sobota, 25 października 2014

Październikowe zaciemnienie


No i zbliża się niestety ta paskudna chwila w której  cofać będziemy wskazówki zegarów. Wrócimy do czasu środkowoeuropejskiego, ku mojemu wielkiemu  niezadowoleniu. Co z tego że godzinkę dłużej pośpię, wolałabym godzinkę dłużej przy jako takim popołudniowym, dziennym świetle pobalować. Nie tylko mnie boli ta zmiana, Mamelon też zawsze w okolicach ostatniej soboty października notuje tzw.  obniżenie nastroju. Dżizaas i Małgoś Sąsiadka nie mają "normalnego" obniżenia  tylko depresję w stylu  doliny Morza Martwego. Znaczy szykuje  się coroczne październikowe lekkie załamanie nerwowe. Nie wiem po jaką cholerę  majstrują przy czasie, kiedy to ponoć żadnych wielkich oszczędności już nie przynosi ( 100 lat po wprowadzeniu zmian czasu świat się jednak trochę zmienił ). W dodatku  "ponurzy" mnie fakt że nawet jak  przestaną majstrować  to pewnikiem zostaniemy przy czasie zimowym jako przy naszym "naturalnym". Łeeee!

Jak czegoś nijak zmienić  nie można to należy próbować się z tym pogodzić. Trochę ciężko mi to idzie ale staram się znaleźć  jakieś pozytywy wczesnych jesiennych wieczorów. No więc nic nie wyciąga  człowieka z domu ( hym....nie do końca ) i ma więcej czasu na "radości domowych pieleszy". Jesienią  najlepiej smakuje herbata, a ta wieczorna z rumem i konfiturką jest the best ( nie wiem dlaczego ale już pod  koniec lutego smaki  herbaciane jakoś mnie  nie nęcą ). Jak człowieka najdzie ochota może wyciągnąć  swoje małe"jesienne" filiżaneczki do kawy i urządzić dyskretnie nienarzucające się ( znaczy na chybcika ) party przy świecach. Dżizaas w listopadzie zacznie  Wielkie Pierniczenie czyli zarobi piernikowe ciasto dojrzewające. Ja odgrzebię stare przepisy z przedwojennych  czasopism, których od wiosny praktycznie nie przeglądam ( przy  okazji znowu poczytam porady jak walczyć z kurzym pomorem i hodować króliki angory ).

Wreszcie przeczytam też coś  książkowego i nie mam tu na myśli "literatury  pracowej".Co  prawda jakoś mną nie rzuca strasznie w kierunku dobrej beletrystyki, nawet tej której autorzy nagradzani są  Nagrodą  Nobla, więc  nie  będzie bardzo ambitnie. No cóż,  czas kiedy człowiek  czuł że musi być na  intelektualnym  topie został  pożegnany. Jakoś nic nie zwiastuje aby miał powrócić, Tatuś nazywa  to dojrzałym wyborem zainteresowań. Spokojnie, nie będzie czytania tylko i wyłącznie "literatury ogrodowej" ( tralala, większość znanych mi ogrodujących ma solidne księgozbiory takowej literatury i są to  tzw.  czytadła najmilsze ). Jak czytanie książek to w kocyku i pozycji leżącej, wiadomo że zaraz zjawią się koty i czytanie będzie się odbywało z mruczącym akompaniamentem. Raczej nie będzie w związku z tym pomrukiwaniami trwało zbyt  długo, kocie mruuum, mruuum działa na mnie usypiająco. Znaczy w jesienne wieczorki  można liczyć na regularne drzemki.

Zacznę palić świeczki, rozjaśnianie  jesienno - zimowych ciemności żywym ogniem ma dla mnie wielki urok. Kto wie czy przy zapowiadanych podwyżkach cen prądu nie przejdę na oświetlanie świecami, he, he. Najbardziej przemawiają do mnie  zapalone  woskowe świece, zapach świeżego palonego wosku jest cudowny. Niestety z tym cudownym zapachem idzie w parze nie mniej cudowna cena! Człowiekowi zostaje  wmawianie sobie że parafina też jest cool  i cieszenie się płomieniem ( radości piromana). Nie lubię świec zapachowych, nie palę ich bo mam w wrażenie że w domu działa  Chemiczny Ali, czasem zdarza mi się palić lampki olejowe, ale i w tym wypadku wybieram oleje bez zapachowych ulepszaczy. Co innego z zapalaniem świeczuszki pod  kominkiem aromaterapeutycznym, zapach olejku neroli  ( delikatny, bez przesadyzmu ) roznosi się po chałupie a ja czuję się niemal świątecznie.
To tyle przypomniało mi się radości wczesnych  jesiennych wieczorów, dużo tego nie ma ale co robić?! Awanturę Wielkiemu Astronomicznemu że żyję w tej a nie innej szerokości geograficznej. Jeszcze usłyszę z Niebios poleconko wyniesienia się na  własną rękę  do południowej Kalifornii, gdzie ponoć  pory roku nie istnieją albo wypomni mi się że  Eskimosi mają  teraz gorzej. Lepiej Zwierzchności nie prowokować! Wczesne jesienne wieczory trzeba jakoś znieść, nie ma zmiłuj.


2 komentarze:

  1. Ty tak jak ja, właśnie nakupowałam na kiermaszu rozmaite herbaty i będę zapijać zimę :) Wtedy mam czas by się nią delektować przy świecach tylko bezzapachowych. Miłych takich chwil Ci życzę :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właściwe określenie - "zapijać zimę", he, he! Na szczęście głównie herbatą.Pozwolisz że sprzedam rodzeństwu i nie tylko. W tej chwili parzę lapsanga. mocniejszy smak mi potrzebny bo mam katarzysko. I ja Ci życzę miłego herbatkowania przy świecach , niedługo już się zrobi szarawo ( ja mam na blogu czas pacyficzny, he,he ) to herbacenie będzie można rozpocząć.

    OdpowiedzUsuń