piątek, 5 maja 2023

Stresa

Nie ma przypadków, jak przekonuje mła Małgoś. Lutowym popołudniem Małgoś i mła oglądały w Panu Telewizorku program o wyspach na Lago Maggiore. Bardzo im się podobał i mła wzdychała. Mła nie miała pojęcia że za dwa miesiące Dżizaas nawywija i mła będzie na chybcika organizowała kolejną wyprawę sprowokowaną dulczeniem "bo jak teraz nie pojadę to nie będę miała wakacji" i stanowczym Tatusiowym - "Zrób coś bo ona wyląduje w Azerbejdżanie".  Mła zrobiła po linii najmniejszego  oporu, z lotniska w mieście Odzi latajo samoloty  na lotnisko Milano/Bergamo  i mła uznała że Mamelon i niesforna Dżizaas polecą zobaczyć katedrę w Mediolanie. Obie zakwiczały z rozkoszy i mła była zadowolniona z zażegnania samotnej wyprawy Dżizaasa do Azerbejdżanu albo innej Turkmenii. Kiedy mła kupowała bilety do katedry wpadła jej w oko oferta przewozu czy też właściwie przepływu na Wyspy Boromejskie. No i mła stwierdziła że Małgoś ma rację i przypadków nie ma. Oferta nie należała do tanich ale raz się żyje. I tak mła zaciągnęła Mamelona i Dżizaasa do Stresy, skąd odbywają się rejsy na Isole Boromee.

Do piemonckiej Stresy ( to prowincja Cusio Ossola ) jedzie się z godzinkę z lombardzkiego Mediolanu, wysiada się na małej stacyjce, po której w  porannych godzinach snuje się zapach świeżo parzonej kawy. Tu nie ma presto, presto, w dworcowej knajpie miejscowi dość zdziwnym włoskim gwarzą przy espresso, odchodzą porządne ploty, jest głośno ale miło. Mła znad swojej americano miała okazję podziwiać piemoncką wersję wczesnej Donatelli Versace prezentującej supertipsy swoim wiekowym cooleżankom, starszy pan rechotał z  żartu sąsiada aż mu się sporych rozmiarów brzuszydło trzęsło, barista usiłował przekrzyczeć wszystkich, Mamelon i Dżizaas jedły swoje colazione czyli śniadanie, typową włoską wersję - croissanty zwane tutaj brioszkami, popijane cappucino. Było jak powinno być, powietrze rześkie bo przeca to Alpy, rzut kamieniem do szwajcarskich Lugano i Locarno. Z drugiej strony to  przyjazne  Alpy, bo południowe stoki, nasłonecznione i wogle. Po zejściu ze stacyjki na drogę prowadzącą nad  przystań widać było palmy, kwitnące azalki i kamelie. Kwitły też pierwsze róże i rozmaryn.

Po drodze na przystań mijałyśmy wille w typie starosopockim, wille w typie nowosopockim, pensjonaty, hotele. Wszystko bardzo kurortowe, szczególnie na promenadzie biegnącej przy brzegu jeziora. Zorientowałyśmy  się że nie jest to na pewno stara Stresa, do tej trzeba by się udać bardziej  na północ. Dżizaas cóś tam ćwierkała że jak wrócimy z wysp to pozwiedzamy, nawet nie przypuszczała azerbejdżańska podróżniczka że zwiedzanie wysp zajmie nam cały dzień i do miasta założonego w X wieku wrócimy prawie wieczorem i ostatnia rzecz o jakiej będziemy myślały to dreptanie  i wyszukiwanie urodnych kawałków architektury. Na razie doszłyśmy  do przystani i szukałyśmy naszego kapitana. Podpytywałyśmy łodziowych z przystani a ci skierowali  nas do niejakiego Leonardo. Znalazłyśmy  Leonardo z tym że to nie tego  właściwego. To jednak Włochy, ten Leonardo zabierze nas za tamtego Leonardo w ramach jakichś dziwnych rozliczeń. No to na wyspy, poprzez wody jeziora jakby zaspanego. To mgła przysłaniająca góry sprawia że Lago Maggiore wydawało się cóś senne.

Isole Borromee czyli Wyspy Boromejskie to  archipelag pięciu niewielkich wysp, cztery są zamieszkane, choć zamieszkiwanie jest nieco zdziwne ale o tym później. Nazwa archipelagu pochodzi od nazwiska książęcego rodu Borromeo ( w Polsce nazywano ich nieco z łacińska  Boromeuszami ), którzy władają wyspami od XIV wieku do obecnych czasów. Isola Madre  o powierzchni 7,8 ha, w 2001 zamieszkana przez 4 osoby,   Isola Bella o powierzchni 6,4 ha,  w 2001 zamieszkana przez 36 osób, Isola dei Pescatori  zwana też czasem Isola Superiore, o powierzchni 3,4 ha, w 2001 zamieszkana przez 57 osób, Isolino di San Giovanni, o powierzchni 0,04  ha, zamieszkana w 2001 przez 2 osoby i bezludna Scoglio della Malghera vel Isolino degli Innamorati opowierzchni 0,02 ha. Z pięciu wysp można zwiedzać trzy, Isolino di San Giovanni z willą należącą niegdyś do Arturo Toscaniniego jest niezwiedzalna.

9 komentarzy:

  1. Piękna dla mnie ta Stresa. Toż ona wygląda bardzo nieeuropejsko, ach te palmy 😃. Kwitnącego rozmarynu w życiu nie widziałam ani nie wąchałam, czasem zazdroszczę mieszkającym bardziej na południu, już pal diabli palmy, ale kamelie jako przydomowe krzaki, ale fikusy jako drzewka, ach😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stresa to jest przygrywka, wyspy to jest odjazd. Mła uważa że ich ogląd powinien być prawem człowieka i być dofinansowywany przez władze, znaczy ze wspólnej kasy. Na mła duże wrażenie zrobiły gigantyczne azalie japońskie, mła pokaże fotki kolosów.

      Usuń
  2. He,życie w Stresie brzmi ... oryginalnie....
    -Gdzie żyjesz?
    -A, żyję sobie leniwie w Stresie;)
    Niemniej ciekawa wycieczka.
    Ja też podczas majówki się pobyczyłam, chociaż przez dwa dni miałam gości. Później głownie leżakowaliśmy z mężusiem na słoneczku, synuś wyjechał w Karkonosze.
    Dziś deszczyk, co prawda potrzebny i życiodajny, ale chłodno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nędza to bogata miejscowość 😃

      Usuń
    2. Stresa jest prawdziwie odstresowująca, w Polsce jest miejscowość Zgon, ponoc n ie wymiera.;-D U nad dżdżyło, chłodno ale koty nieprzylepne bo poobrażane. Ech...

      Usuń
  3. Zestresowałaś mnie tym tytułem notki, z niepokojem zaczęłam czytać dalej :) Kamelię ma w ogrodzie pod Osnabrück moja szwagierka, miałam nadzieję, że może i mi w Lubuskiem się uda , ale nie. Z egzotycznych ciekawostek w polskich ogrodach ostatnio parę razy przyuważyłam słusznych rozmiarów araukarie, nie żeby mnie specjalnie zachwycały, ale zaskoczyły- owszem.
    Wyspy bym chętnie zobaczyła, nie słyszałam o nich wcześniej. Azalie też bym popodziwiała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kameli odpadają ku wielkiemu żalowi mła, trza uprawiać to co dobrze znosi nasz klimat a kamelie podziwiać na południu. Spoko, ty z południa podobają się rośliny północy, tak to już jest. Araukarie duże są piękne, małe to dziwelągi. U nas nigdy wielkie nie będą więc uprawa jest taka "plażę wam że się da". Mła poległa na magnolce zimozielonej, kfioty magnolki 'Vulcan' nijak się mają do tych rozwijających się w cieplejszych strefach. Hym... dość skutecznie jak na razie mła z egzotów leczona. ;-D Wyspy mła pokaże bardzo dokładnie, jak wróci bo jest dużo do pkazania i mła się czasowo nie wyrobi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Araukarkie są śliczne, ale tak ostre, że ajajaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duże fajne bo kolczaste wiszo wysoko, małe horrorki. ;-D

      Usuń