niedziela, 21 października 2018

Staroruryzm

Świat się zmienia  a ja cóś za nim nie nadanżam, popsowało się zdrowie albo co bo wyraźnie nie dotrzymuję  mu kroku ( światu, nie zdrowiu ) a czasem nawet jakbym zadyszki dostawała. Ostatnio mła  parę rzeczy utwierdziło w podejrzeniu, które się  we mła zalęgło  jakieś cztery lata temu - mła wyraźnie pierniczeje i powoli przestaje rozumieć co ludzie chcą  mła powiedzieć. Duuuży problem ze zrozumieniem. Kolejne z rzędu uświadomienie staroruryzmu nastąpiło  z powodu solidnego tarzania się w filmowej rozpuście - mła obejrzała filmik pod tytułem "Hotel  Artemis" i mła popadła w zadumę.  Czasem tak mła się robi, nie zawsze z powodów  do końca uświadamialnych ale tym razem mogłam podać przyczyny dla których mnie się zadumienie zrobiło. To nie jest jakiś bardzo wybitny film, dzieło  z tych powalających, ma tzw. mielizny ale jest filmem który będę pamiętać. W przeciwieństwie do chwalonego przez krytyków  i wycmokanego przez  widzów  kinowego hita "Blade  Runner  2049", co to niby była w nim świetna rola  Goslinga i w ogóle. Taa, pierwszego Łowcę Androidów zapamiętałam tak że mogę z pamięci  narysować sceny, drugi niby się mła podobał ale okazał się filmidłem  bezpłciowym, takim że  zaledwie po roku  od oblookania nie kumam o co w nim biegało i to nie z powodu atakującej mnie sklerozy.  Pół wieczoru dzielnie usiłowałam sobie bez wspomagaczy przypomnieć  fabułę, ujęcia, muzykę i  insze smaczki  i jedyne co mi się  udało odtworzyć to rozmowa nowego  Łowcy ze starym  Łowcą w ostatkach   po  Las  Vegas.  Cała reszta to jakaś  nieistotność.

 W zasadzie można by to wytłumaczyć przytępieniem, problemami ze stykami czyli tym  że nie  chłonę już wrażeń jak ta gąbka.  Tylko że nadal zdarza mi się oglądać  filmy które mogę z pamięci narysować - taki niby smętnie nudnawy "Tinker, Tailor, Soldier, Spy", nawet "Interstellar" jak już tak w futurystycznym temacie pogrzebać. Hym... lepiej pamiętam skeczowaty film o reality show kręconym w domu czterech wampirów (  otępienie starcze jednego z lokatorów to był zabawny pomysł - pocieszka dla tych co otępienie jeszcze przed nimi - przynajmniej  nie będzie trwało w nieskończoność )  niż film który tak spodobał się krytyce i  publiczności że zyskał swoisty znak jakości. Pewnie były cud  zdjęcia na które  okazałam się  ślepa, muzyka której dźwięków nie słyszałam, scenografia miodna co to miała zapaść w pamięć ale zupełnie nie zapadła i porywająca gra  aktorska która mnie nie porwała. No tak, rozjeżdża się tzw. odbiór emocjonalny mła i młodszego pokolenia.  Nie jest to tak że podobają mi się tylko te piosenki , które już kiedyś słyszałam, ja po prostu nie odbieram  współczesnych kodów, tam gdzie inni widzą znaczenie ja dostrzegam jeno banał, taką poprawną nijakość gorszą  od uczciwie złego filmu, obrazu , muzyki. "Hotel Artemis" mało komu się podobał, krytycy objechali, publiczność nie dopisała  ( mimo wyraźnych ukłonów w stronę przeca uwielbianej mangi ), tylko co poniektórzy zobaczyli w tym cóś więcej niż świetną Jodie Foster.


Jakbym dejavu  miała, "Contact" tyż szału nie wywołał. Taa... tak się pocieszam tym że "Contact" dupska krytyce w latach dziewięćdziesiątych nie urwał a publisia wyraźnie nie była gotowa po  tych wszystkich Armagedonach czy Dniach Niepodległości na taki film. Wmawiam sobie że to insi mają dzidziopiernikowatość a ja  tylko zwyczajny  staroruryzm i po prostu dobrze by było żeby insi  się oddzidziowali  bo tylko  należycie skruszały piernik doceni odpowiednio sporządzony lukier  miętowy. No ale to tylko pocieszka i wmawianki, starcze gderanie lepiej potrenować bo pewnie jeszcze nieraz "dzieło wiekopomne" gdzieś tam przejdzie mła  koło oczu, uszu, a przede wszystkim głównej stacji odbiorczej a zapamięta za to  jakiegoś gniota ze względu na niektóre kwestie rodem z wczesnych "tarantiniaków", klimacik scenograficzno - muzyczny i szczegół typu kroczek Pielęgniarki. No wiecie, stare rury to majo szczególne  gusta.
Dzisiejsze fotki ozdabiające to portreciki pań silnych, aż się wierzyć nie chce  że i one  mogły z czasem zostać starymi rurami, takie na tych zdjęciach  hop  do przodu.  Jest też fotka z tych na czasie, przynajmniej w kwestii kumania że cóś jest na czasie jeszcze nie odstaję za bardzo od inszych.

27 komentarzy:

  1. I did use my vote, dear old tube.

    Zastanawiam się, czy ten kuń jest żywy, czy jednakowoż wypchany?

    OdpowiedzUsuń
  2. Old tube, hrehrehre! A po francusku byłoby jeszcze piękniej, tylko że rura jest rodzaju męskiego, to nie wiem. Vieux tuyau - znaczy stary rur... Tak czy siak brzmi duuużo lepiej niż stara rura! Koń wypchany - oko mętne i sztywność paszczy posiada.
    Bardzo mnie się podobają te fiuterka u pań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oldtjub, dziefczynki, to brzmi szacownie Wietujo lub Wietuj skłania mnie do głupich rymowanek, głównie nieprzyzwoitych. Pozostańmy przy wersji angielskiej, z Wietujem za dużo się rymuje. Kuń wypchany, pewnie żywy nie chciał się z babami focić, bo w tym czasie to nie uchodziło żeby przyzwoity kuń focił się z takimi co fiuterka na odnóżach nosiły. Żeby tak przyzwoita amazonka,damskie siodełko to insza inszość ale fiuterka?!

      U nas po wyborach pozamiatane, że się tak wypiszę. Nie że pani Hania taka słodycz, pan Sasin zastosował tępotłukizm i poczulim że musim odpowiedzieć coby dobrze zrozumiano. Znaczy bałucka klasyka, odknaj bo zawadzisz i poczujesz ból istnienia. Ponoć doskonale rozumiana w pewnych kręgach w Radomiu. Tak, tak, nie wystarczy być aliganckim jak ten angielski dyndas, czeba jeszcze wiedzieć kiedy usta otworzyć i carycą piendrolnąć. Wybory to nie są podśmiechujki, można się samemu przerżnąć.

      Usuń
  3. Samą siebie też nazywam od pewnego czasu starą rurą. A mój ukochany, który ma kłopot z językiem polskim ( trudny, trudny , bardzo trudny ) tego wyrażenia nauczył się w 2 sekundy i powtarza jak papuga - bezbłędnie. I tylko zastanawia się, jaki w polskim powinien być męski odpowiednik hydrauliczny "starej rury"? No właśnie, jaki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta propozyszyn Naczelnej jest zaprawdę piękna - stary wycior to brzmi cudnie. Niestety cóś mnie mówi że Twój luby tego wyrażonka się już tak szybko nie nauczy. A i z powtarzaniem papagajskim będą kłopoty. ;-)

      Usuń
  4. To tak z Tobą nie jest źle :D
    Ja już od dłuższego czasu nie dotrzymuję kroku ani zdrowiu ani temu światu :D Światu to co najmniej od 10... ale pewnie i dłużej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świat to wyprzedził mła tak z sześć, pięć lat temu, zdrowiu usiłuję dotrzymywać dzielnie kroku za pomocą strategii "Organizm mi da znać" ( znaczy robię badania ale nie przychylam się ochoczo do każdej koncepcji lekarskiej uszczęśliwienia organizmu - mam zakodowaną głęboką nieufność do grupy zawodowej która przez tysiąc lat twierdziła że remedium na wszystko jest upuszczanie krwi, zdziwne zważywszy że kupa ludzi mi bliskich to medycy ). :-)

      Usuń
  5. stararuro, nie znam żadnego z ww. filmów choć o 2 słyszałam :P
    filmów szpiegowskich nie oglądam bo zawsze znajdzie się dwóch bohaterów o podobnym fizis i ja już po 10 minutach nie wiem, który jest dobry, a który zły. poza tym wystarcz 10 sek. nieuwagi by przegapić istotna dla fabuły kwestie i 1,5 godziny seansu idzie się bujać. futuryzm oraz kilerka (wyjątek Tarantino) tez nie moja bajka. natomiast Jodie F. uwielbiam i wcale nie musi grac ;)
    kuń chyba wypchany and I couldn't use my vote becouse ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. po chrancusku może być jeszcze "vieille pipe", tez może się kojarzyć :D :D :D
      francuzy nic tylko świntuszo :P

      Usuń
    2. Mła też przepada za Jodie. Lubi ją nawet w kiepściorach, choć Jodie rzadko zdarza się zaliczyć gniota. "Tinker, Tailor, Soldier, Spy" nie jest bondowaty, to jak twierdzą ludziska związani z tzw. środowiskiem wywiadu najbardziej realistyczny obraz dotyczący wywiadu brytyjskiego w latach zimnej wojny jaki powstał. Tempo ma żółwie bo tak wygląda codzienna praca analityków, ni ma mowy o zagubieniu się w akcji. No i choć jest w nim pokazana też ta brudna strona zawodu, cinżka przemoc fizyczna, to głównie jest filmem z gatunku który Babcia Wiktoria określała mianem "dramat psychologiczny". Co do kina sc-fi to lubię o ile jest dobrze zrobione, za to nie znoszę komiksów ekranowych - wysypka mnie na ciało występuje a jak zobaczę co marvelowatego to mam drgawki. Killerstwo lubię bardzo, byleby nie było to cóś typu "zabili go i uciekł". Najlepiej żeby killerstwo było mroczne, duszne i cężkie, wówczas się oblizuję. Taki jakiś brzydki atawizm we mnie się odzywa. Kiedyś moja przyjacióła Doro stwierdziła że odprężającym jest kiedy na ekranie zobaczysz jak w słusznej sprawie komuś przypieprzą młotem pneumatycznym, albo choć dechą. Cóś w tym jest.
      Mój boszsz - chrancuski jest strasznie nieprzyzwoity! Normalnie nie powinni tego "jązyka" w szkołach uczyć! :-)

      Usuń
    3. Filmu nie znam, książkę bardzo lubię. Zresztą przeczytałam całego Carre od początku do końca i to nie jeden raz. I pewnie nie ostatni.

      Usuń
    4. Film ma tzw. atmosferę, cóś co sobie bardzo cenię. :-)

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Stary wyciorze, czy mógłbyś przysunąć maselniczkę?
      Ależ oczywiście, z największą przyjemnością, ruro stara.

      Usuń
    2. No Wersal na odwyrtkę! Zawsze to lepiej niż klasycznie jak to było w zwyczaju arystokratycznych francuskich małżeństw - "Chciałbym zaproponować współżycie droga pani Nazwisko". "Niestety dziś ma umówione spotkanie z hrabią Z., będę czekała na Pana, panie Nazwisko jutro w godzinach od 20 do 22".;-)

      Usuń
  7. Leloop, widelca w łapie nie umio utrzymać, ale do świntuszenia to pierwsze, nie?

    OdpowiedzUsuń
  8. stary wycior, umarłam :D
    Francuzy nie tylko świntuszo ale i świnio przy stole. stół po francuskiej imprezie to krajobraz po bitwie, wprawdzie rzadko kto kipuje w galaretce z nóżek ale cala reszta to jeden wielki rzyg. no i maczają bule z masłem i marmelada w porannej kawie podawanej nikt nie wie czemu w misce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to dlaczego - do miski łatwiej trafić bułą - ma szerszy otwór.

      Usuń
    2. Z miski można lepiej siorbać, znaczy miskowe siorbanie bardziej słyszalne niż takie kubkowe siorbanko.

      Usuń
  9. Bo to naród niecywilizowany, po Gallach nic nie zostało, tyż nic od Rzymian nie przejął, Frankowie byli ciemni a Karol Wielki nie istniał. W ogóle to Francuzy zaczęły się od widelca którego nam ukradł i uwiózł do Francji Henio de Valois, przedtem to za pomocą łap te żaby żarli i ślimaki a o dobrym schabowym nie mieli pojęcia. Tfu, taki naród! Nie to co ludzie z Wielkiej Lechii którzy 10 000 lat temu wielkie piramidy co to się nie uchowały budowali.
    Śniadanko francoskie i tak nie przebije prawdziwego brytolskiego poematu śniadaniowego pod tytułem "Zabij mnie cholesterolem i zadbaj przy tem żeby kubki smakowe nie odczuły żadnej przyjemności".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O brytyjskim śniadaniu tylko czytałam w różnych działach literatury światowej i za każdym razem włosy mi stawały dęba, a żołądek wywracał fikołki. To dopiero mi tradycja. Brrr.

      Usuń
    2. Uwierz, opisy literackie są niczym w porównaniu do realu! I tak jest teraz lepiej, drzewiej lubili przegryźć nereczkę moczem cuchnącą w cienkie plastry pokrojoną na patelce cudnie przysmażoną. Miodzio! ;-)

      Usuń
    3. No tak, not tak, "Ulisses"...

      Usuń
  10. Z opóźnieniem przeczytałam, ale napiszę, bo mnie nowy Blade Runner podobał sie bardzo, tak samo jak pierwszy. Pierwszy był taki bardziej przygodowy i konkretniejszy, drugi bardziej skierowany na emocje, bardziej filozoficzyn, bardziej z pytaniem: po co my tu? Goslińg dał radę, bo zagrał oszczęnie, bez przerysowań. Wiesz, ja poczytałam ostatnio różne rzeczy, o tym, że przychodząc na Ziemię, planujemy już całe swoje życie. Główne punkty programu muszą się wydarzyć, bo chcemy to akurat w tym życiu przerobić. Nasza wolna wola jest taka, że możemy wybrać nastawienie do tego co się wydarza. Odkrycie, że jest Plan, może załamać, może pomóc. Zależy jak się z tym ułożysz. Dowiadujesz się, że jesteś robotem, a nie człowiekiem i wybierasz: wkurw i zabicie wszystkich, albo zgodę :-) Z tej perspektywy świat wygląda inaczej. Takżetak. Świat jest zbyt ciekawy, żeby starorurować :-) A film "Co robimy w ukryciu" bawi mnie do łez za każdym razem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hym... pewnie perspektywę możemy sobie zawsze wybrać, oby to tylko nie robiło za tabletkę wyciszającą, taką umożliwiającą odlot. Ten radosny zachwyt możliwością wybrania sobie perspektywy nie jest nowy, jak dla mnie to jest niebezpieczne myślenie. Już kiedyś go próbowano - skończyło się jak zawsze. Przeżyli ci , którzy w pełnej zgodzie z determinizmem biologicznym, który pozwala jasno określać zagrożenia, dobrze wyczuli kiedy wiać. Cóż, mnie osobiście ciężko byłoby znaleźć w sobie pozytywne nastawienie do takiej komory gazowej w chwili kiedy ja jestem w środku a ktoś właśnie wpuszcza do niej gaz. Owszem mogę w owej strasznym momencie rozważać problem świadomości, rolę czasu, teorie wszechświata, Absolut, ale to cóś małopocieszalne jest bo nie mam takiej absolutnej pewności że wraz z ustaniem funkcji życiowych mojego mózgu mój konkretny umysł będzie sobie dalej gdybał, przechodząc lub nie kolejne fazy rozwoju. Jedyną rzeczą która wydaje mi się ( podkreślam słowo wydaje ) być pewna to fakt fizycznego istnienia, nawet jak to istnienie to tylko nieustanny wir energii. Sprawdziłam namacalnie że przy pewnym poziomie bólu świadomość że to tylko skomplikowana relacja atomów nie pomaga. W tej sytuacji wolę nie grać w obrazie o komorach gazowych tylko w takim o pięknych królewnach. Zmuszanie do niechcianych ról może zakończyć się masowymi ucieczkami z planu. A myślenie o determinującej roli wyboru sposobu postrzegania może prowadzić do tego że nie będziemy przejmować się ludobójstwem, bo patrząc z pewnej perspektywy to zdrowe dla planety, gatunku a w ogóle to od nas nie zależy bo się lubi zdarzać jak trzęsienia ziemi. No mamy tak, ale jak my się nastawimy pozytywnie to może nie będziemy mieli. Mam Aniu bardzo słabą wiarę w jakikolwiek Plan, chyba od czasu słynnych planów pięcioletnich. Bliższe mi jest podejście Makbeta, wiesz
      "Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
      (...) – powieścią idioty,
      Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą."
      Wiem, wiem, smętne i dołujące jest podejście mła do życia i innych chorób przenoszonych drogą pciową ale mła tak ma. Takiego umysła jej mózg sobie zafundował i mła teraz musi z czymś takim w czaszce żyć. Pocieszające jest że w Was trafiają tylko odpryski tego umysła.;-) Główna ohyda zostaje u mła.
      Pierwszy Łowca mi się podobał bo postawił prze mła konkretne pytanie nad którym sobie gdybała - co naprawdę określa nas jako gatunek? Drugi Łowca albo nie wyartykułował należycie albo ( jak to mła podejrzewa ) mła jest za stara żeby zrozumieć sposób zapytowywania. I dlatego mła pozostał cóś nieczuła na Łowcę nr 2. :-)
      A w ogóle to Cię witam w moich skromnych progach. :-)

      Usuń
    2. A czytam cię z przyjemnością :-) A ogrody kocham, choć nie mam. A z tym Planem jest tak, że nawet jak wiesz, że jest, to musisz Zaufać, że wiedzie w dobrym kierunku nawet z komory gazowej ;-) Cała trudność jest w pojęciu tego. Pewnie dlatego nam gumkują pamięc jak tu przychodzimy, właśnie po to by z planszy nie uciekać ;-) I to wcale nie prowadzi do relatywizmu moralnego. Absolutnie trza mieć zdanie na temat, uczyć sie i rozwijać. Wybierać i mierzyć z konsekwencjami. Żyć poprostu. A potem się okaże... Obawiam się, że każda droga jest dobra ;-) Niestety ;-)

      Usuń
    3. Taa... czysty taoizm. Ja tam nadal nieufna, może dlatego że słowo plan jakoś mi się zawsze kojarzy z przymiotnikiem szczwany.;-)

      Usuń