poniedziałek, 23 marca 2020

Notatki zarazowe

Siedzem  w domu półproduktywnie. Siedzieć  trza choć jakby taka  delikatna sugestia padła   z usteczek WHO - wskiego działacza że kwarantanna  sama w  sobie  niczego nie  załatwia ( mła  się poczuła tak jakoś  dziwnie jak to  przeczytała,   bo ona nie tak  dawno pisała  że kwarantanna  nie  leczy nikogo innego  tylko  ledwie  dychającą służbę  zdrowia ) i  dobrze  by  było robić  jakoweś  testy żeby  wiedzieć  kogo  separować, komu  w  razie  czego  co podawać itd. . No z  testami  to  jest  drobny  problem (  biedny minister  zdrowia ma  tu zdaje się dużo  do  "zawdzięczenia" szefowi  Sanepidu ) bo one  są  tylko ich nie ma. Rabolatoria też jakby  nie pomagajo  rozładować sytuejszyn i napięcia. No bo napięcie  jest, razem  ze  wzmożeniem  jest.  Za  napięcie odpowiadajo głównie mendia które na ten przykład przeprowadzają  wywiad  z każdym  specjalistą od  koronnegowirusa, nawet jeżeli ten  specjalista  wykonuje  na  codzień  zawód  piosenkarki  czy  piłkarza.  No i  szukają jak  najbardziej  chwytliwych  tytułów  ( mój ulubiony z  wczoraj to "Przeżył  Holocaust a zmarł na  koronawirusa!" -  zważywszy na  to że  Holocaust miał  miejsce  w latach  czterdziestych  ubiegłego  wieku to  rzeczywiście  można  mówić o prawdziwym  pechu ). Za  wzmożenie odpowiadają nasi  rzundzący, choć wzmożenie jest  cieniutkie. Jakby im  codzienna indolencja przeszła w impotencję.  Wypluto   cóś  co  się nazywa tarczą antykryzysową i nastąpiła  tzw. konsternacja.  Zdaję  się że lud  nie tego  oczekiwał. 

Lud  w  ramach  wdzięczności  za  zawieszenie  czasowe składek  ZUS owskich  zaczął  cóś przebąkiwać że i tak ich nie  zapłaci - "No i  co mi Pan  zrobisz?". No to rzundzące  zabrały  się  do korekt i teraz jest i śmiesznie i  strasznie. Mła  nie  będzie  komentować bo  surrealizmu  się nie komentuje  tylko przeżywa  się go wewnętrznie. Ze   sprawek  rozkosznych  to uziemili  Angelę bo  rozmawiała  z kim  nie  trza, szczerze pisząc  bardzo  po mniemniecku - Ordnunng  must  sein! I  nie jest ważne  że to  szef  rzundu. U nas insza tradycja, nasz najwyższy urzędnik jest  tylko  zwierzchnikiem  sił  zbrojnych  więc  może latać jak  nakręcony.  Niech lata, dzięki  temu mła ma  rozrywkę.  Nigdy  nie  zapomni  tej  chwili kiedy  zobaczyła prezydęta w tym ubabranku  jakby  mundurowym,  wizytującego zapowietrzonych. Miodzio! Jednakże oglądanie zarządzających  niesie  ze  sobą pewne niebezpieczeństwa. Tatuś na  ten przykład omal nie  został pośrednią ofiarą koronnegowirusa.  Kartofelek  mu uwiązł  tam  gdzie  nie trza podczas oglądania konferencji  prasowej szefa  NBP (  teraz  Tatuś ma  zakazane, nie ma  wgapiania  się i  słuchania  różnych orędzi i takich  tam  przy  jedzeniu, drzemać  przy  tym  można ).

W tym  całym mendialnym  szumie, straszliwych doniesień pełnym,  jakoś nie przebiła  się informacja  WHO na temat   śmiertelności  wirusa.  W ramach pokrzepiania  serc radośnie  Wam  donoszę  że  organizacja owa  stwierdziła ( i mła  to jakoś  nie  dziwi, pamiętam  poprzednie wysypy  chorób  ciężkozaraźliwych ) że tradycyjnie przeszacowano skalę  zejść. Taa... Tym wszystkim przeżywającym zarazę w  Lombardii  -  dla  epidemiologów prawdziwa  gratka i  zagadka. "Dzieje  się coś  dziwnego.",  jak  stwierdziła  jedna utytułowana pani  dohtor  zakaźnik.  Hym... bardzo  znany  i  uznany włoskiego  pochodzenia  pan  dohtor  od  zaraz, zaczął   na łamach  wyjaśniać  zagadnienie owej  zdziwności  ale  nie będę  tu przytaczała  bo  jeszcze  byście  myśleli  że  ja  tu te... teorie  spiskowe  snuję. Tak  nawiasem pisząc, przypomniało  się mła jak  Doro  złamała  nóżkę  we  włoskich  górach. Ubezpieczona  złamała!  Opowieści o  wyśmienitej  służbie  zdrowia północnych  Włoch weryfikowała nacielnie i jakby  to  delikatnie  rzecz ująć - nie  była  zachwycona poziomem usług. Mła  z opowieści  Dżizaasa wysnuła  wniosek  że na  Sycylli ten  poziom jest zbliżony do naszych  szpitali powiatowych.  Włochom  należy  zatem  życzyć   by  w  wyniku epidemii mieli  wreszcie porządne oddziały szpitalne a w  domach  starców  przeszkolony  personel  używający  jednorazowych  środków ochrony ( Mamelona  szoknęło jak się  dowiedziała że ów personel przy  przebieraniu w pieluszki pacjentów  nie używał  rękawiczek, walić  epidemię ale  "zwykłą" Klebsiella pneumoniae można przenieść ).  Mła  sobie  teraz  myśli o naszej  służbie  zdrowia, o  tych  zamykanych oddziałach  szpitalnych, o  braku personelu i  innych  radościach.  Może  z  tego  strachu społecznego  cóś  dobrego dla  nas  wyjdzie  bo do ludzi  wreszcie  trafi że państwo nie jest od  tego  by  rozdawać różnym  grupom pieniądze  tylko od  tego żeby  zapewniać możliwość  skorzystania z dobrze  zorganizowanego  systemu ochrony  zdrowia.  Co  do  domów  starców  to w Polszcze   raczej  "hakatumby"  w nich nie będzie, większości  staruszków po prostu na nie nie  stać.  Średnia  emerytura a średnia kosztu pobytu  w  takim  domu  to  dwie  całkiem  różne  bajki.


I to  by  było na  tyle  z "frontu  walki z  zarazą". A  teraz  mła  będzie myślała  o  tych  wszystkich  biednych  rezusach, makakach i  szczurach które zapłacą za ludzkie "wyzwolenie od  chorób". I  wcale nie jest jej  wesoło. Dla rozpędzenia  tego  smutku  załącza do  tego  wpisu  dla  się i  dla Was rozkoszne obabrazki na  temat  tego  co  dama  robi w  ogrodzie.  Tak, te panie z  obrazów  Killigwortha pielęgnowały ogród! Tylko jedna  chlała  kawę i lekturowała.

9 komentarzy:

  1. Przepiękne fotografie. Uwielbiam ten motyw więc nie wiem czym się zachwycać - postaciami i ich strojem czy pięknem krajobrazu i latem.
    Nie chciałabym tu wywołać jakiejś okropnej dysputy ale od wiele, wielu lat miliony już ludzi umarło na raka i jakoś żyjemy pośród tego a przecież diagnoza rak też pojawia się nagle. Najsmutniejsze jest to, że wielkie korporacje medyczne kupe kasy zarabiają na raku :(.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ludzie w ogóle umierajo, tak już ten światek urządzony że "Co żyje, musi umrzeć; dziś tu gości, A jutro, w progi przechodzi wieczności; To pospolita rzecz!" że zacytuję mistrza Willa. Bardzo niewiele organizmów w naturalnym środowisku dożywa biologicznej granicy swojego wieku, nam się od pewnego czasu zaczęło wydawać że może być inaczej bo stworzyliśmy różnego rodzaju terapie pozwalające nam granicę przeżywalności przesunąć. To jest sprawa kulturowa ( socjal, opieka medyczna, te klimaty ) a nie ewolucyjna, więc jak się nam zdarza zetknięcie z nową formą jakiejś zakały to wykazujemy zdziwko. Choroby były, są i będą, teraz mamy do czynienia z najmodniejszą. Stopnia jej śmiertelności ze stopniem śmiertelności nowotworów ( szczególnie w naszym niedoinwestowanym medycznie kraju ) lepiej nie porównywać. Choć może się powinno, niektóre głowy są zbyt gorące - normalnie dżuma u bram!
      Damy uprawiające zawsze się sprawdzajo. ;-)

      Usuń
  2. Fajowskie obrazki, można popatrzeć, jakie kwiecie było w modzie w 2 połowie wieku XIX w Anglii.
    Tak pracować w ogrodzie też bym chciała.

    A oglądanie TVP szkodzi zdrowiu na bank ( NBP?). Dlatego już dawno przestałam oglądać. Jest tyle innych ciekawszych zajęć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tatuś ma problem bo od nadmiernego czytania siadajo mu oczka, wyjść za bardzo nie może bo zimno i grypa ( walić koronawirusa, po tym zabiegu to Tatusia może byle przeziębienie położyć ), zostaje mu włączone radyjko albo telewizornia bucząca w tle. No i się Tatuś doczekał z tego nasłuchu tła.;-)
      Kwiecie to się jakoś zasadniczo bardzo nie zmieniło - róże i lawendy do kupy, jakieś bratki podejrzane, orliki i słoneczniki w masie. No i goździki z irysami, normalka. :-)

      Usuń
  3. A wiesz, że mnie przy tej całej zarazie na wspomnienia wzięło? I tak sobie przypominam, jak to nasz Zwyklaczek zachorował. Na FIP. Kociara jesteś, tłumaczyć nie muszę. Po szczepieniu zachorował. Pamiętam, jak stałam nad stołem, gdzie setka szczepiła nasze tymczasy i rzuciłam: "no, mieliśmy zdrowe kociaki, teraz się zacznie!"
    I dwa tygodnie później jeździliśmy po wetach diagnozować...
    A smaczku dodaje, że różni weci usiłowali nas naciągnąć na "test na FIP", który wykrywał kontakt w wirusem. Każdym wirusem z tej grupy. Z którym każdy osiedlowy dzikus miał do czynienia.
    I jeszcze o tzw. 'teoriach'. Planowe postarzanie sprzętu też było taką "teorią". Do czasu :-\

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wetka, nie 'setka' , oczywiście.

      Usuń
    2. Och, jak dobrze Cię czytać. Wiesz bez słów bo sorry... też starą rurą jesteś i nie takie lejstwo, kity oraz klepanki w życiu widziałaś. Cio Mary po lekturze czegóś w necie stwierdziła że ona się zgadza z tezą samosprawczych ciężkich przeżyć dla milenialsów ( znaczy oni tyż muszą z czymś wojować, na ten przykład z zarazą ). Wiem że Cio Mary jest złośliwa ( wszak moja familia ) i może lekko przesadzać ale mła wzięło i uderzyło, no cóś w tym jest. Cio Mary zresztą proroczy że jak wirusowe wakacje od życia się nie skończą to co prawda jej szansa na zejście z powodu powikłań po najmodniejszej chorobie znacząco zmaleje ale za to szansa na zejście z powodu jej stałych przypadłości bardzo znacząco wzrośnie. Napomknę też o tym że oświadczyła iż wszystkim nam tak mocno obniży się poziom życia że ( i tu pozwolę sobie dosłownie zacytować naszego premiera ) będziemy "zapierdalać za miskę ryżu". Z siostrzanym pozdrowieniem. ;-)

      Usuń
    3. No właśnie. Stara rura jestem, fakt niezaprzeczalny. Co nieco widziałam, poza tym czasem coś przeczytam, czasem coś mi się spina w całość. Pokolenie z czasów edukacji może i pamięciowej, ale nie tak ogłupiającej jak testy i klucze.
      A tu coś za dużo się nie spina, a równocześnie inne rzeczy niepokojąco bardzo się spinają.

      Usuń
    4. Mła też się spina nie w tę stronę co powinno. Na szczęście mła wierzy w ludzką nadmierność, w tę nieujarzmioną chęć przesadzania, która jest w stanie rozwalić wszystkie szczwane plany. Przedobrzo, zawsze przedobrzajo.

      Usuń