piątek, 28 lutego 2025

Maschera, te saluto!

Karnawał wchodzi w swoją szaleńczą fazę, tzw. ostatki. W Polsce od Tłustego Czwartku do wtorkowego Śledzika będzie umfa, umfa i ymc, ymc, ymc. Jednakże na tle inszych nacji wypadamy spokojnie, są w Europie tacy, którzy szaleństwa karnawałowe rozpoczynają  wcześniej.  Najbardziej znany europejski karnawał to ten z  Wenecji, zwany w veneto carneval de Venèsia. Współczesna impreza trwa zazwyczaj 10 dni, w czasach Serenissimy zdarzało się że trwała parę miesięcy, z króciutkimi przerwami. W XVII wieku zabawy karnawałowe zaczynały się nieoficjalnie już...  w październiku, były przerywane w połowie listopada i ponownie uroczyście inaugurowane 26 grudnia a potem to już tradycyjnie, z największym nasileniem zabaw na kilka dni przed Popielcem. Pierwsze wzmianki o karnawale w Wenecji pochodzą z XI wieku, konkretnie to w roku  1094 doża Vitale Faliero zagwarantował Wenecjanom prawo do obchodzenia karnawału, carnis laxatio, w czasie poprzedzającym Wielki Post.  W 1296 roku Senat Republiki Weneckiej oficjalnie ustanowił karnawał świętem publicznym, co jak się domyślacie było dla karnawału tym  czym wiatr jest dla żagli. Rozbuchało się. Swoje złote czasy karnawał miał w epoce  renesansu i baroku, wtedy  osiągnął swój szczytowy rozkwit.  To w tych czasach rozwinęła  się, znana już w średniowieczu  tradycja noszenia masek, kojarzona ze świętowaniem karnawału w Wenecji.  Maski i  kostiumy pozwalały na zachowanie anonimowości  i przełamanie barier społecznych. Świat dzięki nim mógł być wywrócony na  opak, patrycjusze,  arystokraci mogli mieszać się z ludem, konwenanse przestały obowiązywać. Przez wieki karnawał był symbolem nieskrępowanej wolności, takiej na granicy szaleństwa. Stał się wydarzeniem słynnym w całej Europie,  w XVIII wieku zaczęto niemal masowo  podróżować do Wenecji w czas karnawału, by zasmakować niekonwencjonalnej radości. Nie że drzewiej nie podróżowano w tym celu, jednak w XVIII stuleciu skala zjawiska była taka że można gdybać, czy to aby nie od tego czasu liczyć najazdy  hord turystów na Wenecję. Niestety po upadku Republiki Weneckiej zrobiło się kiepsko, najgorsze zdarzyło się w 1797 roku, po zdobyciu Wenecji przez Napoleona. Francuzi  zakazali obchodzenia karnawału, w następstwie czego jego tradycja niemal zanikła, bo kolejni rządzący, Habsburgowie,  lubili tylko bale w stylu wiedeńskim. Obchodzono karnawał jedynie prywatnie a miastowo tak na niewielką skalę. W latach 30 XX wieku Benito Mussolini zabronił wszelkich obchodów, stary zamordysta. Dopiero w 1979 roku, dzięki staraniom lokalnych władz oraz artystów, karnawał został przywrócony i bardzo szybko odzyskał swoją dawną świetność.

