środa, 12 listopada 2025

Jedyna w swoim rodzaju Serenissima

Kitty spowodowała u mła chęć napisania podróżniczego postu innego niż te, które mła zazwyczaj wstawia. Mła stara się od ładnych paru lat żeby przy wpisach podróżniczych dużo fotek było, tak żebyście mogli poczuć klimat miejsca. Wicie rozumicie, obraz wart tysiąca słów. Z drugiej strony fotografia to największa kłamicielka, mła foci głównie to co się jej podobie, tak że nie macie za bardzo obiektywnego obrazu tych miejsc, które mła odwiedza, tylko taki przefiltrowany przez młowość. Dlatego mła postanowiła że wpis o miejscu, które mła wcząsnęło tak, że ponad rok nie mogła zabrać się do opisania swojego w nim pobytu, bo nie wiedziała jak opisać tę zdziwność, będzie bez fotek.  Nie że mła tam w przyszłości nie skrobnie czegóś jeszcze i nie zamieści zdjątek, ale że tak powiem wpis wprowadzający będzie bezfotkowy. W naszym małym dyskursiku pod wpisem o Sestri Levante, rozkminiającym Roman holiday Kitty, mła napisała że są na tym świecie miejsca, które są dla mła poza estetyką, mła je bardzo mocno odczuwa, choć ich uroda nie jest z tych oczywistych czy nachalnych.  Dwa włoskie miasta uchodzą za szczyt urody albo za absolutną tragedię estetyczną i w obu tych miastach jest coś, co sprawia że mła czuje się w nich u siebie. Uwaga - nie mam wrażenia że jestem osobą z zewnątrz, turystką - mła bezczelnie czuje się z tymi miejscami związana. O ile w przypadku Rzymu mła jest  sobie w stanie wytłumaczyć te uczucia tzw. kolebką kultury i innymi podobnymi bzdetami, o tyle poczucie że mła należy do Wenecji ciężko jest wytłumaczyć w sposób racjonalny tak od a do z.

To troszki zakrawa o metafizykę,  mła w przeciwieństwie do większości turystów miała bardzo duży problem by w Wenecji się zgubić. Szczerze pisząc nigdy mła to się nie udało do końca, co wywołało u Mamelona lekką podejrzliwość w kierunku mła uczącej się na pamięć z netu  układu miasta. Mła tak naprawdę poza wyznaczeniem kościelnej wieży jako punktu orientacyjnego naszej kwatery i mostu Rialto za którym jest rynek oraz miejsca gdzie jest market okoliczny,  punkty strategiczne, do których dojście cza znaleźć, bo to ważne by Mamelon czuła się kulinarnie zabezpieczona, nie prześledziła straszliwie dokładnie tego labiryntu uliczek i mostków na kanałach, by spamiętać kiedy i gdzie przechodzi. Po pierwsze nie chciało jej się, po drugie czuła że nie musi, choć miasto uchodzi za zgubliwe z powodu scieśnienia. No i nie musiała. Jedyny raz kiedy pętliła to wtedy kiedy ciągnęła lekko już podgrypioną Mamelona w kierunku pewnej torre. Raczej dlatego że Mamelon była słabowita i mła zależało na tym by dojść jak najszybciej, najkrótszą drogą, co zresztą się udało kiedy tylko Mamelon przestała słuchać GPS a zaczęła słuchać mła. 

W Wenecji mła przeżywała nieustające déjà vu i to wcale nie w rejonach turystycznych, z których foty i filmiki można znaleźć w necie. Dla porządności mła każdego wieczoru przeglądała trasę, którą powinnyśmy przejść, po czym wyłaziłyśmy i mła szła zupełnie inaczej, na czuja i nagle zamiast po pół godzinie, byłyśmy na miejscu po kwadransie. Raz czy drugi rozumiem, ale przełażenie nieoznaczonymi głównym kierunkiem sotoportego mła uprawiała nagminnie. GPS przestał być wyrocznią i Mamelon karnie dreptała za mła, zupełnie nie zdając sobie sprawy że nie idziemy jak mapa każe, tylko jak mła się chce. Jeżeli miejsce w którym jesteś nie jest dla ciebie plątaniną obcych ulic a bardzo czytelnym układem, to nie czujesz się w nim obco i nie ma że nie ma. O zdziwności tej przynależności do miejsca niech zaświadczy układ urbanistyczny  Wenecji. Stara Wenecja jest położona na dwóch wyspach, które przecina wielkie S Canale Grande. Oprócz kanałów robiących za szlaki, w Wenecji są uliczki zwane calle, place i placyki  zwane campo, oraz sotoportego, czyli przejście pod budynkiem. Sotoporteghi w Wenecji jest mnóstwo, łączą calle z campo albo kanałem, albo biegną wzdłuż kanału, turyści na ogół je mijają, choć przeca niby są oznaczone, tylko że tak po włosku, he, he, he. Mła bała się wejść w Wenecję, zwłaszcza ze przyjechała do niej nocą ciemną  i podczas sztormu, ale kiedy już wlazła plątanina różnego rodzaju szlaków komunikacyjnych przestała być problemem. Natentychmiast.

Mła nawet nie wgapiała się w oznaczenia przy sotoportegi, po prostu nimi prułam, jakbym wiedziała gdzie prowadzą. Zerkałam na główne oznaczenia kierunków, choć nie musiałam, bo i tak wiedziałam gdzie lazłam ale akcję edukacyjną dla Mamelona na wypadek zaginięcia mła prowadzi na każdym wyjeździe. Po paru dniach uznałam to za dość dziwne z tą znajomością terenu, potem zdziwności było więcej, jak choćby sprawa ze studnią z wizerunkiem bawiących się kotów, której szukałam w starym miejscu, czy moje przekonanie że w tym miejscu powinien być mostek, choć on dawno temu rozebrany. Mamelona o tym wszystkim wolałam nie informować, powiedziałam jej tylko że Wenecja jest niesamowicie magiczna i że bycie w tym mieście jest przywilejem. Hym... potem się okazało że ględzę jak typowy mieszkaniec tego miasta. Jak widzicie Wenecja zrobiła na mła wrażenie i to wielkie, nie dziwcie się zatem że moje opowieści o Wenecji będą baaardzo nieobiektywne. To dla mła miejsce jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne, bo przeżyłam w nim ciąg zdziwności a jednak niepokoju miasto we mła nie wzbudzało. Żadne Wenecje północy, żadne Dubaje nie umywają się do oryginału, Wenecja rulez, jakby wypisali na murach polscy kibice. Mła nie jest z tych, którzy lubią ocierać się o nadzwyczajności. Obecnie przekonuję siebie że mózg ludzki pełen zagadek, mła baaardzo dużo ikonografii oglądała i czytała a metafizyka to poczucie bezradności, kiedy człowiek stoi przed czymś,  czego nie bardzo wie jak ugryźć. Sprawa studni nadal nie rozwiązana, to nie kwestia widzianych obrazów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz