niedziela, 5 maja 2019

Roma Antiqua - Łuk Konstantyna i Koloseum



To będzie wpis prawie z pierdylionem zdjęć jak to  ujmuje  Kura Naczelna,  ale inaczej jakoś tej starożytności Wam nie  unaocznię. Wicie rozumicie, obraz wart tysiąca słów. Zacznę od tego że  ruiny antycznego Rzymu zrobiły na mła ogromne wrażenie, żaden budynek renesansowy czy barokowy nie był w stanie go przebić. Nawet słynna kopuła bazyliki Piotrowej wydawała mi się tylko uzupełnieniem wielkiej architektury starożytności, wpisaniem w tło. Niestety zdjęcia nie są w stanie w stu procentach ( po mojemu to nawet w dwudziestu procentach, a  zdjęcia autorstwa mła to tak cóś kole dziesięciu procentach ) przekazać  skali, to rzecz do naocznego poznania. Jednak  jeżeli z ogromu  ruin ludzie  nie są w stanie odczytać dawnej wielkości miasta,  to Koloseum, Palatyn,  Circus Maximus i Forum Romanum mogą pozostać dla nich jedynie kupą cegieł i kamieni, mimo pomocy wizualnej czyli  rekonstrukcji komputerowej wyświetlanej w  Koloseum ( sporo ludzi ma problem z wyobraźnią przestrzenną, szkoda  że nie ma jeszcze dla nich takich mobilnych wizualizacji, łatwiej by  im przyszło wyobrażenie sobie miasta z pozostałych po nim fragmentów ). Na szczęście ruiny są swoiście urodne i nawet nie odróżniając  Łuku  Konstantyna od Łuku Tytusa człowiek napasie oczy pięknem. Ten łuk ze zdjątek powyżej i poniżej  to rzecz jasna słynny  Łuk  Konstantyna, powstały  w latach 312 - 315 ponad dwudziestopięciometrowy budynek wzniesiony ku chwale cesarza Konstantyna ( konkretnie to ku uczczeniu dziesięciolecia jego panowania  i sprawienia przez niego manta konkurentowi Maksencjuszowi ). Prawdziwna architektoniczna zdobycz  Rzymian, znaczy konstrukcja która zmieniła świat w wydaniu maksi.


 

Łuk  jest że tak to określę kompilowany, znaczy pomiędzy zdobienia z czasów  Konstantyna wpleciono rzeźby z czasów cesarza Trajana i  płyty z płaskorzeźbami z czasów cesarza Marka Aureliusza ( najprawdopodobniej pochodzące z niezachowanego Łuku Marka Aureliusza ) oraz medaliony ( nad  bocznymi  przelotami, to nie ten  ze zdjątka ) z czasów cesarza Hadriana. Łuk położony był na drodze Via Triumphalis, która zaraz za nim łączyła się z najważniejszym traktem, Via Sacra - drogą przemarszu triumfujących wojsk rzymskich. Tak naprawdę to ostatni z wielkich łuków triumfalnych antyku. Łuk Konstatnyna w świadomości mła zrósł się był z jednym  mocno hollywoodzkim dziełem. "Kleopatra" się nazywało i było prawdziwą superszmirą za cinżkie doolary. Historia prawdziwna wygląda tak że jesienią roku 46 p.n.e. ostatnia królowa Egiptu przybyła  na zaproszenie  kochanka ( Boskiego Giulio czyli Gajusza Juliusza Cezara ) w towarzystwie  ich wspólnego syna Cezariona i brata królowej Ptolemeusza XIV do Rzymu.  Wjazd do miasta określano jako  triumfalny. W filmie wygląda to w ten sposób  że ciągną wylaszczoną w stylu lat sześćdziesiątych ( prawie że Paco Rabanne ) Elizabeth Taylor na sfinksie pod Łukiem  Konstantyna powstałym niemal  cztery stulecia później. Właściwie to brakuje jeszcze Tarzana do kumpletu i byłoby już tak całkiem zgodnie z prawdą, he, he, he. Wicie rozumicie, Zachód tyż miał swoją prawdę czasu i prawdę  ekranu!  Rozumiecie zatem ten lekki rechocik który mną wstrząsał w okolicach tego budynku.  Przyznam że miałam lekki oczopląs, nie bardzo wiedziałam w co się wgapiać - czy w Koloseum czy w Łuk  Konstantyna, oba  budynki piękne! Tak do bólu, jak tylko wielka architektura potrafi!




No bo topograficznie  to jest tak że jak ktoś łukami zauroczony to tuż obok Łuku Konstantyna może napaść oczy  łukowym szaleństwem czyli  Koloseum.  Łuk na łuku, łukiem pogania, kwintesencja  rzymskiego budowania. Z koloseum to było tak: po ubiciu  Nerona zorientowano się że tak po prawdzie to nie ostał się nikt kto by z racji prostego dziedziczenia  mógł nosić tytuł cezara.  Członkowie dynastii julijsko - klaudyjskiej starannie zadbali o to by liczba osób uprawnionych z racji więzów krwi  do  cesarskiej purpury zmalała do "aktualnego władcy sztuk jeden", no i skończyło się tym że po śmierci jej ostatniego ciężko nieznośnego przedstawiciela senat popędzany przez pretorianów musiał na gwałt znaleźć kogoś kto zechciał by posprzątać pospiskowy bałagan. Padło na niejakiego Wespazjana, żołnierza a nie polityka. Wespazjan zajmował się tłumieniem powstania w Judei, co wymagało znacznie większego talentu dyplomatycznego niż się rzymskim senatorom zdawało. Sądzili  że do Rzymu sprowadzają łatwo sterowalnego wojaka a tymczasem przyjechał całkiem niezły polityk. Wespazjan  świadomy roli cezara jako tego który winien zapewnić  panem et circenses zapowiedział że ku rozrywce  Rzymian ( dużą literą bo amfiteatr cieszył się sławą w całymi imperium )  wzniesie największy amfiteatr jaki do tej pory widział  świat. I tak  narodziła się idea Amfiteatru Flawiuszy, daru cezara  dla ludu rzymskiego. Miejsce wybrano rarytetne, amfiteatr miał powstać na miejscu Domus Aureus  niemiłej pamięci Nerona.  Był tam płaski kawałek  gruntu, co prawda trza było  osuszyć  całkiem spore bajorko ale dało się zrobić. Przy okazji przyszły amfiteatr  zyskał  doskonałą kanalizację, nie tylko deszczową.  Ponoć to ona umożliwiła  przeprowadzanie naumachii czyli bitew morskich na zalanej arenie o których pisał Juwenalis, a które skończyły się wraz z zabudowaniem w czasach syna Wespazjana,  Domicjana, podziemi areny. Jednak na dzień dobry podczas planowania Koloseum Wespazjan z lekka potknął się o problem wszystkich inwestorów - skąd wziąć dużą kasę na przedsięwzięcie? Niestety nie mógł był powtórzyć numeru Peryklesa który zajumał na budowę Partenonu kasę powierzoną Atenom przez inne miasta  Związku Ateńskiego ( strach pomyśleć co kradli faraonowie ) ale  znalazł podobnie  złodziejskie rozwiązanie problemu.  Jeden z jego synów, Tytus, nadal dzielnie walczył w Judeii.  Tatuś pogonił młodego i kazał czym prędzej postarać się o jak najszybsze spacyfikowanie Jerozolimy, czytaj dobranie się do skarbca Świątyni Jerozolimskiej. Tak, tak,  Koloseum powstało z środków uzyskanych ze świętokradczego rabunku i sprzedaży trzydziestu  tysięcy  żydowskich niewolników na rynkach Rzymu ( dawna  wersja że to żydowscy niewolnicy budowali amfiteatr cóś dzisiaj nie przemawia do historyków ).

Zapewnienie  środków nie załatwiło wszystkich problemów. Okazało się  że  wzniesienie budowli wyłącznie z trawertynu pozyskiwanego z niedalekiego Tivoli nie wchodzi w grę, budynek   zawaliłby się pod wpływem własnego ciężaru. W sukurs przyszły dwa rzymskie wynalazki - beton z dodatkiem tufu  wulkanicznego ( tzw. beton rzymski ) i wypalana cegła ( wąziutka bo powstała z dachówki ). To właśnie one umożliwiły wzniesienie łuków na łukach, obłożone trawertynem cegiełki były  znacznie lżejsze niż kamory, a beton i sam tuf wypełniły co trzeba w konstrukcji amfiteatru. Budowla  była prawdziwie rzymska tzn. wzniesiono ją w sposób umożliwiający zgromadzenie około pięćdziesięciu tysięcy ludzi ( ponoć na wpych wchodziło  osiemdziesiąt pięć tysięcy ) czyli na tyle dużej że spełniała rolę egalitarnego symbolu daru dla ludu rzymskiego przy  jednoczesnym zaznaczeniu podziałów w społeczeństwie ( wicie rozumicie, loża cesarska, najlepsze miejsca dla patrycjatu, potem miejscówy ekwitów a na górze plebs - w czasach Domicjana na ostatnim  piętrze  dobudowano drewnianą konstrukcję coby jeszcze więcej luda wcisnąć ). Znaczy było demokratycznie bo  władza siedziała obok ludu ale jednocześnie każdy wiedział kto jest kim ( osobne wejścia - osiemdziesiąt wejść przypisanych do  pozycji zajmowanej w społeczeństwie, osobne podia i sektory - wszystko to zaznaczano na biletach, których zresztą zawsze produkowano za mało - celowa robota zwiększająca popyt na bywanie w Koloseum ).  Na scenie amfiteatru którą później zaczęto nazywać  areną ( od  łacińskiego słowa harena oznaczającego piasek którym zasypywano hym... tego... wycieki po walkach gladiatorów i zwierząt ) odbywały się krwawe przedstawienia. System wind, którego i dziś mógłby pozazdrościć każdy teatr czy stadion, transportował w różne miejsca areny uważane za  groźne  i specjalnie pobudzone zwierzęta ze wszelkich zakątków imperium i niewolników ubranych w zbroje. Tak, tak, bardzo łatwo nam się zapomina że do walk  stawali przeważnie niewolnicy których przeznaczeniem było prędzej czy później  ( raczej później bo wyszkolenie gladiatora  sporo kosztowało ) zginąć na arenie. O ile hekatomby zwierząt we współczesnych budzą obrzydzenie o tyle blaski zawodu gladiatora ( najlepsi byli traktowani z taką histerią z jaką dziś we Włoszech traktuje się gwiazdy futbolu ) przesłaniają jego cienie. Pewnie do czasu  aż Hollywood wyprodukuje cóś bardzo sentymentalnego a zarazem krwawego i widowiskowego  o powstaniach niewolniczych w Rzymie. Cóś bardziej  skrojonego pod współczesne gusta niż stary film z  Kirkiem  Douglasem w roli Spartakusa. Może wtedy dotrze do ogółu cała groza tego pięknego amfiteatru - Koloseum to najpiękniejsza rzeźnia świata! Gdyby budynek miał zdolność wchłaniania krwi która się w nim wylała byłby szkarłatny. Nawet velarium czyli płócienne żagle rozpinane przez wyszkolonych żeglarzy, będące wzorem dla dzisiejszych zadaszeń stadionów, byłoby krwawe i ciężkie.

Teraz będzie o mitach związanych z krwawą historią tego  miejsca. Taka to prawda że na arenie  Koloseum masowo  ginęli chrześcijanie jak ta  że Kleopatra przejechała się na sfinksie pod  Łukiem Konstantyna. Chrześcijanie  zaczęli  być prześladowani w Rzymie za czasów Nerona i ginęli  głównie w miejscu zwanym Cyrkiem Nerona, które znajdowało się na wzgórzu watykańskim. W Koloseum chrześcijanie ginęli jako skazańcy ( hym... w antraktach walk gladiatorów, taki  przerywnik typu rozwalenie głowy młotem wrogowi ludu rzymskiego ) i ich ilość w stosunku  do poległych gladiatorów jest znikoma. Najwięcej w Koloseum  ginęło zwierząt, wprost niewyobrażalne ilości. Tylko nieliczni starożytni odczuwali to jako coś obrzydliwego, czy  przedstawienia dla motłochu. Szczęśliwie poziom wrażliwości jednak nam się troszki podniósł ( znaczy oficjalnie bo pod spodem jest jak zawsze - ciemno ). Wymiarowo Koloseum wygląda tak - eliptyczna budowla o długości 188 m i szerokości 156 m, w obwodzie ma 524 m, a wysokość budynku to wysokości 48,5 m. Od zewnątrz budynek miał cztery kondygnacje, od wewnątrz pięć. W części zewnętrznej w czterokondygnacyjnym podziale zastosowano tzw. spiętrzenie porządków. Znaczy najniższa kondygnacja jest zbudowana w porządku toskańskim ( taka italska popłuczyna po porządku doryckim - gładziutkie kolumny i baza zamiast ustawienia na stylobacie ), druga w jońskim, trzecia w korynckim. Trzy kondygnacje związane są z konstrukcyjnym układem arkad, czwarta jest bezarkadowa , ma jedynie małe okienka. Obecnie budynek  jest konserwowaną ruiną ( wielkie zniszczenia miały miejsce w roku 445 w czasie trzęsienia ziemi, potem w czasach średniowiecza budynek robił za mini kamieniołom, od 1200 roku rodzina Frangipiani uznała że nada się w sam raz na zamek obronny a w 1349 kolejne trzęsienie ziemi zawaliło część południowej ściany budynku ). Trochę pomogło w tej konserwacji budynku błędne XVIII wieczne mniemanie że w miejscu tym odbywały się masowe mordy chrześcijan. Sacrum osłabiło chęć pozyskiwania obrobionego kamienia.  Niestety trza było pilnować pielgrzymów a później i zwykłych turystów.  Ci nie  tylko pozyskiwali pamiątki ale wzorem starożytnych  graficiarzy zostawiali własne wpisy na pozbawionych  koloru ścianach ( tak, tak, Koloseum wcale nie było klasycznie białe jak  Winckelmann  przykazał, wiemy że przynajmniej wnętrza  budynku były malowane i wykładane mozaikami ). Nazwa budowli  dziś powszechnie używana została ukuta w średniowieczu od znajdującego się w niej wielkiego posągu Nerona, zwanego Kolosem.



Dziś w kolejce do zwiedzania Koloseum trzeba swoje odstać. Jak niemal  w całym  "wartym zwiedzania" Rzymie są bramki wykrywające metal, ochroniarze czy tam inni mundurowi. Nie ma  że nie ma, żyjemy w takich czasach w których do zwiedzania zabytków potrzebna jest kontrola bezpieczeństwa. Za to zwiedzalniczo było dobrze, dla mła  już samo muzeum we wnętrzach w którym naszła marmurową podobiznę Tatusia ( nieznany mężczyzna sportretowany chyba w I albo II wieku naszej ery ) i cud  miód antyczną pietra dura ( macie ją na zdjątku ) to już było cóś. Do tego  należy dodać wspomnianą wcześniej prezentacje komputerowo wygenerowanego obrazu starożytnego Rzymu, która ułatwia zwiedzanie  Forum Romanum i Palatynu.  Wnętrze Koloseum zrobiło na mła  mniejsze wrażenie niż widok zewnętrzny budynku. Myślę że to kwestia odsłoniętych podziemi areny, jakoś to mła nie grało z obrazem zrujnowanych ale ciągle czytelnych podiów. Jednak  mła uważa  że zwiedzanie Koloseum było warte stania w długaśnej kolejce  pod popłakującym niebem.  Jest powiedzonko określające ciężkie braki w poznawaniu  świata -  "Być w Rzymie i nie widzieć papieża", po mojemu to być w Rzymie i Koloseum nie widzieć. Odchodząc od  budynku widziałam się niemal jako ten  motocyklista mijający  Koloseum w filmie Felliniego , tak cóś niby obok ale wpisana w historię miasta. Byłam, czułam, zostało we mnie!

4 komentarze:

  1. Jak Ty opiszesz i pokażesz, to już nawet nie chce mi się tam pojechać. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i bardzo niedobrze, znaczy czas mła się wycofać z podróżniczych postów zachęcających. A Ty Agniecha walcz, nie poddawaj się lenistwu! Bo po prawdzie jak zobaczysz Rzym to możesz sobie odpuścić wszelkie insze miasta. Matka miast, to widać, słychać i czuć, oglądając Rzym człowiek zdaje sobie sprawę że wszystko insze miastowe jest popłuczyną, cytatem. O czym w kółko donoszę, he, he, he.:-)

      Usuń
  2. Ojojoj! Lubie jak mnie oprowadzasz po Rzymie :)
    Najpierw przelecialam fotki, potem szybko, na skroty tekst i stwierdzilam, ze rezerwuje sobie jutrzejszy poranek na posmakowanie :)))

    OdpowiedzUsuń