wtorek, 20 lutego 2024

Milano vel Mediolan - Orto botanico di Brera

Mła Wam zapoda dziś cóś czego normalny człek się raczej w  Milano  vel Mediolanie nie spodziewa, no wicie rozumicie, muzea to i owszem liczne i znane ale kto kiedy zasłyszał że w mieście jest wiekowy ogród, sam robiący za  muzeuma.  Na tyłach Pinacoteca di Brera w Mediolanie znajduje się  Orto botanico di Brera, stareńki ogród ukryty za południowymi murami Palazzo Brera. Nie jest to oszałamiająca ilość zazielenionych hektarów, ogród liczy zaledwie 5000 metrów kwadratowych. To maleńka, zielona oaza  schowana pomiędzy budynkami w centrum Mediolanu.  Ogród ma bardzo długą historię, sięgającą aż XIV wieku, kiedy to w Mediolanie działali świeccy  braciszkowie zwani  humilatami, czyli pokornymi. Humiliati to produkt z Lombardii, pokrewni begardom, zakon powstał w zdziwnych, naprawdę nietypowych okolicznościach. Na początku XII wieku, w czasie kiedy kolejny niemiecki cesarz o imieniu Heinrich użerał się  z papiestwem i przy okazji tłumił którąś tam  z włoskich rebelii, tym razem w  Lombardii,  pojmał był w  charakterze zakładników  przedstawicieli lombardzkiej  szlachty i uwiózł ich do Reichu. Hym... wizyta u Niemiaszków zrobiła na Lombardczykach takie wrażenie że porzucili oni sprawy doczesne, założyli szare ubranka pokutne  i zaczęli robić w tzw.  działalności dobroczynnej. Troszki głupio było Heinrichu z pokutnikami walczyć, więc  po złożeniu zobowiązania lojalności zezwolono pokornym na powrót do Lombardii. Co prawda oni jeszcze wówczas nie nazywali się pokornymi, powszechnie nazywano ich  Barettini ( od nakryć głowy ). Wielu z nich za radą świętego  Bernarda i za pozwoleństwem swoich małżonek porzuciło w 1134 roku życie świeckie zakładając pierwszy klasztor humilatów w Mediolanie. W 1159 roku, z przyjęli oni regułę świętego Benedykta, przystosowaną przez świętego Jana z Medy do  potrzeb nowego bractwa. Około 1200 roku zgromadzenie zostało zatwierdzone przez papieża Innocentego III.

Humilaci koło roku 1178 przejęli budynek klasztorny, powstały na ziemiach Guercio da Baggio, który prawdopodobnie był konsulem w latach 1150 - 1188. Znaczy Guercio, nie budynek. Nieopodal zabudowań klasztornych, wyrastały ogrody, sady i winnice. Na terenie gdzie dziś znajduje się Orto botanico di Brera dawniej był ogród ziołowy i warzywny, który oprócz pożytków dla zdrowia i żołądków braciszków, służył im też jako miejsce kontemplacji. Zakon rozwijał się przez parę stuleci, wydając wielu świętych i błogosławionych. Mimo pokrewieństwa z begardami i pewnemu rysowi sprzeciwu wobec Kościelnej wierchuszki, które były obecne w jego bardzo wczesnych latach, zakon pomagał w zwalczaniu katarów. W miarę upływu czasu, wraz z obrośnięciem w piórka, czyli nagromadzeniem donacji, braciszkom lekko poprzestawiało się w główkach. Jak to się eufemistycznie określa, w działalność zakonu wkradły się poważne nadużycia, a do złożenia samokrytyki chętnych nie było. W związku ze związkiem papież Pius V zlecił arcybiskupowi Mediolanu, Karolowi Boromeuszowi, zreformowanie zgromadzenia. Taa... Karol mało nie przypłacił życiem tej reformy, jego działania wzbudziły sprzeciw wśród części zakonników, którzy zawiązali spisek w celu wysłania Karola natentychmiast do Bozi. Próba zabicia arcybiskupa nie powiodła się, spiskowców stracono, a zgromadzenie humilatów zostało bullą papieską z 8 lutego 1571 roku rozwiązane. Klasztor przejęli jezuici, nowe gwiazdy na firmamencie życia konsekrowanego. Dla ogrodu nic się nie zmieniło, nadal służył jako miejsce medytacji i uprawy roślin przez zakonników.

Przez dwa stulecia jezuici uprawiali ogród, aż do kasaty jezuitów przez Klemensa XIV w dniu 21 lipca 1773 roku, za, he, he, he, liczne nadużycia. Ogród wraz z powstałym nieopodal w XVI wieku budynkiem jezuickiego kolegium przeszedł w ręce ówczesnych władców północnych Włoch, austriackiej dynastii Habsburgów. Na tronie zasiadała wówczas Maria Teresa, to ona wymyśliła ogród botaniczny w tym miejscu.  Oczywiście cesarzowa jedynie nadała kierunek,  ogród został zmodyfikowany przez opata Fulgenzio Vitmana ,  który przekształcił istniejący ogród jezuicki na potrzeby studentów medycyny i farmakologii. Ogród od 1775 roku nazwany jest Ogrodem Botanicznym Brera, od tego czasu służył głównie jako miejsce uprawy ziół dla pozyskiwania surowców dla farmacji, tak zapisał się w historii, jako miejsce uprawy gatunków leczniczych wykorzystywanych w medycynie. Na konto cesarskiej światłości Marii Teresy, czy też może jej syna Józefa, należy też zapisać ambitne urządzenie  w pobliżu obserwatorium astronomicznego.

 

Po okresie opuszczenia i zapuszczenia w 1935 roku ogród został przyłączony do Uniwersytetu Mediolańskiego, który zarządza nim do dziś ( konkretnie to jest Istituto di Fisica Generale Applicata Uniwersytetu w Mediolanie  ) . Uniwersytetowi z tą opieką nad ogrodem różnie wychodziło, w 1998 roku po kolejnym  okresie zaniedbań i niszczenia postanowiono ogród gruntownie odrestaurować, nie zmieniając jednakże w trakcie rewitalizacji XVIII wiecznych założeń i kompozycji rabat. W 2001 roku ogród został ponownie otwarty po  renowacji. Nadal możemy w nim podziwiać zachowany  pierwotny układ, składający się z dwóch wyjątkowo urodnych eliptycznymi stawów,   arboretum, którego  historyczną rekwalifikację przeprowadzono w roku 2018 i wąskich, ale bujnie kwitnących rabat kwiatowych, na  których rosną przedstawiciele tak ważnych dla botaniki farmaceutycznej  rodzajów jak:   Salvia, Hortensia  czy Paeonia.  Rabaty zaprojektowane są jako  kolekcje tematyczne ( rośliny lecznicze, rodzime rośliny śródziemnomorskie, rośliny użyteczne, np. wykorzystywane w  farbiarstwie tekstyliów. Ogród pełni rolę dydaktyczną, w związku z czym jest otwarty w dni powszednie dla wszystkich a wstęp jest bezpłatny.  Ludzie napływają w to miejsce wychodząc z  Pinakoteki Brera, jakoś zamiast wyleźć na gwarną  i pełną straganów ulicę,  skręcają na ścieżkę biegnącą z tyłu budynku i po paru minutach są w zieloności, ukrytej w centrum  dużego miasta.

Jakby Was do Milano  vel Mediolanu zaniosło i mielibyście ochotę na cóś zielonego, to pamiętajcie Orto botanico di Brera jest  położony za Palazzo Brera przy Via Brera 28, nie przy. Pospacerować wśród prostokątnych  rabat kwiatowych  wykończonych cegłą warto, można odkryć  niezwykły urok zwykłych roślin. Mła na ten przykład zachwycona była kolekcją bylic. Piołunowa, gorzka rabata naprawdę dawała po oczach, jak i po nosie. Nie wiem czy to wpływ lombardzkiego, łagodnego, cieplejszego od naszego centralno - polskiego klimatu, czy po prostu nos mła tego dnia był prawie że psi, mła wręcz się pławiła w piołunowych woniach. No a przeca piołuny to tylko mała część kolekcji, w ogrodzie rośnie cóś około 300 gatunków roślin, z różnych siedlisk. Te lubiące wilgoć to w XVIII wiecznych stawach sobie egzystują, te bardziej egzotyczne  niby powinny być w szklarni ale cóś nie są, bowiem  szklarnią z XIX wieku  jest obecnie użytkowana przez Akademię Sztuk Pięknych.  Marychy w niej artysty dla natchnienia nie uprawiajo.

Ogród rabatowy jest podzielony na takie części jak: rabata peoniowa i orlikowa, rabaty warzywne (  hym... nie bardzo wiem pod co podpiąć rabatę zbóż, kukurydza jest taka niejednoznaczna ), rabaty roślin z rodzaju Salvia, kolekcja roślin cebulowych, kwitnących wiosną.  Do tego dodajcie sobie dojrzale okazy drzew, w  mediolańskim ogrodzie rośnie  jedno z najstarszych drzew miłorzębu japońskiego Gingko biloba w Europie, a także dorosłe okazy  takich drzew jak: firmania  Firmiana platanifolia, orzech czarny Juglans nigra, skrzydłorzech kaukaski Pterocarya fraxinifolia Tilia. Do mła przemówił mocno bardzo rozłożysty krzew oczaru, taki na pograniczu drzewkowatości.  No i zwieszający dość nisko ukwiecone pędy tulipanowiec amerykański Lirodendron Tulipifera, po raz któryś z kolei  uznany przez Mamelona i mła za  o wiele milsze dla oczu w porze kwitnienia  drzewo, niż jego chiński kuzyn.               

Jednakże to nie drzewa ani ziółka klasyczne zrobiły na mła największe wrażenie, mła potężnie wsiąkła w paprocie. No wicie rozumicie, nie codziennie mła  ma możliwość oglądania orliczki kreteńskiej Pteris cretica w wersji monstrualnej. Mła się przyznawa że zna tę paproć głównie z wersji chudo - marketowej,  w wersji godzillowo - ogrodowej. Prześliczny paprociun, wielki żal że nie przeżywa naszych zim w gruncie, bo w doniczkach mła spotykała głównie okazy wynoszone zimą do domowych pieleszy, które to okazy były cieniem gatunku rosnącego w gruncie, Do tego to morze paprotników w najlepszej formie, gigantycznych ciemierników, pleniącego się w charakterze chwasta kopytnika wspaniałego Asarum splendens. Mła tak sobie po tym paprociowym zakątku mediolańskiego ogrodu chodziła i nie mogła się wewnętrznie narechotać - rarytetne epimedia wyłaziły z rabat, Adiantum venustum tworzyło cóś na kształt potarganej darni, nerecznica Siebolda  Dryopteris sieboldii posiadała więcej niż jedna frondę, kulturalnie w ryzach trzymana,  rosła sobie na rabatce starannie opielona pokrzywa. Hym... mła wyglądała na taką sprawiającą kłopoty w uprawie, he, he, he.

8 komentarzy:

  1. Ten ogród, głównie końcowe zdjęcia, z Twoim mi się kojarzy. Przyjemne rozwichrzenie, bałaganik, natura i kultura w jednym, miłym dla oka oraz innych zmysłów, założeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy mła nie do końca ogrodu prawdziwie sfociła. Ten ogród nawet w tych cienistych miejscach jest pod kancik, tak uporządkowany żeby było łatwo roślinę farmaceucie wyhaczyć. Dla mła rzeczywiście był dydaktyczny. ;-D

      Usuń
  2. Przyjemna zieleninka, lubię spacerki w takich miejscach. Rożnorodność paproci robi wrażenie, ja to głównie leśne widuję, i u kolezusi sie zaxhwycam,bo u niej ladnie rosną, w domu cuś nie chcą rosnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam porastały Dorko takie paprociumy, które u nas to w doniczkach rosną po domach. Paproć niby ewolucyjnie stara rura ale jeśli chodzi o siedliska to wybredna, są ogrody i domy w których mimo stworzenia odpowiednich warunków cóś nie porasta. :-/

      Usuń
  3. Pokrzywa-rarytet wywołała mój uśmiech i złagodziła zazdrość o całokształt zielonego, czyli starego ogrodu w centrum miasta i roślin co to ich się w naszym klimacie nie doczekamy w wersji max. Wszystko na ten temat powiedziało mi w Monte Carlo drzewsko fikusa, takie co to pień o średnicy metra z kawałkiem. A u nas i w domach zero takiej witalności, wiotczyzna. Kretenki orliczej to mi już nie żal, ale że długosz se poszedł to odżałować nie mogę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła południe Europy skutecznie wyleczyło z kameliowego chciejstwa, po co męczyć roślinę, która nie ma wielkich szans na normalny rozwój? Pokrzywa mediolańska za to niby była ładna ale gdzie jej tam do moich okazów, he, he, he. ;-D Co do długosza to u mła nie pomogło mu nawet posadzenie tuż przy oczku wodnym. :-/

      Usuń
  4. I takie miejsca są najciekawsze. Wcale się nie dziwię, że do niego zawędrowałaś. Ściskam Cię serdecznie i donoszę, że u mnie wszystko ok, tylko czasu brak na bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze że wszystko OK, blog to życie wtórne, grunt żeby w tym prawdziwym życiu wszystko grało. :-D

      Usuń