piątek, 10 października 2025

Młowość powszednia

Październiczejemy, pogoda lejna, złotej polskiej jesieni cóś nie tego. Niby, bo tak po prawdzie to niższe nocne temperatury sprawiły że liście klonów rosnących kole domu mła nabrały pięknych, jesiennych barw. Zaczyna się złoto - ognisty spektakl. Po cmentarzach i parkach biegają stada wiewiórek chomikujących żarełko, widywane jeże to tłuste potworki, parkowe kaczki tyż nie z tych chudziutkich. Mła widziała gawrona giganta i wydawa jej się że sroczyska zdrowo, he, he, he,  utyte. Wygląda na to że zwierzęta robią zapasy, czyżby zima miała być z tych prawdziwie zimowych? Pożyjemy, zobaczymy, wiecie jak to z tymi meteo - proroctwami, jak się sprawdzi to się sprawdzi a jak się nie sprawdzi to się sprawdzi inaczej. Mła się musi bardzo pilnować żeby tego trendu tyciowego od stworzenia wszelkiego nie podłapać, przeca i tak mój kręgosłup niemal "workiem cementu" obciążony. Tu trza dupsko odchudzić a nie coś do "worka cementu" dorzucać. Ciężko, bo to czas śliweczek, gruszek, grzybków. Nawet niespecjalnie lubiana przez mła dynia bardzo zachęcająco kulinarnie wygląda. Hym... czasem rachunki mają dobrą stronę, człowiek musi się ograniczyć z szaleństwem kulinarnym, znaczy nie ma szans na pożeranie czegoś kilogramami. Niestety nie wszyscy mają takie wyhodowane dodatkowe "worki cementu" jak mła.

Powszedniość nasza rachunkowa wesoła nie jest, jeszcze nie zjadamy chomików ale najwyższa pora postawić tamę radosnej twórczości zarzundowych, którzy mylą uniezależnianie się od dostaw energii z zarzynaniem elektoratu. Nie musimy korzystać z dostaw od jednego producenta, wojna tak zmieniła sytuejszyn że mamy nadmiar gazu a i ropa nie jest droga i oferentów sporo. Mła rozumie wszystko, oprócz idiotyzmu trzymania się kurczowego nierealnych zielonych planów. No cóż, widać część Brukselskich postanowiła popełnić polityczne samobójstwo, ciekawe czy Krajowe zamierzają w nim uczestniczyć?  Nic tak nie napędza populistów jak ślepe, ideologią napędzane, trzymanie się rozwiązań, które wcale nie są takie cudowne. Mła nie ma nic przeciwko pracom nad nowymi technologiami ale ma dużo do zarzucenia tym, którzy niesprawdzone technologie wciskają ludziom na siłę i przenoszą na nich ryzyko towarzyszące użytkowaniu czegoś, o czym nikt nie wie jak  naprawdę będzie działało. Sytuacja analogiczna do wciskania szczepionek przeciw srovidowi, będących w fazie badań klinicznych.  Co sobie mła pomyśli o eksperymentach wszelakich, odgórnie nam zarzundzanych, to się ze mła wkarw ulewa. Mła jednakże stara się nie rozpamiętywać głupoty zarzundów, bo to i tak nic nie dawa. Zdaniem mła więcej korzyści przynosi bierny opór, niż ciągłe myślenie o tym "jak to ze lnem było". Mła potrzebuje optymizmu a smętne rozmyślania nad psychiczną kondycją zarzundzających nie sprzyjają jego krzesaniu. 

Powodów do optymizmu troszki jest, nie że jakoś tak hurra ale cóś pozytywnego się dzieje. Rzeczywistość powoli rozpuszcza niczym kwas, te wszystkie autokratyczne pomysły z prawa i lewa, no i to zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Bardzo dobrze! Tak naprawdę rzeczywistych zmian boją się ci na górze a nie ci na dole. My szare ludzie dużo byśmy zmienili, niemoc jest w zarzundach, nie w nas. Mła też stara się łoptymistycznie patrzeć na najprywatniejszą prywatność, domowiznę. Stado jakoś się trzyma a nawet sobie pozwala na ekscesy, znaczy jakby w formie. Nowe dziefczynki przestały być nowymi, szarogęszą się jak reszta kotów i zdobywają się nawet  na cóś jakby karcące pomruki wobec mła. Zęby i dziąsła są pokazywane. Zdaniem mła kiedy zwierzyniec robi się niegrzeczny i zadufany w sobie, to jest zdrowy i udomowiony, czuje się na swoim. Co prawda nadmierną wagę przywiązuje do egzekwowania swoich praw a stara się ignorować  swoje powinności, no ale qurczę - wszyscy tak mamy! Przed Mrutkiem najprawdopodobniej leczenie tabletkowe albo zastrzyki, wewnętrznie trza zadziałać, bo przepisane  smarowidła i maści na uszko działają tak se. Mrutek oczywizda jak typowy facet wymruczał że on do veta nie pójdzie, no ale mła nie ma zamiaru go słuchać, papranie w uszku trwa za długo i w przyszłym tyźniu idziemy do weta. Jakoś zniosę Mrutkowe nerwy, choć wiem że może nastąpić odwet kuwetowy, Mrutek się nauczył swego czasu od Najpiękniejszej, która wiedziała jak mami dopiec. Na wszelki wypadek zakropiłam i swoje uszka, co prawda złe się nie odzywa ale mła wie że czyha a pogoda z tych przeziębienno - zawiejnych.

Dobra, to by było na tyle. Jedna fotka ogrodowa, fotki spacerowe z wewiórkiem i kaczkami, fotki domowe - nowy, jesienny materiał do uszycia nakrycia na wyrko, sukinkulenty w końcowej fazie "przeglądu technicznego" i przesadzań i październikowa herbatka. W Muzyczniku SZA robiąca za mróweczkę. Nastrojowe i takie w sumie pozytywnie nastawiające człowieka do życia. 

poniedziałek, 6 października 2025

Prasówka - mła żuje rzeczywistość abyście Wy nie musieli

No dobra, mamy regularno wojnę hybrydową. Z wlotami na terytorium NATO rosyjskich obiektów, z sabotażami i przede wszystkim z rosyjską propagandą, która jest zdaniem mła jedynym rosyjskim, co jeszcze na jakim takim poziomie działa. Przynajmniej za granicami Rosji, bo w samej Matuszce Rasiji to lodówka zaczęła wygrywać z telewizorem. Stało się to o czym mła nieustannie przekonywała ś.p. Star - ukraińska  awantura przerosła zdolności finansowe Rosji. Sankcje, które nie działają, walenie przez Ukraińców w rafinerie i przede wszystkim sposób zarządzania Rosją przez ludzi Kremla,  doprowadziły do tego że recesja w Rosji przestała być techniczną a stała się zwykłą, chamską recesją. Nie jest to jeszcze absolutne załamanie gospodarcze ale rozpoczęło się wcale nie  jakieś powolne osuwanie w przepaść. Wojna z brzęczącymi dronami od dawna dociera do Moskwy i do Pitra, jak na razie odpowiedzią Rosjan jest wincyj Putina w Putinlandzie ale tak naprawdę to widać że dojrzewa w Kremlowskich myśl że świat może obejść się bez Wujka Wowy. Skąd się we mła takie przypuszczenie zalęgło?

Oligarchowie rosyjscy nie są już tak mocno reprezentowani na listach najbogatszych osób na świecie, w armii rosyjskiej trwają jakieś zdziwne rozliczenia a jednocześnie był w niej tak silny opór przed kierowaniem wszystkiego na Ukrainę, że Kremlowscy się ugięli i Rosja usiłuje teraz sklecić coś z tego co ostało się po wypruciu sobie żył na Ukrainie. Wzrasta rola armii jako czynnika spajającego państwo, nie tyle dlatego że armia tak silna,  tylko prywatne armie koncernowe upadajo wraz z koncernami. Po prostu armia to jedyne co w razie czego będzie usiłowało postawić się anarchii, z czego zwykli Rosjanie zdają sobie sprawę. Nie Rosgwardia i inne policmajstry, armia ma gwarantować stabilność kraju. Jednakże wcale nie jest powiedziane że to się uda, Rosjanie tak zniszczyli instytucje w swoim kraju, tak rozpierniczyli infrastrukturę, że Ukraińcy  z tymi nalotami to tylko wisienka na torcie. Nie oni są największym problemem Rosji, zresztą nigdy nim nie byli, największym problemem Rosji jest system zarządzający państwem, który jest kolejną wersją caratu. Oczywiście Rosjanie nic nie pokumali z lekcji, którą od historii dostało UK, to rosyjskie imperium ma zamiar upadać na krwawo, co nie jest dla nas dobrą wiadomością. Pocieszyć Was mogę tylko jednym, jeżeli Rosja jest silna, to w tej chwili już tylko naszą słabością. Mam nadzieję że do całej polskiej klasy politycznej to dotarło i skończy się głupie gadanie a zaczną realne działania.

W związku z problemami Rosji zaczęły się dziać ciekawe rzeczy w Chinach. Tam obecnie jest tak że w partii komuszej zaczęto przygotowania do grillowania Xi. Chińczykom marzyła się tzw. projekcja siły, coś tam chcieli pokazać swoim okolicznym, zabłyszczeć na arenie międzynarodowej, pobudzić dumę narodową a tu dupa. Niby szło fajnie, godzili Arabię Saudyjską z Iranem, udawali że ta Rosja to tak bez ich aprobaty tę odjechaną od rodziny, jak Tajwan od Chin, Ukrainę dyscyplinuje, ale wzięło i nie pykło. No i nie dlatego że Ryży został prezydentem w US, z tym oni sobie poradzili szybciutko i Ryży jak ten balon przekłuty oklapł.  U Chińczyków, jak u Niemców, wyczerpał się model rozwoju gospodarki i tak jak Niemcy usiłują oni znaleźć jakieś remedium. Wspieranie Rosji okazało się bardziej problematyczne niż Chińczycy sądzili, wycofać się z tego bez utraty twarzy tak sobie, pojawiają się głosy że Chiny nie powinny się przykuwać do tej ciężkiej kuli, tylko skubać z jeszcze większego oddalenia.  W związku z kłopotami część komuszej wierchuszki doszła do wniosku że Xi zramolał, ideolo mu się na mózg rzuciło i nie myśli o świętym wzroście gospodarczym - gwarancie trwania partii komuszej u władzy,  i postanowili  go uszczęśliwić organem doradczym.

Nie chcą go zdjąć, bo ma być stabilnie do czasu znalezienia recepty na gospodarkę ale kombinują jak go ograniczyć, żeby nie narobił takiego syfilandu jak Mao. Chińskie wskaźniki gospodarcze, mimo skali fałszerstw, nie są z tych powalających. Problem z demografią, będący efektem polityki jednego dziecka, jest tuż za rogiem i grozi wielkim boom, dlatego ekspansja chińskich firm za granicą trwa. Trzeba miękkiej siły do sterowanie tym procesem a nie ulubionego przez Xi pobrzękiwania szabelką. W Chinach pojawiło się cóś na kształt klasy średniej, ludzie mający aspiracje i zarazem wymagania wobec władzy, z których spełnieniem komusze mogo mieć problem. Jest baza rewolucyjna znaczy. Na razie jest miło i uprzejmie, ludzie w Chinach zżyli się z partią, traktują jej istnienie jako coś oczywistego. Zaraz jednak ciężar utrzymania systemu spadnie na małych cesarzy a rozpieszczone bachory to nie jest materiał na przytakiwaczy i posłuszniaków. W porównaniu ze Stanami, Rosją, czy nawet Europą, Chiny wydają się stabilne. W porównaniu i wydają się, na to położyłabym nacisk.  Aha, nowa mniłość między Indiami a Chinami to tylko pokazanie Ryżemu, że mam innego chłopaka. Ryży z Indiami przegiął, jak zwykle.


Polityka amerykańska... Ostatnio oglądałam youtubera z US, który komentując mema, na którym rysunkowe ludzie jak Simpsony, ubrane w koszulki z napisami Europa, Rosja, Chiny, Indie, przyglądają się dwom napitalającym się bananami szympansom w koszulkach  z napisami USA Demokraci i USA Republikanie, zadał takie pytanie - "Czy Wy nas tak naprawdę postrzegacie?" Było mła tego chłopaczka  szkoda ale prawda jest wartością cenną - Yes! Amerykańska polityka sięgnęła dna, po czym któś zapukał od spodu. Wygląda na to że dla amerykańskich polityków dna nie ma, oni żyją i pracują w Memolandii, są żywymi memami. Czekam  kiedy Amerykanie otrzeźwieją i zaczną traktować swoją klasę polityczną jak błaznów, bo błazenadą się ci ludzie głównie zajmują. Siedzeniem na społeczniakach i wypisywaniem pierdół. Nie robią tego za nich asystenci, oni tak sami osobiście, quźwa! Była ostoja demokracji robi obecnie za gwóźdź programów satyrycznych na całym świecie, net kocha US - ilość odsłon kretynizmów w wykonie ich polityków jest oszałamiająca. Politycy spoza US udają zdezorientowanych - żart, koncepcja polityczna, co jest?  Co gorsza naśladują. Mistrzostwo osiągnął Bibi Netanjahu, dla niego wszystko co mówi Ryży to takie żarciki, to on też tak dowcipnie zareaguje, w stylu ostatecznego rozwiązania. Rosjanie też posuwają się do żartów, nie wycofają się z układu o ilości posiadanych głowic jądrowych o ile Ryży nie sprzeda Tomahawków Ukrainie. Nawet Macron zaczął żartować przyjmując ledwie po miesiącu dymisję swojego premiera. Śmieszki, heheszki a my z decyzjami tych dowcipkujących kretynów żyjemy. O naszych politykach mła się nawet pisać nie chce, też mam wrażenie że większość z nich zajmuje się pierdołami, wojenkami we własnym kręgu, a od czasu do czasu, przymuszeni okolicznościami raczą się zająć czymś za co im płacimy. Wnerwiajo mła wszystkie, znaczy po całości.

Dzisiejszy wpis ilustrują prace o Czerwonym Kapturku i jego ferajnie, w Muzyczniku coś na deszcz

sobota, 4 października 2025

Weekendownik - jesieniosnujnik

Miał być wpis podróżniczy ale wszystko się pokręciło i mła nie ma teraz czasu na podróżnicze sprawozdanka. Mła cinżko pracuje w świetle nastrojowej lampki,  usiłując nie dopuścić do powstania ciężkich żalów, traum rozstaniowych i kociej tęsknicy u chłopców Dżizaasa i Jądrzeja. Mła pozwala zalegać na stole i głaszcze obiema rękami a siedzących na krześle smyra palcami stopy, hym... prawie wszystkie kończyny pracują. Jak na razie wygląda że traumy nie ma, apetyt dobry i żądanie wobec mła, znaczy kocia norma. Oczywiście stado mła ciężko zazdrosne, mła ma całe ramię pokłute pazurkami, tak w ramach udeptywania przypominającego, kto tu jest najważniejszym z ważnych. Usługuję mojemu stadu, wszelkie życzenia spełniam, żeby tylko z tego zazdraszczania im co głupiego do kocich łebków nie wpadło. Jak na razie było tylko lekkie grożenie okołokuwetowe, takie które zażegnałam krótkim "No wiesz!" Jednakże nie ufam bestiom, cium, cium a szkodliwość znaczna może odchodzić w cichości. Dlatego przekupuję nadmiarowym żarłem. Udało się mła w tym tyźniu przeczytać jedną książkę - "Zniknięcie Josefa Mengele" Oliviera Gueza.  Mam tzw. mieszane uczucia po tej lekturze. To beletrystyka a mła literatura zwana piękną, coś się ładnych parę lat temu przejadła. Z drugiej strony ta książka jest oparta na źródłach i to ponoć solidnie. Trochę forma mła nie pasi ale dociera do mła o czym autor pisze, to opowieść jak z Dostojewskiego, kara wyrasta ze zbrodni, nie da się uciec od siebie. W ramach przegryzienia tematów cięższych mła czyta książki kucharskie, zawsze to mła na duchu podnosi. A podnoszenie się przyda, bo pogoda snujna, momentami nawet dodupna. Tylko siedzieć doma i przesadzać sukinkulenty, ech...

Fotki kocio - sukinkulentowe. Są  też śmieszne przepisy, szczególnie urzekł mnie ten na napój "na puszczanie wód" - urocze. Dwa pozostałe wklejam ze względu na nawy, ludzie mieli kiedyś inwencję, he, he, he. W Muzyczniku cóś rozgrzewającego - Ella, której jest zbyt gorąco.


P.S. Przepis na marcepan, nieco zdziwny. Mła uczono że marcepan wyrabia się ma marmurze a tu garnek, he, he, he.  Dodaje jeszcze tanie makaroniki na czas wojny, wszak jesteśmy w konflikcie hybrydowym.


czwartek, 2 października 2025

Liguria - przejazdem przez Rapallo i Santa Margherita

Mła napisze Wam teraz o dwóch miastach, których tak naprawdę nie widziała, zatrzymała się w nich tylko na króciutko, by przejść się uliczkami i zobaczyć jak wyglądają "tak po wierzchu". Hym... skoro ludzie po trzech godzinach pobytu w Wenecji robią wpisy na jej temat, to dlaczego mła by nie miała czegoś tam skrobnąć na temat małych, nadmorskich miasteczek? Dlaczego dwóch? Bo ubijcie mła ale ona nadal nie będzie  wiedziała gdzie zaczyna się Rapallo a kończy Santa Margherita! Jak dla mła to od Santa Margherita wzdłuż wybrzeża ciągnie się jedno wielkie miasto aż po Sestri Levante ( budynki w większych lub mniejszych skupiskach ). Dlatego mła wybrała punkty orientacyjne, wokół których, jak uważa ( nie wiem czy słusznie ) rozciąga się to a nie inne miasteczko. Koło Castello sul Mare, XVI wiecznej twierdzy obronnej, zbudowanej w celu ochrony miasta przed piratami, leży Rapallo. Z hotelem Exelsior, willami i wysokimi kamienicami typowymi dla okolic Genui. Do Rapallo  raz na bardzo poważnie zawitała historia, w 1922 roku podpisano tu tzw. Układ z Rapallo. Korzystny dla ZSRR i Republiki Weimarskiej, dla nas długofalowo bardzo niekorzystny. Jakby kto nie wiedział to informuję - potęga niemieckiej armii pancernej, która rozbiła naszą armię w 1939 roku powstała na radzieckich poligonach. Tak, tak, to była długa i owocna dla obu stron współpraca. Pakt Ribbentrop  - Mołotow, wraz z tajnym protokołem, to tylko wisienka na torcie. Włochom nieco wcześniejsze traktaty z Rapallo, te z 1920 roku, zawarte między Włochami a Królestwem Serbów, Chorwatów i Słoweńców, też się źle kojarzą. Stracili wówczas część Dalmacji, całą Istrię wraz z Triestem.

Santa Margherita nie przywodzi na myśl żadnych smutności. Miasteczko rozciąga się na zachód od Rapallo, tuż u nasady półwyspu w którym ukryta jest wioszczyna Portofino. W miejscowości jest castello podobne do tego w Rapallo, zbudowane  zdaje się w tym samym czasie i w tym samym celu. Tak naprawdę miasto istnieje od niedawna, po prostu połączono istniejące tu wcześniej mniejsze miejscowości, które i owszem miały ponoć antyczny rodowód. Ponoć, bo tak do końca to nie udowodniono. Wiadomo jedynie że miasto zwane Pescino, zostało w roku 641 spustoszone przez Longobardów a w X wieku to co odbudowano zniszczyli Saraceni. Dla mła ciekawe były w Santa Margerita domy genueńskie, te prawieżowce, pięcio - sześciopiętrowe wysokie i wąskie domiszcza. To one czynią miasta liguryjskie tak specyficznymi. Bardzo znaną atrakcją jest Abazzia della Cervara, opactwo położone w połowie drogi między Santa Margherita a Portofino. Turyści przyjeżdżają tu też dla kompleksu willowego Villa Durazzo, budynku z XVI wieku i ogrodu z wieku XVII. Na mła największe wrażenie wywarło jednak nie centrum Santa Margherita a urocza dzielnica tego miasteczka, Praggi. Położona nad zatoką o tej samej nazwie, której wody są krystalicznie czyste, dzięki skalistemu podłożu. Po prostu cud, miód i malina. Niestety mła nie zrobiła tam żadnych fot, była zbyt skoncentrowana na szukaniu miejsca do parkowania. Dwie foty zrobiła za to z Nozarego, innej dzielnicy Santa Margherita. Takie perspektywy. No i to by było na tyle.