sobota, 8 sierpnia 2015

Osty mile widziane! - czyli rośliny Barbary Reginy

Nie cierpię ostów, wyjątkowo paskudne z nich chwasty.  Są na tym świecie jednak  takie osty na widok których przyspiesza bicie mojego serca i to nie dlatego  że czuję wszechogarniające wkurzenie.  Barbara Regina Dietzsch sprawczynią tych cudów ostowych. Znaczy nie z żywymi roślinami mamy do czynienia tylko z ostowymi wizerunkami. "Portrety" ostów pochodzą  z  XVIII wieku, choć wiele osób sądzi że są o jakiś wiek wcześniejsze. To pewnie przez to  że widoczny jest w twórczości Barbary Reginy wpływ niderlandzkich siedemnastowiecznych malarzy martwych natur przedstawiających kwiaty czy owoce . To samo precyzyjne podejście do oddawania urody "ogrodowego tworzywa",  czarniawa ciemność tła na którym rośliny jakby oświetlone reflektorem są głównymi, choć nie jedynymi "aktorami dramatu".  Wyzwolone z zanurzenia w światłocieniu, zamarłe i upozowane, nieco sztuczne a jednak prawdziwe. Niby niewielki  rozmiarem gwasz a opowiedziana cała historia ogrodowa - osty w najpiękniejszej odsłonie  i ich goście.
"Osty" oczywiście bardzo rożne, od ledwie spokrewnionych z  prawdziwym ostem popłochów ogrodowych ( bezczelnie zwanych przez ogrodniczy ogół ostami ozdobnymi ), czy ostrożeni, do najbardziej pospolitego chwasta porastającego nieużytki. W końcu w języku potocznym nazwą "oset" ochrzczono wielu kolczastych przedstawicieli rodziny astrowatych ( generalnie nazwa ta jest stosowana dla podobnych morfologicznie roślin należących do innych rodzajów ).

Teraz troszkę o autorce tych obrazków. Barbara Regina Dietzsch  urodziła się w 1706 roku w Norymberdze , jako córka znanego  malarza   Johanna Izraela Dietzscha. Nie była jedynym uzdolnionym dzieckiem w tej rodzinie, zarówno jej siostra jak i pięciu braci  zajmowało się malarstwem.  Barbara Regina, najstarsza z rodzeństwa  była też najzdolniejszą z  młodszego  pokolenia rodziny Dietszch. W XVIII wieku jej prace cieszyły się dużym uznaniem, często stanowiły wzór dla rycin zamieszczanych w ówczesnych publikacjach poświęconych  botanice.   Zarówno  Barbara  Regina jak i jej rodzeństwo byli znanymi znanymi osobami na , jakbyśmy to dziś nazwali, "międzynarodowym rynku sztuki". Najstarszej pannie  Dietzsch parokrotnie proponowano  objęcie stanowiska tzw. "malarza nadwornego", przyjęcia którego to  stanowiska konsekwentnie  unikała.  Nie do końca wiadomo czy stały za tym unikaniem względy rodzinne czy też  Barbara Regina na tyle ceniła swoją wolność artystyczną, że nie miała ochoty na mecenat, który mógł ją ograniczać.  Zresztą Barbara  Regina nie musiała szukać pracy czy inspiracji dla tworzenia swoich  dzieł  w innym miejscu  niż  Norymberga. W XVIII wieku to miasto uchodziło za Mekkę  dla malarzy zajmujących się  przedstawieniami botaniki czy fauny. Artystka  zmarła w 1783 roku. W Muzeum Narodowym w Gdańsku możemy  obejrzeć jedną  z jej prac ( u mnie fotka nr 4  ) , tak sobie zwyczajnie opisaną  jako "Łodyga kwitnącego ostu z motylem", XVIII wiek; gwasz, 23,6 x 17,3 cm.



6 komentarzy:

  1. Kłujące wolę jednak podziwiać z daleka i dotyczy to również uwielbianych przez większość ogrodników róż. Wyjątek stanowią żywopłotowe rugosy (;

    OdpowiedzUsuń
  2. Pikutku, osty to ja lubię na obrazkach, w sosie artystycznym podane. Z różami insza inszość - przede wszystkim nie są ekspansywne tak jak osty, więc człowiek koncentruje się na urodzie kwiatów a nie na przedzieraniu się przez kolczaste chynszory i liczeniu ran. Z kolczastych roślin to u mnie najwięcej jest berberysów i czasem płaczę "łzami rzewnymi" przy przycinaniu gadów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Berberysów tymczasem nie przycinam, więc o kolcach zapomniałam, ale przypomniał mi się płacz przy korygowaniu ogników (;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przycinanie ogników to prycho przy akcji z rokitnikiem. Wtedy leją się dopiero rzewne łzy.

      Usuń
  4. Genialne. Nie znałam tej artystki (jak wielu innych, o których pewnie nawet nigdy się nie dowiem). Uwielbiam taki klimacik - niby proste, a jednak...
    A kolczaste - z roku na rok stopniowo wylatują z mojego ogrodu. Mam na myśli berberysy, bo nad prawie_że_utraconym mikołajkiem wylałam wiosną kilkanaście łez 9na szczęście się zebrał i ma trzy listki na krzyż, ale żyje).
    A róże - zawsze i wszędzie! Aktualnie są dla mnie osłodą obrzydliwej "pięknej" pogody: w tym upale pachną jak nigdy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to cieszę się że Cię poznałam z Barbarą Reginą.:) Polecam Ci też jej pierwiosnki łyszczaki, moim zdaniem urocze, a kolczastym w Alcatrazie poświęcę następny wpis.

    OdpowiedzUsuń