piątek, 4 października 2019

Październiczności


No i  zapaździerniczyło! W  tym  roku klonik  japoński 'Aconitifolium' cóś  wcześniej zaczął przebarwianie liści na prawdziwie  ognistą  czerwień.  Cóż,  po  dziwnym lecie  zdziwna  jesień i nie  ma właściwie  czemu  się  dziwić.W  domu jesień  jak zawsze  herbatkowa a w  tym  roku mła  jest szczególnie  mile do herbatki usposobiona  bo ma nowy jesienny  serwis  herbatkowy, którego  zakup bezczelnie  wyżebrała u "swojego faktora".  Garnuszki  są  właśnie  takie  jakie  powinny  być  jesienne garnuszki  herbatkowe.  Olbrzymi  garnek  herbaciany będzie  teraz  robił  za wazonik a herbatkę  będziem  pili " aligancko". Tak  w leśno - polnych  klimatach, jak  mła  lubi.




Mła  w ubiegłym, jeszcze w wrześniowym tygodniu pilnowała "siostrzeńców".  Młodociane  u  Dżizaasa,  Wasyl i  Tytus  po  domowemu  zwani Wasią i Tytim, są  kotami  po przejściach.  Na podwórko kamienicy w której mieszkają Dżizaas i  Jądrzej jakiś ponad  miesiąc  temu przyniosła  je  dzika  kotka.  Dwa spośród  trzech maluchów  były  w dobrym  stanie ale najmniejszy samczyk jak to określiła  Dżizaas "obesrany po  uszy  i ledwie żywy".  Została podjęta  szybka  akcja  ratownicza, małe  rozparcelowano ( dwa  zostały  przy  Dżizaasie, jeden  trafił  do  sąsiadki z   kamienicy z drugiej  strony  ulicy ), kotka  na leczenia  a potem na sterylizację  do lecznicy, Tytus  ostre leczenie  w domu i jakoś  wszyscy  z tego  wyszli żywi, choć  Dżizaas  miała  napady  migren  ze  stresu.  Pierwotnie  Wasię  usiłowano  wcisnąć  do mła ale ona  wiedziała że  tak młody, dziki  kotek może paść  ofiarą paskudyzmu dziewczynek - za  duży  na  maluszka wzbudzającego resztki instynktu macierzyńskiego, za mały żeby  poradzić  sobie z wypasionymi i silnymi dziewczątkami (  Mrutek  miał  problem  a co  dopiero takie  kociątko ).

Poza  tym lepiej  kiedy zwierzę, szczególnie  młodziutkie   ma  w  domu towarzysza ze swojego  gatunku. Z doświadczenia  mła  wynika że stadko  chowa  się  lepiej  niż  jedynaki a w tym  wypadku to kotki  z  tego  samego  miotu, znaczy braciszki.  No i  Dżizaas została   madką wielokotną na pełnym  etacie.  O  dziwo Jądrzej pozazdrościł  i też  chciał  zostać  madkiem bo "alergia  na kocią  sierść to  mu  dawno temu przeszła a w ogóle  to  była  alergia  na roztocza". Taa...  Małe wyleczone, wyedukowane ( kuweta ogarnięta i dobrze  wiedzą  gdzie trzymane  jest żarełko ) i dopieszczone - znaczy  jest  tak  jak powinno  być. Chłopaki  mocno różnią  się  między  sobą -  Waśka czyli Wasyl Bestia  ze  Wschodu jest dużym  kotem o potężnych łapach, cętkach  zamiast pręg i lekko skośnych  oczach ( kocia  fotka nr 1 i  4 to jego portreciki ),  Tytus ( kocia  fotka nr 2 i 5 ) to miniaturek o oczach  jak  groszki, wyłudzający  co  się  da metodą kota z bajki  o  Shreku.
Ciocia Tabs  oczywiście bardzo  kokocha maleństwa, mimo tego że  wie jak  Dżizaas z Jądrzejem  je rozpuszczą i pofolgują  najgorszym  kocim  cechom  charakteru ( no,   ale  Cio  Tabs  nie powinna się  wypowiadać na temat  prawilnego  wychowania  kotów  bo  Cio  ma  koty głównie  po to żeby  je  rozpuszczać ).  Rosną  małe  manipulatory  i zarządcy "państwa", już  teraz są przedsmaczki, he, he, he.




No a  moje  własne  stadko?  Moje  własne stadko  daje  mła  popalić w ramach integracji Nowego. Śpią  już  stadnie, znaczy  wszystkie  koty w domu, ale panienki  przeniosły  się  do  kuchni żeby  Mrutek  sobie  nie myślał! Zimno  w  nocy, tyłek  trzeba  wygrzać  jednak obrazę  dalej  się  zaznacza. Przywództwo Salonu  Odrzuconych mieszczącego  się  w kuchni objęła  Sztaflik, to ona  jest najbardziej  nieprzejednana jeśli  chodzi o dopuszczenie  Mrutiego do łask.  Sztaflik przemawia teraz długo  do mła, gada  zupełnie  jak  wścieknięta  Tabisia ( młau -łau -łał - łała - łał - młałuł ), która przecież  była nastojaszczą  suczą i  nie tylko   gatunek i płeć mam  tu na  myśli.  Treść  tych  Sztaflikowych przemów  nie  nadaje  się  do tłumaczenia, jedna  wielka  nieprzyzwoitość  się  na mła  wylewa z  tego  kociego  gardziołka.  Sztaflik nadal prycha na  Nowego, pokazuje  zęba ( choć  już  nie tak często ), daje  sygnał  do ataku radzieckiego całego stada  ale i  w jej  zachowaniu zachodzą  pozytywne  zmiany.  Zaaferowana  rozdawanym żarciuchem przestaje zwracać uwagę  na Mrutka, no  i nie leje  go  już  tak mocno.  Okularia  i Szpagetka spuszczone  z oka  przez  Sztaflisię  coraz  częściej  podchodzą  do  Mrutka  nie po to żeby  go zdzielić  tylko żeby  go dokładnie obwąchać, Szpagetka  zdecydowała się nawet  jeść  przy  Mrutku.  Mrutek  ze  swej  strony  też  się  pokazał od  rogów. Nie jest kotem  agresywnym, jego zaczepki  wynikają  z chęci  zabawy.  Jest za to uciekinierem.  To prawdziwy wałęsa, niby nie chce (  tak  przynajmniej usiłuje  wyglądać jak zamierzam otworzyć  okno  )  ale  czuje  że  musi! Byle za okno  na zewnętrzny parapet a potem  hulaj dusza, piekła  nie ma!  Madka w szlafroku i laciach  po podwórku  lata  jak  wariatka a on  ani myśli  do  domu  bo  siostrunie chodu,  liście   spadają  a ptoszki  fruwają.  Co  mu tam madka o zagrożeniach  będzie  truła jak on tu   zaraz wszystko sobie sam  zobaczy. No tak,   plan  był taki żeby  Mrutka stopniowo z dworem oswajać i  ten plan  jest zasadniczo  realizowany -  Mrutek na gigancie  sam się  oswaja  a ja  latam usiłując  wykonać  dawkowanie swobody za  oswajanym, który  nie reaguje  na  moje  przywoływania.  Kończy  się  to moje  latanie jednako - zasadzam  się  za brzózką  albo drzwiami  do kamienicy, spadam na Mrutka  jak  "jaszczomb" i  Mrutek wędruje w moich ramionach  w domowe  pielesze  gdzie  wypuszczony czym prędzej zajmuje strategiczną  pozycję na parapecie, obok  Szpagetki schowanej  dla  bezpieczeństwa (  Mrutek jest jeszcze  w końcu półobcy ) w papierowej zakupowej torbie z Leroja.  I tak sobie razem bezekscesowo egzystują  na tym parapecie - torba i Mrutek.
Na  fotkach poniżej  gwiazdunie -  Sztaflik   i  Okularia  udają  ze to  nie one tylko  jakieś  roślinki, w  tym czasie  Mrutek podziwiał  samochód  Pana  Krzysia a Szpagetka usiłowała  wrobić  Małgosi że ona  nic ale to absolutnie  nic  nie  jadła, od przybycia  Mrutka  to o pustym  żołądku chodziła i proszę  jak  się  słania  na Małgosine  stopy.




A poza  życie  stadnym to byłyśmy  z Mamim na  wysortach i odreagowywałyśmy  stresy (  Gosine  zdrowie,  Magdziołowe  kłopoty, Tatuś w roli  rekonwalescenta i Cio  Mary z  nowo zdobytym   "chorzeniem  grypopodobnym" ) radosnym  grzebaniem  w śmieciach.  Czegóż  to  te  Niemce, Holendry  i  Brytyjczyki  nie  wyrzucajo z chałup?! Mła  aż  kwiczała  ze  szczęścia  gdy  dopadła ceramiczne  źwierzątka.  Sama  sobie  prezent  zrobiła  na  Dzień  Zwierząt  ( człowiek też  zwierz ) bo  tak  głupio żeby  koty kuszały karmę  Acana za piniądz ciężki  a mła tak bez  niczego, żadnej przyjemności  za marne rupie kupionej.  No  nie  wypadało. Mła  nabyła paskudki które pasują  do  jej starych paskudek i od razu  jej lepiej.  Hym... grzebanie  w śmieciach ma silne działanie  terapeutyczne, może  mła  nie ma tyle  energii   co po powrocie  z lasu  czy szkółki roślin  ale też ją nosi i  czuje że  gór  co prawda  przenosić nie będzie  ale parę  "sztychów"  szpadlem jest w stanie wykonać.  Zdobycze  mła pokaże  przy inszej okazji, teraz mła jest przywoływana  do zalegania wspólnego - sukces,  Szpagetka i Mrutek zusammen  przywołująco ryczą  razem z wyra!

10 komentarzy:

  1. Pozytywnie jednym słowem. Oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pozytywnie i trza się zaprzeć przy tych pozytywnościach bo wiesz jak jest - zawsze cóś i wsiegda gatow. ;-)

      Usuń
  2. Może i reszta kociej ferajny sie udobrucha, dobrze,ze chociaż Szpagetka przyjazna.Mnie zawsze szkoda maluchów,że tak od starszyzny dostają reprymendy i fochy,a one wszak naiwnie się garną ,ale i to źle,bo nabierają złych nawyków,ucza sie,ze tak nalezy sie zachowywać i potem znów kłopot z nastepną ewentualną malizną. tak mi kotka własnie wytrenowala kocurka i teraz jest mocno buntowniczy w stosunku do młodszego kumpla.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mrutek nadal zakochany w Sztafliku mimo tych fochów które ona strzela. Widzę postęp, koty przebywają razem w domu choć przebywanie w jednym pomieszczeniu nadal jest sprawą problematyczną. Powolutku to wszystko idzie ale widać tak musi być. Gorzej że Mrutek obrażony na mła -"Nie będę jadł, chcę na dwór! I nie będę mruczał - wcale, ty podła ty!".;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Herbatę rzuciłam na rzecz kawy, którą kiedyś również pijałam, ale e mniejszych ilościach. [Zdanie na dyktando]. A gdybym miała tyle psów, ile Ty kotów? Pewnie, że dałabym radę, ale pozostanę przy jednej. Po wczorajszej wizycie rodzinnego jamnika zastanawiam się, ile czasu można się gonić. Długo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Herbatę to ja pijam w sezonie jesienno - zimowym, gdzieś tak w lutym mła przechodzi bo mła jest kawoszką. Z jednym stworzeniem czasem większy kłopot niż z wieloma, człowiek pracuje a zwierz lubieje towarzystwo ( zdanie absolutnie nie na dyktando ;-) ). Gonienie się, podchody, komórki do wynajęcia - taa... mła ma to od zawsze przed oczyma. Nawet jak zamknie to ma bo się jej wpisało na stałe. Mrutek umordowany dworem sam wrócił do domu i bęcnął. Teraz się troszki ociewuchał ( a może ociewióchał? ) i katuje papier w który były zapakowane naczynka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zastawa prezentuje się zacnie ;) Jak to herbatę pijasz tylko jesiennie i zimowo? Jak to kawosz? Herbata, to cudowny eliksir! Napój bogów! Źródło szczęścia! Mikstura błogości!
    "Herbaty szklanka mocnej!"
    "...I po co, i po co nam żyć
    kiedy nie będzie, nie będzie nam wolno już pić
    herbatki, herbatki..."
    Siostrzeńcy są cudowni! Po prostu cudowni! A stado się dotrze i wyrobi. Póki nie lecą kłęby futra i krew się nie leje jest bardzo dobrze.
    Mrut nie zna się na wykwintnej kuchni, bo do tej pory gustował w fast foodach. Zgłodnieje, to doceni. Z zapartym tchem będę śledziła jego postępy w zwiedzaniu Alkatrazu, bo ma chłopak w sobie gen szwendactwa.
    Od wczoraj walczę z chorym Marchewą. Sraczka jak stąd do Niewidać. Z choroby, robali, stresu i odrobaczenia. Jest w wieku i wielkości Mruta, ale dzika dzicz. Wczoraj w gabinecie był już tak osłabiony, że udało mu się zrobić kroplówkę. Dzisiaj w zasadzie też miałam naszykowany zestaw, ale chłopak na tyle ożył, że nawet przypuścił na mnie atak. Nie żeby mnie zagryzł, ale syczy jak kobra i młóci pazurami. Uznałam, że skoro ma tyle werwy w sobie, poprzestanę na lekach przemycanych w małych porcjach żarcia. Po moim ostatnim urlopie, kiedy zdobywałam skautowską sprawność kociej pielęgniarki ośmiornicy, teraz przyszedł czas na sprawność pielęgniarki zasranych dzikich tygrysów. Ale nie takie rzeczy my ze szwagrem. Skoro rok temu z okładem udało mi się obłaskawić i ogarnąć zdrowotnie Kapsla, zasuwającego po ścianach również pionowo w górę, a nie tylko metodą rykoszetu, to jutro Marchewa dostanie zastrzyk z antybiotykiem, nawet gdybym miała oczy stracić w tym starciu! Kapsel obecnie sypia przytulony do mnie na poduszce i domaga się głasków, a jego mruczenie przechodzi w radosny śpiew, dlatego myślę, że Marchewa skończy tak samo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "O, jakżeś bliska chwilko,
      jesienne pachną kwiaty
      a my pragniemy tylko
      już tylko tej herbaty
      za oknem deszczyk sypnął -
      arrivederci lato
      gdy wtem drzwi cicho skrzypną
      i witaj nam, herbato"
      No i ja właśnie tak jak Starsi Panowie, jesienią czuję że czas herbaty trwa! A kawa to insza bajka, kocham za aromat i pijam straszne ilości.
      Siostrzeńcy jak twierdzi Dżizaas zostali rozbisurmanienie przez Cio Tabs. Nieprawda, kalumnia i potwarz - Cio robiła tylko za katalizator, proces rozbisurmaniania już trwał w najlepsze!
      Mrut jakby stadnieje, choć to stadnienie cóś nie wyszło na zdrowie Szpagetce ( demonstracyjne wyjścia na noc a teraz będziemy się bujać z lekkim przeziębionkiem ). Mrut dostał sparzone mięcho i je karmę ale srakę rzecz jasna zaliczył ( podobno przesadziłam z ilością podawanego żarła ). Jakoś strasznie się na nim to byłe już posrywanko nie odbiło, on nawet mła wymruczał że ono było ze szczęścia.;-)
      Ja to nie chcę nic pisać i w ogóle ale zachowanie Marchewy cóś w stajlu Felicjana ( w stajlu bo jednak Cię nie pogryzł, ś. p. Felicjan uznawał że awantura bez podgryzka się nie liczy i to co najwyżej takie przymiarki do prawdziwej grandy ). Z doświadczenia mła wynika że tygrysy po obłaskawieniu mają napady "mniłości do maumy", też jest ciekawie bo można zarobić śliną w oko podczas udeptywania i mieć problemy ze zrozumieniem co mówi osoba po drugie stronie słuchawki telefonu bo mruczenie zagłusza jak nadajniki na Uralu zagłuszały radyjo z Monachium. He, he, he, wszystko przed Tobą. U mła teraz jest wyglądanie przez okno, za jakieś pół godziny czas na Mrutkowy wybieg ( dłuuugi ). :-)

      Usuń
  7. Ileż tu dobrej energii. Z przyjemnością spijam każde słowo 🌸🌸🌸

    OdpowiedzUsuń
  8. Uff, po dzisiejszym dniu to są już resztki energii ( dobrze że blogi został wcześniej naenergetyzowany ), padłam po ogródkowaniu. A efektów wielkich jakby nie widać. :-/

    OdpowiedzUsuń