czwartek, 16 października 2014

'Jacques Cartier' - róża"solidnie zamieszana"

Ha, to jest  dopiero zawodniczka! Powinna się nazywać  "Czeski Film" zamiast 'Jacques Cartier' vel 'Marchessa Boccella' czy 'Marquise Boccella'. Nie dość że z nazwą jazda to jeszcze nie bardzo wiadomo do jakiej grupy róż ją zaliczyć - portlandka, damascenka czy remontanka? Powszechnie przyjmuje się że  jest  to róża portlandzka, ale to powszechnie jest tak  trochę na wyrost. Najprawdopodobniej najbliżej prawdy są ci, którzy upierają się że portlandki  to mutacje damascenek ( więc  luby Jacques jest jednak damascenką, nie ma zmiłuj, he,he ), w portlandkach nie ma  bowiem genów róży  chińskiej ( tralala, co wcale  nie znaczy że wszystkie portlandki mogą być tych genów pozbawione ). Jak  widzicie zabawa głównie dla genetyków i pasjonatów. Z 'Jacques Cartier' jest tak że "normalni"ogrodujący cenią sobie tę odmianę róży za zapach damascenek,  żywotność  róż portlandzkich i powtarzanie kwitnienia remontanek. Niestety to nie koniec zamieszania z tą odmianą róży. Stare powiedzonko głosi  że sukces ma wielu ojców a klęska tylko jedną matkę - 'Jaques Cartier' to niewątpliwe sukces hodowlany więc tatusiów zrobiło się trochę mnogo. W latach czterdziestych XIX wieku po raz pierwszy wyhodował tę różę  Jean Desprez, nieco później bo w 1868 roku pod odmianą podpisała się spółka "Robert et Moreau". A z jakich rodziców  różanych  nasz  Jacques pochodzi tego nie wie nikt! I bądź tu mądry i pisz wiersze. Człowiek ma prawo poczuć się lekko zgłuptany. Na szczęście jak głosi  inna stara mądrość autorstwa Willa Shakespear'a - "Czemże jest nazwa? To, co zowiem różą, Pod inną nazwą równieby pachniało…". Znaczy  trzeba  wyluzować albo bawić  się w kolekcjonerstwo  i Sherlocka  Holmesa.

Ja odpuściłam sobie  robienie za true detective, bliżej mi zdecydowanie do swojskiego  prawdziwego ogrodnika.
W Alcatrazie 'Jacques Cartier' spisuje się bardzo dzielnie. Rośnie na tzw.  piochach  i daje radę. Mrozoodporny jak należy, nie kopczykuję  znaczy krzewiny. Róża nie jest z tych wysokich, dorasta maksymalnie do 120 cm wysokości ( w naszym  klimacie ) i ok 90 cm szerokości. Kwiaty ma genialne - ćwierćrozetkowa budowa, gęste ućkanie płatkami ( do 70 płatków w kwiecie ) i niesamowity, mocny zapach damasceńskich róż. Do tego  środek kwiatu lekko ciemniej wybarwiony niż cała reszta. Bajeczka! Niestety  parę lat temu o moich różach dowiedział się skoczek różany  i  od tej pory walczę z gadziną.  Rzeczony skoczek  wyjątkowo lubi  jasne liście damascenek, walka jest zatem zajadła. Przy okazji powtarzam  info - info z sołtysowej strony - uważać trzeba z opryskami róż damasceńskich, preparaty fosforoorganiczne uszkadzają im liście.
Na zakończenie parę  słów o nazwie - nie wiem za diabła kim była  markiza Boccella ale Jacques Cartier wielkim podróżnikiem  był. W roku 1532 król Francji Franciszek I, w ramach programu "Francja nie gorsza niż ta cholerna Hiszpania" sfinansował wyprawę która miała na celu odnalezienie morskiej drogi do Chin. Wyprawa złożona z dwu statków z sześćdziesięcioma ludźmi na pokładach, wyruszyła w 1534 roku i dotarła oczywiście do wybrzeży Ameryki Północnej. Cartier odbył jeszcze dwie wyprawy do Ameryki Północnej , a odkryte ziemie zostały przyłączone do Francji i dlatego niektórzy Kanadyjczycy do dzisiaj mówią po francusku. Podobno głównie o tym że Kanada to na pewno nie Chiny i Franko - Kanadyjczycy mają swoje prawa.he, he.

13 komentarzy:

  1. Kiedyś była na mojej liście zakupowej, ale... zabrakło. Mam w zamian Rose de Resht, jednak JC dalej mi się podoba. Zanotowałam u siebie odwrót "choroby różanej", szczególnie że na działce trudniej mi dopilnować wszystkie te "skoczki i inne różouwielbiacze", które w ostatnim sezonie sobie dziesiątkowały moje różane stadko. Gdybym prychnęła chemią może byłby szybki efekt śmiercionośny, ale przy środkach naturalnych wymaga to sporo atencji. Pogłowia różanego nie powiększam (przynajmniej obecnie), chętnie za to oglądam u innych.
    RdR krzak ma niespecjalnie piękny (krzaczysko gęste, kolczaste, trudne do zadbania wewnątrz, szczególnie gdy trzeba szukać zjadających go), nie zachwycam się, ale zapach nie pozwala mi krzaka nawet przenosić w miejsce oddalone od pergoli... Patrząc na zdjęcia JC widzę, że są podobne, tylko JC bardziej "wystawia kwiaty" poza krzew.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 'Jacques Cartier' ma jedną zdecydowaną przewagę na RdR - powtórne kwitnienia są u mnie bezproblemowe. RdR pod tym względem jest podłą gadziną, chyba tylko raz mnie zaszczycił czymś na kształt ponownego kwitnienia. Ze skoczkami i całą tą różanolubną bandą rzeczywiście trudno walczyć bez chemii, tzn. da się ale masz rację że to jest proces żmudny. Jednak zauważyłam że przy naturalnych środkach z roku na rok zmniejsza się u mnie pogłowie dziadostwa. Cud mniemany znaczy, he, he. Z chemią to było u mnie dawniej tak że wybiłjałam raz a dobrze a za jakiś czas następował ponowny zmasowany atak. Nie wiem dlaczego tak się działo. Do braku chemii trzeba się przyzwyczajać, he, he to znaczy nie oczekiwać nagłych efektów. To chyba raczej działanie długofalowe. Jazda zaczyna się wtedy gdy trzeba chronić albo i już ratować cenną roślinę i nie ma czasu na oczekiwania. Ja różankuję dalej namiętnie w kierunku dziko - historycznym, mniej roboty niż przy nówkach, lepszy wygląd krzaków, no i zapach w niektórych przypadkach nie do pobicia.

      Usuń
  2. RdR kwitnie u mnie przez cały sezon z niewielkimi odpoczynkami. Ostatnie kwiaty miała jeszcze we wrześniu (a może to już był początek października?)
    Natomiast JC... Chyba mam jeszcze gorsze piochy niż Ty, Kaśko!
    Rachityczny 1 (słownie jeden! ) badylek może z 60 cm od chyba 3 czy 4 lat. Kwiaty niewielkie i jakoś zdeformowanie niektóre. Obraz nędzy i rozpaczy! I jeszcze chorowite to okrutnie! Ale za to zapach ma obłędny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem co Ty jej Orszulko robisz ale natychmiast przestań! He, he. Piochy to nie tragedia, Jakubek dużo zniesie, mam wrażenie że może coś z samą sadzonką być nie halo. Spróbuj mu znaleźć inne miejsce a jak i tam będzie nadal paskudny to po prostu poszukaj innego krzoczka. Krzaczaste stare róże potrzebują na ogół trzech sezonów do rozpoczęcia "różankowania właściwego" ale 60 cm pędu w trzecim czy czwartym roku uprawy to jednak stanowczo mało. Stawiam na to że sadzonka mogła wyjątkowo ucierpieć którejś z ostatnich zim i coś ciężko jej idzie odbudowa. Może niestety trzeba tę konkretną różę zaliczyć do tzw. róż dodupnych i jednak posadzić nowy egzemplarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy cała ta dostawa róż z Rosarium jest, jak to uroczo napisałaś, dodupna.
      Stwierdziłam, że to chyba wina podkładek, bo one wszystkie kiepsko mi rosną czy to historyczne czy nowoczesne.
      Zraziłam się wtedy do zakupów u Chodunów. A, jak widać, niechęć rodziła się przez kilka lat. Raptusem bowiem nie jestem :)

      Usuń
  4. U mnie Chodunki się sprawdziły ale fakt faktem sama wybierałam sadzonki ( zakupy żywcowe ). Nad zakupy netowe przedkładam te żywcowe, ale nie zawsze jest taka możliwość, niestety. Na szczęście do Chodunarium nie mam aż tak strasznie daleko ( co by nie pisać złego o moim miasteczku to centralne położenie Odzi ma swoje zalety ). Oblookanie na miejscu widać miało sens, bo róże z Chodunarium rosną u mnie w porzo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mojego JC posadziłem głęboko tak by rósł na własnych korzeniach
    Stare róże zdecydowanie to lubią i w przyszłości można je sobie rozmnożyć z odrostów :D

    W JC jestem zakochanymi tego stopnia ze jesienią kupiłem białego mutanta i oby mnie nie zawiódł
    Bo róże od chodunow zawodzą niestety :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, staruszki różane mają tę łatwość wypuszczania korzonków i szlachetnych odrostów. Liczę bardzo na to że mój 'William Lobb' będzie o tym pamiętał, he, he. Co do zakupów to jestem zdania że nie ma to jak zakupy żywcowe. Tzw. szkółking dla zmotoryzowanych to super forma wakacji, he, he. Tak, wiem - to zakrawa na lekkie zboczenie!

      Usuń
  6. Kupowałam różne odmiany u Chodunów no i było właśnie różnie, a nie zawsze różowo. Niektóre z tych krzaczków rosną sobie do dziś pięknie i to są właśnie dwa Rose de Rescht. U mnie są gęste, bardzo kolczaste, bardzo dobrze powtarzają kwitnienie, wyrastają do około 1,10, ale je i tak przycinam, bo łatwo się rozłażą w górę i na boki. Ze zdrowotnością nie tego - po głównym kwitnieniu łapią czarną plamistość na potęgę i niedługo pojawia się liściospadek do tego stopnia, że krzew jest łysy jak w zimie. Potem znów kwitnie ale liści nie ma. To go osłabia, no nie? Natomiast w tym roku zamówiłam sobie Jacquesa Cartier ale już nie u Chodunów. Jednak oni mają wiele odmian, na które poluję, np. Stanwell Perpetual i tak się cały czas łamię czy zamówić u nich. Najgorszą przygodę z tą szkółką miałam przy zamawianiu Madame Isaac Pereire - zamawiałam 3 razy, sadziłam, czekałam cierpliwie rok lub nawet dwa do pierwszego kwitnienia i klops: za każdym razem okazywało się, że to coś innego - 2 razy Victor Verdier a trzeci raz coś niezidentyfikowanego. No i odpuściłam, nie mam Madamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja najlepiej lubię jak pisałam zakupy żywcowe, znaczy jedziesz, oblookujesz i kupjesz. No tylko jestem w tym szczęśliwym położeniu że razem z Mamelonem mogę pomarudzić Sławencjuszowi na temat szkółkingu odbywanego samochodem, no i z Odzi właściwie jest prawie wszędzie blisko. O zgodność odmianową zamawianych sadzonek trzeba się wykłócić, nie ma lekko. Focisz pierwszy kwiat, sięgasz do faktury i wykonujesz maila. Co do 'Rose de Rescht', spróbuj zapobiegawczo w marcu zrobić oprysk siarczanem miedzi, może pomoże na ten problem z grzybem, Madamy nie odpuszczaj, warta zabiegów!:-)

      Usuń
  7. Ta Unknown - Nieznana, to ja Bjork, nie wiem dlaczego nie pojawił się mój nick w poście powyżej, coś zrobiłam nie tak. Znaczy się, nie umiem chyba. Ja też preferuję zakupy na żywca, jednak pańskie oko konia tuczy. Ale ale - z Lublina, gdzie mieszkam, do Poznania kawał drogi. Nie ma rady - zdaję się na szczęśliwy los, że dojdzie to, co zamawiałam. A Madamę i Jacquesa Cartier zamówiłam właśnie w szkółce Floribunda w Końskowoli, to po sąsiedzku i kupowałam już tam kilka razy. Jadę sobie autkiem i wybieram u przyjemnego właściciela ładne krzaczorki, potem zajeżdżam prawie obok do Pana Pruchniaka w Lesie Stockim i tam zgarniam kolejne zamówione róże, potem zajeżdżam do Witowic do Majewskich i pakuję azalie do bagażnika i jazda do domu. A Rose de Rescht czasem pryskam ale jest to taki stwór, że mam wrażenie, że sobie poradzi i bez tego. Mimo wszystko, to fajna róża do bukietów, mimo, że ma taki żarówiasty kolor, taki badziewiasty różowy, bez cienia polotu. Ale zapach rekompensuje wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  8. I to rozumiem, szkółking autkiem wykonany zawsze miły sercu. co do coolorku 'Rose de Rescht' ja go lubię, "mnialinowy" jest, he, he ( coolorki jedzeniowe mnie się zawsze podobały ).:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. No moje miłe, przyszedł White Jacques Cartier z Rosarium, ładna, zdrowa sadzonka. Będę teraz co dzień przytupywać po ogródku, patrzeć, cmokać i wydziwiać, aż wreszcie wypuści listki i może, może raczy zakwitnąć. Na zdjęciach widziałam piękne, zupełnie w moim guście białe, guzikowate kwiatuchy, podobne trochę do Madame Hardy, ale jednak Jacques ma powtarzać kwitnienie (mam nadzieję). I jeszcze przybyły wraz z tym białaskiem Felicite et Perpetue i Madame Louise Odier - znaczy się starsze babeczki oraz jeden starszawy jegomość - Stanwell Perpetual.

    OdpowiedzUsuń