wtorek, 7 lipca 2015

Szaleństwa kulinarne Dżizaasa - perskie słodycze


Dżizaas nam wyjeżdża, daleko hen, hen! Konkretnie  to do Persji. Dlaczego do Persji a nie do Iranu?!  Bo Ciotka Elka i Sławek zareagowali jednako - "Po co Dżizaas pcha się na wojnę w Iraku?!". Moje sprostowanie dało tylko tyle że nasi znawcy Orientu stwierdzili że to jest bardzo blisko, a nazwa Iran brzmi prawie tak groźnie jak Irak A w ogóle na Dżizaasa czyhają imamowie, asasyni i arabscy terroryści. Zabrakło zmartwychwstałego Chomeiniego z Saladynem, tureckich janczarów i indyjskich dusicieli.  W dzisiejszych czasach mamy dostęp do  statystyk i moja odpowiedź brzmiała - Dobrze że nie zostaje w domu bo  miałaby największe szanse na ulegnięcie jakiemuś groźnemu wypadkowi. Dżizaas ma gdzieś ogólne rodzinno - przyjacielskie biadolenia i dyszy ( znaczy trenuje przed teherańskimi upałami )  na myśl o  zwiedzeniu perskich zabytków i degustacji tamtejszej kuchni. Oczywiście jest nagabywana  przeze mnie w sprawie przywiezienia słodyczy. A jest sporo do przywożenia.

Zacznijmy od słodyczki o nazwie sohan. To takie perskie toffi. Głównym składnikiem są kiełki pszeniczne, połączone z mąką, żółtkami jaj, cukrem, masłem i wodą różaną.  Do tego wszystkiego szafran, kardamon, migdały i pistacje. Dwa miasta słyną z wyrabiania najlepszych sohan - Isfahan ( sama nazwa kojarzy się mile z pewną różą ) i Qom. Isfahańskie sohan są bardziej kruche, pewnie z tego powodu że zamiast cukru tamtejsi cukiernicy używają miodu. Odmianą " cukierkową'" sohan jest sohan asali. Wystarczy zagotować szklankę cukru, trzy łyżki miodu i trzy masła, dwie wody różanej przez około siedem minut ( żeby się rozpuściły ), dodać szklankę posiekanych obranych ze skórki migdałów i gotować kolejne 10 minut aż się zacznie złocić, dodać szafran, delikatnie wymieszać i gotować do konsystencji karmelu, wywalić na pergamin i posypać siekanymi pistacjami. Proste, przepis jest - ale co z tego? Diabeł tkwi w szczegółach o czym wie każdy  kto jadł knedliki w Czechach, polentę we Włoszech czy Gundel palacsinta w Budapeszcie. Żeby mieć o jakiejś kuchni pojęcie niestety trzeba posmakować "oryginałów".

Gaz vel giaz to rodzaj nugatu, choć bardziej przypomina skrzyżowanie ptasiego mleczka z nugatem. "Multum" pistacji  czyli około jednej szklanki  nam potrzebne jeżeli chcemy wykonać ten smakołyk i to pistacji niesolonych. Konieczna jest też uwielbiana przez  irańskich cukierników woda różana, na szczęście  w ilości tylko dwóch łyżeczek herbatkowych ( aromat nie będzie aż tak intensywny ). Przepis jest z tych które powalą każdego diabetologa - cukrzyco witamy! Do wykonania perskiej wersji nugatu potrzeba dwóch szklanek cukru,  jedną drugą szklanki miodu i jedną trzecią szklanki jasnego syropu kukurydzianego, substancji którą obwinia się o plagę otyłości i cukrzycy w krajach rozwiniętych.Cukier i syropek doprowadzamy do wrzenia i gotujemy aż uzyskamy kolor bursztynu. Dwa białka ze szczyptą soli ubijamy na sztywno  i dodajemy  do nich mocno  podgrzany  miód. Kontynuujemy ubijanie i następnie traktujemy masę białkowo - miodową gorącym bursztynowym syropkiem cukrowo - kukurydzianym.  Teraz tylko  samo zdrowie czyli dwie łyżki miękkiego masełka  + ta woda różana i dalsze ubijanie całości.  Na sam koniec władowujemy w to pistacje, delikatnie mieszamy i rozsmarowujemy na czymś płaskim ( patelnia, talerz do pizzy? ).  Potem na chłodek z tym i niech dochodzi ( ma stwardnieć ).  Kroimy i zastanawiamy się czy czas już nabyć glukometr. Gaz to przysmak  podawany w czasie święta Norouz, perskiego Nowego Roku ( w Iranie żywe są tradycje przed islamskie, w końcu piszę o słodyczach wymyślonych przez naród który ma starożytne korzenie ).

Noghl jest bardziej dietetyczny......tylko sam cukier + migdały i nieodłączna woda różana. To właściwie draże nadziewane migdałową masą lub po prostu migdałami.W kręgu kultury perskiej ( można je spotkać też w Afganistanie ) te drobne cukiereczki towarzyszą weselom. Tak jak w tradycji słowiańskiej obsypywano parę młodą ziarnem ( potem się z tego drobne pieniążki zrobiły  ), tak w tradycji perskiej para  młoda zostaje zasypana cukiereczkami noghl.

W tym momencie powinnam przerwać tę orgię bo Dżizaasowi zabraknie kasy na moje chciejstwa. Poza tym tak będzie lepiej dla mojej trzustki.Wpis ilustrują obrazki z pięknościami, wykonane w epoce Kadżarów ( 1794 - 1925 ). Jeżeli chcemy  po degustacji słodyczy z Iranu pretendować do miana piękności to nie zalegamy z kotem, jak panienka z obrazka obok tylko bierzemy się za solidne ćwiczenia jak ta artystka z obrazka poniżej. Jakiś tydzień uprawiania akrobacji, biegów maratońskich i pływania na długich dystansach i wszystko spalimy. Żeby spalić "perskie" kalorie leżąc z kotem to trzeba zalegać pół roku.


1 komentarz: