No i mamy drugi miesiąc roku. Zastanawialiście się kiedyś nad tym że nasze miesiące mają insze nazwy niż w zachodniej części kontynentu, gdzie w nazwach miesięcy łatwo znaleźć łacińskie źródełko. U nas po słowiańsku, oryginalnie większość miesięcy nazywamy. Taka w nas słowiańszczyzna niedobita. Zresztą nie tylko w nas bo podobnie jest u innych Słowian, z wyjątkiem Rosji gdzie nazwy miesięcy zapożyczone z łaciny zostały upowszechnione dzięki cerkiewnej grece ( wiem że to zdziwne ale tak właśnie było ). Podział roku na dwanaście miesięcy upowszechnił się w Polsce wraz z przyjęciem chrześcijaństwa, ale nazwy łacińskie miesięcy nie przyjęły się na polskim gruncie. Na początku XVI wieku pojawiły się nazwy polskie, powstałe z przeobrażenia starosłowiańskich słów. Podejrzewa się że wyraz luty pochodzi od praindoeuropejskiej formy leṷ-to-, będącej imiesłowem biernym oznaczającym coś odciętego albo posiadającego ostrą krawędź. Znaczy czegoś ostrego i groźnego. Stąd późniejsze słowiańskie przeróbki i wreszcie polski luty czyli ostry, groźny, srogi. Nijak się to ma do poczciwego łacińskiego Februarius, utworzonego od czasownika februare określającego czynność czyszczenia. W kalendarzu rzymskim luty był ostatnim miesiącem przeznaczonym na obrzędy oczyszczające. U nas co najwyżej zamawiano ciepło, coby prędzej nadeszło. Pierwotna słowiańska obrzędowość przetrwała pod pokrywką katolicyzmu, wszak luty bywał nazywany gromnicznikiem od obchodzonego 2 lutego święta Matki Boskiej Gromnicznej ( taa... Gromnica Perunica ).
Zgodnie z obyczajem chrześcijańskim nazywano też luty mięsopustnikiem,
to od słowa mięsopust będącego końcem karnawału ( trzy ostatnie dni
karnawału określane były w staropolszczyźnie mianem mięsopustu ) i
zapowiadającego Wielki Post. Jednakże najpopularniejsze były określenia
takie jak luty, sieczeń czy strąpacz, wszystkie odnoszące się do
ostrej aury i wszystkie utworzone od przymiotników. Luty nie zawsze był
groźny, mamy i takie przysłowie czyli mundrość ludową "Czasem luty się
zlituje, że człek niby wiosnę czuje; ale czasem tak się zżyma, że człek
prawie nie wytrzyma". W tym roku zdaje się nas czeka wersja
prawdziwie lutego lutego. Mła czyta prognozy i jej się zimno robi i
koszty paliwka liczy. Oj, nie ma lekko!Kotom oczywiście wsio ryba bo dla nich luty to Miami ( dzielnica Caloriferos ) no i Święto Kota podczas którego odchodzi łasowanie na całego,że tak sobie rymnę.
Dzisiejsze fotki są sukinkulentowe ( fascynacja widoczna nawet na pierwszej foci )a w muzyczniku cóś na rozgrzewkę ( w mieście Odzi rano było koło czternastu na minusie - nawet pieski nie chcieli za bardzo wychodzić a kotowie udawali że śpio ).
Wcale się pieskom i kotkom nie dziwię. Też bym wolała nie wychodzić i udawać, że śpię. A styczeń to od czego? Może to on był sieczeń, jakoś mi pasuje. Z fascynacji, to tym razem trzeci od dołu najsłuszniejszy jako obiekt fascynacji, a i ustawka pokazująca różne przejawy zjawiska fascynacji. Wiosennie, zielono i aż mi milej 😀
Chyba już idzie to zapowiadane ocieplenie bo pod wieczór koty ruszyły doopska ( z pieskami mła dopiero wylezie ). Wszystkie z wyjątkiem Szpagetki która rozwaliła się na wyrze i chrapie z czterema łapami w górze ( Małgoś mi doniosła że Szapgetka stojąc w donicy z sukulentami obserwowała ptoszki i jakby powarkiwała czy cóś ). Styczeń podobno jest od styku starego roku z nowym, kiedyś nazywał się tyczeń. Taka kalendarzowa nazwa raczej, nie auralna. Trzeci od dołu na razie jest zagadką ( bo mła kupowała sukulent mix, tak to sprzedajo w marketach ). Za wiosną mła coraz bardziej tęskni, im bielej na dworze tym ona mocniej zieleni spragniona. :-)
Ten połyskujący zielony wazon... On malowany? Takiego połyskującego szukałam, ale same malowańce mi wpadały w oko. Różowość na nim widzę😀. Czy to Ty, wróżko Edno?
Tu Edna, to ja w tym wazonie. :-) One nie połyskują, ani jeden ani drugi nie jest metalizowany. To zwyczajne chamskie szkło, tzn. jeden z nich ma bąbelki powietrza i to cała jego uroda. One tylko tak odbijają światło bo dzień był jasny i słoneczny. Jeden jest z Yózka, drugi z Home and You. Oba rzecz jasne uczciwie przecenione.
Te piękne karczochy to świeczniki ? Cudna kompozycja w zieleniach. Sukinkulenty bardzo lubię, ale mam za mało parapetów, upycham je w łazience i sypialni, dobrze sobie radzą , mimo mojej niezbyt troskliwej ręki. U mnie nie aż tak mroźno , ale też biało - tęskniłam za taką zimą, więc na razie się nią cieszę, siedząc na zdalnej. Co prawda dostałam rachunek z gazowni, który przyprawił mnie o wstrząs i palpitacje, ale ponieważ innego nie spodziewałam się , płaczę i płacę.
Yes, to świeczniki. Mła je cierpliwie uchodziła znaczy warowała aż raczą zrobić na nie 75% przeceny ( co trwało niemal dwa lata ). Mła jest cierpliwa bestia. Moje rachunki za paliwko powodujo u mła depresję, no ale co robić - pan Obajtek musiał te gazetki internety kupić, Kubicę zasponsorować, pieniędze na partię wyłożyć a to wszystko przekłada się na cenę opału. Mła jeszcze troszki parapetów ma ale musi uważać bo kotowskie, które parapety uważają za przestrzeń własną mogą się zbiesić. ;-)
Wcale się pieskom i kotkom nie dziwię. Też bym wolała nie wychodzić i udawać, że śpię.
OdpowiedzUsuńA styczeń to od czego? Może to on był sieczeń, jakoś mi pasuje.
Z fascynacji, to tym razem trzeci od dołu najsłuszniejszy jako obiekt fascynacji, a i ustawka pokazująca różne przejawy zjawiska fascynacji. Wiosennie, zielono i aż mi milej 😀
Chyba już idzie to zapowiadane ocieplenie bo pod wieczór koty ruszyły doopska ( z pieskami mła dopiero wylezie ). Wszystkie z wyjątkiem Szpagetki która rozwaliła się na wyrze i chrapie z czterema łapami w górze ( Małgoś mi doniosła że Szapgetka stojąc w donicy z sukulentami obserwowała ptoszki i jakby powarkiwała czy cóś ).
UsuńStyczeń podobno jest od styku starego roku z nowym, kiedyś nazywał się tyczeń. Taka kalendarzowa nazwa raczej, nie auralna.
Trzeci od dołu na razie jest zagadką ( bo mła kupowała sukulent mix, tak to sprzedajo w marketach ).
Za wiosną mła coraz bardziej tęskni, im bielej na dworze tym ona mocniej zieleni spragniona. :-)
A ja gdzieś czytała, że tyczeń był, bo się wtedy tyki/tyczki w lesie wycinało. Ale nie pamiętam źródła, to się nie liczy...
UsuńLiczy się, liczy. Koncepcje so różne. Jedno jest pewne - ni ma januarego, jest styczeń. ;-)
UsuńTen połyskujący zielony wazon... On malowany? Takiego połyskującego szukałam, ale same malowańce mi wpadały w oko. Różowość na nim widzę😀. Czy to Ty, wróżko Edno?
UsuńTu Edna, to ja w tym wazonie. :-) One nie połyskują, ani jeden ani drugi nie jest metalizowany. To zwyczajne chamskie szkło, tzn. jeden z nich ma bąbelki powietrza i to cała jego uroda. One tylko tak odbijają światło bo dzień był jasny i słoneczny. Jeden jest z Yózka, drugi z Home and You. Oba rzecz jasne uczciwie przecenione.
UsuńTe piękne karczochy to świeczniki ? Cudna kompozycja w zieleniach. Sukinkulenty bardzo lubię, ale mam za mało parapetów, upycham je w łazience i sypialni, dobrze sobie radzą , mimo mojej niezbyt troskliwej ręki. U mnie nie aż tak mroźno , ale też biało - tęskniłam za taką zimą, więc na razie się nią cieszę, siedząc na zdalnej. Co prawda dostałam rachunek z gazowni, który przyprawił mnie o wstrząs i palpitacje, ale ponieważ innego nie spodziewałam się , płaczę i płacę.
OdpowiedzUsuńYes, to świeczniki. Mła je cierpliwie uchodziła znaczy warowała aż raczą zrobić na nie 75% przeceny ( co trwało niemal dwa lata ). Mła jest cierpliwa bestia. Moje rachunki za paliwko powodujo u mła depresję, no ale co robić - pan Obajtek musiał te gazetki internety kupić, Kubicę zasponsorować, pieniędze na partię wyłożyć a to wszystko przekłada się na cenę opału. Mła jeszcze troszki parapetów ma ale musi uważać bo kotowskie, które parapety uważają za przestrzeń własną mogą się zbiesić. ;-)
Usuń