czwartek, 21 stycznia 2021

Po Wielkim Mrozie

 
Po Wielkim  Mrozie  przyszła Szybka Odwilż i zrobiła się  Wielka Chlapa i mła w związku z tym lata w sprawach rurowych swoich i nie tylko swoich. No bo wicie rozumicie, zamarzło i odpuściło a Pan Dzidek nadal w szpitalu ( w którym leżąc na tzw. oddziale covidowym zrobił się bardzo antycovidowy, antyrządowy oraz  antysystemowy ) a jego lokatorzy i jego rury na mojej  głowie. U siebie mła ma prychol ( znaczy wszyscy mają  wodę w chałupie, tylko "przerabiany  łazienkowo"  korzystał z sąsiedzkiej wody ) a nie problem, natomiast poważniejsza hydrauliczna zabawa szykuje  się w sąsiedniej kamieniczce. Jakby  było mało kłopotów mła wczoraj przeprowadzała u się śledztwo w sprawie  zapachu gazu   unoszącego  się w korytarzu ( skromne zebranie lokatorskie się odbyło i po przesłuchu  winną okazała się stara, niemal pusta butla gazowa  oczekująca na wymianę ). Mła wygłosiła stosowną przemowę, odbyło się wielkie wietrzenie, później zamykanie wywietrzonego i mła wreszcie  mogła zająć  się sobą a nie śledztwami i  usuwaniem skutków beztroski inszych ( mła miała na końcu języka  podczas  przemowy że to beztroska słabo myślących ale się wzięła i resztką sił powstrzymała ).

W sąsiedniej kamieniczce mła nie przemawiała, nie jej  małpy , nie jej cyrk że tak  rzecz określę. Po prawdzie tam dopiero odkryła jak  mogą wyglądać  skutki braku  pomyślunku użytkowników lokalu, ale ona  nie jest  od wychowywania cudzych najemców, mła tylko usunie szkody, zrobi zabezpieczenie  a wykłócanie się zostawi komu inszemu  ( tym bardziej  że wykłócanie mogłoby się zamienić w lincz, bo sąsiedzi mają na głowie tzw. człowieka z problemami a w wypadku kiedy problemy jednego lokatora zaczynają zamieniać się w problemy pozostałych lokatorów  o brzydkie zachowania bardzo łatwo ). Od  poniedziałku  do końca  tygodnia mła ma sesje  z hydraulikami, taka przydługa "przyjemność" instalacyjno - sanitarna.  Mła nie cierpi ale co robić, bez  różnych rzeczy  można żyć ale bez  wody jest naprawdę kicha.  Pocieszkowe jest dla  niej to że przybył pierwszy kranik i po rozpakowaniu okazał się być jeszcze ładniejszym niż na fotkach.  Mła teraz oczekiwa na kranik nr 2, czyli ten od wanny.  Ma nadzieję że  w styczniu zakończy erę napełniania wanny garnkiem. Jutro posprząta łazienkę  na bardzo  serio ( szorowanie  fug ) a potem  zamontuje  kraniki coby się nowością w czystości wielkiej nacieszyć. Hym... remonty i nowe instalację zawsze jakoś powodują u mła przypływ  sił  do robót domowych i co najważniejsze przypływ chęci do ich wykonywania. 

Co do  inszych spraw, do mła docierają niedobre  wiadomości o znajomkach, zarówno tych ludzkich jak i tych źwierzęcych. Na szczęście mła przyuważyła że  po tzw. strzale następuje uspokojenie sytuacji bo  sprawy wyglądały na  groźniejsze  niż są  rzeczywiście. Dla mła to pocieszające. Jednakże strach swoje robi i dla mła to on jest głównym wrogiem zarówno dotkniętych chorobami jak i jej samej.  Kiedy człowiek oswaja strach związany  czy ze swoją chorobą czy też  zwierzaczka,  wszystko staje  się prostsze, dążenie do lepszego zdrowia jest łatwiejsze ( takie uspokajanie przez procedury czy rytuały jest w miarę skuteczne ). Tylko że to się lekko pisze  a strach zwalczyć  trudno bo emocje są ciężkie  do racjonalnej  obróbki. Człowiek  chciałby zapanować nad uczuciami ale jedyne co potrafi  to emocje wyciszyć ( a podskórnie nadal  jest przez strach gryziony ). Bardzo rzadko trafiają się takie osobniki które nie tyle nad strachem panują co mają na niego wylane.  Mła sama nie wie  czy to  źle  czy to dobrze  bo zauważyła że jak  któś ma wylane na strach to ma też wylane  na wszystko inne. Więc  może lepiej że podskórny jakoś tam żre. Sama nie wie, ale odczuwa i współczuwa. Znaczy ma zgryzienie, bo mła by chciała żeby człowiek sobie bezchorobowo żył dopóki  mu się nie znudzi i lekko się wyłączał na własne życzenie ( ze  źwierzaczkami tak  samo  jej zdaniem powinno być ) no a  świat ma gdzieś jej chcenia za to Matka Natura wyraźnie lubi być suką i zamiast dać jakieś godziwe  warunki do życia  to dopieprza nam  chorobami przez które to życie robi  się paskudne i niemiłe. Hym... Matka Natura  jest po prostu amoralna. Dobra,  koniec smętków, czas na radości.

 Mła ogłasza niebywałą okazję. Jest do wzięcia Prawdziwa Książniczka i nie to że tylko wykwalifikowany personel się  łapie, najważniejszym kryterium konkursu na opiekunów Prawdziwej  Książniczki jest tzw. dobre serducho i chęć umilenia życia Prawdziwej Książniczce. Jak to jest, to wszystkiego obsługowego się człowiek nauczy. Troszki tego jest  ( ale  bez przesadyzmu, obsługa kota nie wymaga  doktoratu , wystarczy być uważnym na początku znajomości a poza tym jak na damę przystało Prawdziwa Książniczka potrafi należycie kuwetować i wogle ) bo Książniczka jest istotą delikatną i po rewolucyjnych przejściach. Urody jest przecudnej bo chodzi w białej maseczce. Konkursowicze mogą zgłaszać się do Psa w Swetrze na wpis Zębuszka  ( Prawdziwa Książniczka tak się  nazywa, no wicie rozumicie - Prawdziwa Książniczka Zębuszka, Princessa Kotolandii i Pani na Katzburgu ). Tylko poważne oferty ( Jej Wysokość  nie znosi takich którzy nie wiedzą kogo  chcą ani czego oczekują ). Zębuszka jest odłowiona  z dziczy ale mimo przejść jak najbardziej chętna  do udomowienia, mruczenia, udeptywania oraz ocierek - słowem wszystkich kocich obowiązków. Wypełnia  je  z wdziękiem, jak na damę  przystało. Zwycięzca konkursu przy okazji zasłuży  się polu prewencji psychiatrycznej, bo Piesa Zaswetrowana miała u się ostatnio szpitalik, taką zvířecí nemocnice, co nie posłużyło ponoć jej zdrówku psychicznemu.  Dzisiejsze  zdjęcia to domowiaki a w muzyczniku klasyczny  balet.

13 komentarzy:

  1. U nas Zębuszka się nie zmieści. Życzymy jej, żeby znalazła wspaniały dom z doskonałą obsługą kota.

    U nas też Szybka Odwilż zmieniła się w Ogromne, Przedwieczne Błoto. W którym się taplamy. Wiosenne to doznanie, więc nie marudzę. Tylko myślę sobie o pergolach, bylinowych grządkach, nieposadzonych przed zimą czosnkach ozdobnych, oraz nasionach warzyw. Oraz beczkach na deszczówkę. Oraz skrzyniach do sadzenia ziemniaków, myszoodpornych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zębuszka by Wam dała popalić razem z Pi, każda rzecz jasna na swój sposób. Tak to jest jak są dwie równoprawne Książniczki a jedna jest zasiedziała. Mła myśli sobie że Zębuszka byłaby happy gdyby mogła zostać jedynaczką. Później mogłaby ucieszyć się rodzeństwem ale chyba zostałą kotem od którego zaczyna sie budowanie stada. ;-) Mła sobie tyż przemyśliwa o ogrodach, w następnym wpisie o tym będzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naszą Pi dzisiaj w nocy coś sponiewierało, albo się gdzieś zaplątała niebezpiecznie. Wygląda jakby krowa ją przeżuła, nadtrawiła i wypluła. Całe futerko mokre i posklejane. Ale żre jak zdrowy kot.
      Przemyśliwuj o ogrodach, zawsze się czegoś od Ciebie nauczę.

      Usuń
    2. Mła dziś lodowisko sponiewierało. Mła musiała odbijać lód coby można było bezpiecznie dojść do domu ( woli to niż sypanie piochu czy soli technicznej, która napawa ją zgrozą ). W nocy chyba było rozrywkowo, moje stado niemal w całości udało się do klubu nocnego. Tylko Szpagi raczyła się dogrzewać na karolyferze czyli zaliczać Miami. Pewnie Pi tyż korzystała z rozrywek nocnych, sądząc po stanie futer ka korzystała solidnie. ;-)

      Usuń
    3. Nie spytam Cię, dlaczego czynności skuwania lodu nie wykonuje jakiś młody, silny mężczyzna. Bo chyba znam odpowiedź.

      Usuń
    4. Młody i silny to jest w pracy bo pandemia pandemią a żryć trza. Stare a silne siedziały po lekarzach bo teleporada gófno pomogła. Wyszło na to że mła jest w średnim wieku i na tyle silna że z lodem da radę. ;-)

      Usuń
  3. Radości zimy. Odbijanie lodu ze ścieżek niby dobrze robi na kondycję, ale rozumiem że odbijałaś lód na dwóch posesjach. Kolega praktykujący odzimawianie za pomocą łopaty na jednej nie wyraża się o śniegu inaczej niż białe g. Szacun.
    Książniczka jak na razie reklamowana u mnie gębą i bezskutecznie, bo moi w okolicach W-wia to albo psiarze, albo alergicy.
    A z wielu rzeczy u Ciebie oko cieszących czerwone szkiełko na ceramicznym czerwonym przytrzymało mi oko na dłużej. To jest drugi egzemplarz szkiełka z tej samej huty co pasiaste?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uwierzysz ale to prawdziwe Murano znalezione na wysortach w tzw. kumplecie poobijanym z ciut większą popielnicą. Mła rozbiła ten kumplet wytargowując cud miseczkę za całe 9 złociszy czyli za bezcen ( w dobrej kondycji zachowane szkiełka tego typu kosztują od 25 do 40 funtów ). Takie szkiełka były popularne w latach 1950 - 1970. O radościach zimy się nie wypowiem bo kląć nie wypada, o Książniczce Zębuszce się wypowiem że cud urody i mła czuje że charakter u niej wyjątkowy i gdyby mła nie miała stada skumpletowanego i niektórzy członkowie stada nie myśleliby o sobie jako o bóstwach to mła by się skusiła. No ale stado w kumplecie i mła może co najwyżej Zębuszkę podziwiać i dobrze jej życzyć czymając kciuki za godne państwo opiekuńcze. :-)

      Usuń
  4. Murano Ci się należy, choćby za odlowacanie. Piękne jest. Kolor o tej porze najsłuszniejszy, antydepresant i akumulator potrzebny i czerwony w tej roli się sprawdza. Też zachciało mi się chce czerwonego szkiełka, co przy mojej CHUPACABRZE bezsensem. Może się kiedyś trafi.
    Wiesz, że też mi przemknęła myśl o książniczce? Bezsensowna przy moim aktualnym stadzie, czyli też trzeba mi trzymać kciuki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czerwone szkiełko jest sprzed paru lat, znaczy ono wielokrotnie odpracowane. ;-) Szkiełka przy kotach generalnie są nonsensem ale człowiek się kusi a potem gardło zdziera i trenuje rzuty bamboszami, które Mrutek uznaje za zabawę w aportowanie ( rany, on naprawdę jest rabladorem! ). No właśnie, Książniczka Zębuszka powinna mieć ksywkę Pokuszka ( od kuszenia znaczy ). :-)

      Usuń
  5. Powiem Wam, jako osoba służąca dość niedbale jednemu kotu zewnętrznemu bez przesadnych wymagań, że włos mi się jeży na głowie od Waszych rozmówek.
    Nie wpadłyście jeszcze na pomysł prezentowania kolekcji szkiełek za pomocą przyklejenia wszystkiego do sufitu klejem superglue? Ewentualnie, w wersji szyk i klasa, skonstruowania sufitu podwieszonego ze szkła, a na nim poustawianych tych wszystkich cacuszek? Polecam pomysł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co Ty, sufit to dla kota jest łatwo opanowywalny! Romana w tym roku zbierała resztki żyrandola po treningach Cacusia ( tzw. małyszowanie - "Cacuś leć, leć!" ). Gęsto zastawiony stół jest znacznie bezpieczniejszym miejscem, nie kusi aż tak bardzo.
      Kot zewnętrzny wyżywa się na zewnątrz, kot wewnętrzny ma do dyspozycji wnętrza. Taka to sprawa.;-)

      Usuń