sobota, 5 maja 2018

Codziennik - dłuuugi weekend

Maj, Panie tego, maj najprawdziwszy. Co prawda pogoda w mijającym tygodniu była  lipcowa a żeby  było straszniej  to mimo tego że  matury dopiero się zaczęły to  kasztanowce kwitną cóś od trzeciej dekady kwietnia. Taki to rok przedziwny, tylko znaków na niebie brakuje.  Wpis będzie ogrodowy bo przez ten przeplatany świętami tydzień  "siedziałam" głównie w ogrodzie. Kończy się kwitnienie grusz, jabłonek i wiśni japońskich, po  magnolkowych kwiatach zostało już tylko wspomnienie, teraz  jest czas na lilakowe szaleństwo! Po Podwórku i Alcatrazie niesie się intensywna, jedyna w swoim rodzaju woń, wpływa przez pootwierane okna i wypełnia chałupę. Sąsiadka Gienia zwana czule przez resztę kamienicznego towarzystwa Stasi,   nie targa w tym roku  kwitnących kiści do  wazonów.  W końcu wystarczy tylko uchylić okno by w domu "pachniało bzem", a gałązki lilacze znacznie lepiej prezentują się na drzewkach niż w wazonach.

Po kwitnieniu  tegorocznym nie ma zmiłuj i trzeba wykonać cięcie formujące. Pan Andrzejek  wzdycha, wie biedak co go czeka. Nie żebym coś mu  o drzewkach i przycinaniu wspominała, ja tylko przymierzałam się do  nożyc i  wystawiłam na korytarz drabinę.  Pan Andrzejek oblookał drabinę i natychmiast się  wziął i poczuł, oznajmił trzem Graciom ( to taka forma od trzech  Gracji ) czyli  kamienicznym paniom starszym krzesełkującym przed domem że przycinanie drzewek nie jest pracą dla jak to określił "damskich łapek".  Dyskretnie podsłuchiwałam i bezczelnie planowałam gadkę na temat wycinania niektórych samosiewów. Westchnienia  Panaandrzejkowe ruszające moje sumienie zamierzam uciszyć serwując żarło  i napitek.

Radośnie odnotowałam że przesadzane w zeszłym roku lilaki przyjęły się w sumie bez większych problemów. Jeden co prawda jest nieco słabszy ale sądzę  że z czasem odbuduje porządnie bryłę korzeniową i nie będzie po nim widać że to "przesadek". W tym roku nie planuje zakupów lilaków, na nic kusicielstwo netowe. Te odmiany lilaka pospolitego które u mnie rosną jak na razie mnie zadowalają. Potrzeby kupowania cudów lilaczych o nakrapianych liściach nie odczuwam, jakichś ciekawych odcieni lilakowych kwiatów nie zaobserwowałam w szkółkowych ofertach, znaczy nie wygląda na to żeby mi się kolekcja powiększyła w wyniku jakiegoś olśnienia urodą nowo odkrytego przeze mnie krzewu. Co do innych gatunków lilaków to wolę się nie zarzekać, perskie czy chińskie lilaki  to  rośliny nie do końca przeze mnie poznane. A nuż się cóś trafi.

Niestety na lilakach moje sukcesy w dziedzinie przesadzania drzewek się skończyły, jarzębinka którą w zeszłym roku musiałam przesadzić się nie obudziła po zimie.  Jeszcze nie całkiem straciłam nadzieję, z drzewami to nie ma że hop , siup i już po wszystkim ale sprawa nie wygląda za dobrze.  No cóż, w razie gdyby sen jarzębinki okazał się snem  wiecznym pozostaje mi polowanie na tę odmianę po szkółkach.  Nie ma zmiłuj, to jest taka jarzębina którą pragnę mieć, wszystko mi w niej odpowiadało  od  rozmiaru i pokroju zacząwszy na kolorze  owoców i jesiennych liści skończywszy. Takie o to są skutki głupiego sadzenia drzew, zanim posadzisz trzy razy przemyśl, potem usiądź na rączkach i jeszcze raz przemyśl.


Zaczynają na poważnie kwitnąć rodki i insze azalki. W tym roku będzie z rodkami  jak z lilakami. Słowo sekator   w zestawieniu ze słowem rododendron brzmi okrutnie ale nie ma się co  oszukiwać - łysawe rodki to nie jest to co tygrysy lubią najbardziej. Nawet  'Simona' ( fotka wyżej ) która do tej pory prezentowała  fajny pokrój zrobiła się drapakiem. Cięcie rodków wykonywa się tak: trza sprawdzić czy na częściach pędów, które chcemy pozostawić znajdują się pączki śpiące ( takie malutkie różowizny wielkości łebków od szpilek) - jak znajdziemy to tniemy nad takim, który znajduje się po zewnętrznej stronie pędu, tak by nowy pęd wyrósł na zewnątrz korony. Oczywizda że po takim radykalnym cięciu różanecznik nie zakwitnie bo siłki całe wyda na wydanie z się nowego pędu. Radykalnie znaczy to ja całego krzewu ciąć nie zamierzam, rodki jak widać nie lubią kroków radykalnych. Podzielę  krzew na cztery części  i  w tym roku przytnę jedynie  jedną czwartą pędów. Myślę  że paskudny pokrój  moich rodków przy byłym oczku wodnym to pokłosie letnich upałów sprzed  dwóch i trzech lat. Zachowują się teraz jak moje brzydkie rodki na Podskarpku i Zabukszpaniu. Hym... jeszcze jedno "za" dla oczka wodnego. Teraz dla relaksu fotki z Podskarpka i Zabukszpania, Ciemiernikowszczyzny i Shrekowiska.







Jak widzicie  po kwietniowym szaleństwie kwitnących drzew, zdegustowana  pokładającymi się  pędami rodków  i ich łysieniem  oraz koniecznością cięć korekcyjnych  to teraz głównie przeżywam tzw. sprawy podłoża  czyli latam po tym  moim  pseudoleśnym runie i namiętnie focę.  Rośliny oraz stwory  żywe i te które podejrzewam o życie wewnętrzne dobrze ukryte ( przypuszczalnie krasnale i żaba  zapraszają mrówy, podpuszczają koty do  obgryzania co rarytetniejszych japońskich roślinek i w ogóle wyczyniają brewerie jak tylko znikam z ogrodu ). Runo   rozwija  się i przekwita w tempie  błyskawicznym, inwentarz bezczelnieje. Ech, "Nie odchodź wiosno moja tęsknoto"!



Bliżej domu czyli na Podwórku czadu dają esdebięta na Suchej - Żwirowej.  Niestety cała  część środkowa rabaty  wymaga odnowienia. Dobrze że mam sadzonki kolorowolistnych szałwii lekarskich i że udało się moim starszym lawendom przetrwać marzec  ( zeszłoroczne lawendowe nasadzenia nie zdzierżyły ). Szczęśliwie  przetrwały akurat te lawendy i lawandyny na których  zależało mi najbardziej.  Bardzo dobrze przeszły zimową porę  ostnice, odliczyły się mikołajki i akanty. Mimo  łysawości środka rabaty tulipki i irysy robią swoje, Sucha - Żwirowa ślepia rwie!








Co do spraw wagi wielkiej, Lalencjuszowi jakby troszeczkę poprawiło się po diecie, zabieg został przełożony na przyszły tydzień bo  kocizna powinien wtedy osiągnąć odpowiednie zabiegowe parametry ( wołowina pierwszego gatunku na przemian  kurą wsiową czyni czasem takie cuda - Lalenty w utrzymaniu jest równie kosztowny jak swego czasu  była La Belle Otero, normalnie tylko brylantowej obróżki mu brakuje ).  Lalek mimo złego stanu zębów zaczął pochłaniać żarło bez farmakologicznych wspomagaczy. Plażował z Okularią, przedwczoraj samodzielnie wszedł na  dach  od szopki by skontrolować poczynania Felicjana i Epuzera, usiłował zaczepnie podgryzać Sztaflika. Co nie znaczy że jest super i w ogóle kot  cudownie ozdrowiał. Oczywiście całą tą sytuacją, kręceniem się koło Lalka bardzo mocno zdegustowana jest Szpagetka. Wpycha się na chama przed  obiektyw, rozpędza towarzystwo i nie tylko nie odpuszcza swojej "godzinki pieszczot" lecz rozszerza ją o co najmniej  paręnaście minut. Normalnie syndrom opuszczenia. Reszta  kotów też miewa  odbicia, np. Felicjan chce być "karmiony ręcznie", najlepiej tuż przed nosem Lalka. Sztaflik ryczy i znosi ubitą  żywinę usiłując ją  chować w różne zakamarki ( taa, codzienne sprawdzanko  uskuteczniam w tych jej spiżarkach ) a Okularia sprowadziła do Alcatrazu dawno niewidzianego Niescęście. Wiedziałam że to będzie ciężki  koci  tydzień, dajo popalić.


15 komentarzy:

  1. Bez cudny i na foci znalazłam kwiat 5- płatkowy :)))) To na szczęście :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcę kupić krzewy bzu. Dzisiaj na bazarze spory krzew taki nawet rozrośnięty był za 60 zł, odmiana duża, kremowo-biała, słabo pachnąca, ale ładna. Cena taka troche nie tegez, ale skupiłam się na doniczce, która była...(nie znam rozmiarów doniczek) spora ale nie jakoś porażająco duża i nie byłam pewna czy korzeni mu nie uszkodzono a kwiaty są bo ucięty krzew z rana. Może bez mieć takie małe korzenie?

      Usuń
    2. Doniczki są różne , w zależności od rozmiarów krzewu ( im większy krzew tym doniczka też powinna być większa ). Agatku cena 60 peelenów za lilaka pospolitego sugeruje że to jest super hiper i w ogóle albo że naiwnych szukajo. Jak chcesz kupić lilaka to lepiej poszukać takiego z nazwą odmiany, kwitnącego ( coby sprawdzić zgodność odmianową ) i stojącego w rzędzie z innymi lilakami. Wtedy możesz mieć jakieś 99% pewności że wiesz co kupujesz. No i cena powinna być zdecydowanie niższa ( w mieście Odzi lilaki z kwitnącymi kwiatami chodzą od 15 do 35 zł na targowisku, w szkółkach nieco drożej bo odmiany nowsze ale klasyka w cenach zbliżonych do targowych ). :-)

      Usuń
    3. Mnie też się wydawało, że coś cenowo nie tak. Dzięki za info, będę zamawiać w szkółkach wysyłkowych bo tam najtaniej :)
      Buziaki :D

      Usuń
  2. Lubię lilaki takie jak to po wsiach rosną. Jednego takiego "pożyczyliśmy" z opuszczonej posesji. W sensie, że nie całego, tylko rozmnóżkę. I jednego białego, obłędnie pachnącego mamy w ogrodzie i też kawałek przesadziłam w ramach przyszłego żywopłotu. Uwielbiam lilaki! Podmieniam derenie białe lilakami - bardziej mi tu pasują do naszej starej szkoły. W Odzi widać lilaki tanio chodzą - u nas chcą od 30 wzwyż.
    He, he, he. Lecznicze właściwości wołowiny znamy, znamy :) Gorzej potem sierściuchowi wytłumaczyć, że kuracja dobiegła końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lilaki są good, u nas rzeczywiście niedrogo no ale dziś to widziałam duże kwitnące azalki za dwie dyszki ( sama jedną nabyłam ) więc o co kaman z lilakami? Może to moje patrzenie z ódzkiej perspektywy nie jest właściwe dla reszty kraju? Nie wiem, w każdym razie sześć dych za lilaka wydaje mi się ceną okrutnie zawyżoną. Lilaki na korzeniach można odkopywać, gorzej z tymi szczepionymi. Mam jedną starą szczepioną odmianę którą chcę rozmnożyć, próbowałam ukorzenić ale nie wyszło. Do szczepień łapy nie mam i czuję że będę musiała rozejrzeć się solidniej wśród szczepiących znajomków i zacząć przynudzanie z podchodami ( odmiana naprawdę warta grzechu ).
      Lecznicze właściwości wołowiny są prawie tak wielkie jak lecznicze właściwości podpijanej na półegalu śmietany, państwo kotostwo właśnie osiągnęło szczyty bezczelności ( oj, nie było dziś mizerii a właściwie była ale taka mizerna ). :-)

      Usuń
    2. Ja zastałam wygryzioną dziurę na pół sernika :( A jak szłam do kuchni oblizująca się nerwowo Groszka minęła mnie w dziarskich podskokach, co poszlakowo wskazuje na domniemanego sprawcę lub jednego z winowajców.
      Produkty były względnie bezpieczne na lodówce, ale kupiliśmy zamrażarkę szufladową - stoi obok lodówki - i się skończyło. Ławka - stół - zamrażarka - lodówka - cholerni futrzaci naśladowcy Freda Astaire'a...
      A próbowałaś tę gałązkę lilaka, co go masz szczepić utytłać w ukorzeniaczu?
      Ja wiem, że pytanie z tych retorycznych, bo pewnie próbowałaś wszystkiego, ale warto zapytać, bo jakby Ci się jednak udało, to już się ustawiam pierwsza w kolejce.
      Ja na lilaki strasznie pazerna i wrażliwa jestem. Na kaliny i hortensje z resztą też ;)

      Usuń
    3. Z Lalkiem niestety cóś nie jest dobrze, doktor powiedzieli że zęby to nie wszystko i organizm Lalencjusza mu się nie podobie. Jestem przybita no bo wiadomo. Szczęśliwa bym była gdyby Lalencjusz miał zakusy na sernik.
      Co do lilaka to próbowane były różne opcje, zostaje poszukiwanie chętnego do szczepienia.

      Usuń
  3. piękne te roślinki i piękne koty...Raj mają na dworze:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj było koszenie i koty uznały że to wcale nie raj. Obrażone patrzały złymi ślepiami na kosiarkę, udawałam że nie widzę tych spojrzeń à la wściekła primadonna. ;-)

      Usuń
  4. Bardzo mi sie podoba to zdanie:
    "Takie oto są skutki głupiego sadzenia drzew, zanim posadzisz trzy razy przemyśl, potem usiądź na rączkach i jeszcze raz przemyśl."
    Nie siadlam na raczkach, i teraz mam "uno boordello", drzewka i krzewy wszystkoo razem, bez ladu i skladu! Efekt mojej zachlannosci w pierwszym roku zamieszkania :)
    Jak na zlosc wszystko sie pieknie poprzyjmowalo i teraz nie wiem, co robic?
    Juz wycielam brzoskwinie i morele, zastanawiam sie, czy wycinac piekne porzeczki, czy przesadzc jesienia.
    Jablonke odwazylam sie przesadzic poprzedniej jesieni, jak jeszcze jablka na niej dojrzewaly - o dziwo w tym roku juz pieknie rosnie, jakby w nowym miejscu pare lat byla :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A twoje irysy sa genialne!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety błędy wpisane są w każdą działalność. A ludziska to już w ogóle są omylne. Myślę że prawie zawsze warto podjąć próbę ratowania źle posadzonych roślin, tylko z drzewami trza się spieszyć ( no dobra, nie ze wszystkimi ale niektóre cinżko przesadzać już po dwóch latach od posadzenia ). Co do irysów, moje nie moje ale bródki są czarujące. :-)

      Usuń
  6. Tiaaa, nie dla damskich łapek... - a dwa kubiki przerzuconego kompostu to dla damskich?! O lilakach nawet nie wspominam, bo wisi to nade mną to od kilku lat, a ja jakoś nigdy nie mam czasu akurat wtedy, kiedy jest TEN czas. Ale dzięki za zmotywowanie, może se jednak go znajdę. Podobnie jak dzięki za instruktaż w kwestii niedobitków rodkowych - ręka z sekatorem cofa mi się jakosik dziwnie, zanim tę sprężynkę naciśnie, może teraz będzie łatwiej ;-)
    A że długi łykend spędziłam z daleka od własnej posiadłości (również mentalnie, nawet o śliczniusim bukszpanowym motylku udało mi się zapomnieć), to teraz czas na posypanie głowy popiołem i pyłkiem z sosny sąsiada i ruszenie w teren ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Andrzejek czaruje!;-) Co do sekatorka mam podobny odruch przy rodkach, natomiast Mamelon Kuba Sekatorowicz w najlepszym ( najgorszym ) wydaniu! U nas akcja lecznicza trwa, humor mam paskudny. :-/

      Usuń