sobota, 18 października 2014

Rosa gallica - różane staruszki czyli "Matuzalemki"

Rosa gallica czyli róża galijska, zwana czule  przez Sławka "poluchem" zawitała  do Alcatrazu  jako odtrutka po różanowstręcie  spowodowanym postawą mieszańców herbatnich. Miało być krzaczasto a nie krzakopodobnie, bez okrywań i innych "obsrywantes" i w ogóle  prosto i bezstresowo. Zmęczona problemami róż nowoczesnych pogodziłam się  z jednorazowym kwitnieniem galijek. Tak  jakoś mi to bez  trudu przyszło, w końcu Alcatraz nie tylko różami stoi. Zaczęłam od tych najprostszych i zarazem  najstarszych przedstawicieli grupy - pierwsza była odmiana 'Versicolor' , staruszka pamiętająca czasy Renesansu. Kariera galijek jako krzewu ozdobnego zaczęła się właśnie od tej odmiany.  Jej starsza siostra ( 'Versicolor' jest sportem czyli odmianą powstałą ze zmutowanego pędu ) Rosa gallica officinalis, zwana inaczej różą apteczną była sadzona w ogródkach raczej jako  roślina użytkowa. Co prawda zawsze robiła za  królową rabat ale jakie to były rabaty i co na nich za  towarzystwo rosło! Zioła, ziółeczka a  i warzywka też się potrafiły w sąsiedztwie pojawić. Żadna tam  ozdobna  arystokracja, sprawy żołądkowo - lecznicze  stały za powstaniem  takich ogródków. Nie da się ukryć  że galijki przefrunęły z zielniko - warzywników na  ogrodowe salony. Atutem, który  pozwolił odmianie 'Versicolor' pokonać dystans  z  ogrodu użytkowego do ozdobnego było bardzo wyraźne paskowanie płatków. Do czasu jej narodzin żadna z europejskich róż ( wliczam w to damascenki, zawleczone w czasie wypraw  krzyżowych na teren Europy ) nie mogła się pochwalić  tak kontrastowym wybarwieniem pasków i smug na płatkach.

Pierwszy jej opis spotykamy w 1587 roku. Inna nazwa tej róży to 'Rosa Mundi', ponoć nazwana  tak została na cześć słynnej kochanki Henryka  II, Rosamund  Clifford ( tak, tak to ta  dama od Orderu Podwiązki, którą  miała załatwić niecnie  Eleonora  Akwitańska ). Nie należy mylić  Rosa gallica  'Versicolor' z  Rosa damascena 'Versicolor'.  Obydwie to staruszki ale to jednak nieco inna bajka. Druga z nich jest znacznie mniej kontrastowo wybarwiona. W  historii zapisała  się jako 'York and Lancaster' lub 'Tudor Rose'. Ponoć czerwona róża Lancasterów została skrzyżowana z białą różą Yorków i stąd damascenka 'Versicolor'. Róża Lancasterów to Rosa gallica officinalis , róża Yorków to Rosa alba ( białych galijek nie ma więc  wychodzi na to że mieszaniec Rosa canina  i Rosa damascena to ów Yorkowy krzew  ), i w wyniku tego mamy biało - różowe kwiatki na krzewie i  trochę na wyrost nazwę Rosa damascena.  Na moje oko ta mityczna krzyżówka to tylko  piękna legenda, do prawdy jej daleko. Za galijką  takie "historyczne" okoliczności nie stoją ale jej niewątpliwa  uroda, wigor i zdrowie sprawiają że jest o wiele częściej sadzona w ogrodach niż krewniaczka z dorobioną legendą. Rosa gallica 'Versicolor' dorasta do120 cm ale w optymalnych warunkach może być wyższa.  Kwiaty o średnicy 7 cm składają się z około 16 płatków. Róża ta  łatwo zawiązuje owoce. Niby powinnam je usuwać dla lepszego kwitnienia krzewu w przyszłym roku ale jakoś nie mam serca. Za ładnie wyglądają.


