wtorek, 10 grudnia 2013

Grzybkowe wspominki + dzień sądu nad Dżizaasem

Ten wpis jest wpisem z pogranicza leśno - spiżarnianych rejonów, jakże ważnych w mojej egzystencji. Uspokojona chrapaniem Okularka, przepełniona słodyczą widoku śpiących dziewczynek i rzeczy niezwykle wyjątkowej - przytulenia sennego Lalka i Felicjana pofrunęłam jak ten nabity ciepłymi uczuciami i optymizmem balon w stronę kuchennych szafeczek spiżarnianych. Celem moim było sprawdzenie jak tam z grzybkami suszonymi stoję. Otóż okazało się że ja z grzybkami suszonymi to raczej leżę a nieszczęściu grzybkowemu na imię Dżizaas. Nasza Dżizaas jak była jeszcze małym, niewinnym Dżizaaskiem grzybów nie jadała w ogóle. Nie dlatego że dzieciom do pewnego wieku grzybów do pochłaniania się nie daje, tylko dlatego że nawet w wieku grzybnowchłanialnym dżizaasowe kubki smakowe reagowały stresem na potrawy z grzybów ( ale jogurcik okrutny o smaku gumy balonowej to jakoś im nie przeszkadzał ). Na szczęście ( nieszczęście ) kubki smakowe Dżizaasa cudownie ewoluowały i dziś Dżizaas dostaje ślinotoku na widok "nieobrobionego kulinarnie" grzyba w lesie a półeczki marketowe pełne jogurtów o smakach wysoce skomplikowanych omija szerokim łukiem. Jak każdy w naszej rodzinie Dżizaas jest łowcą grzybów, niestety takim wymagającym pilnowania ( orientacja przestrzenna Dżizaasa i wynikające z niej komplikacje życiowe to temat na wpis rzekę ). Susz grzybkowy, którego obecnie poszukuję to wynik naszej wspólnej z Tatusiem i Dżizaasem wyprawy do lasu. Mimo szaleńczych prób, wielokrotnie ponawianych, Dżizassowi nie udało się wtedy zabunkrować w lesie na amen, natomiast udało się zebrać dość dużo grzybowego dobra.



Jako starsza siostrzyczka zostałam podczas tamtego grzybobrania zobowiązana do przypilnowania Dżizaasa żeby się nie zgubiła ( tatusiowe " Pilnuj gadziny bo jak nam pójdzie w las to wyjdziemy stąd w listopadzie" ), nie zbierała nieodpowiednich grzybków i nie zaczepiała wilków. Punkt numer dwa tatusiowych zaleceń był najprostszy w wykonaniu bo Dżizaas grzyboznawstwa wyuczona, punkt numer trzy też był prosty bo wilki chronione przed Dżizaasem w rezerwacie, punkt numer jeden to była droga przez mękę! Nie przeszkodziło to nam jednak cieszyć się urokami lasu a Dżizaasowi snuć miłych rojeń na temat kuchennej kariery prawdziwków czy wychrobotkowanego właśnie koźlareczka. Nawet te niejadalne dla ludzi grzyby cieszyły nasze przykute zazwyczaj do przymusowych lektur ślepka. Jaka to miła odmiana dla takich mieszczuchów jak Dżizaas i ja oglądać wszelkie stworzenia Wielkiego Leśnego. Nawet grzechotniokowo ukryty w trawach muchomor sromotnikowy dopieszczał wzrok.



A co dopiero mówić o najpiękniejszym z pięknych, radości oczu którego urodę cenię najwyżej ( tylko borowik zwany szatańskim i krawczyk dębowy jest tu w stanie stanąć w szranki ) - muchomorze czerwonym Amanita muscaria. Zauroczona jego wyglądem usiłowałam go niegdyś sadzić w Alcatrazie ale mój ogród pozostał nieczuły na jego wdzięki. Grzybni muchomora czerwonego w handlu się nie uświadczy, ludziska kupują żołądkiem, za nic mają urodę Pana Czerwonego. Czasem pozwalam sobie przywieźć z kawałkiem małym runa takowe cudo i ustawić w domu na honorowym miejscu, w wiklinowej osłonce i pod szklanym kloszem ( kociambry ). Rytuał niemal taki sam jak kupowanie jesiennych astrów czy gruszek "do patrzenia" ( jest taka genialna czerwona odmiana Klapsy ).








Teraz coś czuję że w świątecznym czasie to przyjdzie mi się pozachwycać grzybkami bombkowymi bo suszyk prawdziwkowy i nie tylko, zaniknął w dżizaasowej kuchence. Muszę wykonać przesłuch z ledem po oczach, wzbudzić w Dżizaasie wyrzuty resztek sumienia ( u Dżizaasa miejsce sumienia w coraz większym stopniu zajmuje żołądek - dziwne zjawisko z pogranicza anatomo - psycho - fizjologii ) i może uda mi się sprowokować Dżizaasa by w ramach ekspiacji upiekła borowiki miodowe. Na piękne te ciastka mam bowiem duuużą ochotę. Suszyk grzybowy pozyskam od Wujka Jo, który też jest wielkim grzybowym myśliwym i słodyczolubem, na pewno przystanie na wymianę - suszyk prawdziwkowy za borowiki miodowe ( Wujek Jo to by grzybków użyczył i bez borowików ale trzeba wychowywać Dżizaasa ). Zabieram się do szukania przepisu na borowiki miodowe przed jutrzejszą dintojrą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz