niedziela, 31 sierpnia 2014

Zakupowe dylematy - ................ albo cebule


Mamelon zaprosił mnie na lody domowej produkcji w celu degustacji i rozważenia czy do wyrobu lodów  w domu konieczny jest zakup nie najtańszej i zajmującej cholernie dużo miejsca maszynki. Po zechlaniu lodowego deseru wykonanego z bitej śmietany, mrożonych  truskawek i jogurtu (  żółtek ze śmietanką nie podgrzewałyśmy bo  po pierwsze to i tak mamy  już za dużo na kościach , a po drugie to nam się zwyczajnie nie chciało ), doszłyśmy do wniosku że zakup maszynki lody wyrabiającej to jest wydatek niepotrzebny, gadżeciarstwo i w ogóle zachciewajka. Mamelon rozwinęła się  na temat  kuchennych urządzeń "ułatwiających" życie , znaczy powspominała  przygody z  tzw. dodatkami do robota, które zamiast ułatwiać w sumie proste czynności, zamieniały je w skomplikowane procedury. Z tego  posiedzenia i półburzy półmózgów ( tak nam jakoś po tym jedzeniu wolno  się myślało, półsennie że się tak wypiszę ) wyszło  nam jasno - pieniądze zamiast na zakup maszynki lepiej przeznaczyć na prawdziwe radości, np. na rośliny.

Mamelonowi wcisnęłam przed naszym słodkim podwieczorkiem narcyzki 'Katie Heath, bliskich krewnych mojej ukochanej odmiany 'Thalia' ( Mamelon ma tzw. mocną słabość do łososiowych przykoronków ) i zapodałam info że widziałam hiacynty 'China Pink' w budowlanym. Mamelon w związku z tym dziś wyruszyła na łowy. Ja co prawda maszynki nie zamierzałam kupować ale też kombinuję z czego by tu zrezygnować albo w którym miejscu się uda nieco "okroić" tzw. konieczny wydatek bo i mnie cebule  kuszą. Najbardziej małe krokuski. Jestem uodporniona na duże  tulipany, narcyzy i hiacynty kocham wybiórczo ( lubię kurdupelki narcyzkowe i poeticusy, hiacynty o ciemnych barwach minie nie nęcą, z wyjątkiem klasycznych granatów typu 'Delft Blue' ) ale małe krokusy kocham wszystkie, nawet te okrutnie żółciaste. Mam wielką ochotę wyruszyć na jesienne łowy cebulowe. Darz Bór!



3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. No, święte słowa z tymi zakupami!
    I tak, tak, z 'Thalią' też mi się nie udało, znaczy trafić na 'Thalię" w talii, a po suszo-powodzio-mrozach z wielkiego narcyzowiska zostało mi kilka zmartwionych cebul "Mount Hood', które od zeszłego roku reanimuję (wykopuję znaczy i sadzę na jesień). Może kiedyś znowu będzie poletko, tym razem konsekwentnie białe? A jeśli idzie o małe krokusiki, to poczekam sobie na wysorty marketowe - jakoś tak ludziska dziwne mają gusta, bo wykupują te wielkie, a maleństwa zostają na przecenach. Tym sposobem rok temu dorobiłam się całkiem pokaźnej rabatki 'Ruby Giant', a przynajmniej mam nadzieję, że ona tam nadal jest po tym mokrym lecie :)
    Sorry za ten usunięty komentarz, mój perfekcjonizm nie przepuszcza literówek :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, ha, na Konsekwetnie Białe to raczej szans nie ma - ŚSH czuwa! Ja w zeszłym roku czekałam na wysorty ale niestety zostały tylko mixy Pewnikiem z tego powodu że za późno ruszyłam na łowy ( artystycznie skręcona noga mnie uziemniła, to uwiązanie w domu było też jedną z przyczyn wymyślenia tego bloga ). Prawda, ludziska rzucają się na vernusy - de gustibus i tralalala. Na nasze szczęście, że się tak wypiszę. Jak dla mnie to mogą się rzucać właściwie na wszystko byleby tylko choć troche maluszków krokusowych zostawili. I wiesz to wcale nie muszą być jakieś wypasy czy Wielkie Rarytety - lubię wszystkie. W tych moich krokusowych nasadzeniach nie o rarytetność chodzi a o ucieszenie oka po zime. Taka tania odmiana jak 'Romance' to dla mnie powalające cudo, w masie robi niesamowite wrażenie - wcale nie mniejsze niż bardziej rarytetne krokuski. Co do literówek to nie pękaj, jestem ostatnią osobą, która mogłaby się do tego przyczepić, he, he.

    OdpowiedzUsuń