niedziela, 27 lipca 2025

Po nieszczęściu

Dochodzimy do siebie. Z trudem. Rąbnęło przecież niespodziewanie i zupełnie nie z tej strony, z której bym się spodziewała. Usiłuję znaleźć pocieszenie w tym że w przypadku  Ryjka odejście było błyskawiczne, on nawet nie wiedział że to już, nie cierpiał. Miał dopiero osiem miesięcy z lekkim haczykiem, młodzieniaszek, ledwie kocięcy nastolatek. Wybrał się  tam, gdzie się nigdy dotąd nie wybierał i skończyło się  najgorzej jak się skończyć mogło.  Mój Lemurek jest  teraz z Najukochańszą Małpiatką a nam  brakuje tej jego słodkiej, upierdliwej najrzydziurności.  Ech... Ryjek był kotem przed którym klękali dorośli  faceci, wołając "Cześć Ryju!", ulubieniec somsiadów i wogle. Jednym małym Ryjkiem tak wiele ubyło. Życie miał bardzo dobre, pozwalane było na niszczycielstwo, w końcu sama Najpiękniejsza uczyła niegodziwości wobec sprzętów, głaskane było i całowane po łebku i loczkach na brzuszku, kontrowersyjna uroda była wychwalana.  Było też żarte do rozpęku, biegane po ogrodzie i było napadanie na drzemiące kocie panie starsze. No i przede wszystkim było chodzone z Mrutkiem, guru Ryjka.  Mrutek jest obrażony na mła za niedopilnowanie Ryjka, wyniósł się z pokoju i śpi w kuchni.  Mła przyszła pocieszać Kasiuleńka, reszta stada jest o mła takiego samego zdania jak  Mrutek. Dziękuję Wam wszystkim za pocieszkę, sorry że nie odpowiadam na komentarze pod tym paskudnym piątkowym  wpisem ale po prostu nie mogę, tak jak i oglądać zdjątek Ryjka, dlatego żadnego do tego wpisu dzisiejszego nie wklejam, jest tylko słodka kocia kartka pocieszkowa, Ryjek przyszedł do nas tak niespodziewanie jak i od nas odszedł, mały kotek, którego przyniósł bocian przebrany za sąsiada. W piątek nie mogłam płakać, za to w sobotę nie mogłam przestać płakać ale to płakanie bardzo mi pomogło. W końcu najważniejsze że Ryjek był i to był z nami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz