niedziela, 14 czerwca 2015

Kolkwicja, jaśminowce i żylistki w roli głównej ( z małym występem krzewuszki )

Radości krzewiaste to nie tylko  maj, w czerwcu nadal kwitną krzewy (   można by  napisać że te najpiękniejsze czyli róże, ale  miłośnicy rodków  pewnie by się nie zgodzili z tym twierdzeniem ).  W Alcatrazie czerwiec to czas jaśminowców, żylistków, kolkwicji i krzewuszek . Krzewy te sadziłam  z sentymentu i lenistwa. Sentyment sięgał czasów wczesnego dzieciństwa i zabaw w tzw.  ogródku radzanowskim ( określenie to zostało ukute na wzór ogródka jordanowskiego przez "dzieci osiedlowe" na cześć  jednego z sąsiadów,  zaciekle broniącego wszystkiego zielonego przed dzieciarnią  - z perspektywy czasu to pan Radzanowski świętym człowiekiem był, rzekłabym  że nawet męczennikiem za  "zieloną sprawę").

Ogródek radzanowski pełen był krzewów ukochanych przez przedsiębiorstwa zieleni miejskiej - odporne niemal na wszystko z wyjątkiem bomby atomowej tawuły Van Houtte'a, krzewuszki, żylistki,  jaśminowce, irgi wszelkich odmian i rozmiarów + kłujące niemiłośniernie berberysy ( smutne doświadczenia z berberysami  z dzieciństwa wykorzystałam w dorosłym  życiu, kiedy sama tworzyłam zaporę przed sąsiedzkimi dziećmi, he, he ). Krzewy mojego dzieciństwa były pielęgnowane i zasilane, inaczej nie miałyby szans na przeżycie starcia z dziecięcą szarańczą. Bardzo wcześnie przestałam łamać ich pędy i wykorzystywać jako broń zaczepno - obronną w starciach z kolegami ( kamień zawsze lepszy, dziewczynka uzbrojona w kamień potężnym zagrożeniem dla chłopięcych zębów - kolego z podwórka wybacz tę stałą jedynkę i dwójkę wytrzaskaną podczas niewinnych  i słodkich dziecięcych zabaw ).

Po pierwsze miałam solidny zakaz brania do łap wszystkiego co mogło zrobić komuś krzywdę ( w świetle tych straconych ząbków to chyba nikogo nie dziwi ), a po drugie mnie kwitnące krzewy po prostu zaczęły się podobać. Uznałam że kwiaty w takiej ilości i jeszcze do tego niektóre z przypisanym im zapachem  to po prostu cud natury. Żadna tam łodyżka z jednym kwiatem typu kwiaciarniana gerbera, goździk czy inna róża, po prostu kwiatowy hurt czyli to co tygrysy lubią najbardziej. Dziwiłam się jak ludziom mogą podobać się rośliny  tylko z jednym kwiatem na pędzie, podejrzewałam solidny brak gustu  u otoczenia.  Kiełkowało mi w głowie  że może  chodzi o to że kwiaciarniane  rośliny są  "lepiej przyjmowane", ot,   dulszczyzna bylinowo - kwiaciarniana się panosząca. No bo jak tu porównywać  kwitnące "jaśminy" do smętnego , nieśmiertelnego goździka  z perelowskiej kwiaciarni.

Kiedy poznaliśmy się z Alcatrazem z miejsca zaproponowałam  mu krzewy dzieciństwa. Alcatraz  łaskawie się zgodził  i właściwie od początku naszej  relacji jest zakrzewiany. W wypadku większego ogrodu zakrzewianie powierzchni ma dwie implikacje - oszczędza nam nieco pracy i organizuje przestrzeń ( duże  krzewy to rośliny architektoniczne ). Należy jednak uważać z ilością krzewów które chcemy posadzić w ogrodzie, zbyt duża  ich ilość i zagęszczenie działa tragicznie na  stan gleby. Szczególnie kiepsko może się to skończyć na  lekkich i suchych  glebach. Umiar wielka zaletą jest, howgh! Ja w początkach ogrodowania  bynajmniej tej zalety nie posiadałam ( zresztą  nadal ciężko walczę z chciejstwem, bo ono mi się w ogrodzie materializuje w takim najczystszym wańkowiczowskim wydaniu - rzeczywistość wymarzona ma się nijak do tej właściwej ) i ogród został obsadzony krzewami "mało szczęśliwie".

Teraz mam dylematy śnieguliczkowo -  tawułowe, a ciężką i smętną sprawą jest pozbywanie się dużych i zażytych krzewów. Lepiej od początku sadzić krzewy z głową, o czym informuję radośnie   krzewiarzy stawiających pierwsze ogrodowe kroki. Na wszelki wypadek sprawdźcie też które z krzewów łażą, czyli zdobywają terytorium za pomocą odrostów. Niestety taką przypadłość ma zwyczajny jaśminowiec Philadephus coronarius. Dobrze jest  też sprawdzić, które  krzewy wymagają częstego formowania i  wycinania pędów.  Z czasem bowiem może się okazać że oszczędzanie sił na pielęgnację  ogrodu poprzez sadzenie krzewów  było naszym wymysłem  i nie ma nic wspólnego z realem. Nie przycinane krzewy zamieniają  się chynszory, coraz słabiej kwitną i w ogóle brzydka żopa a nie fajny ogród.



