niedziela, 1 lipca 2018

Dżemowanie - delicje rabarbarowo - bananowe

Dżemowanie  i konfiturzenie dzielimy na klasyczne i fantazyjne.  Klasyka  to oczywizda dżem truskawkowy ( dodać  malutką ilość  agrestu lub inszego kwacha  coby  kolor  ładny zatrzymać ), konfitura z wiśni, galaretki z malin i porzeczek, powidła śliwkowe i tzw. jagody na krótko ( czyli jagody w sosie własnym ). Tak to u nas  wygląda tradycyjne pichcenie mazideł owocowych. Dżemy z inszych niż  zapodane wyżej owoców nie są specjalnie popularne.  Taki  rabarbar mamy na ten przykład w głębokim niepoważaniu. Owszem nie można  go zjadać zbyt dużo bez konsekwencji, szczawiany czyhają, ale tak samo czyhają w szpinaku czy tam innej zupie szczawiowej które jakoś  bezproblemowo pożeramy.  Bez przesadyzmu zatem. Rabarbar możemy przygotować klasycznie czyli zrobić dżemik wyłącznie z samego rabarbaru lub też połączyć z inszymi owocami.

 Dobrze wypada w dueciku z truskawką a z bananami  jest wręcz genialny.  Swego  czasu Dżizaas wykonywała też chutney z rabarbaru z imbirem, bardzo dobry do miąs typu wyjątkowo przerośnięte  tłuszczem.  Ja jestem zdecydowanie  mniej  mięsożerna więc  chutney sobie darowałam i koncentruje się na dżemikach. Do  dżemowania najlepsze są słoiki "na raz". Znaczy używam słoiczków które normalni ludzie używają do konfiturowania, na maksa 250 ml.  W moim wypadku dżem otwarty jest prawie natychmiast pożarty.  Wiadomo jak  jest bardziej chlana rodzina to słoiczki  spoko  mogą być większe. Nie dodaję straszliwych ilości cukru, więc sporo z dżemów muszę pasteryzować.  No cóż bardziej to pracochłonne ale  wizja podajnika insuliny mnie tak jakoś  ku pracowitości skłania. Rzadko używam  cukru z pektynami i kwachem bo takowe dżemy nie  nadają się do nadziewania pączków, rogalików czy tam inszych wypiekanych wraz  z nadzionkiem słodkości. Jeżeli przeznaczam dżemy tylko na smarowidło wtedy sięgam  bo wyrób z pektynami - wiadomo, krótsza obróbka, więcej cukru ale za to bez pasteryzacji znaczy klasyczne zamykanie  i stawianie słoiczka do  góry dnem.  Zaznaczam jednak że jako stara konserwa  nie przepadam za używaniem tzw. fiksów, zmieniają smak  owoców co delikatne  podniebienia mła  i Ciotki Elki wyczuwają   natentychmiast. Staram się upychać dżemy w słoiczkach tak żeby nie było dziur z powietrzem ale cóś nie zawsze mnie to wychodzi.  Jak dziurów dużo  to pasteryzuję, ni ma zmiłuj.


Teraz do konkretów czyli mój własny przepis na dżem rabarbarowo - bananowy.  Bananów ma być dokładnie tyle ile rabarbaru. W roli polepszacza smaku  występuje sok pomarańczowy ( na kilogram bananów to będzie sok z czterech lub pięciu  pomarańczy ). Banany  obrane ze skórki kroimy na plasterki, zalewamy sokiem i  pyrkolimy.  Rabarbar zwany malinowym obieramy z co twardszych części i kroimy na kawałeczki.  Pokrojone czym prędzej wrzucamy do pulpy  bananowo - pomarańczowej i wytrwale mieszamy ( ten dżemik lubi przywierać ).  Teraz w zależności od  tego do czego przeznaczamy dżem władowujemy cukier.  Jeżeli jest to dżemiks  czy tam jakiś inny fiks to postępujemy zgodnie z instrukcja wydrukowaną na opakowaniu, jeżeli dodajemy zwykły cukier to tak do smaku ( klasyczne dżemy mają zawartość od 1/2 do 1/3 cukru na kilogram owoców, bezczelnie przyznaję że moje mają  nieco  poniżej tej 1/3 ) to pyrkolimy dłużej ( w wypadku  tego konkretnego dżemu tylko nieco dłużej ), ładujemy do słoiczków i pasteryzujemy lub o ile wolimy  naprawdę słodkie  dżemy to słoiczki z gorącym dżemem odwracamy do góry dnem. Oprócz dżemu z bananami  i rabarbarem wyrabiam teraz dżem z czereśni, mało u nas popularny ale całkiem niezły o ile owoce naprawdę dobrej  jakości ( jak takie sobie to lepiej poprzestać na kompotach lub owocach w soku ). Wydrylowane czereśnie pyrkolę z dodając na końcu pryrkolenia sok z cytryny i prawdziwą wanilię.  Ten dżem  można spoko robić z fiksami bo jest  taki omletowo - naleśnikowy.

8 komentarzy:

  1. Jestem na etapie zachwycania się twoimi zdjęciami z prac przetwórczych... co za klimat :D. Kupiłam sobie dzisiaj za całe 2 zł (przecena makabryczna) książkę ,,Domowe przetwory"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem strasznym zbieraczem, znaczy takim zabublaczem przestrzeni. Kupuję masowo ozdóbstwa i eksponuję gdzie się da ( a jak się nie da to tyż eksponuję ). "Domowe przetwory" posiadam w zbiorze, można spoko korzystać - klasyka. :-)

      Usuń
  2. "Pyrkolimy", "pyrkolimy dłużej"??? Co to znaczy? Dobę, dwie, półtora tygodnia? Wyrabianie dżemów należy do nauk ścisłych. Minuty mi tu podać, a jusz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakich nauk ścisłych?! Wyrabianie dżemów to działalność artystyczna, znaczy sztuka! Jak rabarbar twardy i wolno się rozgotowuje to dłużej, jak pulpa osiągnie konsystencję prawdziwie pulpiastą ( dopuszcza się kawałki rabarbaru ale nie dopuszcza się kawałków bananów ) to jest gut. Wyczucie cooleżanko, wyczucie - ja nie stoję nad garem dłużej niż dwadzieścia minut. Cukier ma się rozpuścić, owoc przesmażyć i do słoja! Konfiturę wiśniową do herbaty to trzy dni się wyrabia, grzyby trzy dni można tyndalizować ale dżemy to krótko bo się lubieją scukrzać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przepis na konfiturę wiśniową też poda? Oraz na chutney z rabarbaru z imbirem? Coś czuję, że by mi smakował.
      Uniżenie bardzo proszę, gdyby nie było tego widać po literach.

      Usuń
    2. To zaczyna zakrawać na dżemowy wyzysk człowieka przez człowieka.;-) Dobra, zrobię jeszcze jeden post kulinarny, ale to już będzie ostatni dżemowy wpis w tym roku. Przeplute, obrócone i zaklepane!;-D

      Usuń
  4. Taki ekspresowy dżemik 20-minutowy to idealnie wpisuje się w przyspieszenie naszych czasów. Wszystko piknie, tylko te słoiczki urocze z malusieńką zawartością. Smażenia całe 20 min., że o pasteryzacji nie wspomnę, a pochłonęłabym w minutkę, całą minutkę z delektowaniem się włącznie.:) Lubię poczuć nie tylko na podniebieniu, ale i w żołądku.
    Tymczasem wiadro wiśni wydrylowane i wstępnie ugotowane, leżakuje i uwalnia pektyny ze skórek. I tradycyjnie jeszcze dwa dni przede mną. Na drzewie jeszcze ze dwa wiadra by się zapełniły, dochodzą do siebie czarne porzeczki, a i agrest w kolejce. Klęska urodzaju. Po chwili oddechu śliwki, jabłka. Dokupiłam na All szeroki gar, jak dojedzie, to manufaktura ruszy pełną parą. Tak więc zanim ogarnę przetworową klasykę, to mi rabarbaru nie stanie na bananową egzotykę.:) Chyba że sobie upichcę ten szybki dżemik tak na raz, do szybkiego pożarcia na deser.
    Pięknie masz po dżemowaniu, kwietnie, artystycznie i ślicznie. Mnie pichcenie przetworów nieodłącznie kojarzy się z totalnie uświnioną kuchnią. A u Ciebie, jak w bajce.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ze względu na wzgląd te słoiczki muszą być malusie ( i tak podejrzewam że diabetolodzy mają mnie na swojej czarnej liście niesubordynowanych a zagrożonych ;-) ). Słoiczek otwieram i jest na raz, nie mogę się za bardzo rozżerać bo trzeba by mi kółka zamontować pod brzuchem a kto wie czy i otwory drzwiowe by się uchowały w obecnych rozmiarach. U mnie owoce zakupowe, klęska urodzaju to niskie ceny więc hurra by było tylko ze koło nas cóś suchawo i nie wszystek owoc się udał. Co do uświnionej kuchni - kuchnia po drylowaniu wiśni albo czereśni wygląda na ogół jak klasyczna scena zbrodni i to zbrodni dokonanej za pomocą siekiery. Ja focę tzw. część jadalnianą, natomiast okolice kuchenki - taa, szorowanie glazury w toku! :-)

    OdpowiedzUsuń