czwartek, 28 sierpnia 2025

Rozmyślania kuchenne

Mam ostatnio bardzo brzydkie myślenie na temat zarzundu. Nie tego obecnego, czy też tego poprzedniego. Taki cichy wkarw we mła narasta na wszystkie zarzundy. No dobra, może nie cichy, bo co i raz to mła się ulewa z powodu różnych wymysłów rzundzących. Wnerwia mnie ten gromkopierdny bełkot pełen hipokryzji, te moralne wzburzenia przykrywające pazerność. Co i raz  do mnie wypełza skutek czyjejś durnoty, nawet przy takich bardzo zwyczajnych sprawach. Mła zrobiła zakupy na jednej z chińskich platform. Potrzebowałam lejka i sitek, bo stare pokonał już czas. Postanowiłam kupić takie ze stali nierdzewnej, żeby to porządne było i starczyło na dłużej. Polazła mła do IKEA żeby nabyć a tu zonk - lejek metalowy jedyne 39 cóś tam, sitka niby tańsze ale nie takie o jakie mła chodziło. Mła sobie policzyła i wyszło jej że te zakupy kuchenne to cóś drogie a przeca to nie firma z wysokiej półki tylko zwykła IKEA, gdzie te wszystkie kuchenności to made in China. Jeżeli  któś wierzy że chiński zarzund nie stosował dumpingowania  cen  towarów hurtowo wciskanych  zachodnim koncernom i te koncerny pełne moralnego nadęcia stosujo bardzo wysokie standardy i pilnujo by chińskie fabryki prowadziły rzetelną księgowość,  potem clo wszystko do bólu i o marże własne nie dbajo, to równie dobrze może wierzyć w Wielkiego Potwora Spaghetti, jest to tak samo wiarygodna historia. Koncerny zarabiają na chińszczyźnie aż niemiło a jakość towarów bywa dyskusyjna. Mła się zastanowiła chwileczkę co jej osobiście daje wspieranie koncernu IKEA i wyszło tak cóś  średnio, szału nie ma z tymi korzyściami, dlatego mła postanowiła zaoszczędzić i kupić od tego producenta co robi dla firm typu IKEA, znaczy atesty so  itd.

Gdyby się moralnie nadęła i chciała kuchennego sprzętu, którego nie sponsoruje chiński zarzund,  to miałaby problem, bo firmy  handlujące kuchennościami kupują je z Chin albo Indii, rodzime sprzęty nie występują a jak już coś wystąpi to jest znacznie powyżej możliwości finansowych mła, bo tzw. efektu skali nie ma. Dopóki zatem Europa swojego masowo nie produkuje,  to mła olewa opowiastki o tym że powinna patriotycznie kupować sprzęt z naszego kraju, kontynentu, niepotrzebne skreślić. Gdzie go kupić jak masówki ni ma?  Przeca robić się nie opłaca, bo praca droga.  Producenty poza tym jakby niechętne tak do końca platformom. Nie chcę sponsorować chińskiej  partii komuszej via portfele zarzundu koncernów.  Zamiast jednej bestii karmić dwie. Rzundzące chcecie mieć swoje produkty to chrońcie rynek przed dumpingiem, jak już tak bardzo chcecie  cła na chińszczyznę,  to zacznijcie przede wszystkim od oclenia towaru, którym handluje pewien szwedzki koncern. Będzie na tyle drogo że może zacznie się opłacać handlować czymś robionym w Europie. Tylko najpierw nauczcie ludzi znów wytwarzać, bo umiejętności, zwane dziś kompetencjami,  wymagają nauki.  Mła tak naprawdę to jest przeciwna nakładaniu ceł, uważam że lepszą praktyką jest pilnowanie atestów. Wincyj wyrywkowych kontroli, śrubowanie i pilnowanie norm i jakoś to pójdzie. W końcu nie mamy ceł na amerykańską,  gównianą żywność, mamy europejskie normy i starcza. Wicie rozumicie, globalizacja to nic złego, dopóki stada oszustów nie obsiadły handelku. Jedni chcieli niemal darmowej pracy, drudzy chcieli ukraść technologie, każdy chciał się nachapać a gęby byly pełne frazesów o wolnościach i wogle. Czy nam zwykłym ludziom w Europie, Indiach czy Chinach wyszło to na dobre? Tak sobie, dużo dodatnich minusów i ujemnych plusów, że tak polecę klasykiem. Hym... Jedno jest pewne, mła coś ostatnio zionie mniłością do świata. Nawet z okazji kuchennych zakupów.

Dzisiejszy pełen złości wpis ilustrowany jest fotkami kuchennych porzundków. Oczywiście jest też fota Głównej Przeszkadzającej - Helenka na posterunku,  cerata stołowa w związku ze związkiem jedzie octem. Helenka oczywiście obrażona za to octowanie, przeca ona sama czystość, choć konkuruje z Okularią o miano Największej Latawicy. W Muzyczniku Tito Puente i kubańska muzyczka.

wtorek, 26 sierpnia 2025

Klimatycznie

Dzieje się, dlatego mła pisze. Mainstream niemiecki, zdaniem mła napędzany przez zdychający z powodu cen energii niemiecki biznes, w końcu zaczął pisać o ściemie jaką jest twierdzenie że za zmiany klimatu odpowiadają głównie ludzie i że mamy w tym wypadku do czynienia z czymś innym niż naturalnym i okresowo występującym zjawiskiem. Wyszło to dlatego  że  nie dało się dłużej ukrywać - tania energia wcale nie jest tania. Do OZE dopłacamy aż niemiło, w Cebulandii smog dalej w miastach, bo prund drogi i cza palić wunglem i peletem, bo tani a wszelkie uchwały rad miast, rzundu czy dyrektywy KE będą w końcu masowo skarżone w sądach i chciałabym przyuważyć że status materialny, czyli to że ludzi nie stać na ogrzewanie mieszkań prundem,  nie może skazywać  na sytuacje zagrażającą ich zdrowiu czy życiu. Będzie mróz to ludzie będą palić czymkolwiek, mając w dupie wytyczne z dupy wzięte. Koniec i kropka. Chcecie mieć zielono drodzy rzundzący - obniżcie ceny prundu. I to nie tak że nawet po uchwaleniu rzundowej ochrony cen płaci się za ten prąd więcej i niejako podwójnie, bo dopłacamy wszyscy do pseudoekologicznych rozwiązań. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, mła absolutnie  nie jest przeciwna zielonej energii, uważam że powinniśmy jak najbardziej iść w kierunku odnawialnych źródeł energii. Tylko robić to z głową a nie dekretować postęp technologiczny, co jest pretekstem do przelewania ciężkich publicznych pieniędzy na prywatne konta.

Skandale ze sfałszowanymi raportami klimatologów, o czym pisze niemiecka prasa,  to zaledwie wierzchołek góry lodowej, występują w tym zielonopędzie sprawy wymagające czegoś więcej niż tylko politycznych rozliczeń. Przykład;  KE wydała siedem dużych baniek euro publicznej kasy z naszych podatków na działalność lobbingową w ten sposób że finansowała NGOSy, które to podmioty naganiały polityków krajowych do popierania zielonej linii KE. Ta sprawa wybuchła w lipcu, kiedy Europejskie Stowarzyszenie  Podatników zawiadomiło Prokuraturę Europejską. Hym... Wujek Wowa, również będący sponsorem tychże NGOSów,  wszystko popsuł swoją wojenką i uwaga, uwaga - baaardzo ekologicznym szantażem gazowym, he, he, he.  Okazało się że OZE to miraż a nie realna energetyka. Przed nami jeszcze do przegryzienia ta fejkowa "zielona energia" z Chin, pozwalająca im handlować z UE. Ściema jakich mało. Ech... Wicie rozumicie, mła bardzo nie lubi zawierzać tzw. wielkim ideom, to zawsze jest platforma do okradania ludzi i to nie tylko okradania ze złudzeń. Bardziej by planecie i nam wyszło na zdrowie pilnowanie spraw małych, jak najbardziej od nas zależnych. Sadzenie drzew, ochrona wód a nie walka ze zmianami klimatycznymi. Zamiast walczyć trzeba raczej myśleć jak się dostosować. Jak pisałam to info dociera do nas, bo w Reichu biznes jak te buldogi pod dywanem żre się między sobą. Model eksportowej potęgi się wyczerpuje i tam się teraz ciekawe rzeczy dziejo. Na nas w Cebulandii to będzie to miało spory wpływ, choć mniejszy niż ten, którym straszą nas mendia. To już drugi artykuł w "Die Welt", który nie jest na dawnej bazie i po dawnej  linii.

Dzisiejszy wpis ma bardzo paszące do tematu ilustracje bo to Arthura Rackhama rysuneczki z cyklu fairy - tail. W Muzyczniku country jakie mła lubi. 

P.S. To tak do tego wczorajszego wpisu. U nas teraz rozmówki premierowsko - prezydenckie. Jedni chco koniecznie wyciągnąć  kasę z KPO choćby mieli te wiatraki stawiać ludziom 500 metrów od chałupy, co jest skandalem, bo już 700 metrów ustalone za PiS jest takie graniczne jak się okazało. Drudzy z kolei chcą pokazać, kto tu rzundzi, ale tak po prawdzie to są za słabi w gębie i kretyńsko uderzają nie tam gdzie trzeba.  Oczywiście na merytoryczną dyskusję z wyliczeniem rzeczywistych kosztów, w tym także tych społecznych, nie ma co liczyć, bo tu nie o to chodzi. Chodzi o kasę, która ma nam ratować gospodarkę a nie o to czy energetyka wiatrowa ma sens. Oparcie energetyki na OZE sensu nie ma, przynajmniej przy obecnej technologii i są na to dowody. Skutki flauty w Reichu i awarie sieci, z tą na Półwyspie Iberyjskim na czele. Poza tym koniec dotacji dla OZE oznacza wzrost cen energii nie do udźwignięcia dla obywatela, pomysł jest zatem dość głupi. Hym... Ile jeszcze potrwa mrożenie cen energii? Rzund widzi tylko kasę do wyciągnięcia, bo ta mu potrzebna na tu i teraz, prezdęt widzi możliwość zaprezentowania się przed elektoratem a mła się zastanawia , kiedy wpadną na to żeby gdzie się da w naszym kraju pójść w geotermię, dlaczego modernizacja sieci idąca w kierunku zwiększenia ilości przesyłu przez mniejszych  producentów, nie prosumentów,  leży i kwiczy, dlaczego obywatel nadal nie ma pojęcia na jakim paliwie chcemy oprzeć stabilną  podstawę naszej energetyki i bez bajek o atomie, bo coś to idzie jak krew z nos?  Zamiast polityki energetycznej mamy politykierstwo medialne. Zarówno rzund jak i tzw. obóz prezydencki zasłużył sobie w ocenie mła na solidnego kopa.

niedziela, 24 sierpnia 2025

Weekendownik - sierpniopad

Mła uzupełniła "wiedzę o świecie", w ciągu ubiegłego tyźnia  się działo. Niby. Kiedy prowadzi się jak biznes sprawy, które nie są biznesem, to się nieodmiennie źle kończy. Np. sekretarz obrony w rządzie Lyndona Johnsona, był szef firmy "Ford" Robert McNamara,  usiłował "racjonalnie" prowadzić wojnę w Wietnamie. Nawet korpus żołnierzy podobnych do Foresta Gumpa załatwił w ramach wspierania wysiłku zbrojnego. Kretyni oczywiście nie pomogli wygrać tamtej wojny, co nikogo nie zdziwiło z wyjątkiem samego McNamary. Mła sobie teraz paczy na Ryżego "walkę o pokój", "walkę o gospodarkę" toczącą się w US i tak sobie myśli że ludzi biznesu, nawet takiego dętego  biznesu jak te biznesy Ryżego,  nie powinno się wpuszczać do polityki, bo to materia bardziej skomplikowana niż proste "winien" i "ma" .  Jest gorzej niż za Bidena, który po 50 latach taplania się w polityce mógł nawet ze źle pracującymi stykami działać z automatu, te odjazdy Ryżego wspieranego przez   niekompetencję  jego administracji to farsa. Mam nadzieję że Wy, drogie czytaczki i drodzy czytacze,  nie wiążecie z tymi występami swoich nadziei na więcej spokoju. Tyle w temacie całej tej skrojonej pod mendia ściemy nazywanej rozmowami pokojowymi. Nad głową latają mła F -16, bardzo realnie, znacznie bardziej to do mła przemawia  niż polityczne bajania. Gienia przeżywa, pamięta wojnę. Nasze Presidento Alfonso już po pierwszych występach, może było mało racjonalnie, może zbyt głośno ale za to było śmiesznie. Zarzundzające chyba zazdraszczajo, bo tyż śmieszne rzeczy opowiadajo. Za to łopozycja jakby żałościwa, jak się nie zapluwa i nie bredzi, to przygraża że będzie miała pomysły, ale widać że cóś nie ma.

Tyle politycznego, bo to o czym napiszę za chwilę wychodzi poza politykę. Trwa regularne ludobójstwo w Gazie i zaczyna też robić się bardzo brzydko na Zachodnim Brzegu. Izrael właśnie traci możliwość okładania kogokolwiek pałką holocaustu i dobrze, bo zważywszy na historię tego państwa i stosunek  jego założycieli do Żydów nie będących syjonistami, to tak naprawdę takiej możliwości okładania nigdy nie powinien mieć. Świat paczy na to co się dzieje  i wysyła pomoc humanitarną, zdaniem mła to za mało. To że Palestyńczycy ściągnęli sobie na głowę sami  nieszczęście nie usprawiedliwia bierności świadków w sytuacji kiedy trwa czystka etniczna. Autorytet US za Ryżego jest tak wielki że Netanjahu ma głęboko w dupie tzw. naciski amerykańskie. Ryży oficjalnie ciężko popiera Bibiego, myślę że dlatego że nie ma wyjścia, bo Bibi to twardy zawodnik a nie ktoś, kto twardego zawodnika udaje. Perspektywy końca tego co się w Gazie wyprawia są kiepskie. Aha... jeszcze mainstreamowe wątpliwości na temat  najlepszej z  czepionek . Szkoda że za paywallem, ale spoko, dla czytaczy wypocin mła w tym tekście "Die Welt" wszystko jest znajome.

Domowizna. Chłodek przygnał Kasiuleńkę do domu, na moment, bo jak tylko pokazało się słoneczko, to ponownie myk za okno i podwórkowanie. Kasiuleńka i Helenka zasymilowane, witają somsiadów z resztą stada i wogle. Pojawili się kandydaci do adopcji, bo dziefczyny potrafią się zaprezentować ale mła jak już urodzinniła to nie będzie odrodzinniać. Nasze so i koniec! Nie można starszych kotów narażać na ciągłe stresy, dziefczynki już wystarczająco dużo zmian przeżyły. Okularia troszki podmokła wczoraj i dziś, sama i bez przymusu przed południem i po południu  domowała ( w kominie zapisać, bo Okularia to latawiec jakich mało ). Podmoknięcie nie wpłynęło na apetyt, Okularia żre jak suv paliwo, na szczęście, znaczy przyszła tylko wygrzać kosteczki. Sztaflik i Mruciu kosteczek doma nie wygrzewają, bo w fabryce pojawił się nowy kocurek i obowiązki towarzyskie  zajmują im sporo czasu. Znaczy pilnują ogrodu żeby nowy fabryczny sobie nie pozwalał, w związku ze związkiem niesie ich porykiwanie i mła wie że jej czarne kotostwo ma się świetnie. Mruciu musi co prawda mieć przeleczone ponownie uszka, ale to nie jest coś poważnego. No i dobrze, bo mła i tak ma przeżycia z Małym, kocięciem, które niedawno zamieszkało z Kocurrkiem. Tu trzeba solidnie się przyłożyć z mentalnym plasterkiem. Mały jak na razie w szpitaliku, czekamy na info. Uszka  Mrucia to stara sprawa, co jakiś czas się odnawia i po prostu trzeba przeleczyć. Nawet wizyta u weta nie będzie konieczna, po prostu mła kupi leki. Oczywiście przed zapodaniem leków będzie przygotowanie do terapii czyli rozbisurmanianie kota, tego nie da się uniknąć, bo działania uszkowe nie mogą się tak "na sucho" odbywać. Mrutek bardzo nie lubi grzebania w uszkach i jest skory do kąśliwości o ile wcześniej się go nie rozbisurmani.

Porządkowanie chałupy idzie jak krew z nosa, mła musi wyczyścić sporo pierdółek i zrobić przegląd ciuchowy, czego wyjątkowo nie lubi. Wicie rozumicie, trza ostro ciąć a mła wychowana tak że nie wywalaj bo przyda się,  no a potem te wszystkie przydasie zalegają nie wiadomo po co a mła nie ma się gdzie pomieścić z ubabrankami. A to nie tak że ze mła jest wielka modnisia, nie przeznacza tylko przepastnych szaf na ciuchy, inne rzeczy w nich chowa. Ech... Tak naprawdę to mła cierpi na syndrom niedoborów wszystkiego, nabyty  w czasach schyłkowego PRL! Schorzenie baaardzo przewlekłe. Jeszcze teraz muszę  pilnować żeby do zbieractwa post PRL - owskiego nie przyplątało mła się takie typowe starcze zbieractwo, wicie rozumicie - każda śrubka na wagę złota, bo się zabublę do szczętu. Mało pocieszające że Mamelon ma podobnie i Mamelonowe porządki szafowe to głównie przekładanie z miejsca na miejsce. Kiedy mła staje przed stertą szmat do segregacji, świadomość że nie ona jedna ma problem, jest cóś mało pocieszająca. Inna sprawa to wywalanie szmat do śmieci, mła ma złe zdanie na temat  kolejnych pomysłów segregacji śmieciowej, ale postanowiła że nie będzie przejmować się pierdołami, są poważniejsze sprawy do przejmowania się. Po prostu jak się wkarwi to zabierze wór szmat, które do niczego się nie nadają i zawartością zapełni wszystkie kosze publiczne w okolicy i niech się gmina martwi, na której łobowiązek usuwania odpadów spoczywa. Dosyć mam tej śmieciologii, którą co i raz w ulepszonej wersji usiłuje się ludziom wciskać! Jestem na etapie "Walcie się!

Jedno co dobre z czyszczenia szaf i dechy do prasowania,  to tzw. zrzuty. Rzeczy dobre, mało noszone albo nienoszone w ogóle, bo kupione na okazję albo same będące okazją, znajdą nowych właścicieli. Irenka na ten przykład z okazji zrzutów od Mamelona ma nową, zimową kurtkę i wrzosową bluzeczkę.  No dobra, to by było na tyle tej sprawozdawczej pisaniny. Jak widzicie u mła szczęśliwie nudno i niech ta nuda codzienna tak sobie trwa. Dzisiejsze fotki to na szybciutko oblookany ogródek Mamelona, wyrko robiące za bazę do ustawiania pomytych i wyczyszczonych głupotek, znaczy domowych drobiazgów, obrażona z lekka za focenie Okularia ( bo ona przeca nie wyczesana ani nie upozowana i wogle to jak tak można kotę zalegającą przy czyszczonych zajączkach wiosennych focić tak bez pozwolnienia ), późno letnie owocki, takie do zjedzenia ( mła kupiła też troszki pseudowęgierek absolutnie nienadających się ani do jedzenia, ani powidlenia i bohatersko je dżemuje razem z rodzynkami, figami i daktylami ), wieczorna herbatka sierpniopadowa z nielegalnym pączkiem ( cóś jakby jesienią powiało i mła się czym prędzej dostosowała w "ten smutny lata zmierzch" ). W Muzyczniku też tak smętkowo.

piątek, 22 sierpnia 2025

Weekendownik nadciąga - zmiennopogodnik

Miał być mniej zapchany tydzień. Taa... miał być, ale cóś nie był. Padam na twarz w związku ze związkiem. Koty na mła strasznie obrażone, choć kiedy tylko się pojawiam w chałupie to natentychmiast usługuję i dopieszczam. Ręce mła mało nie odpadno a im wylinienie miejscami od młowych głaskań zagraża, ale obraza jest niezmienna, bestie so zatwardziałe i to okazujo. Kasiuleńka na ten przykład nie wchodzi do domu, mła musi posiłki serwować jej na dworze i tamże dopieszczać. No i to nie wszystko, do sposobu w jaki Mruciu Carewicz mła karci to nawet wstyd się przyznać,  no niedobre koty so i mła ma wyrzuty sumienia że ta ich niedobroć względem mła to tak jakby uzasadniona, zasłużona i wogle.  Cio Mary na wywczasie, dzwoniła do mła z jeziora, stojąc po kulanka w wodzie, bo tylko tak zasięg mogła złapać. Cio zadowolniona a to najważniejsze. Żmije nie były widziane. Martwię się Małym u Kocurrka, qurcze, zawsze cóś. Trza trzymać kciuki za młodocianego kociszka, dużo mła w tym roku ma tego zaciskania kciuków, ech... jutro skrobnę więcej, teraz chyba walnę się spać. Idzie zmiana pogody i taka jestem coś senna. Sorry za taki króciutki wpis, jutro się rozwinę. 

niedziela, 17 sierpnia 2025

Bergamo wreszcie obejrzane - część trzecia

Dolne Bergamo czyli Città Bassa uchodzi za tę mniej ciekawą część Bergamo. Po Città Alta przewalają się tłumy a na dole drepczą głownie miejscowi, wyjątek stanowią okolice dworca kolejowego, gdzie podobnie jak w Mediolanie widać zamiejscowych, głównie z krajów Afryki. Nazywam ich towarzystwem skuterowym, bo siedzą na tych swoich  Vespach, nie wiem czy czekając na jakieś  zlecenia czy zabijając czas. Poza tym w Bergamo w związku z tym że jest to miasto uniwersyteckie,  sporo jest młodych ludzi z różnych krajów, pobierających tu nauki. Na ulicach widuje się mniej statecznych, starszych kuracjuszy, których mła pamięta z Trescore Balneario. Oni raczej  z rzadka zaglądają do Bergamo siedząc w Val Cavallina czy Val Brembano, gdzie znajdują się jedne z najsłynniejszych włoskich uzdrowisk z wodami termalnymi - San Pellegrino Terme. Na ulicach widać zatem sporo młodości, co może troszki dziwić, bo Bergamo uchodzi za centrum regionu, w którym usługi sanatoryjne i opiekuńczo - medyczne to dźwignie miejscowej gospodarki. Brak tłumów, niezła architektura, zabytki jak te rodzyneczki poukrywane w  Dolnym Mieście - warto zejść ze wzgórza i poświęcić troszki czasu na zwiedzanie tej mniej turystycznej części miasta.  Città Bassa, choć również ma starożytne pochodzenie i zachowała część zabytków, została częściowo zmodernizowana dzięki  projektom urbanizacyjnym, w tym jednym takim, który można śmiało uznać za ważny dla historii architektury.

Mła ma tu na myśli dzieło ulubionego architekta Mussoliniego, Marcello Piacentiniego, tego samego, który stoi za stworzeniem rzymskiej via Conziliazione prowadzącej spod Piazza San Pietro do mostu na Tybrze.  W Bergamo było jakby łatwiej, bo istniała już od XVII wieku prawdziwa aleja. Niegdyś była to ścieżka skromnych rozmiarów, która przecinała łąkę Sant'Alessandro,  która przez kilka stuleci była miejscem, gdzie odbywał się słynny na całą okolicę Jarmark Sant'Alessandro. Na  początku XVII wieku wenecki burmistrz Niccolò Gussoni kazał ścieżkę poszerzyć i wybrukować.  Tak powstała nasłynniejsza aleja Bergamo - Sentierone vel  Senterù, jak to wymawiają bergamonianie. Wokół tej alei, Piacentini  w czasie dyktatury Duce wzniósł tzw.  Quadriportico, górujące nad samą aleją,  w obrębie której znajduje się Piazza Dante Alighieri, tworząc w ten sposób jedną z ulubionych ulic handlowych i spacerowych, taki deptak Bergamo. Architektonicznie i urbanistycznie jest to naprawdę ciekawe. Tak po prawdzie projekt był wcześniejszy znacznie wcześniejszy niż lata 20 i 30 Xx wieku, bo konkurs na przebudowę Bergamo Piacentini wygrał w roku 1907, liczył sobie wówczas 26 latek. Jednakże realizacja odbywała się etapami i Piacentini zmieniał projekt.

Budynki w stylu Art Deco, jakże odległe od ohydnej gigantomanii budownictwa niemieckiego z czasów Hitlera czy czegóś nazywanego stalinowskim empirem, bardzo dobrze łączy się z eklektyczną XIX wieczną architekturą dolnej części miasta. Tworzy to jakąś spójną całość, nie jest wyrwane z kontekstu. Wpasowuje się też architektura neoklasyczna, budynek Teatro Gaetano Donizetti ( ten kompozytor był najwybitniejszym z absolwentów konserwatorium w Bergamo ) powstał pod koniec XVIII wieku, konkretnie to w 1791 roku oficjalne otwarto teatr, wydaje się niemal organicznie związany z architekturą Piacentiniego. We Włoszech monumentalna architektura ma pewną lekkość, sama nie wiem na czym to polega, czy na klasycznych proporcjach, czy na umiejętnym wpisywaniu w przestrzeń miejską, która od czasów rzymskich była pełna monumentalnych budynków publicznych. Nawet włoskie wieżowce wydają się mła jakieś takie szlachetniejsze. W Bergamo ich nie ma, Piacentini zadowolił się wzniesieniem tzw. la Torre dei Cadutti czyli Wieżą Poległych, będącej pomnikiem poległych podczas I Wojny  Światowej żołnierzy włoskich.

Do mła co prawda bardziej przemówiła wieża stojąca naprzeciwko Wieży Poległych, w budynku w którym mieści się włoski urząd pocztowy. Nastojaszcze Art Deco, bardzo me gusta. Oczywiście XVIII, XIX i XX wieczne budynki to nie jest wszystko stare w Città Bassa. Poza Sentierone też istnieje Bergamo, stare ulice, fragmenty średniowiecznych murów obronnych, kościoły pamiętające średniowiecze. Wystarczy tylko przejsc do końca Senestrione w okolice kościoła Santo Spitito, znajdującego sie przy via Torquatto Tasso. Tam zaczynają się wąskie uliczki starej części Città Bassa. Mła się przeszła takimi uliczkami aż do przecinającego dolne Bergamo potoku Morla. Gdyby mła poszła w drugą stronę, w kierunku Città Alta doszłaby do Academia Carrara, ale mła już tam była podczas poprzedniej ekskursji i nie miała takiej potrzeby. Academia Carrara poświęcę kiedys osobny wpis, bo to muzeum na to zasługuje, dla miłośników malarstwa to must see w  Bergamo. Na wąskich uliczkach remontują stare chałupy, mla sfociła taką chyba na pół ukończoną siedzibę neapolskiego posła, tak jej się przynajmnie wydaje z tego co tam wyczytała z tablicy informacyjnej. Oczywiście właziłysmy do kościołów, najsampierw do kościoła Santi Bartolomeo e Stefano, który zamyka Senestrione od wschodu, gdzie z należytą nabożnością oblookałyśmy Oltarz Martinengo, namalowany przez lorenza Lotto w latach 1513 - 1516. No a potem kościół San Spirito, ktory zrobił na nas większe wrażenie.

Kościół został zbudowany jako kościół klasztorny w roku 1311. Został jednak przebudowany i stał się większym, trójnawowym budynkiem z przylegającym krużgankiem  gdzieś tak pod koniec XIV wieku. Klasztor Santo Spirito został założony w Bergamo  przez kardynała Guglielmo Longhiego, profrancuskiego polityka, sługę pięciu papieży, którego piękny gotycki nagrobek sfociłam w kościele Santa Maria Maggiore w Città Alta. Tenże kardynał  powierzył klasztor z kościołem  Kongregacji Celestynów, będącej częścią zakonu benedyktynów,  która to  Kongregacja Celestynów została założona  przez Pietra da Moronne, późniejszego papieża, który wyniósł Longhiego do godności kardynalskiej.  Wicie rozumicie, coś jakby odwdzięczenie się.  Osadzona w klasztorze wspólnota  charakteryzowała się "podwójnym klasztorem",  znaczy była koedukacyjna. Potem się ostali bracia, znacni jako "bracia Ducha Świętego", stąd nazwa kościoła. W roku 1476 Celestyni zostali zastąpieni na polecenie papieża Sykstusa IV kanonikami laterańskimi Zakonu Świętego Augustyna, którzy w czasie wielkiej ekspansji zakonu chcieli przebudować kościół i rozpoczęli jego przebudowę w obecnej formie na początku XVI wieku.  W XVI wieku augustianie to był tzw. ciężki zakon,  prowadzili bardzo ascetyczne  życie, poświęcając się pokucie i milczeniu, choć jednocześnie mieli ciągoty naukowe. Ich bogata biblioteka była znana ze zbioru w tekstów w języku łacińskim, hebrajskim i greckim dotyczących nie tylko teologii.  Mnisi pozornie byli zamknięci, wszak mogli przenosić się z jednego klasztoru do drugiego, co czyniło ich wspólnotę bardzo zróżnicowaną i żywą, pełną nowych idei. Nawiązali kontakty ze świeckimi, takie w duchu odnowy. Tak powstały tzw. rody laterańskie, związane z reformatorskim nurtem w Kościele Zachodnim.

Przebudowa kościoła Santo Spirito Kościół była możliwa dzięki funduszom znanej  w Bergamo rodziny Tasso, konkretnie to "odnowienie" budynku zostało wskazane w testamencie Agostino Tassa z 1507 roku. Stąd  kościół bywa nazywany w Bergamo kościołem rodu Tasso. Troszki niesprawiedliwie, bo już w  1508 roku przeor Don Martino z Bergamo przyznał rodzinie Busis możliwość zbudowania własnej kaplicy z ołtarzem i grobowcem rodzinnym, ale mającej cechy innych kaplic, co potwierdza, że wiele zamożnych rodzin "laterańskich" pragnęło odnowić klasztorny kościół. Prace rozpoczęły się w 1512 roku od budowy trzech pierwszych kaplic po prawej stronie, co było w dużej mierze zasługą architekta z Bergamo Pietro Isabello  de la Brenta, znanego jako Abano, a także Cleri, który być może nieco namieszał w projekcie nieznanego autora z nieco wcześniejszego okresu.  Kaplice po lewej stronie zostały ukończone pomiędzy 1558 a 1560 rokiem,  cztery z  kościelnych  kaplic zostały zbudowane dzięki składkom rodzin takich jak: Cassotti Mazzoleni, Gozzi, Angelini. Rodzina Tasso  Tasso odpowiadała za wystawienie kaplicy Santi Paoli e  Pietro. Dwa zamurowane okna nadal widoczne na fasadzie pochodzą z XVI wieku i były częścią projektu Paolo Berlendisa, który odpowiedzialny był za przebudowę  kościoła w drugiej połowie tego wieku. Praca pozostała niedokończona i dopiero dwa wieki później, około1720 roku , architekt Giovan Battista Caniana  usunął XIV wieczne kolumny naw i stworzył sklepienie kolebkowe,  jednak sił nie stało na dokończenie fasady. W 1569 roku rozpoczęto okładzinę z piaskowca po lewej stronie kościoła, której jednak nigdy nie ukończono. Ostatni remont przeprowadził w XIX wieku   Lucchini, który zajął się  głównie chórem i prezbiterium.  Podczas prac konserwacyjnych w 1856 roku zniszczono  grobowce trzech członków rodziny Tasso, umieszczone w centralnej części kościelnej podłogi. Klasztor został skasowany wcześniej,  w 1785 roku Republika Wenecka uznała ze dosyć tego manastycznego życia w bergamo, kościół Santo Spirito stał się kościołem filialnym.


 

We wnętrzu kościoła skarby. Nie będę Wam tu wyszczególniała co w której kaplicy wisi ale nadmienię że macie przegląd sakralnego malarstwa włoskiego  od XV do XVII wieku. Najbardziej znanym obrazem z tego kościoła jest ten autorstwa Lorenzo Lotto z 1521 roku przedstawiający Madonnę z Dzieciątkiem w towarzystwie świętej Katarzyny,  świętego Antoniego Opata, świętego Sebastiana i świętego Augustyna, który jest patronem kaplicy. To przedstawienie tzw. sacra conversazione, które niby tłumaczy się jako święte rozmowy ale tak naprawdę chodzi tu o tzw. świętych obcowanie, rzecz metafizyczną, dotyczącą jedności z Bogiem. Wicie rozumicie, nieustająca komunia, po inszemu nirwana, kiedy człowiek w wymiarze duchowym zjednoczony jest z Absolutem. Te obrazy tronującej Madonny w towarzystwie świętych, niosły tak ukryty przekaz, znaczy dla nas ukryty, dla ludzi tamtej epoki w której takie obrazy powstawały, przekaz był jasny jak Słońce. Dzieło zostało zamówione przez kupców Marchetti Angelini, do których należał patronat kaplicy.  W górnej części przedstawia grupę radujących się aniołów, co jest wyraźnym nawiązaniem do rodziny zleceniodawcy, która miała w swoim herbie dwa anioły. Dla mła najpiękniejszym fragmentem obrazu nie są te górne anielęta a to słodkie putto, które być może jest bardzo młodocianym świętym Janem Chrzcicielem. Przed  tronem  Madonny młodociany poddusza baranka, które zdawa się być z tego podduszania zadowolniony. Urocze to, w zasadzie pełnia renesansu i delikatna zapowiedź manieryzmu.

W kościele znajduje się tez obraz pędzla Previtalego, przedstawiający Jana Chrzciciela wśród inszych świętych, datowany na rok 1515. Obraz przedstawia świętych przebywających w wśród ruin kościoła. Malowidło miało ukazać tragiczne lata, w których Bergamo przeżywało nieustanne przemarsze wojsk. Najpierw  byli Francuzi, potem Hiszpanie a na koniec jeszcze sąsiedzi z Mediolanu. Dopiero w 1516 roku nieco się uspokoiło. To nie jest jedyny obraz Andrei Previtalego w tym kościele, znajduje się też tam poliptyk  z 1525 roku, z dwupoziomowym przedstawieniem świętych. . Na niższym poziomie, święte Łucja i Katarzyna, patronki córek fundatora obrazu  Gozziego. Obie dziewczyny z rodu Gozzi są najprawdopodobniej przedstawione jako postacie klęczące u stóp świętej Urszuli. Córki donatora klęczą zatopione w modlitwie, chronione przez świętą, która wyciąga nad nimi rękę.  Tak naprawdę ten obraz ołtarzowy został namalowany przez dwóch artystów: Previtalego i Agostino Facherisa da Caversegno, który był jego wieloletnim uczniem i asystentem. Kolejny obraz na którym warto zawiesić oko  to poliptyk Zesłanie Ducha świętego autorstwa Ambrogia da Fossano,  znanego bardziej jak Bergognone, artysty rodem z Mediolanu.  Obraz powstał w roku 1508. Pierwotnie ten obraz znajdował się  nad ołtarzem głównym, co mła wcale nie dziwi, bowiem jest to bardzo dobry obraz. Poliptyk został zamówiony przez Domenica Tasso.  Obraz  jest późnym dziełem humanizmu lombardzkiego, inspirowanym twórczością Leonarda da Vinci. Poliptyk jest świadectwem kultury artystycznej panującej w Bergamo przed przybyciem do miasta Lorenza Lotto i Andrei Previtalego, artystów z Wenecji. No dobra, to było na tyle tej przebieżki po Città Bassa, mła już za bardzo  w malarstwo odlatuje a to nie wpis o Academia Carrara.