Dziś, nauczona smętnym doświadczeniem, starannie przeglądam wszelkie dostępne dane o krzewach, które zamierzam posadzić w Alcatrazie. bardziej interesują mnie odmiany niż gatunki, te pierwsze są z reguły mniej ekspansywne i nie wymagają częstego przycinania. Najlepszym  przykładem jest tu jaśminowiec.  Odmiany pełnokwiatowe i te o kolorowych liściach rozrastają się nieco wolniej i nie trzeba koło nich tak często skakać z sekatorem.. Jednak nie ma róży bez kolców - nie wszystkie jaśminowcowe kwiaty pachną. Odmiana mieszańcowa tak  piękna jak 'Belle Etoile' zapachem nie porywa, niektóre pełnokwietne odmiany w ogóle zapachu wyczuwalnego przez ludzi nie produkują i generalnie jak  chcemy żeby "jaśminowa" woń nam w czerwcu ogród uprzyjemniała, to lepiej solidnie poczytać o  cechach odmian zanim którąś z nich posadzimy w ogrodzie. Ponadto jaśminowce o pstrych liściach miewają swoje fumy - odmianę 'Variegatus' najlepiej sadzić w półcieniu,  tam gdzie  promienie słoneczne są mocno rozproszone. W innym przypadku zafundujemy sobie słabe wybarwienie liści ( głęboki cień ) albo ich totalne przypalenie ( pełne słoneczko ). Złotolistna odmiana 'Aureus' znosi dobrze słońce ale posadzona  na wilgotniejszych stanowiskach czasem nie budzi się po zimie. Z mojego doświadczenia wynika że najmocniej pachnie , niestety, gatunek o zielonych liściach (  'Variegatis' i ' Aureus' mają pachnące kwiaty, są "prostymi" odmianami Philadephus coronarius ). Niestety, bo łazi a sekator jest używany corocznie.



Żylistków uprawiam jak do tej pory trzy sztuki w trzech różnych odmianach ( jeden to mieszaniec a drugi chyba nawet inny gatunek  ) i bardzo mocno bije się z myślami nad  wprowadzeniem kolejnych do Alcatrazu. Z jednej strony żylistek szorstki odmiany Deutzia scabra 'Candidissima'   ( pierwsza fota ) wymaga  ode mnie corocznego przycinania, z drugiej strony taki żylistek Deutzia X  hybrida  'Pink Pom - Pom'  ( foty nr 2  i 8 ) jest szczęśliwy jak go raz na parę lat prześwietlę. Mały żylistek  ( fota  nr 9 ) o nieustalonej proweniencji  i złotawo obrzeżonych liściach w ogóle niczego ode mnie nie wymaga. No i sama nie wiem czy  posadzić te  hybrydki  'Magican' czy 'Strawberry Hills', bo jakby miały zachowywać się jak  'Pom - Pom' to świetnie ale jak przyjdzie mi przycinać krzewy jak odmianę 'Candidissima'?! Sprawa do doczytania, znaczy. Czuję jednak że największe szanse na Alcatraz  mają mieszańce.


Z krzewuszkami Weigela  florida takich kłopotów nie mam. Rosną   w Alcatrazie dwie i obie tak sobie. Znaczy fajerwerków nie ma.  Pierwsza z nich to 'Eva Rathke', następczyni odmiany  'Bristol Ruby', którą  udało mi się zamordować w początkach ogrodowania, druga to 'Variegata' ( foty nr 5 i  nr 10 ). Szczerze pisząc  to kwitnienie przechodzi z lekka nie zauważone za sprawą sąsiadki - kolkwicji.  szczęśliwie nie wymagają jakichś wielkich zabiegów, przycinam je  "czyszcząco" raz na parę lat, tendencji do łażenia nie wykazują. Moją ogrodową faworytą wśród krzewów kwitnących w  czerwcu jest kolkwicja Kolkwitzia amabilis ( fota nr 11 ) . Superkrzewisko! Forma, która mi bardzo odpowiada ( przewieszające się malowniczo pędy ), "oblepienie kwiatami" i w ramach bonusu przebarwiające się na czerwono jesienne liście. Nie łazi, przycinanie formujące od czasu do czasu. Jedyny minus to brak zapachu. Nic to, uprawiam gatunek, marzą mi się odmiany!


P.S. Czasem tak mam, chyba wysyłałam jakieś fluidy czy cóś. Sławutonek zaprosił Mamelona i mnie na szkółking. Było bosko, mimo tego że w samochodzie trwała zażarta dyskusja na temat podlewania i Sławutonek mało nie został anihilowany ( Sławek jest za hartowaniem roślin od małego, Mamelon za solidniejszym dopieszczaniem wodą młodziutkich sadzonek, ja jak zwykle po środku czyli dopieszczam głównie cienioluby - no bo irysy bródkowe to w zasadzie na podlewanie mają wylane, he,he ). Przywieźliśmy ze szkółkingu łupy i to takie jakie mi się krzewiasto marzyły. Pierwszy z nich  to  Deutzia X magnifica 'Tourbillon Rouge' ( fota nr 12 i 13 ). Fajna odmiana, której liście wiosną są pięknie żółtawe, a kora jest w kolorze cynamonu. No, trzeba będzie ciąć po kwitnieniu żeby uwidocznić piękno gołych pędów ale "nie ma kołacy bez pracy" ( mieszańce są szczęśliwie niższe niż "czysty" szorstki, więc cięcie nie będzie takie ciężkie ). Drugim "przyjechanym" wymarzeńcem jest kolkwicja Kolkwitzia amabilis 'Maradco' alias 'Dream Catcher' ( fota nr 14 ). Cechą charakterystyczną dla tej odmiany jest wybarwienie liści - młode liście są żółte a najmłodsze, te rozwijające się na końcach pędów, niemal pomarańczowe. Najlepiej sadzić tę odmianę w półcieniu, w słonecznym świetle delikatne liście mogą ulec poparzeniom.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz