sobota, 27 czerwca 2015

Felicjan ojcem jeży?!




Ojciec  Felicjan kocha dzieci swoje a ma ich wszystkich ....czworo!  Nie wiem co się w Felicjanie obudziło, ale fakty są jakie są - Felicjan prowadzał się z jeżową a teraz dogląda jej potomstwa.
Na początku maja objawił nam się jak co roku jeż, tupał i fumkał po staremu, właził pod  nogi i to bezczelnie bo na podwórku. Lekko to podwórkowe szarogęszenie irytowało ale bez przesadyzmu, ślimorów się za to  nie uświadczyło.

Potem jeż  na chwilkę zaniknął by objawić się ponownie w towarzystwie czterech jeżątek, dziarsko podreptujących  po ogrodzie. Felicjan oszalał już na etapie jednego jeża,  kolejna czwórka tylko pogorszyła sprawę. W czasie objawienia się jeża, który okazał się później  jeżową, Felicjan zachowywał się jak typowy osobnik, któremu się objawiło. Nie było z jego strony zwykłych wrzasków i prób zaczepiania zwierzaka tylko mało dyskretna adoracja polegająca na zachodzeniu jeżowi drogi, przybieraniu "zabawowych" póz ( łup na grzbiecik, łapska w górze i  uroczy traktorek wydobywający się z wnętrza kotostwa ), odpędzaniu od jeża innych kotów i....ludzi, radosne pomiaukiwania wydawane na widok iglastej i szybkie podbieganie z uniesionym ogonem ( unoszenie ogona przez  idące koty oznacza siódmy stopień w dziesięciostopniowej skali kociej szczęśliwości ). Było nawet coś na kształt próby ocierania się o kolce ( Felicjan masochistą?! ) ale jeż nie dzierżył takich czułości, fumkał i się zmywał.  Profilaktycznie opryskałam Felicjana  płynem antypchelnym ale do jego miłości nie było mi  dane zbliżyć się z aplikatorem. Jeżowa jakby wyczuwała moje intencje i kiedy miałam  przygotowane  "na nią" kropelki nie pojawiała się w zasięgu mojego wzroku. Może i dobrze, bo nie wiem czy płyny antypchelne to jest akurat to co jeżowe matki powinny otrzymywać doigielnie ( właściwie to dosierściowo ).

Kiedy zorientowaliśmy się  że jesteśmy sąsiadami  pięciu jeży, praktycznie przestaliśmy korzystać z Alcatrazu.Ogród zamienił się w Jeżoland - zero pielenia, koszenia i nachalnej obecności ( koncentracja  dziłań ogrodowych - minimalnych w tym roku - głównie na podwórku ). Od czasu do czasu inspekcja z kawą, dyskretne zależenie na trawce z innymi kotami ( Felicjan miał gdzieś nasze towarzystwo, adorował swoją gwiazdę i obserwował jej potomstwo ).  Przyznam się że to mi odpowiadało bo  co innego miałam  na głowie niż solidne ogrodowanie ale teraz mam za to zapuszczenie ogrodu na maksa i przede mną robota typu czyszczenie stajni Augiasza. No zgroza i ból zęba!

Tuż, tuż  lipiec u progu, jeże sobie powędrowały nie wiadomo gdzie, czasem tylko wieczorami słychać to fumczenie i pomrukiwanie. Felicjan, który niemal nie opuszczał ogrodu w czasie kiedy  były w nim małe jeżyki też jakby z lekka znormalniał ( nie mam złudzeń że  Felicjan kiedykolwiek osiągnie stan względnej rówowagi umysłowej - nie ten smok, nie ta bajka ). Nie odpędza już srok,  nie leje wszystkich usiłujących dotrzeć w okolice kasztanowca ( przypuszczalna baza jeży ), nie gryzie mnie po nogach kiedy podnoszę nisko rosnące gałęzie krzaków i nawet jakby zapraszał do zabaw inne koty. Co prawda kiedy słyszy jeżowe odgłosy natychmiast wybiega z domu, ale już bez tych radosnych miauków. Znaczy przeszedł na etap charakterystyczny dla ojców nastolatków - lekkie zmęczenie potomstwem i brak kontroli nad  jego zachowaniem.
Wpis został zilustrowany obrazkami pani nazywającej się Francesca Yarbusova. To z takiej książeczki Siergieja Kozlova "Hedgehog in the Fog" ( ciekawe jaki jest jej rosyjski tytuł? ). Lektura w sam raz dla moich siostrzeńców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz