwołany, prawo do odszkodowań tu nie działa, bowiem nie był to strajk pracowników tej linii tylko strajk  pracowników lotniska, za lot powrotny piniążków nie zwrócą, bowiem ten lot nie jest odwołany a to że mła nie ma skąd wrócić bo nigdzie nie wyleciała nie jest szkodą powstałą w wyniku działań linii lotniczej, bookingowe mieszkanie opłacone i na zwrot kasy nie ma co liczyć, nie przyszło do łba ubezpieczyć się od strajków naziemnych na ten odpoczynkowy weekend i nawet nie wiem czy takie ubezpieczenie  istnieje. Fajnie, nie? W ciągu jednego dnia biedniejsza o parę stów zostałam bojowniczką o prawa pasażerów. No bo jeżeli linie lotnicze muszą wypłacać odszkodowania za odwołane z powodu strajku ich pracowników loty to dlaczego niby  lotniska mają być traktowane inaczej? Mnie wsio ryba czy to z powodu  nieumiejętności dogadania się z pracownikami przez linie lotnicze czy przez właściciela lotniska ponoszę straty. To jest drugi raz w ciągu dwóch lat kiedy mam problemy z powodu strajków obsługi naziemnej, najpierw kontrolerzy lotów w Warszawie, teraz pracownicy lotniska Charleroi. Niby do trzech razy sztuka  ale mła już teraz jest tak nagrzana złością że  gotowa pomaszerować pieszo do Brukseli ze stosownym napisem na banerku pikietowym. No dobra, głęboki oddech - odwołany lot i brak oderwania  od realu w weekend to jest w gruncie rzeczy problem pierwszego świata, są gorsze na tym łez padole rzeczy. W ramach pocieszki ilustracja pewnej niemożliwości z równoważącym  napisem a zamiast Muzycznika wierszyk  wieszcza o szczwanym lisku, bo mła jednak  jakoś nie chce się tych szkód odpuszczać.

28 komentarzy:

  1. No to rzeczywiście, sytuacja zadziwiająco paragrafowodwudziestadruga. Kaszana z winem, to faktycznie musiałaś być nieco zdenerwowana, ale w emocjach rodzą się rewolucyjne rozwiązania, więc oby i tu coś wyszło. Z kaszanki z winem, bo w zwrot kasy to jakoś nie wierzę... Komar mi lata kole głowy, i zamiast palcem w klawiaturę , to się oganiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zwrot kasy to ja tyż nie wierzę, naiwną wypada być do lat 25, potem się już jest tylko głupią. Mla się dokształca błyskawicznie w dziedzinie lotnisk. Hym... tylko jedno polskie lotnisko ma ochronę przeciwdronową, ciekawe co? Po dwóch latach wojny na Ukrainie. Oż quźwa, nawet chęć podróżowania już kształci. ;-D

      Usuń
  2. Ale co się odwlecze, to nie uciecze? Czy w związku z powyższym darowałaś sobie już ideę podróży?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu mła jest zaprawiona w bojach, ma już miejscówę na październik i zamierza tydzień się wakacjonować w ramach rekompensaty za ten obecny prezent losu. Sławencjusz tylko bardzo nieszczęśliwy, bo z czekoladków nici.

      Usuń
    2. Czyli, co się odwlecze, to nie uciecze. Czekoladki też będą, ino nieco później. To i ślinki więcej pocieknie!:-))

      Usuń
    3. Teraz Sławencjusz ćwierka o lukrecjach. ;-D

      Usuń
    4. Dokładnie, mła zamierza chlać espresso, żreć gelato i uprawiać dolce far niente. :-D

      Usuń
  3. Ożesz! To los zagrał Ci na nosie. Przytulam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to była wyjątkowa złośliwość, bo już po odprawie, plecak spakowany i wogle pełna gotowość. :-/

      Usuń
  4. Tego to się nie spodziewałam, nic niespodzianki nie zapowiadało. Pewnie i kontener przybył tak, że dał nadzieję na udany wyjazd. A tu masz.
    Powiem Ci, że swojego czasu pojechałam na jedną z nielicznych wycieczek pracowych do Paryża i do paru zamków nad Loarą. Jak nie paliłam się do pracowych integracji, tak na tę konkretną wycieczkę baaardzo chciałam pojechać, bo nie wierzyłam w istnienie Paryża. Że jest taki jak pokazuje literatura i kino. Jest. I było by wszystko ok, wycieczka marzeń, gdyby znienacka po północy, wiec w dniu wyjazdu wcześniutkim rankiem nie nastąpiła konieczność zapłaty za Łojca cholernie słonego mandatu. Uścibolone na wymianę fundusze szlag trafił, cudownie że wycieczka miała śniadania i jeden posiłek porą popołudniową, bo inaczej byłoby wyżeranie karmy gołębiom i szukanie fontann by sie napić. Zero pamiątek. Nic nadprogramowego. W ramach pamiątek dla rodzinnych uzyskane drogą podstępu trzy próbki nowej wchodzącej wtedy wody Elizabeth Arden rozdane po losowaniu, bo chętnych więcej, dla Bobusia breloczek z wieżą Eiffla, zostały dwa po przegonieniu przez żandarmów nielegalnie handlujacych, skwapliwie capnęłam, swój mam do dzisiaj przy kluczach....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś wielka! Ja bym rodzica gołymi rękoma udusiła za taki numer i nie wiem, czy bym za niego w ogóle uiściła.

      Usuń
    2. To byla konieczność, inaczej areszt i kto by się zajął futrami? Już były. Wycieczki nie byłoby wcale. Mniej chodziło o dobre serce, zapłaciłam blada z wściekłości uważając że zasłużył na kratki. A także na pręgierz i oblepienie smołą i pierzem i przepędzenie przez miasto przy pomocy bata. Dostałam wtedy pokwitowanie, ale bardziej mi to wyglądało na łapówkę, do dziś wątpię czy pokazali tę kasę jako rzetelny mandat. Terazl może by taki numer nie przeszedł, wtedy tak.

      Usuń
    3. No dobra, sytuejszyn z futrami zrozumiała. Natomiast po Twoim powrocie odpracowanie w domowej kolonii karnej sumy mandatu się należało. Klułabym tym breloczkiem z wieży Eiffla w ramach przypominania grzychu. Łojciec potrafił być ciężkim doświadczeniem, niech mu ziemia lekką będzie. :-/

      Usuń
    4. Jeżu, Romana, to niezłe jazdy fundował Ci Łojciec. Dobrze, że mimo tego nie odpuściłaś sobie wyjazdu, a i pamniątki udało Ci się zorganizować, jesteś niesamowita :-)

      Usuń
    5. Bardzo chciałam pojechać, ot co. Łojciec już taki był, nigdy człek nie wiedział co wyfika. Pamiątki, taa. Te najfajniejsze niekoniecznie trzeba kupować, z trzy-cztery "dla ludziów" oprócz wymienionych przywiozłam, też niekupowane. Np. bukiecik niebieskich piórek (sójka?) i "główek" pawich piór zebranych z zamkowego trawnika gdzie były pawie w ilości dużej. Latami ten bukiecik chodził na msze na kościółkowym kapelutku-toczku mojej starszej koleżanki w kotach, wpięty okrągłą broszką. A dałam jako zabawkę dla jej futer, moje swój zjadły..

      Usuń
    6. Grunt że łupy były i to jak widać bardzo cenione, zarówno przez elegantki jak i smakoszy. ;-D

      Usuń
  5. Kontener nie przybył, od poniedziałku jazda z innym kontrahentem. Znaczy znak był. Łojca bym chyba ubiła za taki numer, za rączkę bym do odsiadki zaprowadziła żeby we więźniu odpokutował grzych. Tu brzydko trzymam kciuki za to by strajk potrwał jeszcze tyle żeby za lot powrotny zwrócili. Wiem że to paskudne ale czuję się pokrzywdzona, bo "Już był w ogródku, już witał się z gąską..."

    OdpowiedzUsuń
  6. Doczytałam. Bardzo mi przykro, bo to naprawdę bezsilna złość człowiekiem telepie! O ile kasę jakoś zawsze da się przeboleć, to te plany, marzenia, czas poświęcony na przygotowania, ech! Szkoda gadać. Niech jeszcze strajkują, żeby musieli Ci kasę oddać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hym... mła jest paskudnie egoistyczną suką, przeca ten strajk rujnuje plany innym. Ech... Może jakoś wyszlachetnieję za parę dni, na razie jeszcze mła wkarw trzyma. Masz rację, kasę przeboleć się da, ale te gryplany wysortowe, van Eyck i stary Brueghel, mule i czerwone piwo, ech...

      Usuń
  7. No normalnie piątek 13tego....
    U mnie ciężko tydzień za mną. Nie wiem co przede mną. Alex je maxinaturala nareszcie. Namyślił się. Obserwuje dziada bo leje nie ma co do weta lecieć - jak nie urok to sraczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i widzisz Kocurrku jaka dupanda. U mła ciężko obrażona Szpagetka, ona czuła że mła wyjeżdża i teraz jestem w niełasce. Zjem jak się obudzę ale spać będę w szafie żebyś mnie nie dotykała i tego typu zachowania. :-/

      Usuń
  8. Ja pierniczę, tego to się nie spodziewałam, obserwowałam prognozy pogody dla miasta Uć, czy czasem nie przeszkodzą Wam wyfrunąć, ale o tym strajku to nawet moje internety nie słyszały, no kaszana na całego. Fakt, że są większe katastrofy, ale to nie zmniejsza złości. Kurczę blade, chyba trochę osłabiłaś mi zapał do przeszukiwania internetowych okazji podróżnych dla wylatujących, a nawet stosowny plecaczek nabyłam... Współczuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła się pociesza Mariolko tym że to się zdarzyło przed wsięściem na lotnisku krajowym a nie tym zagramanicznym. Znaczy mogło być gorzej. Nie osłabiaj ducha tymi młowymi przygodami, jak juz nabyłaś plecaczek to wstyd nie wykorzystać. Do boju!

      Usuń
  9. Może jakoś bezpieczniej jednak hm nad takie morze albo w góry ale polskie nasze? Nie trzeba samolotem... Aż sama mam chęć sobie jakoś spróbować odłożyć na wyjazd na jaki hel czy coś. Ale wiadomo jaka rzeczywistość bywa. Najpierw zdrowie kotków, moje, a potem się zobaczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he, he, jak ma człeka trafić to trafi w kraju tak samo jak zagramanicą. Mła jako doświadczony urlaubowicz napisze ci jedno - chcesz jechać za rozsądny piniądz to już teraz przeglądaj oferty. Najlepsze są na przełomie sezonów, już ciepło albo jeszcze ciepło ale nie w cenach obłędnych. Dla zdrówka troszki by się klimat zmienić przydało, zainwestować znaczy w madkę kotów żeby długo służyła. ;-D

      Usuń
  10. Ja dawno nigdzie nie byłam, bo dużo portretów ostatnio rysuję, żeby wyjechać za rok...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze że są plany, bez planów zdaniem mła, nie ma aż takiej frajdy z podróży. ;-D

      Usuń