poniedziałek, 11 listopada 2019

Słojowanie półwyczynowe czyli uprawa roślin w szklanych pojemnikach


Cóś  modne  się  zrobiło  słojowanie, pewnie  dlatego że  wydawa  się  ludziom  mniej  upierdliwe  niż doglądanie  roślin  posadzonych  w  doniczkach.  Mła  nadal  choruje  na prawdziwe  paludarium  w  szklarence  domowej  ale  zadowala  się  uprawą słoikową różnych  takich.  generalnie  uprawa  roślin  w słojach  powinna  być  samograjem, znaczy  odpowiednio posadzone  rośliny ( drenaż pod glebą  solidny  coby  nic  nie  zagniwało ) podlewa  się  po posadzeniu, następnie  zamyka  się  słój pokrywką  lub  zakorkowuje  a w słoju  wytwarza się  mikroklimat który tylko parę  razy  do  roku  wymaga wsparcia dolaniem  przegotowanej, miękkiej  wody w objętości tzw.  angielki  co najwyżej  zapodanej. No  tyle  teoria  a praktyka  sobie, bo  co  słój  i mieszkanie  tym  problema  ze  słojem  insze. Mła  się  nie  będzie  wypowiadać  autorytatywnie  w  temacie  którego  tak  po prawdzie  nie  kuma, jej przepisu  na słój  z  zielonym  nie należy  traktować  jako  słowa  objawionego a raczej  jako  dociekania w  dziedzinie  słoikownictwa z zielonym. Znaczy na  wszelki  wypadek zasięgnijcie  jeszcze  porad  za pośrednictwem  Wujka  Google, mła  nie  jest  ekspertem od słoików.


Zacznę  od  słoja -  nie każden  słój  się  nadawa.  Szczególnie  zdaniem  mła  nie  nadają  się  takie  słoje  które są  wytłaczane  we  wzorki  albo  insze  napisy.  Nie , nie  chodzi o to że  mła  jest  purystką  szklarenkową  co  to  tylko  gładkość szkielną  uznaje   coby  roślinę  było  lepiej  widać.  Wytłaczane  na  szkle wzory mogą  działać  jak  soczewki a to  jest  dla  roślin  niebezpieczne ( poparzenia ).  W  ogóle  ze  słoneczkiem  i  szkłem to ostrożnie, krzywizny  szkła potrafią przeca  skupiać  światełko  a to jest pitu - pitu  o uprawie słoikowej roślin  a  nie  o  robieniu  sposobem  naturalnym  popcornu.  Słoje  z  roślinami najlepiej  ustawiać w rozproszonym świetle, nie  za  blisko okien wychodzących  na  południe  czy  zachód.  Najlepiej  kiedy  słój  jest  duży, zarówno  szeroki  jak  i  wysoki, im  mniejszy słój  tym powodzenie uprawy bardziej  wątpliwe (  zasada  taka   jak  przy  zakładaniu  akwariów  i  oczek  wodnych ). Trzeba  też  zdecydować  się  na to  czy  będziemy   uprawiali rośliny w słoju  zamkniętym  czy otwartym,  bo  to  nieco  inna  bajka jest.  Słoje  zamknięte  wymagają mniej  podlewania ale  prawilno  prowadzone nie  zawsze  są  tak "śliczne" bo zdarza  się że  woda  skrapla  się na ściankach naczyń  (  cóś  za  cóś ).  Wymagają  też  częstej  kontroli  i  wietrzenia bo ekosystem  słojowy  lubi  zagniwać.  Po  mojemu  to  wymagają  one  sporej  dozy  doświadczenia w prowadzeniu, trza  wyczuć  kiedy  czas  na  wodę, kiedy  za gorąco i  trza  zrobić  solidne  wietrzenie, itd. . Wydawa  mła  się  że  prowadzenie  słojów  otwartych  jest lepsze  dla  początkujących  słojarzy.


Teraz  o  sprawie  dla  słoja  z  zielonym  zasadniczej - o  drenażu. W  doniczkach  mamy  dziurki  odprowadzające  wodę, w  słojach  mamy szklane dno i  woda nie ma  gdzie  ujść.  W  prawidłowo prowadzonym  słoju  będzie krążyła  "w   obiegu", znaczy  rośliny  będą  ją pobierały, potem   będą  ją  wyparowywały z  się  a  ona  osadzając  się  na  szkle będzie  spływała  na glebę i zasilała  korzenie roślin.  Wilgotność  powietrza będzie  wysoka  (  w słojach  zamkniętych bardzo  wysoka, w  słojach  otwartych znacznie  niższa ).    Drenaż z    kermazytu, żwiru  (  achtung ze względu  na  ciężar ) pozwala  odprowadzić  nadmiar  wody z gleby i  zwiększa  szansę   uniknięcia  zgnilizny.  Dlatego  lepiej  dla  zdrowia  słoja  żeby  warstwa  drenażu  była  porządna, nie  żadne  parę kulek  kermazytu  w  charakterze  alibi tylko prawdziwa  odsączarka.   Teraz powinno być  o  glebie  ale  zanim  do  tego  przejdziemy   to  trzeba sobie  uświadomić  że  rodzaj  gleby zależy  od  roślin  które  chcemy w słoju  uprawiać i  tu  przechodzimy  do  sprawy  dla  słoja  bardzo  ważnej   to  znaczy  do   roślin  które  mogą  w słojach być  uprawiane.

Niby można  uprawiać  wszystkie które  mają  odpowiedni  rozmiar ale  zdaniem  mła  całą  idea  słoikownictwa  opiera  się  na  tym że uprawiamy w  słoju w  tzw.  warunkach  wiwaryjnych rośliny  których nie  możemy  uprawiać  w  mieszkaniach  ze  względu  na  ich wymagania dotyczące  wilgotności  powietrza, np. mchy, bardzo  wrażliwe paprocie, niektóre  gatunki  storczyków i roślin  bagiennych, czy  owadożerów. Rodzaj  i  ph gleby dostosowujemy do wymagań roślin które  będziemy  uprawiać.  I tak  np. orliczki  jak  Pteris ensiformis czy Pteris  cretica  (  wielobarwne  odmiany jak 'Albo  -  Lineata' czy 'Alexandreae' w  zasadzie   udają  się  tylko  w uprawie  szklarenkowej ) czy Adiantum pedatum subsp. subpumilum  wymagają  innej  gleby  niż  zanokcica  skalna Asplenium  trichomanes.  O  ile  przy  adiantum  i  orliczkach stosujemy  glebę  próchniczą  o  kwaśnym odczynie ( możemy wprowadzić  mech )  to  przy  zanokcicy  i  jej  wapnolubności  trzeba pomyśleć  o lekkiej  glebie  o odczynie  zasadowym  ( o  sadzeniu mchu  możemy  zapomnieć ).  Najlepiej  uprawiać w  słojach  gatunki  minaturowe, wówczas  nie  trzeba  robić częstego  wysadzania rozrośniętych  roślin. O nawożeniu  słojów mła  nic  nie  wie, domyśla  się  jedynie ze  musi  być  bardzo skąpe i bardzo, bardzo  rzadkie.



Teraz  o słojach  mła. Mła  postanowiła  uprawiać  słoikownictwo  otwarte  ponieważ o pierwsze  primo  - korki  do jej słojów  znaleźć  wcale  nie jest  prosto, po  drugie  secundo - mła  czuje  całą sobą  że zgnilizna  zagościłaby  w jej słojach  błyskawicznie.  Postanowiłam  uprawiać  bluszcze, mchy, małe paprocie  i oplątwy.  Tak  po prawdzie  to słoje  pojawiły  się  z powodu  konieczności  przechowania  małych  siewek  Dryopteris sieboldii  od  Sylwika.  cała reszta  jest  dodatkiem.  Część  bluszczy  docelowo  ma  trafić  do  Alcatrazu  a część  delikatniejszych   do  doniczek  (  o bluszczach  szykuję  duży  wpis ), w  słojach  zostaną  tak  naprawdę  mchy  i oplątwy ( może  z  czasem  powędrują   do prawdziwego  paludarium  na  które  ciągle  nie  mogę  się  zdobyć ).

12 komentarzy:

  1. O oplątwach myślałam od jakiegoś czasu. Bardzo mnie intrygują, ale ... chyba do mnie nie pasują. Może latem spróbuję pod dachem altany zrobić mini dżunglę, ale w słoikach...
    Nie będzie im za mokro? No ale jak masz otwarte słoje, to chyba dobrze?
    ja tez nie miałabym sumienia zamykać roślin w słoiku. Tak jakoś kojarzy mi się z kompotami ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oplątwy nie lubią mieć zbyt sucho a w domach gdzie jest centralne ogrzewanie jest im często niemiło zimą. Oplątwa lubi kiedy powietrze jest jednak w miarę wilgotne, to nie są pustynne rośliny jak to często usiłują wmówić nam sprzedający. Owszem, oplątwy nie czerpią wody z gruntu ale wilgotność powietrza wokół nich musi być dość wysoka bo albo nie rosną albo po prostu zamierają. U nas najgorsza jest dla nich zima i sezon grzewczy, wiosną i latem jakoś sobie radzą, spokojnie można je latem wystawić na zewnątrz. No a słojowanie, to raczej nie jest wekowanie ( he, he, he ) to jest namiastka szklarni domowej. W czasach wiktoriańskich domowe szklarenki były cool i na topie, potem ludziom przeszło. Teraz mamy czkawkę po szklarenkach, znaczy słoje. ;-)

      Usuń
  2. Dziękujem uprzejmnie, może popełnię jaki słój, sama nie wię, corce sie podoba , wiec z myślą o niej bym popełniła, hmmmm,i chciałabym i bojam sie😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A popełnij, co sobie będziesz żałować! Nie bojaj się, do odważnych słój należy! ;-)

      Usuń
  3. Ja chyba zamienię wszystkie moje kwiaty w hodowlę słoikową, bo często i gęsto zapominam je podlewać, ale ostatnio mam już mam ich ilość ograniczoną, bo przestały mnie się trzymać różnego rodzaju bluszcze, a miałam ich pięć rodzajów. Jedynie jak na razie przeżyły skrzydłokwiaty, ziele szczęścia i trzy rodzaje hoi, no i dwa kwiaty kaktusowate i jeszcze dwie zanokcice, ale z nich mam zabawę, bo jedna to totalna miniatura, która wyrosła obok dużej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do słoja z zanokcicą miniaturową! ;-) Tak naprawdę to słoje wcale nie są bezobsługowe. Żeby dobrze w nich rosło trzeba je kontrolować. Ja najbardziej boję się o mchy ( znaczy te żywe, bo martwym to już nic nie zaszkodzi ). :-)

      Usuń
  4. dorzuć tylko proszę, ze zabieranie mchu z lasu jest nie teges, bo ludziom się wydaje, ze sporo tego towaru i biero jak swoje na kilogramy.
    mój podszyty leniem syn przymierza się od roku do słoikowania, so słoje, jest literatura tylko jakoś samo się nie chce posadzić :D chyba matka będzie musiała wziąć to w swoje ręce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mech się zbiera z robót przydrożnych, starych chałup, wcale niekoniecznie z lasu ( mam sporą kolekcję w ogrodzie, niegdyś w dobie tyrawnika walczyłam ale potem zaprzestałam )i można go kupić w sklepach ( tylko skąd go tam majo to insza bajka ). Po gałązki z porostami wystarczy wyjść poza miasto, jest sporo zapuszczonych, byłych sadków. No i są te sklepy, które naraz nam wyrosły a w nich wszystko do słoikowania przygotowane można nabyć. Duża paka mchu "zwykłego" około 12 złociszy, chrobotek naturalny i barwiony droższy, poduchy mszaste majo ceny w zależności od wielkości. Są nawet szyszki i omszone gałązki. Roślin w takim specjalistycznym lepiej nie kupować - ceny z tzw. górnej półki. Lepiej rozejrzeć się w necie albo w marketach poczekać na wyprzedaże ( mała oplątwa za 5 złociszy a nie za 20 to jest do przeżycia ). Niestety po mojemu to w słoju mchu musi być dużo, ale mła widziała słoje bezmszaste ( łyso wyglądały ). Jak kto mchu potrzebuje to mła dysponuje ruiną szopki na której dachu jest kolekcja poduch ( czasem po bitwach kotów te poduszki można zbierać pod szopką, takie zjawisko naturalne występuje ).
      Matka nich się bierze, synu zaświeci przykładem. ;-)

      Usuń
  5. ty to wiesz ale ogół nie, a te sklepy to myślisz skąd te mchy biero, dlatego trzeba uświadamiać. ja mam kamulce wokół domu mchem porosłe, jak zbiorę trochę to za miesiąc znowu zarośnie.
    matka se może świecić do bólu, ech ...

    OdpowiedzUsuń
  6. Mła generalnie jest omszona ( bywa to nawet problematyczne ) ale się przyzna że patyki brzozowe to po lasach zbiera ( co prawda w ilości sztuk znikomej ale leśniczy mógłby w tych gałązkach chrustu się dopatrzeć ;-) ).

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie plany stworzenia ogrodu w słoju stanęły na tym, że mam słój;) Reszta prac czeka na chwilę natchnienia.

    OdpowiedzUsuń