'Splendens' znana jak i 'Versicolor' już w XVI wieku. Nazwy synonimiczne  to  'Frankfurt' albo 'Valamo Rose'. Żeby nie było za prosto jej galijskość jest nieco zamotana (  to zdanko  jeszcze nie raz się powtórzy, he, he ) bo różni botanicy usiłują podpiąć ją pod typy podgatunków. Zdrowa jazda z tym he, he. Do Alcatrazu ta róża przyjechała z  ogrodu Walentyny w ramach akcji "Komu odrosty, komu?". Niby  prosta  do bólu ale  w okresie kwitnienia  wygląda wręcz zjawiskowo. Zawodniczka z tych najtwardszych, co nie znaczy że jest  to typ "Posadź  i zapomnij!". Zapomnisz  i z morzem odrostów się obudzisz, żadna moja róża nie produkuje ich w takiej ilości ( rugosy daleko w tyle, potem zakręt i inne galijki z jedną różą alba, a następnie jeszcze  trzysta metrów i moja wybredna Rosa glauca ). Przez dwa sezony stanowiła jedno z ulubionych żerowisk skoczka, w tym roku wraży zwierzak wyraźnie  odpuścił ( może przypomniał sobie zeszłoroczną kurację czosnkowo - mydlaną ).

'Violacea' zwana inaczej 'Mahaeca', 'Violacea Cumberland' czy ' Belle Sultane' ( ponoć  niesłusznie bo 'Belle Sultane' jest różą zaginioną w mrokach dziejów, zupełnie inna bajka ) to odmiana pochodząca z Holandii. Wyhodował ją nieznany nam hodowca przed rokiem 1795. Swoją  karierę zaczęła od  przyjazdu do Francji, potem rozpełzła się po świecie. Jak to ze starymi różami bywa jest  solidny kłopot z oznaczaniem  i przypisywaniem nazw do odmiany. Tym razem nie jest to podpinanie pod inny gatunek tylko zabawa pod tytułem "To  jest  jedna róża czy dwie?". Kwestionuje się  obecnie że  'Mahaeca' jest tożsama z 'Violacea' - nic tylko wziąć  głęboki oddech i czekać na rozstrzygnięcie cytogenetyczne. No i nie przejmować się w ogóle i o ile mamy sporo miejsca w ogrodzie  to sadzić tę urodną galijkę ( u której podejrzewa się pochodzenie z "nieprawego" bo  damasceńskiego łoża, he, he ). Ogród dlatego duży że roślina  z tych większych ( pędy tak jak w przypadku odmiany 'Splendens' spokojnie dorastają do dwóch metrów ) i na dodatek z tych co to "lubią" chodzić ( walka z odrostami róż  w małym ogrodzie  to wieczna mordęga ). Mój egzemplarz jest trochę podejrzany, ma nieco dziwne działki na pąkach. Mało wczesno - galijskie. Mutancik, he, he?

'Cardinal de Richelieu' to znacznie młodsza odmiana od  pozostałych róż tej grupy, rosnących u mnie w ogrodzie. Inna  jej nazwa to 'Rose van Sian'. Młodszy wiek nie uchronił "Kardynała" od  jazdy z metryczką.  Kto i kiedy tej  wspaniałej róży nie wyhodował i w świat nie wprowadził?! Tatusiów sukcesu  naliczono całkiem sporo ( powtórka  przypadku odmiany 'Jacques Cartier' ) - najpierw do ojcostwa się poczuł pan van Sian ( przed rokiem 1840 ) potem pan Laffay ( w  1840 wprowadził tę różę do handlu - czy ją sam wyhodował pozostaje nadal kwestią nie rozwiązaną ), a nie tak dawno dopatrzono się tatusia nr 3, którym został pan Louis Joseph Ghislain Parmentier ( introdukcja przed 1847 rokiem ).Te zawirowania metrykalne to stały element gry w wypadku starych róż. Taki ich urok. Nie ma się jednak co dziwić tym kłopotom z przypisywaniem "ojcostwa" - samych galijek w XIX wieku naliczono około trzech tysięcy odmian, prace hodowlane to nie była genetyka stosowana tylko często używanie w hybrydyzacji róż nieznanego pochodzenia, zdawanie się na przypadek vel "wolę Bożą"i tym podobne "radości pierwotnej hodowli".

W przypadku odmiany 'Cardinal de Richelieu' też mamy  wskazówkę świadczącą  o tym że nasza galijka nie jest tak do końca najczystszą z galijek i i przy  jej powstaniu brały udział  róże z innej grupy ( najprawdopodobniej jakaś chińska róża ). Otóż luby "Kardynał" jak  żadna inna galijka podłapuje  choroby grzybowe.  W deszczowe lata jego drugie imię powinno brzmieć "Oprysk". Dlatego mimo że  kwiaty  najładniej wypadają  w cieniu, lepiej tej odmiany na zacienionym stanowisku nie sadzić. Chyba  najbardziej optymalny jest półcień,  trzeba pryskać ale nie tak intensywnie jak w przypadku krzewów  posadzonych na cienistych stanowiskach a kwiaty nie płowieją błyskawicznie ( zmora starych ciemokwitnących odmian ). Krzew  dorasta do 180 cm wysokości, nie jest jednak bardzo rozłożysty, 90 cm szerokości to jest absolutny max.  Jak wszystkie róże galijskie  "Kardynał" wymaga cięcia po kwitnieniu ( najlepiej skracać pędy o 1/3 ). Na temat postaci na której cześć różę  nazwano nic nie piszę bo to musiałby być elaborat W każdym razie Armand Jeande Plesis Cardinal de Richelieu wielkim człowiekiem był i róża nazwana jego imieniem słusznie mu się należała. Pięknie majestatyczna purpura i zgrzybiała  złośliwość, przypomina  to nieco postać kardynała w ujęciu Dumasa, he, he.

3 komentarze:

  1. Jak tu pięknie! I ciekawie! Będę śledzić z wypiekami na twarzy ;)
    Trafiłam do Ciebie, bo szukam odpowiedzi na pewne dręczące mnie pytanie dotyczące Rosa gallica versicolor. Posadziłam w zeszłym roku tę różę, ale wypuściła kwiaty jednolicie różowe, jak officinalis. Doczytałam się w Internecie, że tak się czasem dzieje, więc to nie musiał być błąd sprzedawcy. Nie wiem jednak, czy to oznacza, że tak już będzie zawsze i na wszystkich pędach. Czy wiesz coś na ten temat? Bardzo chcę mieć różę w paski i z tak długim rodowodem, ale boję się, że jak kupię następną, przytrafi mi się znów ta sama historia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z moich doświadczeń różanych wynika że pierwsze kwitnienie nie mówi nam wszystkiego o roślinie ( z bylinami, szczególnie tymi z "zaawansowanej hodowli" też tak bywa ). Einmal ist keinmal, jak mawiają Niemce. Jeżeli sprawa z jednolitymi płatkami powtórzysię w drugim i trzecim sezonie to mamy tzw. absolutną pewność że versicolorka to nie versicolorka. Ja pultanie u sprzedawcy na temat zgodności odmianowej krzaczka wykonałabym po drugim kwitnieniu. Twoja róża bowiem w zeszłym roku powinna wypuścić pędy, które w tym roku będą kwitnąć. No i nie ma zmiłuj, przynajmniej część kwiatów powinna być wielobarwna - im więcej pędów tym mutacja bardziej rucająca się w oczy. U mnie pierwsze kwiaty versicolorki były "średnio" paskowane, w drugim sezonie kwiaty były już standardowe. Znaczy pilnie obserwuj, jeżeli nadal płatki kwiatów nie będą miały paseczków to po prostu masz nie tę odmianę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odpowiedź. W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na rozwój sytuacji :)

      Usuń