niedziela, 24 sierpnia 2014

Smuteczek końca lata

Nadchodzi ten żałosny  ostatni tydzień sierpnia. Człowiekowi coś smętno - mętno na duszy. Tuwimowskie   "Skąd  Pani ma tę melancholię?" wisi w powietrzu. Odpowiedź na wiszące prosta jak konstrukcja cepa - grechutowe "Jesień, jesień jak to  tak?". No bo jak - już po wszystkim, już  na dłuugo, dłuuugasieńko mroczki o dziewiątej wieczór i zbyt rześkie poranki? Jeszcze trochę i zaczną się poranne mgły i krakanie kawek Umilkły kosy i wynoszą się już jaskółki, najlepsze letnie barometry ( latanie "niskie" na deszcz, latanie "wysokie" na pogodę ). Strasznie głośno  nadają świerszcze, zwiastując nieuchronne nadchodzenie końca lata. O rechocie żab dawno za to zapomniano. Nie ma już zapachu maciejki, odszedł w tym roku bardzo wcześnie,  wraz z rozgrzanym początkiem sierpnia  ( Ciotce Elce jakby lepiej się oddycha). Kwitnie nawłoć czyli "mimoza", którą "jesień się zaczyna". Zastanawiam się smętnie nad tą porą roku, jest ona  dla mnie znacznie smutniejsza niż listopadowe szarugi czy lutowe roztopy. W listopadzie tzw. przyroda układa się już do snu, w perspektywie majaczą grudniowe śniegi, te pierwsze, wyczekiwane i cieszące, które w magiczny sposób odmieniają krajobraz. Lutowe roztopy niosą za to nadzieję, wiosna tuż, tuż. Jeszcze trochę cierpliwości i znowu będzie zielono i poczujemy wraz ze wszystkim wokół wzbierającą w nas chęć do życia! Żadnego smutku jakoś nie odczuwam z powodu odchodzenia jesieni czy zimy. Ba, nie odczuwam też żadnego smuteczku z powodu odchodzenia wiosny ( no, może tylko leciutkie ukłucie  irysowe )! A lata żal strasznie!

Bo tak po prawdzie ten mój smuteczek to nijak się ma do nadchodzenia jesieni, żałości z powodu nadejścia jesieni jakoś  u ogrodników ciężko szukać. Ta krzątanina wokół cebulek, pospieszanie się z przesadzaniem bylin, ostatnie polowania  na trawy czy  krzewy, październikowe otwarcie sezonu sadzenia róż na tzw. gołym korzeniu - gdzie tu czas na smuteczkowanie? Zwijać się trzeba, żeby przed mrozami zdążyć. Ogrodniczenie  jesienią jest pełne nadziei, sadząc cebule  czy róże już jesteśmy właściwie jedną nogą w przyszłorocznej wiośnie i lecie. W każdym ogrodniku  uruchamia się ten kretyński optymizm, który nic  sobie nie robi z mrozów bez śniegu czy okrutnych prognoz pod tytułem  "Zima w kwietniu". Toż my wzejdziemy  razem z kiełkami cebulaczków, znów cudownie się odrodzimy jak co roku, w słońcu się wygrzewać będziemy jak Muminki i w ogóle będzie cool! Dlatego sadzimy okrutne ilości zielska żeby nam było dobrze i zielono. Ogrodnicy to wieczni optymiści. A tu jeszcze jesień szykuje tzw. miłe okoliczności przyrody - szał marcinkowy, te wszystkie żółcie i czerwienie na krzewach i drzewach, zapach opadłych liści, rosę na pajęczynach, grzyby przepięknie kolorowe po lasach ( moje ukochane czerwone muchomory wyłażą dopiero jesienną porą ), Wielkie Powidłowanie i Czas Gruszek. Nie sposób nie cieszyć się z nadejścia jesieni, tylko ta cholerna zadra z końcem lata psuje  radosne oczekiwanie i zamienia je w coś na kształt akceptacji nieuchronnego.

Nie ma lekko, trzeba smuteczek jakoś przesmuteczkować.  Pożałować lata - narzekań na upały, wredności komarów, okrutnie dających się we znaki żądełek pszczół, os i mrówek. Jeży szarogęszących się pod oknami w porze kiedy człowiekowi najlepiej się śpi, nietoperza, który uwielbia odwiedzać  nas nocą ku szalonej  i baaardzo głośniej radości kotów. Burz z piorunami walącymi niebezpiecznie blisko naszej pobieralni prądu ( dzikie akcje z wyłączeniem wszystkiego elektrycznego ), wpełzającego do domu zapachu osiedlowych grilowań, ymc - ymc niosących się z imprez na świeżym powietrzu,  utworu  "Ramona" w  wykonaniu  pana Dzidzia, alergii Ciotki  Elki i zmierzających w kierunku alergii podejrzanych siąpań Dżizaasa. W kolejce do przesmuteczkowania czekają jeszcze susze i następujące po nich podtopienia ( bo jak już zaczyna po suszy lać to studzienki  uliczne  nie radzą sobie z odprowadzaniem  takiej ilości wody i robi się tzw. Nowy Orlean po  Katrinie ). No i urlopy - ja rozumiem  że każdy ma prawo do wypoczynku ale  jak to się cudownie dzieje że wypoczynek pojedyńczego  urzędnika skutkuje  niekiedy paraliżem urzędu. Taki cud  urzędniczy! Właściwie  jak się tak głębiej nad sprawą zastanowić to może i dobrze że  lato jednak już się kończy. Nie ma co smuteczkować, trzeba czekać na rozkręcenie się września i pogodnie witać  jesień. W ramach rozrywki podglądać  stworki szalejące wiosną i latem - najlepiej na  ilustracjach opowieści o elfach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz