Sobota że niech to dunder świśnie! Pochlipywa, dżdżuje niemilnie, mżawo snuje. Ani do ogroda, ani do lasu, ani z doma na ekskursję wyjść. Pogoda taka że tylko z kotami się uwalić i udać że nie widzi się "kotów" z kociej sierści smętnie a złośliwie wyglądających z kątów, które to "koty" domagają się pilnie kontaktu z zakazanym ( ze względu na kocie nerwy ) odkurzaczem albo cicho ale bezwzględnie zmiatającą je szczotką. Świadomość istnienia siorstnych "kotów" nie pozwala cieszyć się beztrosko lekturą a do sprzątania coś entuzjazmu z się nie mogę wykrzesać. Ogólnie tak jakoś dodupnie i rozlaźle, wiem że powinnam i nie chce mła się. Hym... chyba każdy ma od czasu do czasu taki nastrój, wie co powinien zrobić i za cholerę tego robić nie chce. Leń klasyczny, w fazie wczesno zalęgłej. Szczęśliwie Mamelonu wpadło do głowy wydać proszony obiadek, taki bezokazyjny.
Fotki to Mruciu obrażony na mła za to że mła wychodzi do Mamelona i Sławencjusza zamiast z Mrutkiem zalegać i iluminacja, jaką sobie mła zrobiła w to szare popołudnie, coby tę szarzyznę mokrą uczynić nieco milszą. Teraz oprócz świeczuszek palę w kominku zapachowym olejki z bergamotki, pomarańczy i olejek neroli, coby sobie nastrój jeszcze lepszy zrobić. Trzeba sobie radzić w taki paskudny mokro - zziębły czas. W Muzyczniku nadal SZA i któś kogo niedawno usłyszałam w necie, Sienna Spiro się nazywa. A teraz pójdę przeprosić Mrutka, może zrobi mła miejsce w wyrku.
Na dokładkę Mark Ronson i RAYE i któś kto śpiewa jako Jesye Blues. Mruciu bardzo zły, chyba wystąpię jeszcze z małym mięskiem do zezjodku. Będzie Mrutku wtedy madce łatwiej wybaczyć,
O, też miałam kluski śląskie własnej produkcji na proszonej obiadokolacji dzisiejszej (tyle że ja ją wydawałam), do tego polędwiczka w kurkach w śmietanie, na deser mus czekoladowy (miał mieć jeszcze kopułkę z bitej śmietany z mascarpone, ale zagadawszy się z gośćmi wyprodukowałam masło, więc zaoszczędziliśmy na kaloriach). Jutro kolejny proszony obiad - zaczynamy świętowanie 95 urodzin mojej aktualnej Teściowej, na szczęście w knajpce, więc tylko czysta kulinarna rozpusta i miłe towarzystwo, w przyszłą niedzielę powtórka z tą samą Jubilatką, ale innymi gośćmi- no nie będę się nudzić. Śliczne masz te jesienne dekoracje, u mnie na stole jeszcze ostatnie jesienne róże z ogródka, choć jeden element mam wspólny z Twoim- zazwyczaj któreś z kocisków za nic ma pohukiwania Pana i korzystając z tzw. milczącego akceptu Pańci wyleguje się na obrusie :-)
OdpowiedzUsuń