sobota, 21 lipca 2018

Codziennik - zadrobiazgowanie smutków

 Mieliśmy oberwanie  chmury, wszyscy narzekają a ja wprost przeciwnie. Padało okrutnie  i dobrze. Dopiero  po tygodniu  opadów  ziemia zrobiła się solidnie wilgotna.  Część roślin odżywa, niestety tylko część. Mimo tego humor mi dalej  nie dopisuje i  z kocich  i z ludzkich powodów . Po prostu wokół mnie cóś ostatnio dużo nieszczęść ma miejsce, nie piszę o wszystkim  bo to byłby wyrzygalnik  rozpaczliwy a  nie codziennik. Poza tym nie można  niektórymi bardzo prywatnymi sprawami przyjaciół dzielić się na publicznym forum, no  nie uchodzi. W każdym razie ten rok jak na razie wygląda  na rok dodupny  i taki o którym  nie chce się pamiętać. Dobra, koniec biadolenia , od tego  się wcale  lepiej nie robi. Z rzeczy miłych - odkryłam u biednej Psicy  cóś co sobie sprawię kiedyś tam, bolesławieckie wyroby z łapkami i kotostwem.

Potem zobaczyłam wyroby z lejeniami, jeżami a nawet zajęcmi jak to pięknie odmienia  Małgoś  - Sąsiadka. Hym... szafeczka nowa  kuchenna by się przydała, od samych chciejstw już się  rozrasta przestrzeń przeznaczona na nowe  skorupki a co dopiero będzie jak  przyjdą prawdziwe zakupy ( kiedyś tam ). Potem doczytałam  że Kureira Naczelna czaczowała z Lilką  i poczułam że może czas na polowanie. Na poprawę humoru upolowałam sobie  dwie michy  vel półmiski w motylki ( solidna przecena ), ostatnio motylki wszelakie mnie dobrze robią. Co prawda nie są one michy takie całkiem jak moje motylkowe talerze ale w zasadzie paszą. Teraz zostaje mi szukać owalnych i plaskatych półmisków pod miącha czy tam insze wędliny i syry. Po co mi to statkowanie  do końca niby nie wiem, wszak wyciąga się takie  ustrojstwa w razie odświętnych nawiedzin czy czegoś  w tym guście. Jak znam  życie to w półmiskach będą robione kompozycje kwiatowe, tak u mnie kończą zazwyczaj przedmioty takie  jak wazy czy sosjerki. Awansują znaczy na wazony. No  a wazon rzecz w domu niezwykle często wykorzystywana, pożyteczna i w ogóle. No to już wiadomo po co kupiłam skorupy - żeby szaleć z roślinami! Jak zwykle.


Z Felicjanem jest nie halo, nie żeby fizycznie coś mu się działo - tylko z główką coraz  gorzej. Obecnie  wprowadził piąty stopień zastraszania znaczy usiłuje oprócz swoich posiłków i inszych kocich wyżerać też z mojego talerza ( siłą usiłuje a nie jak dotychczas podstępem, ostatnio rzucił się na budyń śmietankowy, broniłam  i jestem  pochlana i podrapana ). Qrcze, podobnie jak niektórzy wszyscy wiedzą  którzy  uznaje że  jemu się po prostu należy! Nie wiem jak skończy się sprawa niektórych wszyscy wiedzą  których ale Felicjan dostał  po tyłku. To mu się akurat naprawdę należało! Nie tyle za podżeranie nieswojego  ale za pochlanie mła do żywej  juchy. Nawet Małgoś - Sąsiadka która do tej pory tłumaczyła żyrtość gada sklerozą (  "No wiesz, on zapomniał że jadł śniadanko, zupełnie  jak dziadek Ś., który wiecznie zapominał że właśnie zjadł" ) musiała  przyznać że  Felicjan jest zwyczajnie wredny i łakomy do nieprzytomności. W dodatku zbyt mocno lubi pokazać kto tu  rządzi. Oczywiście jak przyniosę  do dom kocie dobrutki jest pierwszy do podlizań  i słodki jak ten miodzik, po żarciu pokazuje za to  rogi jak u bydła teksańskiego. Paskudnieje też Sztaflik zwana obecnie  Janczarkiem, wróciła do  formy i zrobiła  się mocno rzundząca. Wicie rozumicie budzenie przeraźliwymi miaukami o  godzinie czwartej rano, która jest jak wiadomo najlepszą porą na poranny  posiłek. Tu na szczęście wystarczy nałożyć  poduszkę na łeb ( mój nie tego małego potwora, odpływam od  miaudolenia ). Okularia i Szpagetka szczęśliwie pochłonięte życiem podwórkowo - ogrodowym ( mimo  deszczu ). Pilnuję tylko żeby "spiżarki" w domu nie były zapełniane  upolowanymi  gryzoniami.




Na smutki wyłażę do ogrodu  a jak za bardzo pada to sobie ogród wymyślam. Trzeba będzie bardzo mocno nad  Alcatrazem popracować bo susza kosztowała ogród parę roślin. Niestety niekiedy tych  rarytetnych. Cóż, taki mamy klimat. Pocieszkowo dokupiłam strasznie włochatą bergenię orzęsioną 'Dumbo'.  Mam słabość od czasu dewońskiej  wyprawy  do tego gatunku bergenii.  Przede mną zakup rarytetnych języczników, w przeciwieństwie do kolorowych  wietlic  moje stare języczniki i starsze siewki  od Sylwika całkiem nieźle zniosły suszę ( "Sylwiki" są zaprawdę urocze, takie z marsjańskimi łapkami ).  Dla rarytetów języcznikowych mam specjalne miejsce, będą pod  dobrą kocią  opieką.  Na dzień dzisiejszy Alcatraz  nie wygląda wyjściowo,  mimo tygodnia opadów  jest kiepsko bo  susza była zbyt długa.

Pogoda  dopasowała nam się do polityki, same  ekstrema co sugeruje że jesienią albo zimą obudzimy się w tzw. "czarnej dupie".  Politycznie to mniej więcej wiem w jakim to pójdzie kierunku ( niezłomni do zezłomowania  swoich co głupszych  pomysłów potrzebują paru miesięcy ), natomiast co się będzie działo z pogodą to tzw. zagadka  sfinksa.  Boję  się że może być równie ekstremalnie jak dotychczas, zima jesienią, wiosna zimą albo nawet lato w marcu - strach się bać pomysłów  Wielkiego Pogodowego! Na przekór tym  moim strachom Tatuś jest prawdziwym wulkanem optymizmu, straszy że posadzi dęby i zapuści grzybnię i za czterdzieści lat będzie robił w ogrodzie prawdziwe prawdziwkowe  grzybobranie. Hym... ten optymizm to chyba dlatego że w rodzinie pojawiła się via schronisko mała suczka. Tatuś  twierdzi że  piesa jest Magdzioła ale musi się gdzieś bawić z kotem i tym jeżem co się zalągł i najlepiej jak to będzie w tzw. strefie  Tatusia. Taa, znamy te numery. No ale dobrze że od  Tatusia biją ciepłe, optymistyczne fluidy. Może i mnie się od tego zrobi lepiej.


Dzisiejsze fotki są  podwórkowe, Alcatraz nie nadaje się do pokazania. Jutro zamierzam go  nieco ogarnąć, no chyba  że pogoda mnie rozwali ten gryplan ( duchota albo jaki opad ).

12 komentarzy:

  1. Ta szalwia na zdjecju to bergenia? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bergenia dopiero posadzona, co tu focić sadzonkę. A Alcatraz po prostu biedny po tych upałach, rośliny wyglądają tak jakby jesień zbliżała się wielkimi krokami. :-/

      Usuń
  2. Brak Lalka zaburzył równowagę stada i są przetasowania. U nas już też to widać...
    Zobaczymy co w tym roku zaoferuje Bolesławiec w kocim temacie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas cóś się tam wyklarowało w temacie kto jest kim i co może, trochę to trwało. Jak dobrze że są Bolesławce i takie inne drobiazgi do niemyślenia, zawsze troszki to pomaga oderwać się od złego. :-)

      Usuń
  3. "przychodzimy, odchodzimy, cichuteńko na paluszkach"jak mawiał klasyk; selawi, jak mawiają tubylczy górale. wszystko się starzeje, dzieci, koty, sąsiedzi..., tylko my nieustająco piękne i młode :P
    u mnie tez ciągła rotacja bo większość stada doszła do wieku geriatrycznego. pół biedy jeśli kończy się na interwencji chirurgicznej, niestety większość przypadków to tzw. beznadziejne i wtedy wiadomo, pyk i kolejny znika z horyzontu a nam po raz kolejny serca się rozpadają na kawałeczki.
    ja proponuje wprowadzić świeżą, młodą krew do stada. będzie totalna dezorientacja, fochy i obrażanie się ale poprzestawia im to w głowach.
    a póki co na frasunek dobry trunek, nastaw se naleweczkę, kąfitury dobre dla dzieci i chorych. łączę się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby wszystko wiem ale boli. To że u Was i inszych miłych mła nieszczęścia jakoś mnie nie podbudowuje wspólnotą losów, raczej depresja się mnie robi. Być może za ten kiepski stan psyche odpowiada nie dość rozwinięta cecha narodowa pod tytułem schadenfreude, nawet ludziom których autentycznie nie cierpię współczułam zawsze straty bliskich. Ot, taki defekt charaktera.
      Co do świeżej krwi to i owszem pojawiła się kiedy moja banda napadła wizytującą nas suczkę sąsiadów ( a na podwórku albo oficjalnie jej się boją albo jak nikt nie widzie zapraszają do zabawy ). Wcale nie Felek był najbardziej zajadły, dziewczyny okazały się niegościnne. Szpagetka wręcz killerzyła, zazdrość droga Pani po całości. ;-) Co do naleweczki to zdajemy się na Tatusia, nikt mistrzu nie podskoczy. :-)

      Usuń
  4. Wiedziałaś, jak mnie przywołać, stara czarownico! ;-)
    Kudłaty słoń i rarytetne języczniki to mię nawet z ogrodu dzisiaj wyciągnęły. Telepatycznie, bo jak inaczej?! Pochwal się koniecznie, co i skąd wydarłaś. Co do słoniątka, to jestem bardzo ciekawa, jak będzie mu się wiodło u Ciebie, bo u mnie to ona raczej karłowaty i słabowity się okazał, ale może u Ciebie rozwinie uszy ;-)
    A smutkom się nie dawaj, bo to (bardzo) szkodzi zdrowiu, a pańcia kotom i ogrodom musi mieć zdrowie i krzepę. Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka stara, jaka stara?! Ledwie te pięćdziesiąt parę wiosenek ukończywszy i "Panie Gustlik, ja mam w sobie dalej gorąc".;-) Widzę że na tzw. półwyraźne życzenie trza mi focić biedniutki Alcatraz. Ni ma zmiłuj! Pofocę, akurat bergenie orzęsione całkiem ładnie mi rosną ( na ogół czyli jak ekstrema pogodowe nie dobiją ). Smutkom się dać nie mogę bo już mam glutanie po pas i mówię jak na razie tenorem ( postaram się nie dopuścić do obniżenia tonu ).

      Usuń
    2. "Stara czarownica" to nobilitacja, nie przytyk do wieku. Stara czarownica to przeca taka, co to już niejedno potrafi (dużo więcej niż mnie przed kompa zawlec telepatycznie - ostatnimi czasy otwieram lapka tylko wtedy, jak przelewy robię albo wzór swetra potrzebuję druknąć) - poza tym jakby to wyglądało, czarownica siksa ;-)
      Foć, foć, bom ciekawa Twoich nabytków. A ciliatek zasiedziałych tak samo. U mnie ziemia klasy ostatniej z ostatnich, pewnie po prostu im nie pasuje, nawet wzbogacana kompostem z tego, co na tej samej ziemi wyrosło. Od zeszłego roku daję guano gołębie (sąsiad całe lata wyrzucał, aż się z nim w końcu zgadaliśmy i teraz dostarcza siatkę raz w tygodniu) jako atywator kompostowy, może się glebie poprawi po takiej suplementacji.

      Usuń
    3. He, he, czarownica starsza stopniem? Nadczarownica znaczy! ;-) Ciliatki są różniste pod względem wymagań, u mnie jak widzisz dobrze rosną głównie ligulaty ( o ile to widać na tym jedynym w miarę ostrym zdjęciu które udało mi się zrobić w tej saunie za oknem, to te na zdjęciu nr 1 w następnym wpisie ). Do wpisu języcznikowego mocno się przygotuję, znaczy bardzo szybko nie bandzie ale w sierpniu się pojawi ). :-)

      Usuń
  5. No i tera wypadałoby, żebyś kupiła sobie kłosowca Kudos Mandarine - ja kupiłam go w Obi (14 zł)i polepszył mi się humorek, szczególnie, jak go posadziłam do ziemi w ogrodzie i odżył i lepiej wygląda i ma się wesoło co widać po listeczkach i kwiatuszkach wołających: rany jak się cieszę. Widać, widać - zwieszone były, przyklapłe i smętne, a tera w górę - sursum corda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z kłosowcami to ja jestem pokłócona i już ja wiem dlaczego!;-) Bardzo brzydko się u mnie jeden przedstawiciel tej rodziny zachował. Miał się rozsiewać a zamiast tego złośliwie zaniknął. Ale spoko, znajdę sobie jakąś inszą pocieszkę roślinną.;-)

      Usuń