sobota, 19 lipca 2025

Baltazar czyli kotomęt vel kotomenda

Baltazar, to małe mendziszcze, pogryzło usługującą mu ciocię. Zaczęło się od tego że Baltazarek, franca jeden, usiłował podgryzać Tytuska, któren jest kotkiem wrażliwym i troszki cykorzastym. Cio złapała Baltazara i do niego przemówiła, ogonem bił ale napady na Tytunia się skończyły. Nadszedł czas wymiany żwirku i mła przyciągnęła worek, coby kuwety napełnić. Ledwie dwa razy zanurzyłam w żwirku pojemnik a tu nagle wrzask i atak na mła z zębami. Dżizaas na szczęście tej kociej patologii, jako jedynemu ze stadka, przycięła nieco pazurki, bo mła by była nie tylko pogryziona ale i podrapana. Ryczał grożąco, wyglądał jak jedna wielka szczotka klozetowa i napadał na mła. Wyćwiczona przez odbicia  ukochanego Felicjana złapałam mocno za kark, tak żeby okręcić się nie mógł, polałam sznupę wodą żeby ząbki puściły  i zamknęłam samego w pokoju, coby sobie ochłonął. Przystąpiłam do ścierania własnej juchy i uspokajania Tytuska, który czkawki z nerwów dostał oraz czule przemawiałam do zdezorientowanego Dżefika. 

Jeżeli myślicie że mendziszcze Baltazarek w samotności przemyśliwał o błędach w swoim postępowaniu, to jesteście w "mylnym błędzie". Otóż wywrzaskiwał z pokoju "Otwórz te drzwi stara karwo to cię zagryzę!". Mła usiłowała w  czasie jego występów zapodać chłopcom chrupki na uspokojenie,  których z nerwów nie chcieli  jeść a  po tych nieudanych próbach zwalczenia stresu przez zajedzenie,  zwabiłam ich do drugiego pokoju, zamknęłam drzwi i przystąpiłam do rozliczeń z Baltazarem. Otworzyłam drzwi do pokoju rozmyślań uzbrojona w ścierkę i spryskiwacz i tym razem to ja zaatakowałam gada. Zwiał pod kanapę na której czym prędzej usiadłam. Groził mi spod kanapy więc uderzałam ścierką o podłogę tak żeby furczało. Co warczenie z jego strony to ja łup ścierą, w końcu mu się warczenie znudziło.  Wtedy wstałam, zamknęłam drzwi od pokoju i siedział sam.  Dopiero kiedy napełniałam  miseczki kolacyjką to zaprosiłam. Oczywiście przyleciał jakby nic się nie stało, chodząca przylepność słodyczasta - no wykapany kuzyn Felicjan!

Nie dałam się nabrać na tle plewy, nie takie numery z Felicjanem ukochanym przećwiczyłam i powiedziałam Baltazarowi że o jego ekscesach zawiadomię mame i tatełe i ostrzegę babcię, która ma przyjść do kotów w niedzielny poranek, żeby pod żadnym pozorem nie podchodziła do kuwet. Następnie golnęłam sobie na rozluźnienie i dodałam  że jest zakałą rodziny, patologią i kudy mu tam do Tytuska i Dżefika, którzy są tak grzeczni że ksiądz proboszcz by im kwiatki pozwolił w procesji sypać przed Najświętszym Sakramentem. Baltazar w ogóle do żadnej procesji nie zostałby dopuszczony ze względu na zagrożenie jakie by stwarzał dla księdza proboszcza i Najświętszego Sakramentu. Patrzałam na niego bardzo brzydko aż zaczął unikać mojego wzroku. Dobrze, niech wie gadzina że przesadził. Na odchodnym rzuciłam od niechcenia że poznam go z kuzynem Mrutkiem, wtedy wszystkie durne pomysły wyparują z Baltazarowego łebka natentychmiast. Mruciu swoje waży i madki tknąć nie da!

Wczoraj miałam plany że  pójdę do siostrzeńców via sklep zoologiczny, jakieś ziółka dla tej małej zgredzizny zakupię na stonowanie nastroju bojowego. Rozważałam też karne ograniczenie głaskań, Baltazar uwielbia być miziany. Nie złożyło się jednak i i tak z gołą ręką do kocich siostrzeńców wystąpiłam. No i dobrze, bo Baltazar grzeczny jak ten prymus pierwszoklasista. Wyjątkowo poza tym uprzejmy wobec Tytiego i Dżefika. Czyżby rozmowa w sześć oczu została odbyta?  Mła na wszelki wypadek, coby Baltazar nie zapomniał,  podsuwała pod te niedobre oczka pogryzioną rękę i wypominki  uskuteczniała. Dopiero po jedzonku rzecz jasna, bo na pusty żołądek to Baltazarek mógłby nie znieść. Mła nie ma dobrego charakteru, zupełnie jak najmłodszy koci siostrzeniec, czułam mściwą satysfakcję kiedy Baltazar usiłował nie patrzeć na mła i był wyraźnie niemile zaskoczony pytaniem - "No i coś ty mały kurwiu  cioci narobił?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz