środa, 13 sierpnia 2014

'Graham Thomas' - legendarna angielska róża

Był czas  kiedy myślałam angielska róża a oczami wyobraźni widziałam  odmianę 'Graham Thomas'. Pojęcie róża Austina w ogóle jakoś niemrawo się do mojej świadomości przebijało, angielki znałam jedynie z literatury  i ogrodniczych serii BBC . I angielki to była głównie jedna, ciągle wywołująca ochy i achy odmiana  - 'Graham Thomas'. Kiedy lata później dorwałam krzaczek tej  róży byłam niemal tak szczęśliwa jak byliby  himalaiści  gdyby udało się im wleźć na K2 zimą!  Jak to ze spełnieniem wielkich marzeń bywa, dane było mi przeżyć tzw. "Szczęście Frania". Wymarzony wymarzeniec, wypieszczony w myślach, cudowna róża trwale zapisana w moich zwojach jako synonim angielki,  nieźle mnie rozczarowała. Gdzie jest qrczę ten wdzięk i stajl, gdzie ta trwała radość dla oczu i w ogóle w którym miejscu krzaczora człowiek może się natknąć na, za przeproszeniem,  ten wytrysk geniuszu hodowlanego Davida Austina?!!!  Znaczy wymyślona róża doskonała okazała się w realu nie całkiem doskonała. Tak naprawdę to okazała się być zupełnie inną różą  niż jej wykreowany przeze mnie obraz.

Trochę trwało zanim oswoiłam się z realnym "Grahamkiem". Pomogło mi w tym przystosowanie się  tej róży do warunków Alcatrazu,  'Graham Thomas' jest  moim zdaniem odmianą róży  która musi w naszym klimacie trochę posiedzieć w gruncie żeby mogła pokazać na co ją stać. To tak jak z  niektórymi  irysami bródkowymi - pierwszy sezon kwiat testowy, drugi zachęta, trzeci sezon to "O rany"! "Grahamek" wpisał się w  teorię trzech sezonów, dopiero jego  trzecie letnie kwitnienie uzmysłowiło mi że coś jest mocno na rzeczy z tą legendą, w którą obrósł. Solidny krzaczor o przewisających pędach, kuliste kwiaty o różnych  odcieniach  żółci, przedziwny owocowy zapach nie mający za wiele wspólnego z tym co zwykło się nazywać   różaną wonią, doskonałe zarówno  pierwsze kwitnienie jak i następne . Dziś tak wrósł w ogrodowy krajobraz  że nie wyobrażam sobie różanki bez tej  odmiany. Podstępnie  mnie wziął znaczy ten "Grahamek", "na czas".

Teraz metryczka -  odmiana wprowadzona  została w świat w 1983 roku, jest krzyżówką siewki uzyskanej przez Davida Austina i odmiany 'Iceberg' z 1958 roku autorstwa  Kordesa. Dorasta do 3 metrów wysokości (  u nas jest znacznie mniejszy, wielkim sukcesem będą już 2 metry  ) i około metra szerokości. Kwiaty składają się z  35 płatków, mają kulisty kształt, w miniklastrze jest ich zazwyczaj  około pięciu sztuk. Odmiana nazwana została na cześć Grahama Thomasa, pomnikowej postaci  angielskiego  ogrodnictwa. Graham Thomas żyjący w latach 1909 - 2003 ( ha, jeszcze trochę i byłaby setka - ponoć pasjonaci ogrodnictwa ciągną tak długo bo czekają  na kolejny sezon, znaczy żyją przyszłością )  był uhonorowanym Orderem Imperium Brytyjskiego głównym "ogrodnikiem" National Trust. National Trust to legendarna instytucja dbająca o dziedzictwo kulturowe Wielkiej Brytanii, Graham Thomas to legendarna postać związana z angielską sztuką projektowania ogrodów  więc nie ma się co dziwić że  róża nazwana jego imieniem też została legendą. Jasne dla każdego kto wytrzyma trzy sezony czekania na właściwe kwitnienie róży  'Graham Thomas'!

2 komentarze:

  1. GT to moja pierwsza angielka. Kupiłam z polecenia, jako NN i "bardzo wytrzymałą, piękna różę". Pierwsze lata siedziała sobie spokojnie i była owszem piękna i wytrzymała. Z czasem rozpoznałam jej nazwę. Od samego początku u mnie siedzi przy wodniku, u stóp tarasu, najbliżej miejsca w którym przesiaduję. W zeszłym roku wraz z bratem Abrahamem Darby zakwitły i wyrosły tak spektakularnie, że z okolicznych działek przychodziły pielgrzymki by te cuda oglądać. Graham Thomas sięgał jesienią do wysokości 2,60 m i cały był w kwiatach. W tym roku odpoczywają, generalnie ten sezon dla moich róż nie jest udany (niszczylistki i inne paskudztwa), ale wiem że jeszcze pokażą na co je stać. Od paru lat osłaniam GT na zimę kartonami owiniętymi do wysokości 1,20 m, nie musi wtedy budować krzewu od zera (mrozy u mnie nawet ponad 28 st. C).

    OdpowiedzUsuń
  2. No i proszę, jest potwierdzenie że musi w gruncie posiedzieć żeby się zaprezentować należycie. Ja mam o tyle szczęśliwie że różanka w takim bardziej zakrytym od wiatru miejscu, tuż przy południowej ścianie chałupy. Dlatego nie ma konieczności bardzo mocnego przycinania krzoków. Niszczylistków współczuję, trzymam kciuki za Twoje mordercze zamiary wobec tego dziadostwa, truj jak Lukrecja Borgia vel pastw się jak Pstwa, he, he. U mnie w tym roku jest OK ale zeszły sezon miałam podobny do Twojego tegorocznego - kiepawo było.

    OdpowiedzUsuń