Oczywiście nie wszystkie stare karnawałowe tradycje udało się zachować, zresztą karnawał od zawsze ewoluował. Już w 1520 roku zaprzestano rzezi byka i świń w ostatnią środę karnawału, co było tradycją mającą upamiętnić zwycięstwo Wenecjan nad patriarchą Akwilei Ulrichem II. Szczęśliwie zapomniano o tradycji walk byków z psami. Nikt  dziś nie obrzuca kobiet ovi odoriferi, pachnącymi jajkami, czyli skorupkami jajek wypełnionymi wodą różaną. Tradycji tej zakazano już w 1268, z powodu złośliwego napełniania skorupek inkaustem albo i czymś gorszym. Zaniknęła  znana jeszcze w XVII wieku tradycja obrzucania się małymi kuleczkami gipsu, może i dobrze, bo zawsze to lepiej oberwać confetti  niż czymś twardym. Uchowała się tradycja  "Festa delle Marie", pochodu młodych mieszkanek Wenecji, spośród których wybiera się najpiękniejszą. Tradycja łączy tę imprezę z  wydarzeniami z IX wieku, kiedy to piraci z Dalmacji napadli na miasto i porwali dwanaście panien młodych tuż przed ich ślubem. Wenecjanie rozwścieczeni tym "porwaniem Sabinek" zorganizowali wyprawę i odbili swoje kobiety. Najpiękniejsza wenecjanka poprzedniego karnawału otwiera  nowy karnawał podczas tzw. Volo dell'Angelo, Lotu Anioła, znaczy  zjeżdża na linie z dzwonnicy świętego Marka na Plac Świętego Marka. To zjeżdżanie wpisane w karnawałową tradycję w  XVI wieku, dotrwało do dziś choć zostało zmodyfikowane, bo pierwszego zjazdu  dokonał turecki linoskoczek a potem spuszczano po linie sztucznego gołębia z brzuchem napełnionym confetti. Mła nie sprawdzała jak to jest dziś z grami hazardowymi ale w XVIII wieku Wenecja była kasynem Europy. W 1638 roku został otwarty pierwszy legalny przybytek hazardu, w 1744 roku w Wenecji było takich lokali  przynajmniej 118. Uczestnicy gier  byli zobowiązani do noszenia maski albo choć wąsów czy peruk,  aby mogli zachować anonimowość. Mła podejrzewa że dzięki temu przepisowi niejedna łapówka została wręczona przez  Serrenismę zagranicznym ambasadorom i niejednemu szpiegowi przekazano wypłatę. Tylko pracujący w ridotto bankierzy i krupierzy , którzy siedzieli za stołami z kartami i monetami, byli prawnie zobowiązani do niezakrywania twarzy, co zrozumiale samo  z się.  W 1774 roku władze miasta zadecydowały o zamknięciu największych kasyn ze względu na szerzące się uzależnienie od hazardu, praktycznie połowa Wenecji w nich siedziała. Do dziś napewno dotrwały pokazy fajerwerków, karnawałowe apogeum sezonu teatralnego i operowego, bale maskowe i palenie figury pajaca na zakończenie imprezy. Pojawiły się innowacje, karnawały są teraz tematyczne, a to czcimy Marco Polo,  a to Casanovę. Jedną z najważniejszych imprez  karnawałowych jest wybór najpiękniejszej maski, czyli la maschera più bella.

No i dobrnęliśmy do masek,  każdy uczestnik weneckiego karnawału powinien nosić maskę. To łobowiązek, bowiem założenia karnawałowania weneckiego są takie że tylko wtedy, gdy bawiący się są anonimowi, zabawa ma sens. Na czas karnawału wszyscy są maskami, stąd powszechne powitanie w tym czasie -  Buongiorno, signora maschera  czyli Dzień dobry Pani Masko. Kiedyś pozdrawiano się zdaniem mła ładniej  - Maschera, te saluto, czyli Witaj Masko. Weneckie karnawałowe maski przeniknęły do aktorskich trup, występujących w czasie karnawału  i przyczyniły się do pojawienia tworu znanego jako comedia del arte.  Dziś już nikt nie  jest w stanie rozwiązać zagadki co przeniknęło z karnawału do teatru, a co z teatru do karnawału. Znaczy są specjaliści, którzy badają temat ale mła ma wrażenie że to w dużej mierze gdybologia.  W historii karnawału w Wenecji były próby skończenia z maskowaniem twarzy.  Takie imprezy z pełną anonimowością bywają niebezpieczne, bo ludziom puszczają hamulce.  Przyciągają też ludzi mających złe intencje, którzy chcą skorzystać na możliwości bycia zamaskowanym. Władze miasta wydawały szereg zakazów, np. w 1458 roku w trosce o moralność zabroniono mężczyznom przebierać się za kobiety i maskować twarze, bowiem przebieranki i maskowanie często stosowano po to, by wejść do żeńskich klasztorów. Nocami dochodziło do popełniania przestępstw przez zamaskowanych bandytów, więc, szły kolejne zakazy.  Jednakże wszystkie rozporządzenia  dotyczące zakazu  noszenia masek,  były powszechnie łamane. Ludzie chcieli tej wolności jaką daje anonimowość, mimo różnego rodzaju zagrożeń. No i już wiecie dlaczego karnawał w Wenecji nie podobał się autokratom. Weneckie maski można było podzielić na dwie grupy: maski teatralne czy też imprezowe ( bogato zdobione, okazałe ) i maski codzienne ( proste, takie które miały maskować a nie przyciągać  uwagę ). Wśród masek weneckich można wyróżnić maski tradycyjne ( takie noszone od początków istnienia karnawału ) i maski zainspirowane postaciami comedia del arte.  Wraz ze sławą karnawału i coraz większą popularnością masek w Wenecji zaczęły powstawać małe manufaktury, gdzie maski wytwarzano z  z woskowanego płótna, aksamitu, koronki, gazy, papier mache i gliny a nawet ze szkła i ceramiki. Maski tworzy się w specjalnych formach, nadających im pożądany kształt a potem zdobi się  je malaturą, rysunkami, haftami, koralikami piórami itp. Wytwórcom masek, mascareri, nadano status rzemieślników i uznano ten fach za oficjalny narodowy zawód w Rzeczpospolitej Weneckiej,  specjalną konstytucją z 10 kwietnia 1436 roku.

Wyrób masek trwa cały rok, turyści czują się w obowiązku  wywieźć z Wenecji maskę, choćby ta nadawała się tylko do powieszenia ścianie, albo była wykonana z plastiku gdzieś w Shenzhen. Tradycyjne weneckie maski karnawałowe to: baùta, morèta, volto, medico della peste i gnaga. Najbardziej znanym typem maski weneckiej jest baùta, biała maska bez brody z wydatnym nosem. Wenecki sznyt to nosić tę męską maskę z  do kompletu z czarnym płaszczem i trójskrzydłym kapeluszem, czyli trikornem. Ta maska  niegdyś była niegdyś obowiązkową maską mężczyzn  Serenissimy, bez takiej maski w czasie karnawału nie wychodzono z domu. Prawie tak samo popularna jest maska volto vel larva, która zakrywa całą twarz. W dzielnicy Castello jest mały sklepik z maskami, w którym jest kosz z baùtami i volto do samodzielnego malowania - turyści się kręcą.  Medico della peste ma rodowód mało przyjemny, wywodzi się ze smętnych czasów zarazy. Takie maski, jako część stroju ochronnego nosili lekarze w czasach epidemii w XVI wieku. Pełny kostium  doktora czasów zarazy to  czarna płachta posmarowaną woskiem,  duży czarny kapelusz i maska z długim zakrzywionym nosem przypominającym dziób ptaka.  W tych "dziobach" prawdziwi lekarze nosili zioła, które miały przeciwdziałać miazmatom.  Taka zmodyfikowana maska trafiła też na twarz Pulcinella i Pantalone, to ona odpowiada za długi nos pajaców. Kobiecą maską jest morèta, podobna do volto, ale wykonana z czarnego aksamitu i ozdobiona welonem. Kobiety nosiły też często maski gnagna, przypominające loci pyszczek i zakrywające górną część twarzy, których uzupełnieniem był koci strój. Maski typu gnaga, wraz  z przebraniem, były  często używane przez mężczyzn, którzy przebierali się za kobiety.  Maska Kolombiny zakrywa twarz od nosa w górę, zdobiona jest na bogato: pióra, cekiny i inne błyszczenia. Jest wiązana wiązana wstążkami z tyłu głowy lub trzymana w ręce za drążek  vel trzymanczko, jak to mawia Dżizaas. Uzupełnieniem masek były kostiumy ale to trzeba by osobny wpis zrobić, bo już w XVIII wieku naliczono siedemdziesiąt typów kostiumów.  No dobra, to by było na tyle. Fotki macie z prawdziwnymi maskami, żadnych plastików, w Muzyczniku Vivaldi, czyli typowo po wenecku. Karnawałujcie póki się da!

wtorek, 25 lutego 2025

Brugia - wycieczka kościółkowa - część pierwsza

Teraz będzie wycieczka kościółkowa po Brugii, długawa, bo kościółki stare. Zaczniemy od kaplic Świętego Bazylego i Świętego Iwona, które znajdują się tuż przy Ratuszu. Inna nazwa to Bazylika Świętej Krwi, co jest związane z relikwią w niej przechowywaną. Diederik van de Elzas, czyli Diedrik z Alzacji, hrabia Flandrii, przywiózł był relikwię Krwi Świętej  z wyprawy do Ziemi Świętej. Z Ziemi Świętej,  którą odwiedził w 1139 roku  po raz pierwszy, przywiózł sobie też żonę, Sybillę Andegaweńską, wdowę po Wilhelmie Klitonie i córkę  Fulka, króla Jerozolimy. Później  bywał na Bliskim Wschodzie jeszcze trzykrotnie, z Drugiej Wyprawy Krzyżowej, która odbyła się w 1150 roku, miał przywieźć jedną z najcenniejszych relikwii chrześcijaństwa. Tradycja głosi że relikwię otrzymał ze  względu na okazane podczas krucjaty męstwo, z rąk swojego szwagra Baldwina III, króla Jerozolimy i za pozwoleniem patriarchy jerozolimskiego. Prawda jest jednakże chyba inna. Przyjmuje się że relikwię związaną z Męką Pańską przywieziono do Brugii po Czwartej Wyprawie Krzyżowej z lat  1203 - 1204 i nie pochodziła ona z Jerozolimy, tylko ze splądrowanego przez krzyżowców Konstantynopola. Jedno się zgadza, też przywiózł ją hrabia  Flandrii. Konkretnie to Baldwin IX. No i umieścił ją w Kaplicy Świętego Bazylego. Kaplica Świętego Bazylego zbudowana w latach 1139 -1149,  to dziś jedyny w pełni zachowany kościół romański na terenie Zachodnie Flandrii. Pomiędzy Ratuszem a Kaplicą Świętego Bazylego znajduje się mała Kaplica Świętego Iwona, która była niegdyś miejscem kultu przeznaczonym dla brugijskich prawników i ich stowarzyszenia o nazwie "De Sabbatine" .

Te dolne kaplice obu świętych stały się bazą , na której wzniesiono  gotycką kaplicę górną, znaną pod nazwą Kaplicy Świętej Krwi.  To właśnie w niej przechowywana   jest dziś relikwia Świętej Krwi. Co roku  obnosi się ją w  dniu Święta  Wniebowstąpienia w procesji zwanej  Procesją świętej Krwi. Do tej procesji mła jeszcze wróci ale na razie zajmie się architekturą. Kaplica Świętej Krwi pierwotnie też była romańska, ale w XV wieku została przebudowana w stylu gotyckim. Prowadzą do niej z dolnego piętra schody, które zbudowano w latach 1528 -1532, prawdopodobnie w celu zastąpienia starych, prostych schodów prowadzących do Kaplicy Świętej Krwi. Schody zbudowano w stylu późnogotyckim z elementami renesansowymi. Kiedy na tereny Flandrii dotarły francuskie wojska, wraz z rewolucją niesioną na bagnetach, schody i górna kaplica zostały zniszczone.  Potem ją odbudowano ale nie jest to już kaplica  gotycka tylko neogotycka. W latach 1829 -1839, tak jak i kaplicę, zrekonstruowano też  klatkę schodową, wykorzystując ponownie użyte materiały budowlane i rzeźby. Budynek przy okazji został cofnięty o cztery metry. Fasady obu budynków ukończono dopiero w latach 1891 - 1894, kiedy to M. D'Hondt odnowił strukturę rzeźb, gdyż zachowane rzeźby były mocno zniszczone przez warunki atmosferyczne. W 1923 roku  kaplice podniesiono do rangi bazylik. Obecnie znajdują się w nich liczne dzieła sztuki oraz muzeum, co nie znaczy że zostały pozbawione funkcji religijnej. Uroczystości liturgiczne odbywają się codziennie, w piątki odprawiana jest msza o godzinie 11 dla członków Bractwa Szlacheckiego. Wicie rozumicie, Flamandowie kochają swoje bractwa.

Muzeum w bazylice daje wgląd w historię Kaplicy Świętej Krwi, a także sama istotę relikwii  Świętej Krwi. Największą atrakcją jest relikwiarz Świętej Krwi, który został wykonany w 1617 roku przez brugijskiego złotnika Jana Crabbe'a z około 30 kg złota i srebra, wzbogaconego ponad 100 kamieniami szlachetnymi. Daje po oczach ale mła specjalnie jakoś nie uległa zachwytowi, bardziej mła kręciły inne artefakty  zgromadzone w bazylice i  muzeumie. No ale zacznijmy od najważniejszego, czyli od zawartości owego relikwiarza. Relikwia Świętej Krwi przeszła przez trudne chwile. W czasie wojny wielokrotnie zapewniano jej bezpieczne miejsce, trzeba było   chronić tez świętość przed niepożądaną ingerencją ze strony rządu. Wiecie jak kalwiniści w XVI wieku reagowali na relikwie; wysypka i niszczycielski szał. Relikwię ukrył z pomocą przyjaciół były burmistrz  Brugii, Perez de Malvenda.  Żeby było ciekawiej Perez ukrył ją w domu swojego szwagra, zaciekłego kalwinisty i członka rady miejskiej, wychodząc z założenia że było to miejsce, w którym raczej nikt katolickiej relikwii nie będzie poszukiwać. Kolejne ukrywanie relikwii było konieczne za czasów kiedy Brugia  była pod panowaniem francuskiego Dyrektoriatu, też znaleźli się ciężko nawiedzeni z wizją jedynie słusznej postawy wojującego ateizmu. W tych czasach doszło  do grzechu w sytuacji konieczności wyższej - relikwię był podprowadził księżulo, Lodewijk Vincent Donche. Ukrył ją aż do czasu wejścia w życie konkordatu Bonapartego z Kościołem Katolickim, czyli do 1801 roku. Tajemnica ukrytej relikwii wyszła na jaw. Jednakże trzeba było odbudować świątynię, gandawianie pożarli się z brugijczykami, działo się. Z tych wszystkich powodów Donche dopiero w 1819 roku zdecydował się na wyjecie relikwii z miejsca ukrycia i pokazanie światu.

Podczas I wojny światowej relikwię ponownie ukryto, zniknęła na okres od października 1914 roku do listopada roku 1918. Podczas II wojny światowej relikwię przechowywano w pałacu biskupim, od końca maja 1940 roku. Przez cały okres okupacji  przenoszono ją w czwartkowy wieczór do Kaplicy Świętej Krwi. W niedzielę 17 września 1944 roku kilka tysięcy mieszkańców Brugii wzięło udział w uroczystej procesji, podczas której relikwię przeniesiono z diecezji do Burgu. W muzeumie stoi tylko pusty relikwiarz, znaczy opakowanie, relikwia,  jak już wspomniałam, znajduje się w górnym kościele. Mła szczególnie przeżywała "szklane opowieści" czyli resztki starych witraży.  No  jest tam na czym oko zawiesić. Witraże powstawały od  XVI do XVIII wieku, mła najbardziej kręciły te XVI wieczne. Nie było tu "kolorowych jarmarków", tonacja barwna raczej umiarkowana, coolorów skąpo ale wrażenie robiły. Te XVIII wieczne, wykonane przez mistrza z Brugii, Hendrika Pulinxa w latach 1728 - 1737,  to też wysoki poziom ale te eleganckie medaliony z przedstawieniem życia Chrystusa, też oszczędne w barwach, jakoś już mniej mła nęciły, choć przeca urocze i wogle. Te wcześniejsze witraże wydawały mła się "lepsze", może dlatego że ikonografia bardziej w jej guście. W każdym razie długo kręciłam się koło coolorowych szkiełek, sroczyzm u mła wystąpił.

Oczywiście na ekspozycji witraży zbiory  muzeum się nie kończą. Jest srebrny herb Bractwa Świętej Krwi przedstawiający pelikana z młodymi i z relikwią. Przyznawam że pelikan był dla mła pewna zagadką, ale potem sobie przypomniałam że przeca pelikan ma własną krwią karmić pisklęta, znaczy  ikona altruizmu. Hym... no do bractwa religijnego to nawet pasi, wicie rozumicie - "Krwią swą karmisz lud". Inne zabytki, które mła podeszły pod ślepia to przepiękny, późnogotycki świecznik na świecę procesyjną Świętej Krwi, wykonany w latach 1504 -1506. Przez ponad dwa stulecia świecznik wykonany na zamówienie Szlachetnego Bractwa Świętej Krwi był noszony w procesji Świętej Krwi.  W 1750 roku świecznik został schowany, a następnie pod koniec XVIII wieku zrobiło sie o nim głucho. Ponownie pojawił się w 2007 roku na brytyjskim rynku sztuki. Dzięki bractwu i  fundacji  króla Baudouina trafił z powrotem do Brugii. Niestety niekompletny, troszki się ukruszyło, nie ma miedzy innymi herbowego pelikana.  Obecnie podczas procesji niesie się kopię świecznika  ze względu na jego wyjątkową wartość. Kolejnym cymesikiem jest  srebrna korona z XV wieku, konkretnie to z 1482 roku, jest to korona funeralna  Marii Burgundzkiej, znaczy taka w której władca występował na katafalku podczas uroczystego pogrzebu.  W muzeum jest tez kilka niezłych obrazów, większość z  XV i XVI wieku ( w tym są dwa panele autorstwa  Pietera Pourbusa z  roku 1556, przedstawiające członków Szlachetnego Bractwa Świętej Krwi).  W muzeumie oczywiście nie mogło zabraknąć koronek, jak i gobelinów. Wyjątkowo piękny okaz z  z 1637 roku tam wsi, mła obfociła dokładnie.

Teraz o procesji. Procesja Świętej Krwi w Brugii to doroczna procesja odbywająca się w Święto WniebowstąpieniaOd roku 2009  procesja znajduje się na liście Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Pierwsza wzmianka dotycząca Procesji Świętej Krwi, która wówczas odbyła się jak zapisano w święto Znalezienia Krzyża Świętego, jest z 3 maja roku 1304. Informację o tym podają miejskie rachunki.W 1310 roku papież Klemens V wydał w Awinionie uroczystą bullę oficjalnie uznającą kult Świętej Krwi w Brugii. Uczynił to na prośbę magistratu miasta. Wcześniejsze wzmianki o procesji można odnaleźć w statucie cechu "uśmierzaczy bólu", datowanym na 1291 rok, ale prawdopodobnie nieco późniejszym, bo znamy go z kopi. Ten statut dowodzi że w zasadzie od początku procesji, cechy i rzemieślnicy z Brugii mieli obowiązek uczestniczenia w niej. W 1310 roku rada miasta Brugii postanowiła, że uroczystości związane ze Świętą Krwią, procesje i dwutygodniowe ceremonie, będą powiązane z dorocznym jarmarkiem zwanym Jarmarkiem Majowym. Znaczy zrobiła się z tego poważna impreza. Od samego początku procesja była dość specyficzna, więcej miała z parady niż z procesji. Przedstawiano sceny biblijne, głównie sceny odnoszące się do Męki Pańskiej. W procesji szły wszystkie cechy i rzemieślnicy, rajcy miasta, pielgrzymi, członkowie Bractwa Szlacheckiego i zwykli ludzie. Do tego wszystkiego dochodziły liczne zespoły muzyczne i jeźdźcy. Brakowało tylko wozów jak w paradach karnawałowych. Taa... Brugijczycy też na to wpadli.


Od XVI wieku w procesji pojawiało się nowe, w 1512 roku po raz pierwszy przeniesiono na maszt olbrzyma Trevanusa wraz z jego żoną. W roku 1670 obecna była już cała rodzina olbrzymów Trevanusów. Na rydwanie koleje losu były reprezentowane przez astrologa, rolnika, jego sługi, bogatego kupca i Walentyniana, króla Rzymian. Powóz miał symbolizować wierność króla Hiszpanii Matce Boskiej Flandryjskiej. Na jednym z rydwanów widniał pelikan, już wiecie co symbolizujący. Był też rydwan przedstawiający piekło z historią Orfeusza i Eurydyki. Pojawił się też Ros Beiaard, taki drewniany koń z frankońskiej legendy, który uratował czterech synów Aymona. Słynna  była procesja z 1749 roku, z rokokowymi platformami w kształcie zwierząt. Za symbole szacunku miasta wobec relikwii  robiły wówczas  tygrys, krokodyl, nosorożec, słoń, wieloryb. W 1819 roku procesję zreformowano, odtąd  Procesja Świętej Krwi, nie mogąc już liczyć na udział cechów, kładła nacisk na udział siedmiu miejskich parafii. Każda parafia utworzyła wszystkie swoje bractwa duchowe, w sumie około sześćdziesięciu, które razem utworzyły Procesję Świętej Krwi, nie zachowując żadnego związku z historią ani relikwią Świętej Krwi, no chyba ze był jubileusz to wtedy  było bardziej karnawałowo. W roku 1900 Kanonik Adolf Duclos  pospołu z z hrabią Gustave'em Herwynem, prorektorem Bractwa Szlacheckiego i kapelanem Fransem De Cockiem wykombinowali wznowienie Procesji Świętej Krwi ze wszystkimi urozmaiceniami . Procesja składała się z czterech części: historii relikwii, świętych patronów każdej parafii w Brugii, życia Jezusa, a na zakończenie odbyła się ceremonia Świętej Krwi w otoczeniu duchowieństwa i Bractwa Kapłańskiego. Odjazd. Od tego czasu procesja coraz bardziej zaczyna przypominać te dawne pochody, z całego świata zjeżdżają wówczas turyści, bo impreza warta zobaczenia, nawet jak  kto niereligijny.

Kolejny kościół, który mła pragnie Wam pokazać to malutkie sanktuarium prywatne. Znaczy tak średnio malutkie. Jeruzalemkerk został zbudowany w pierwszej połowie XV wieku przez potomków Opiciusa Adornesa , który przybył  do Flandrii z Genui w końcu  XIII wieku. Jego syn Oppicius II zwany  Opiciusem Młodszym osiedlił się około 1300 roku w Brugii. Rodzina Adornes prowadziła biznesy na skalę międzynarodową, to byli kupcy, którzy szybko stali się częścią miejskiego patrycjatu. Nie minęło wiele czasu kiedy współadministrowali Brugią.  W latach 1444 -1449 rodzina wyszlachetniała, Anselm Adornes brał udział w turniejach organizowanych przez rycerską Kompanię Białego Niedźwiedzia. Był organizatorem Turnieju Złotego Drzewa, który odbył się w lipcu 1468 roku  z okazji ślubu Małgorzaty z Yorku i Karola Śmiałego, księcia Burgundii, po ich słynnym wjeździe  do miasta. W sierpniu 1468 roku Adornes i Jan Metteneye zostali wysłani jako dyplomaci burgundzcy  do Szkocji w celu renegocjacji umów handlowych. No wicie rozumicie, szlachta miejska Burgundii całą gębą. Tylko własnego miejsca kultu brakowało. Za czasów ojca Anselma i jego stryja,  kupiono miejsce dziś nazwane od ich nazwiska Adornes, czyli część dzielnicy Świętej Anny i pobudowano co trzeba. Nie że jakoś straszliwie bijące po oczach bogactwem, ale takie solidnie po flamandzku i po burgundzku wytworne miejsce do oddawania czci Najwyższemu. Anselmowi co prawda nie za bardzo pomogło  bo w 1477 roku pokłócił się był z Marią Burgundzką a potem z brugijczykami, w wyniku awantury przyznał się do defraudacji, na torturach więc jak było naprawdę nie wiadomo, został wyprowadzony w bieliźnie, boso i z odkrytą głową, w towarzystwie ramienia władzuchny wykonawczej, aby prosić o przebaczenie a potem musiał zapłacić miastu czterokrotnie większą kwotę, niż ta, do której kradzieży się przyznał.  Po stracie majątku przeniósł się do Szkocji, gdzie szybko odbudował pozycję i stał się jednym z zaufanych króla Jakuba III.  Nie skończyło się jednak dobrze, został zamordowany w jakichś dziwnych okolicznościach.

Kaplicę konsekrowano w 1429 roku. Inspiracją dla niej był kościół Grobu Pańskiego w Jerozolimie, który ponoć był oglądany przez członków rodu osobiście. Znaczy w W 1470 roku Anselm Adornes odbył pielgrzymkę pieszo do Jerozolimy, w towarzystwie syna Jana. Jan napisał pamiętnik z ich wyprawy, kopia rękopisu zachowała się w archiwach  kolegiaty Świętego Piotra w Lille, gdzie Jan był kanonikiem. Jakub Adornes i jego brat Piotr II również udali się na pielgrzymkę do Jerozolimy.  Krzyż jerozolimski  nadal stoi na wieży Jeruzalemkerk.  Kościół czy też tak naprawdę prywatna  kaplica, która jest zarazem mauzoleum Anselma Adornesa i jego żony, Margriet van der Banck,   jest nadal wykorzystywana przez rodzinę podczas wydarzeń religijnych, ale też okazjonalnie odbywają się w niej  koncerty muzyki poważnej lub wykłady na temat dziedzictwa kulturowego i sztuki. Niby prywatne ale utylitarne, to jest typowe dla Belgii i Holandii zjawisko. Dziś majątkiem Adornes zarządza siedemnaste pokolenie potomków rodu, poprzez rodzinę de Draeck, hrabia i hrabina Maximilien de Limburg Stirum. Arystokratycznie bardzo, choć zaczęło się od importu ałunu i handlu suknem z Tournai.

Kolejna świątynia będzie tak  po macoszemu pokazana, sama nie wiem dlaczego ale  pomiędzy katedrą w Brugii i mła jakoś nie zagrało. Kościół ten nie miał pełnić funkcji katedry miejskiej, taki status uzyskał dopiero w 1834 roku, po tym kiedy kościół Świętego Donaasa vel Donacjana, znajdujący się w samym sercu Brugii, czyli na Burgplein, w wyniku Rewolucj Francuskiej był padł. Znaczy biskup udał się na wygnanie, biskupstwo zostało zniesione, a katedra Świętego Donaasa została sprzedana jako własność narodowa i zburzona. Pierwotnie kościół Świętego Salwatora był romańskim kamiennym kościołem założonym w IX wieku. Wg. tradycji szło to tak - święty Eloi zbudował kaplicę około roku 646 a jako świątynia parafialna funkcjonowało to miejsce już w wieku IX, należąc parafii Snellegem. Małą kaplicę podniesiono do rangi kościoła parafialnego w 1089 roku. Stareńki kościół znaczy. Po pożarze w 1116 roku, w 1127 oku rozpoczęto budowę dużego kościoła romańskiego, który z kolei spalił się w roku 1166. Zachowała się jedynie dolna część wieży. Dziś ta romańsko - gotycka wieża zachodnia, licząca 79 m, z romańską podbudowę z tufu i piaskowca, to najstarsza część kościoła. Podczas prac remontowych w latach 1992 - 1993 odkryto i ponownie otwarto trzy otwory rezonansowe, będące pozostałością gotyku skaldyjskiego. Kościół gotycki wniesiono w latach 1250-1350 w stylu wspomnianego już gotyku Skaldy, będącego w zasadzie stylem przejściowym między stylem romańskim i gotyckim. Chór, wzorowany na chórze z Tournai, zbudowano pod silnym wpływem francuskiego gotyku. Powstał po kolejnym pożarze w roku 1358. Rozbudowa kościoła w latach 1480 -1550 została przeprowadzona w stylu późnego gotyku brabanckiego, co uwidaczniają duże okna z wyrafinowanymi zdobieniami i misterny gzyms. Powstały wówczas promieniście rozplanowane kaplice i ambient. Chór, transepty i ambit z pięcioma rozchodzącymi się promieniście kaplicami zajmują ponad połowę powierzchni.

W latach 1777 –1785 zbudowana według projektu Hendrika Pulinxa ambonę w stylu rokoko i Ludwika XVI, wykonano ją z drewna nerkowca, dostarczonego z Karaibów. Po raz kolejny w 1839 roku kościół pożar i postanowiono wówczas solidniej nad nim popracować, dodano nową wieżę, przeniesiono tu też artefakty z kościoła Świętego Donaasa. Odrestaurowano też starą wieżę a wyższą nadbudowę w stylu neoromańskim, powstałą w latach 1843 – 1846 zaprojektował angielski architekt Robert Chantrell. W 1871 roku wieżę zwieńczono iglicą zaprojektowaną przez architekta Eugène'a Carpentiera. W XX wieku rozpoczęto gruntowną renowację kościoła a także prace archeologiczne w jego wnętrzu. Sporo pracuje się nad organami, instrumentem z XVIII wiecznymi fragmentami.  Co do wnętrza to mła najbardziej przypadł do gustu  przeniesiony z kościoła Świętego  portret hrabiego Karola Dobrego, zamordowanego w 1127 roku w ówczesnej katedrze brugijskiej. Karol zwany Dobrym z racji swojej interwencji podczas wielkiego głodu padł był ofiarą brugijskich wicehrabiów. Karol stawiał na zapewnienie i utrzymanie pokoju publicznego poprzez walkę z niesprawiedliwością i ubóstwem. Wywołało to niezadowolenie wśród niższej szlachty, w tym bogatej rodziny Erembald, która wcześniej zdołała zostać członkiem szlachty, mimo że jej pochodzenie było niewolnicze. Erembaldenowie pochodzący z Veurne byli wicehrabiami Brugii. Obrażeni przez Karola publicznie poczuli że muszą zareagować. No i po Karolu. Po spiskowcach też, zlecieli z najwyższych wież zamkowych. Śmierć Karola Dobrego była przełomem w historii Flandrii, bowiem jego następca, Thierry z Alzacji, został hrabią Flandrii dzięki poparciu flamandzkich miast. Był to pierwszy raz, kiedy miasta odegrały decydującą rolę w polityce flamandzkiej. Karol Dobry jest błogosławionym Kościoła Katolickiego, też cóś dostał za działalność. W skarbcu katedry wisi tryptyk z Męczeństwem świętego Hipolita autorstwa Dirka Boutsa i jego pracowni. Hugo van der Goes namalował założycieli na lewym panelu. Jest też Kalwaria z około 1520 roku.